Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [66]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna/Wałbrzych Podgórze
88 / 89


2022-05-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Jak zostałam kretem Hardcorem (czytano: 1565 razy)

 

Bieg Kreta Hardcore 377km
Co pcha człowieka do tak długich dystansów?
Chęć rzucenia sobie wyzwania
Gdy od lat biegasz ultra
i wszystkie biegi masz ukończone
a chcesz poddawać tą statystkę próbie
wychodzić wciąż ze strefy komfortu
i iść jeszcze dalej
Doświadczenie ciszy która uzależnia
samotności w największym wymiarze
gdy spotkanie z innym biegaczem na trasie jest rzadkie
prawie nie istnieje
Jesteś tylko Ty cisza i w przerwach na punktach
spotykasz najbliższego człowieka
Taki intymny wymiar biegania
choć wiesz że po tracku kropkę śledzić może cała Polska
biegnąc o tym nie myślę
Jestem tylko ja i droga...

Your dreams starts today!
Z takim hasłem zaczynam nowy sezon
Założenie jest proste
Każdego dnia staram się wykorzystać czas najlepiej jak potrafię
aby przybliżyć się choć trochę do odległego dystansu 377km
Trening do ultra jest prosty w założeniu
Trudniej z wykonaniem
z mobilizacją by wybiegać w śniegu w deszczu
czy po prostu w codziennym natłoku zdarzeń założone kilometry
A pewności czy wystartuję wciąż nie ma
Bieg Kreta czyli legendarne turystyczne wyzwanie pokonania trójkąta sudeckiego w 100h
to z pewnością nie jest zabawa dla każdego
wiedząc o tym organizatorzy ustawili limit uczestników na 10 osób
i przyjęli warunek kwalifikacyjny wykazania się punktami itra/ratemytrail
oraz listem motywacyjnym
Z początkiem lutego wszystko jest jasne
Rejs Kreta staje się faktem
a wśród 10 szczęśliwych śmiałków pojawia się moje nazwisko
Radość jest chyba większa niż z kwalifikacji na wszystkie inne dotąd biegi
Może też dlatego że nie zostałam wylosowana
Zostałam wybrana jako osoba odpowiednia do tego wyzwania
i teraz tylko muszę to udowodnić
Czy może być coś piękniejszego i trudniejszego w swej prostocie?
Nie brakuje osób kibicujących pojawiają się też wątpiący
sugerujący że skończy się to płaczem
Ja jednak jestem spokojna
spokój jest super mocą
a takie rzeczy nie dotyczą dobrze przygotowanych
Do dnia startu mam zrobione prawie 150km trasy rekonesansu
i 1328km w nogach od początku roku
Wiem że to dużo lecz czy to wystarczy?
Tego się nie dowiem jak nie spróbuję
i ten dreszczyk niepewności sprawia że to wyzwanie jest dla mnie ciekawe

Środa 20.04.2022 Sobótka
Nadchodzi ten dzień
Dzień wielkiej próby
Jeszcze się wszystko nie zaczęło
a już piętrzą się trudności
jak chmury nad Sobótką ciemne i deszczowe
Dzień wcześniej dostaję okres
i ten fakt w obliczu takiego dystansu
sprawia że w dniu startu nie czuję się super komfortowo
nie biegłam jeszcze w zawodach 100km z okresem a co dopiero 377km
Chciałam nowego wyzwania to mam
Pozostaje zacisnąć zęby i uzbroić się w tampony
Tak zamykam ten temat w swej głowie i staram się o nim nie myśleć
Kolejny problem w chwili startu to brak supportu od początku
Mój support od serca Przemek będzie dopiero na drugim punkcie w Szczawnie
Niby nic niby co to dla mnie 56km ale samotność w tej chwili mi nie pomaga
Czuję dziwny niepokój jakby ciało przeczuwało
mający je zaraz spotkać ogrom wysiłku
nie daję jednak nic a nic po sobie poznać
uśmiech nie znika z mojej twarzy
Po kilku wspólnych fotkach i wywiadach do kamery przed startem
Ruszamy
Wszyscy wesoło biegną razem
Zawodnicy rozmawiają
poznają się
Pierwszy podbieg pod Ślężę zdaje się nie robić na nikim wrażenia
w końcu ekipa biegnących to nie byle kto
sami starzy wyjadacze
W końcu ktoś przerywa ten popis i przechodzi do marszu
a za nim jak po sznureczku cała reszta
Trzeba oszczędzać siły
do mety jeszcze tak daleko że lepiej nawet nie myśleć
Na szczycie Ślęży mokro i mgliście
przemykamy w milczeniu
Tylko Damian zatrzymuje się na fotkę i małe co nieco
Biegnę pół kroku za Dominiką
a pół kroku za mną Tomek Wieczorek
reszta chłopaków poleciała ostro do przodu nie gonimy ich biegniemy swoje
- ale chłopaki polecieli - zagaduję Dominikę
- nie ma co ich gonić oni mają inną wydolność, trzeba po prostu biec swoje - odpowiada
Przysłuchujący się naszej rozmowie Tomek nic nie mówi
On też biegnie swoje na tym etapie
Kamizelka Dominiki podskakuje szeleszcząc w biegu i wypadają z niej drobiazgi
podnoszę rękawiczkę
i o dziwo po chwili sama gubię swoją próbując odebrać tel. od Przemka
moją podnosi Tomek
po chwili już żwawym krokiem zbiegam w dół po kamieniach rozmawiając:
- gdzie jesteś Kochanie? pyta Przemek
- zbiegam ze Ślęży
- juuuuż? To się muszę spieszyć bo nie zdążę
- zdążysz na spokojnie
Lecimy spokojnie choć emocje przedstartowe powodują że tętno mi skacze wysoko
Trzymam się pleców Dominiki
Chwilami nawet biegnę z przodu
Czuję jednak że nie ma co forsować tempa
Zwłaszcza że do kamizelki zabrałam tylko dwa 0,5l flaczki
mojego ulubionego roibosa z sokiem malinowym
Zapas płynów powoli mi się uszczupla wraz kolejnymi górkami
Postanawiam trochę zwolnić
tak tracę z oczu Dominikę
mijam sklep w którym kupowałam napoje na rekonesansie
decyduję się jednak nie tracić czasu i biec dalej
Do Świdnicy jest jakieś 5km
dam radę - myślę sobie
Gdy dobiegam do miasta już robi się ciemno
Chwilę biegnę sama w milczeniu
Przed punktem dobiega do mnie jednak dziewczyna ze Świdnickiej grupy biegowej
Towarzyszy mi ona w biegu aż do punktu
Na punkcie przy dworcu jest głośno gra muzyka
Uzupełniam płyny zagryzam pomarańczę i lecę dalej
Po chwili dobiega do mnie mężczyzna
- Cześć jestem Wacek ze Świdnickiej grupy biegowej mam zadanie odprowadzić Cię do Witoszowa
- to tak specjalnie dla mnie takie przywileje? pytam
- nie odprowadzamy wszystkich biegaczy po kolei taką mamy tu tradycję
No cóż tradycja rzecz święta choć odcinek do Witoszowa miałam biec słuchając muzyki
może droga z kimś obok szybciej zleci
Jednak biegając tyle miesięcy w samotności na treningach
Czuję się z początku trochę nieswojo
Wacek okazuje się być sympatycznym człowiekiem
opowiada o biegu, o swojej grupie i różne inne historie
Ja głównie słucham
Droga do Witoszowa choć cały czas pod górę mija szybko
W międzyczasie dzwoni Przemek już skończył pracę
i wiem że zbiera się z supportem
Wacek odprowadza mnie do jeziorka Daisy i zawraca
Tam w pierwszej chwili tracę orientację
Zupełnie inaczej to miejsce wygląda niż na rekonesansie za dnia
Udaje się jednak odnaleźć właściwą drogę
i po chwili korzystam znów z uroków samotności
udając się m.in. na pierwszą toaletę
W sumie nie jest źle myślałam że będzie gorzej
Gdyby nie konieczność wykonania czynności higienicznych
chyba zapomniałabym o okresie
Jednak to dopiero początek biegu zobaczymy co będzie dalej
Droga do Wałbrzycha jest łatwa i póki co jeszcze sucha
Mijam się przy rondzie w Palmiarni z Przemkiem
Upijam łyka ciepłej herbaty
i umawiamy się na punkcie w Szczawnie
Teraz muszę być uważna droga przez Szczawno jest pełna zawiłości
na szczęście znam je wszystkie
a w kieszeni mam nawet mapę z kolorami szlaków i ich zmianami odręcznie na ten bieg przygotowaną
Moja pamięć mnie jednak nie zawodzi i bez problemu odnajduję drogę do Parku Zdrojowego
Zaczyna kropić nie jest to jednak jakiś mocny deszcz
Wbiegając na deptak w Szczawnie mijam bijącego mi brawo policjanta
czy to ten sam co zatrzymał mnie miesiąc temu pod Chełmskiem na rekonesansie - nie wiem
Odpowiadam jednak uśmiechem i krótkim dziękuję
W punkcie jest już Radek który wita mnie słowami:
- ktoś tam już na Ciebie czeka
- tak wiem wiem Przemek :-)
Przemek przygotowuje dla mnie ciepłą pomidorową która idealnie pasuje mi na ten moment
Uzupełniamy flaczki
W międzyczasie Radek podchodzi z informacją że Dominika dostała karę za pomylenie drogi przez miasto i skrócenie trasy
Przemek mówi z kolei że pobiegła stąd z supportem biegowym na Chełmiec
- a więc jest już daleko myślę sobie spokojnie dojadając zupę
Kolega Przemka z basenu i jego pies odprowadzają mnie kawałek wzdłuż drogi
aż kończą się latarnie
nastaje ciemność
znów jestem tylko ja i droga
Podbieg na Chełmiec niebieskim szlakiem zimą wydał mi się wręcz absurdalny
Jak będzie dzisiaj?
Tym razem bez trudu wdrapuję się po wilgotnej ziemi trzymając się gałęzi
nie jest źle
Tylko ta mgła!
Na szczycie dosłownie prawie nic nie widzę
jasne światło czołówki jeszcze pogarsza sprawę
dopóki droga jest prosta idzie łatwo
W pewnym momencie jednak mam skręcić lecz dosłownie nie widzę ścieżki
błądzę trochę po omacku próbując znaleźć pod nogami coś na kształt ścieżki
udaje się jakoś zbiegać
jednak mam już całe mokre stopy
wiem że na tym błocie daleko nie pobiegnę i muszę czym prędzej zmienić buty
Za Chełmcem czeka mnie Mniszek
a później krzaczasty odcinek szczytami przez Boraczę do Czarnego Boru
Na rekonesansie pokłułam się tam kolczastymi krzewami
Jak będzie teraz nie wiem ale liczę że znajomość tego odcinka mi pomoże
Przedzieram się przez kolejne gałęzie i widzę jak w tle majaczy mi światełko innego biegacza
- to Damian
wybiegamy z chaszczy na drogę każde w inną stronę w tym samym czasie
Przemek stojący na drodze oferuje nam bułki słodkie ale Damian pyta tylko o piwo
Dowiaduję się że Dominika pobiegła ten odcinek szlakiem niebieskim szutrową drogą
Nie wiem czy pomyliła drogę czy celowo tam pobiegła
Ale gdybym wiedziała że tamtędy też można na pewno nie przedzierałabym się przez te krzaczory
No ale nic nie ma co się skupiać na tym na co wpływu się nie ma
Trzeba cisnąć dalej zwłaszcza że przede mną błotnisty odcinek przez las do Kamiennej
W ciemnościach nocy prawie nie widzę tego błota
więc co i rusz w nie wpadam kilka razy prawie się przewracam
Stopy oblepione błotem zdają się ważyć kilka kg każda
Na szczęście do punktu w Kamiennej niedaleko
Droga przez miasto mija mi szybko
na jej końcu jest punkt a tam już odpoczywa Damian
Przemek podgrzewa mi rosół smakuje przepysznie w ten ziąb
Jest jakoś nad ranem koło 5 więc najzimniej
Na liczniku mam już ponad 70km i ok 20 do Okraju gdzie będzie można chwile dłużej odpocząć
Najpierw jednak przeprawa przez budowę autostrady za Kamienną Górą
Ten odcinek przychodzi nam pokonać wspólnie z Damianem który dogania mnie tuż za punktem
I tak oto szukamy z Damianem Szukałą o 5 nad ranem zejścia z mostu
Damian jest pewny że powinno być zejście próbujemy więc najpierw klasycznie po tracku
Szybko okazuje się jednak że z drugiej strony nie ma zejścia lecz jest 5m dziura
postanawiamy zejść i wejść więc po nasypie budowlanym
nogi trochę uciekają ale odcinek pokonujemy w sumie szybko
i dalej już każde leci swoim tempem
Damian z kijkami ja póki co jeszcze bez
W lesie znów czekają mnie błotniste niespodzianki
Zaczyna świtać
Nawet nie wiem kiedy robi się widno
koleiny z rozjeżdżonego błota nabierają wyrazu w świetle dnia na drodze do Okraju
chwilami zastanawiam się gdzie nogę postawić
niezła łamigłówka
ogrania mnie wkurzenie jak służby leśne niszczą szlaki
zmuszając ludzi do błądzenia między drzewami zamiast poruszania się drogą
W pewnym momencie doganiam Jana Ćernockiego z Czech
mówię mu "cześć" ale chłopak nie odpowiada
minę ma smutną chyba coś jest nie tak przeczuwam
Na szczęście do Okraju niedaleko
Pojawiają się już pierwsze płaty śniegu i robi się chłodniej
Na Śnieżce z pewnością jest zima myślę sobie
Do Okraju dobiegam w porze śniadaniowej
W sam raz bo jestem głodna
W punkcie spotykam innych zawodników
Daniel wrócił już ze Śnieżki
Piotrek i Damian podobnie jak ja są jeszcze przed
Dominika na ten odcinek właśnie wyrusza
Dla mnie póki co priorytetem jest śniadanie
a jak pożywne śniadanie to - naleśniki
zrobiłam je wprawdzie wczoraj ale po prawie 100km smakują super nawet na zimno
Walcząc z kubkiem od kawy rozmawiam Radkiem o atrakcjach na trasie
W międzyczasie pojawia się Janek
narzeka on na kolano
wszyscy próbują jakoś doraźnie pomóc
jednak kontuzja wydaje się być poważna
Po śniadaniu od razu ruszam na Śnieżkę
nie ma co tracić czasu przede mną przecież jeszcze daleka droga
Od razu robi się zimowo
nie jest jednak zimno co cieszy
z pomocą kijków dość sprawnie wdrapuję się czerwonym szlakiem w stronę szczytu królowej Karkonoszy
Jest sporo śniegu ale jest bezwietrznie
Na większych wysokościach zalega mgła
Wszystko jest białe aż oczy bolą
po drodze na szczyt mijam Tomka Michała Kamila Dominikę i na koniec Damiana
wszyscy mówią że na górze lód
mam nakładki z kolcami więc się tym nie martwię
jakoś pójdzie
Na szczycie nagrywam krótki filmik
trochę jestem zmęczona ale teraz już będzie w dół do Okraju
Droga w dół zlatuje zdecydowanie szybciej
Trochę jestem zmarznięta i przemoczona na dole
przebieram się więc i korzystając z okazji łóżek w punkcie postanawiam chwilę zdrzemnąć
Chociaż 15min mówię do Przemka
W tle słyszę jakąś ożywioną dyskusję
Do ekipy dołączył zawodnik bez numeru pokonujący trasę turystycznie
Nie mieści mi się to w głowie jak można biec tyle km bez tracka numeru na żywioł
- szaleniec
No ale kto nim na tym biegu nie jest ?
Pytanie pozostaje retoryczne
Po wybudzeniu ruszam na Chełmsko
Pogoda jest ładna i z każdym kilometrem
znika śnieg pod nogami
Droga do Chełmska przez Lubawkę strasznie mi się jednak wlecze
mijam się na niej z Piotrkiem Jedwabnym
w Lubawce nagle spotykam go na mieście
- a byłem na Orlenie na hot doga mówi chłopak z uśmiechem
Biegniemy kawałek obok siebie w milczeniu
aż to wyrasta mi przed oczami znikąd wielka góra
To rezerwat Kruczy Kamień ze szczytami Starzec i Leszczynówka
Podejście jest długie i wymagające
jednak Piotrek znika mi w mgnieniu oka za kolejnymi wzniesieniami
żałuję że na ten odcinek nie wzięłam kijków
w końcu udaje mi się jakoś wdrapać na górę choć czuję się osłabiona
Chyba jestem głodna
Z utęsknieniem wypatruję już punktu w Chełmsku Śl.
Na drodze w dół dogania mnie chłopak z dredami
chce biec ze mną do punktu
ale dziękuję mu za przysługę w tej chwili małego kryzysu wolę być sama ze swoimi myślami
chłopak chyba to rozumie bo po ok 2km oddala się w swoim kierunku
Długi zbieg przechodzi w równie długi ciąg domków
Samo Chełmsko wlecze mi się niemiłosiernie mam wrażenie że punkt jest na samym końcu miejscowości
W końcu jest a w nim Przemek czekający z ciepłą zupą
Za bardzo nie zapamiętuję nawet co to za zupa
Zjadam ją i kilka nuggestsów
Wyczuwam w głosie Przemka lekkie zmartwienie o moje samopoczucie i upływający czas
Postanawiam wziąć w garść i ostro do roboty
Przede mną Czeski odcinek który znam z rekonesansu
jest dość biegowy zamierzam to wykorzystać
Odpalam muzyczkę w słuchawkach
i płynę z moim „enjoy the silence” przez kolejne pagórki
słońce leniwie opada za horyzont
już wiem że w połowie czeskiego odcinka zastanie mnie noc
doganiam niesfornego kreta turystę który z braku tracka co chwila gubi szlak
kilka razy poprawiam go krzycząc z oddali gdy droga skręca
mężczyzna wyraźnie niezadowolony zawraca marudząc że za bardzo przejmuję się tym co mi zegarek pokazuje
ważne jego zdaniem by cały czas poruszać się w dobrym kierunku
którędy to ma mniejsze znaczenie
Ja staram się jednak trzymać tracka i szlaku
zwłaszcza że pogubienie na takim dystansie mogłoby mnie słono kosztować czasu i energii
Po dość mozolnej wspinaczce na Hońskie Sedlo docieram do punktu i wsiadam do samochodu do Przemka
Okazuje że Piotrek jest wciąż za mną bo jego support w tym miejscu wciąż czeka
Jestem zmęczona i mam ochotę iść spać
jednak wspólnie z Przemkiem ustalamy
że lepiej będzie pokonać jeszcze jeden odcinek i tam zrobić drzemkę
Nieświadoma tego co ma mnie za chwilę czekać wyruszam w ciemność
Droga między drzewami przechodzi w szeroką ścieżkę która najpierw zbiega w dół
by po chwili piąć się po kamieniach w górę w stronę Hveźdy - turystycznej chaty
Do tego miejsca drogę znam
dalej jednak od czerwonego szlaku jest dla mnie znakiem zapytania
Szybko okazuje się że czeskie góry stołowe czyli Bromovskie Steny
to prawdziwy labirynt porozrzucanych wielkich kamieni
Trudno byłoby wśród nich znaleźć drogę za dnia a co dopiero w nocy
Błądzę więc w okolicach Skalnego Dziwadła
i mam wrażenie że kręcę się w kółko
wszystkie kamienie są do siebie podobne
do tego chwilami za kolejnymi kamieniami są kilkumetrowe uskoki skalne
powodujące gęsią skórkę gdybym postawiła nogę jeden krok za daleko
W pewnym momencie czerwony szlak skręca ostro w dół a ja wraz z nim
okazuje się jednak że to inny czerwony szlak w tym samym miejscu
Muszę więc wdrapywać się z powrotem
Motywacja spada
zmęczenie narasta
mam wrażanie że stoję w miejscu
a labirynt skalny zdaje się nie mieć końca
kolejne zakręty podejścia uskoki
cieszę się że chociaż mam ze sobą kije i jest się na czym podpierać
kilka razy prawie upadam ale szczęśliwie udaje się wybiec na drogę prowadzącą do Pasterki
a tam w głuszy i ciszy otulony nocą czekać miał Przemek
gdzie jest czy czeka nie wiem nie mam zasięgu nie mogę się dodzwonić
Jedyne co mi pozostaje to cisnąć do tego miejsca w nadziei że go na zmęczeniu nie minę
wypatruję kolejnych znaków
Jest Machovski Krźyz stąd już rzut beretem
w końcu pokazują mi się polskie znaki
i polskie napisy na szlakach
jestem na dobrej drodze
Jest i ona Pasterka
na drodze prowadzącej do schroniska widzę światła samochodu
to on to Przemek macham mu na powitanie biegnę ale bez odzewu do samochodu
no tak śpi
stukam w szybę po chwili udaje mi się go obudzić
jestem półżywa muszę się zdrzemnąć mówię daj mi chociaż pół godziny
Śpię chyba godzinę gdy budzik wyrywa nas ze snu za szybką bezszelestnie przemyka Piotrek
Trzeba się zbierać łyk ciepłej herbaty bułka z pasztetem i lecę dalej
Przez Karłów do Lisiej
Pola w Karłowie pokryte są warstwą połyskującego szronu
z traw bije chłód widzę swój oddech w świetle czołówki
tak tak jest przymrozek
Do Lisiej mam blisko raptem jedna górka zbieg i już jestem w punkcie
Tu zjadam zupę i znów spotykam szalonego kreta turystę
Biegacz na mój widok znów ożywia się i zaczyna nawijać
- Przespałem się w Pasterce - mówi
dobrze że dotarłem w nocy nikt mnie nie widział
drzwi były otwarte wiedziałem gdzie wejść położyłem się przykryłem kocem
i jak człowiek pospałem w łóżku ma się te sposoby
- No tak a ja tuż obok tyle że w aucie z nogami na szybie :-) pokręciłam głową
Widać do levelu master szalonego gapowicza jeszcze mi w tym biegu ciut brakuje
Na Lisiej zjadam zupę i obserwuję jak słońce wstaje
No to czas zacząć kolejny dzień
na początek w piątek Polanica
odcinek do Polanicy wiodący przez zamarznięte łąki i zawiłe leśne ścieżki
ciągnie się w nieskończoność
w końcu gdy zdaje się zbiegać do miasta okazuje się że raptem mam przebiec przez drogę
i dalej heja do Lasu
Mam wrażenie że obiegam całą Polanicę dookoła
wszystko zaczyna mnie drażnić
kolejna wycinka drzew przez którą muszę się przedzierać po rozrzuconych gałęziach f*ck!
W końcu jest droga asfaltowa
długa prosta w dół do miasteczka
przebiegam kolejnymi uliczkami wypatrując punktu
Rynek wita mnie zapachami pieczonego kurczaka i hamburgerów
jak ja bym teraz zjadła takiego hamburgera!
No ale no tak nie weszłabym teraz taka do restauracji
Pod sklepem mijany menel odprowadza mnie uśmiechem
Tak wiem wyglądamy i pachniemy teraz tak samo
z tą różnicą że on żeby tak wyglądać nigdzie nie biegał po prostu usiadł i poczekał
a teraz śmieje się ze mnie że się tak męczę po to co można mieć za darmo
Dzwonię do Przemka gdzie jest ten punkt w Polanicy bo nie mogę go znaleźć
Schodkami do góry i zaraz będziesz
Matko gdzie tu są schodki do góry
W końcu widzę punkt
wspominam hamburgera i nawiązuję do stanu zmenelenia
Dostaję czyste ubrania jedzenie i Przemek obiecuje mi hamburgera na kolejny punkt Bystrzycy
Tutaj jest też Kamil
Piotrek podobno zszedł z trasy po bolesnym upadku w Czechach ciężko mu było dalej biec
Wymieniamy kilka zdań o Bromowskich Stenach i mamy chyba takie same odczucia
Mam teraz hamburgerową motywację żeby cisnąć do Bystrzycy
słoneczko sprzyja wycieczce
trochę mniej profil trasy
Od samego wyjścia z punktu jest cały czas pod górę
i ta góra zdaje się nie mieć końca
idę szybko z kijkami towarzyszy mi muzyczka
kolejne kilometry mijają a końca podbiegu nie widać
po 10km jest nieśmiałe wypłaszczenie terenu i dalej mniej skromny zbieg
nie bardzo miałam jakie buty założyć wszystkie były ubłocone
i zdaję sobie sprawę że opuchnięte stopy w tych najciaśniejszych nie mają się dobrze
próbuję biec ale pod palcami czuję pęcherze
zaciskam zęby jednak i robię co mogę w końcu w punkcie czeka hamburger :-)
Po równie długim zbiegu jak podbieg
pojawia się w końcu tabliczka zwiastująca Bystrzycę
Przebiegam chyba przez całe miasteczko aż na jego końcu wychodzi mi Przemek naprzeciw
Tutaj jesteśmy
Siadam w samochodzie z ulgą
Moje stopy wołają o pomoc nie nie przebiegnę już w tych butach pół kilometra
hamburger okazuje się mniej apetyczny niż myślałam
jest z to kebab :-)
pałaszuję fast fooda z apetytem po czym próbuję coś zrobić ze stopami
kolejne pęcherze przebijam igłą i zaklejam
Mam wrażenie że to jednak metoda na krótko
dobrze wiem zrobią się znowu pytanie tylko kiedy
Z powodu zmęczenia nóg i pęcherzy zmarnowałam dużo czasu na poprzednim odcinku
Już wiem że może być trudno zdążyć przed nocą na Śnieżnik
zbieram się więc czym prędzej z punktu
Przemek obiecał czekać w Międzygórzu za Igliczną
Mam więc tylko kilka km do zrobienia i jedną dość sporą górkę
Cisnę co sił w nogach
Niebo się chmurzy złowrogo jakby miało zacząć padać
i takie zawieszenie ciężkich chmur utrzymuje się nade mną ale nie pada
gdy biegnę najpierw drogą potem przez pola do Międzygórza
Z koncentracji wybija mnie tel.
To Tomek z moich zawodników chce przyjechać pomóc w supporcie zatrzyma się w Lądku
Przekierowuję go na kontakt do Przemka
Igliczna okazuje się całkiem sporą górką
i choć wydaje mi się że słońce jest jeszcze wysoko
gdy ją pokonuję i zbiegam do wodospadu z drugiej strony jest już całkowicie ciemno
Posilam się w Międzygórzu i spieszę na Śnieżnik jest 20:30
przede mną 9km mocnego podejścia pod górę na dużym zmęczeniu
zajmie mi to sporo czasu nie ma co marudzić - ruszam!
Przemek decyduje się zostać i zaczekać na Kamila
który wyruszył po mnie z punktu w Bystrzycy
Nie jest z nim dobrze mówi - zmartwiony
Ja mam akurat teraz lepszy moment
Idę żwawo pod górę gdy dobiega do mnie mężczyzna
-Jestem ze Świdnickiej grupy biegowej potowarzyszę Ci na Śnieżnik
-Ale nie trzeba naprawdę dobrze mi się biegnie - odpowiadam
-Obiecałem koleżance że Cię odprowadzę
-To wiesz co zbiegnij w dół tam jest jeszcze jeden zawodnik
ma chyba kryzys biegnij z nim zaraz tu powinien być
- mężczyzna żegna się ze mną bierze żel dla Kamila który mu daję i znów zostaję tylko ja i droga
Przez chwilę cieszy mnie ta sytuacja
Jednak w wyższych partiach czerwonego szlaku na Śnieżnik zaczynam czuć się dziwnie
Jakby obserwowana
Patrzę w prawo na stok góry i widzę wyraźnie parę szeroko rozstawionych połyskujących głębokim ciemno żółtym odcieniem oczu
obiekt trwa w bezruchu a oczy mnie śledzą
Kawałek dalej widzę drugą taką samą parę obok drzewa trochę niżej jakby przy ziemi
Oczy nie ruszają się i nie uciekają
Stukam mocno kijkami o ziemię i wydaję głośny okrzyk dwa razy
jednak oczy wciąż mnie śledzą i nie uciekają
Tak się nie zachowują roślinożercy dociera do mnie
to są jakieś drapieżniki cholera wie wilki niedźwiedzie
na mój okrzyk jedna para oczu podnosi się jakby zwierzak stanął na tylnych łapach
O matko tak zachowuje się tylko niedźwiedź
ale przecież pod Śnieżnikiem niby nie ma niedźwiedzi
Tymczasem jeszcze jeden rzut oka w stronę krzaków ukazuje mi zarys okrągłego puchatego ucha większego zwierzaka widzę też dziwne ślady na błocie
Staram się nie wpadać w panikę
to najgorsze co bym mogła zrobić
oddalam się żwawym krokiem marszu i dzwonię do Przemka
- Przemek Jezu zostań na linii mów do mnie tu są niedźwiedzie
- uspokój się na pewno nie niedźwiedzie może Ci się zdaje
- nie zdaje mi się widziałam dwie pary oczy jedna stanęła w słupek
a najgorsze jest to że szlak zakręca w tamtym kierunku i nie wiem czy znów na nie nie wejdę
- nie panikuj idź spokojnie zwierzaki stronią od ludzi pewnie już uciekły
Mimo wszelkich racjonalnych argumentów nie czuję się pewnie aż do samego schroniska
zwłaszcza że co jakiś czas znów widzę dziwne ślady na drodze
- A jak tam Kamil? pytam
- zjadł naleśniki napił się ciepłej herbaty dałem mu batony i cukierki idzie powoli za Tobą
- o matko żeby nie wszedł na te niedźwiedzie
- spokojnie pewnie nawet nic nie zauważy jest mocno zmęczony
Powoli docieram do schroniska i tam urywa mi się zasięg
Znów jest mgliście tak że ledwo co widzę
ale zarys domku wydaje się być prawdziwy
idę w jego stronę
W schronisku jestem o 22:36
tak jak było mówione na odprawie po 22:00 nie będzie posiłku
liczę więc chociaż na to że chwilę się zagrzeję
W sali głównej grupa mężczyzn siedzi przy wódce
moja obecność ich nie dziwi ani nie wzrusza proponują nawet kielona
grzecznie odmawiam mówiąc że biorę udział w biegu
- to rzućcie jej chociaż wodę - rzuca ze śmiechem jeden z nich
Dostaję butelkę wody popijam kilka łyków i dochodzę do wniosku że nic tu po mnie
Trzeba wziąć się za robotę im szybciej pokonam Śnieżnik tym szybciej z niego zbiegnę
Droga na szczyt choć mi znana w ogóle nie przypomina samej siebie
Prawie nic nie widzę we mgle
wiatr szarpie mi kurtkę
Poruszam się więc po śladach ludzkich odbitych w śniegu
błądząc po omacku po jakiś 30-40min docieram do słupka na szczycie
wyjmuje tel. żeby nagrać ten moment
inaczej chyba nikt mi nie uwierzy jak strasznie tu było
jednak nawet film nie oddaje powagi sytuacji
W moment od zdjęcia rękawiczki zamarzają mi ręce
zakładam je więc z powrotem
i zaczynam szukać szlaku w dół
nic jednak nie widzę a wiatr targa mną jak szmacianą lalką
potykam się i przewracam na mokrym śniegu
strzałka w zegarku co chwila pokazuje co innego
w końcu jakby widzę znaczek na drzewie i jest sygnał w zegarku - na kursie
próbuję zrobić krok ale w tym samym momencie zsuwam się bezwładnie 5m w dół
podnoszę się wstaję i jeszcze raz to samo
tak potykając się i przewracając na stromiźnie w mokrym śniegu
próbuję zejść jak najszybciej w dół
W końcu wiatr cichnie i zostaję tylko ja i las i kręte pokryte śniegiem strome ścieżki
schodzę ostrożnie o zbieganiu nie ma mowy
mimo kolców przewracam się co chwila
Droga w dół jest koszmarnie długa choć z mapy wynika że to tylko kilka km
Telefon głuchy
brak zasięgu
i tak godzinę może półtorej przesuwam się stopniowo w dół do Płoszyny
gdy jestem już blisko niecierpliwię się
jest sygnał w tel. więc dzwonię do Przemka
- nareszcie wiesz jak ja się martwiłem nie mogłem się dodzwonić - odpowiada
- wiesz co ja tu przeżyłam szkoda gadać zaraz będę w Płoszynie czekasz tam na mnie
- tak
- ok już biegnę
Od rozmowy mijają jednak długie minuty a końca drogi nie widać
zaczynam popadać w paranoję widząc czeskie oznaczenia szlaków
i podejrzewam że zbiegłam ze złej strony
Dzwonię znowu
-Jestem już prawie w Płoszynie zatrąb albo krzyknij
- trąbię
i nic... cisza
Panikuję zaczynam wołać Przemka lecz on mnie nie słyszy
w końcu bezsilna dzwonię wyjdź po mnie
i po chwili gdy to mówię z zza najbliższego wzniesienia wychodzi
Rzucam mu się prawie z płaczem na szyję
o matko jak się cieszę że Cię widzę
Muszę iść spać zresetować mózg
nie wiem jak się nazywam
Zasypiam niemal natychmiast z nogami na szybie
Przemek obok mnie śpi na kierownicy
Budzik wyrywa nas ze snu po półtorej godzinie
i znów uruchamiamy system przywracania trybu biegu
- podgrzać Ci zupę?
- nie herbaty tylko już mam dość zup
czarne buty są kompletnie mokre nie założę ich masz jakieś wysuszone
- nie wszystko mokre
- może załóż te w których chodzisz
W sumie są to buty do biegania w tych okolicznościach jest to jedyne rozsądne rozwiązanie
Tak robimy
Po 15min ruszam zmotywowana na nowy dzień walki z kretem
Przede mną kilkanaście km szlaku do Gierałtowa
Tam jest stały punkt tam się jeszcze zdrzemnę powtarzam sobie półprzytomna
Cieszy mnie każdy kilometr z którym oddalam się od pokrywy śnieżnej
choć miejscami do Gierałtowa są jeszcze pojedyncze płaty śniegu
Poranek jest piękny
niebo czyste
zapowiada się piękny dzień
Drogę do Gierałtowa kojarzę z trasy 68km w Lądku
Przemek mówi że punkt jest blisko miejsca gdzie był punkt w Lądku tylko po drugiej stronie
Wybiegam na otwartą przestrzeń i choć myślę że do punktu mam jeszcze kawałek
na końcu drogi widzę jego
Jest Przemek jest i punkt
Agroturystyka dla aktywnych gdzie dokarmiają krety
to mi się podoba
Po dwóch i pół dobie biegu z okresem w warunkach mocno terenowych marzę o prysznicu
tutaj to marzenie ma szanse się spełnić
chrzanię stratę czasu jest mi to potrzebne teraz najbardziej
Przemek przynosi mi rzeczy z samochodu
A Pan z obsługi punktu robi pyszny makaron
choć wyglądam jakbym nie spała trzy noce czyli dokładnie tak jak jest
czuję się po umyciu znacznie lepiej
decyduję się na krótką 30min drzemkę
mija mi ona nie wiem kiedy
W międzyczasie przyjeżdża ktoś z obsługi wymienić mi tracka
bo moja kropka poprzedniej nocy została na Śnieżniku
i tak oto umarłam i teraz narodziłam się na nowo
z nową kropką zamierzam bez zakłóceń cisnąć już prosto do mety
Wychodząc z punktu spotykam Tomka - mojego zawodnika
jest pod wrażeniem mojej walki
choć ja do końca już nie ogarniam co się wokół mnie dzieje
Tomek chce biec ze mną ale w tym stanie zdecydowanie nie chcę aby ktoś mi towarzyszył
cisnę dalej sama swoim tempem skupiona na strzałce w zegarku do mety jeszcze jakieś 115km
Tylko!
Odcinek po drzemce jest łatwy
Biegnę do Lądka z uśmiechem wydaje się że mam wciąż sporo sił to będzie dobry dzień
Słońce świeci jest ciepło jest moc
Muzyczka w tel. podkręca tempo
jednak tel. prawie rozładowany a powerbank szwankuje
Przemek podmienia mi kabel abym mogła już bez zakłóceń dalej biec
Przy okazji ma ciepły obiad kotlet schabowy ziemniaczki buraczki
Jest koło południa i wydaje mi się za wcześnie na obiad jednak perspektywa wspinaczki schodami na Radochów i dalej w górę krętymi zakrzaczonymi ścieżkami mnie przekonuje do zjedzenia kotleta
Wydaje mi że zaraz się spotkamy
ugryzam przy wymianie kabla tylko kilka kęsów kotleta
tymczasem okazuje się że mylę w głowie przełęcz Kłodzką z Łaszczową
i gdy pokonuję mozolnie Ptasznik a dalej zbiegam co sił kilka km asfaltem
na przełęczy Kłodzkiej nikt na mnie nie czeka
- To jeszcze kilka kilometrów z tego miejsca - odzywa się Przemek w słuchawce
pytałem Cię czy mam tam być
- nie no ok nie dogadaliśmy się myślałam że to będzie to miejsce i że to jest bliżej
Demotywacja i głód skutecznie podcinają mi nogi na drodze do Łaszczowej
do tego czuję pod stopami kolejne pęcherze
Tym razem jest mi już jakby wszystko jedno
staram się zrobić co mogę by być jak najszybciej w kolejnym punkcie
Zniecierpliwiony Przemek wybiega po mnie na szlak
Trochę mi się dostaje za to marudzenie gorzkich słów
- wiesz ile godzin pokonujesz ten odcinek ? ja tu cały dzień na Ciebie czekam już jest wieczór
Już się zaraz bieg kończy Tamta już prawie na metę wbiega
Jak nie masz siły biec to może zejdź z trasy
Przemek wie że uderza w czuły punkt
Pani Samuraj za nic w świecie nie zejdzie z trasy
ukończenie biegu to zawsze punkt honoru
Nawet gdy masz za sobą 270km i przed sobą jeszcze 100
Chce mi się płakać lecz zaciskam zęby cisnę dalej
W punkcie czeka zimna już niestety ale wciąż pyszna pizza z kurczakiem
i kolega Tomasz częstujący mandarynkami
Za bardzo rozmowna jednak nie jestem
skupiam się na zagrzaniu w samochodzie
jem i na koniec opatruję nogi
moje stopy są już całe pokłute i zaklejone plastrami od pęcherzy
tym razem warunki na trasie i dystans nie zapobiegły pęcherzom
robię więc co mogę by je chociaż po kolei rozbroić
nie wygląda to dobrze
plastry zasypka i świeże skarpetki powinny pomóc chociaż na chwilę
Przede mną zbieg do Barda słynną drogą krzyżową
krzywię się na samą myśl jak zniosą tyle w dół moje zmęczone kolana ale co zrobić
trzeba to przetrwać
odcinek mimo wszystko mija mi dość szybko i lada moment jestem już w Bardzie
A tam zostaje mi z tych 377 tylko 77km
wiem ta trójka została w nogach wyznaję z uśmiechem do Przemka
Plan jest taki by cisnąć do oporu
nie ma już za bardzo czasu na drzemki
najpierw przełęcz Wilcza łatwym odcinkiem
potem trochę pod górę przez Srebrną Górę do Przełęczy Woliborskiej
W połowie tego drugiego odcinka zaczynam się już zataczać
Jest stromo pod górę a mi się kręci w głowie i ledwo co idę
Podchodzę pod Srebrną Górę i rozpoznaję Przemka samochód
Słuchaj muszę się zdrzemnąć bo już nie daję rady
- co yyyhmmm odpowiada mi Przemek i z powrotem zasypia na kierownicy
ustawiam budzik na godzinę i idę spać
gdy dzwoni Przemek dalej śpi jak zabity
postanawiam więc ogarnąć się sama
nogi są tak sztywne że ledwo mogę je rozchodzić
biorę więc maść rozgrzewającą i zaczynam smarować
zaklejam też już trochę bolące lewe kolano
po około 10min sztywność puszcza ufff co za ulga mogę biec
Przemek ja biegnę do Woliborskiej widzimy się tam na tym punkcie
- co yyyhmmmm tak tak już tam jadę
Po około godzinie marszobiegu wita mnie czwarty wschód słońca
w oczach zmęczonych na tle bladej twarzy wymiętej za długą podróżą
ta pełna energii czerwień kontrastuje przepięknie
robię zdjęcie i nagrywam krótki film
Gołębia
nie ma co
lecę dalej
Na Przełęczy Woliborskiej jemy śniadanko
kawa ciasto jest przepysznie choć bułeczki z rabarbarem kupiłam 4 dni temu
po tylu kilometrach smakują zbawiennie
znów chce się żyć biec już niekoniecznie
ale trzeba co zrobić
Trzeba to skończyć
Cel najbliższy Przełęcz Walimska
Tymczasem Houston we have a problem
Rajd WRC przekreśla Przemkowi jakąkolwiek możliwość dojazdu na Walimską
- Słuchaj nie dojadę tam jeżdżę cały czas dookoła zatrzymaj się może w Zygmuntówce zjedz coś
na Walimskiej będzie Alina rozmawiałem z nią ugrzęźli tam na punkcie na dwa dni czekają
- ok co zrobić
Trzeba przetrwać Góry Sowie pogoda zaczyna się psuć
Zygmuntówkę mijam więc bez zatrzymania
wyprzedzam tym samym Kamila który dogania mnie kilka km dalej
Wielka Sowa wita mnie już deszczem
najpierw delikatnym siąpiącym
jednak temat wyraźnie rozkręca się
Na Walimską docieram więc zmotywowana
zobaczyć żywych ludzi
uśmiechnąć się
zjeść napić się i dalej w drogę
Jednak to co przygotowano na punkcie przerasta moje oczekiwania
Kiełbaski z grilla z musztardą
ogóreczki kiszone jak mi się tak chce słonego
no i oczywiście kawa żeby się obudzić
Zagryzam więc ogórka kiszonego i popijam kawą z mlekiem
właśnie mi teraz tego trzeba
uśmiecham się szeroko i lecę
Przepuszczam jakiś pędzący samochód między barierami z opon
i lecę swoim zawrotnym tempem trochę ponad 10min/km :-)
do mety zostało jakieś 36km
Ten widok ta myśl to mi dodaje sił by biec w strugach w deszczu
Na drodze asfaltowej do Glinna spotykam jadącą samochodem Kasię
pokrzepia mnie dziewczyna na duchu chodź słowa jak przez mgłę w której biegnę pamiętam
tyle dobrego że chociaż ludzi rozpoznaję
Chwilę dalej Przemek daje mi się napić ciepłej herbaty i wygania na deszcz
Dawaj ostatni odcinek maleńka ciśniemy
Kawałek ten znam z rekonesansu najpierw troszkę do góry potem cały czas w dół
przez pola aż do Tuszyna
Zanim jednak wybiegam z lasu oczom moim ukazuje się człowiek
- cześć Świdnicka grupa biegowa pamiętasz jestem Wacek biegłem z Tobą przez Witoszów
- Tak pamiętam
- Jak się masz dobrze
- Daj może poniosę Ci kije
i tak Wacek postanawia pobiec z moimi kijami aż do mety
Dżentelmen prawdziwy z niego choć sama nie wiem właściwie już po co mi te kije ?
W Lutomii nagle z ogródka wybiega jakiś jego kolega i zaprasza na herbatę
nie nie nie mogę
stanowczo odmawiam
nie mam czasu muszę cisnąć do mety
wypijamy więc łyczka przy bramie w strugach deszczu
Kawałek dalej Przemek wymienia mi rękawiczki bo te które mam są już kompletnie mokre
teraz mam dwie pary i wygląda na to że i te zamokną
jest mi chociaż przynajmniej teraz ciepło
Po chwili w to piękne ulewne popołudnie dobiega do nas z zamiarem poprowadzenia Grzegorz
zwany Rzeźbiarzem
No więc jest pewne razem ulepimy już w tym błocie z tego jakiś ciekawy wynik
Deszcz nie daje za wygraną i zmienia się w ulewę
chodź rozmowa się klei jak buty do pola i ubranie do ciała
z każdą minutą robi się nam coraz mniej miło
najgorzej ma Rzeźbiarz biegnący w krótkich spodenkach
no cóż miała być deszczowa ta edycja wykrakaliście
w Tuszynie jestem już kompletnie przemoczona
muszę wymienić całą garderobę włącznie z bielizną
zajmuje to kilka minut ale przynajmniej przestaję się trząść z zimna
Ubrana w nowy zestaw wciągam wafelka i zagryzam kotletem z czosnkiem niedźwiedzim
przygotowanym przez żonę Wacka
jest wesoło i przepysznie a przed nami same atrakcje
Ślęża i meta
Na tym odcinku podbiega do mnie jeszcze Radek z kamerą
zadać kilka pytań
okoliczności idealne
-to jak to jest z tą pogodą? - pyta
- dobra pogoda nie kształci dobrych żeglarzy - odpowiadam beznamiętnie
Mamy więc sztorm do mety ale przynajmniej w tym rejsie
jest jakiś akcent gdzie można popłynąć i nie chodzi mi tu bynajmniej o te kilka słów do kamery
Szlak na Ślężę cały w wodzie która płynie nam prosto pod nogi między kamieniami
jeszcze tylko jakieś 6 5 4 odliczam kilometry do mety
podczas gdy Radek zachwyca się szczytem Ślęży
- oto i ona w pięknej mglistej odsłonie
super tylko gdzie ta meta
już niedaleko pocieszają chłopaki
zbieg po niefajnych kamieniach wlecze się i wlecze
ale gdy wybiegam na drogę do miasta dostaję jakiś 4 czy 5 oddech
przyspieszam nagle do prawie zawrotnych 8min na kilometr
choć względność tej sytuacji sprawia że dla siebie samej biegnę jakby sprintem
jedynym na jaki mnie stać

Niedziela 24.04.2022
"All I ever wanted
All I ever needed
Is here in my arms
words are very unnecessary
they can only do harm"

Wyglądam mety i Przemka
już nie mogę się ich doczekać
nie wiem już czego i kogo bardziej
w końcu wszystko to co jest na końcu drogi jest najważniejsze
biegnę wprost do niego
rzucam się na szyję i szepczę
- dziękuję Kochanie
-ej uściski potem dawaj dawaj każda sekunda się liczy - krzyczy pilnujący tempa Rzeźbiarz
ale ja jestem jakby we śnie
Tuż przed metą spływa po moim policzku kropelka
i już nie wiem czy to kropla deszczu czy łza szczęścia
ale to nie ma znaczenia
na metę wpadam podskokiem tak jak sobie obiecałam
jeszcze uścisk dłoni z Kamilem który przybiegł minutę przede mną
i Kret Hardcore staje się dla mnie faktem
Nie do końca w to wierzę co się wokół mnie dzieje
Dostaję magiczny Trójkąt Sudecki
i gratulacje a gdy opadam na krzesło w Winiarni Celtica
wszystko ze mnie schodzi
cały wysiłek
puszczają emocje
i dopiero wtedy po raz pierwszy od początku biegu czuję się tak bardzo tak strasznie zmęczona
Drogi do domu samochodem prawie nie pamiętam
Pamiętam tylko że jeszcze przed chwilą biegłam do mety
a teraz Przemek prowadzi mnie po schodach
jestem pewna że zostawiłam na tym biegu wszystko co miałam
serce duszę i nogi
zajęło mi to 98h i 46min
i jak zawsze dotąd
kolejny raz dobiegłam do mety
choć tym razem już sama meta nie wynik była tym wielkim wyzwaniem
Na pytanie po co to robię znam tylko jedną odpowiedź:
po prostu to kocham
inaczej to nie byłoby w ogóle możliwe
Z pewnością w tych najdłuższych ultra
w tych ludziach
jest największa potwierdzona setkami kilometrów prawdziwość


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2022-05-02,08:44): 🤭niesamowite, nie z tego świata. Powiedziec: jesteś Wielka, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Tu trzeba nisko się pokłonić i zamilknąć...
dziadekm (2022-05-02,18:57): Siła jest kobietą.... Szacunek przeogromny Pozdrawiam
Patriszja11 (2022-05-03,18:16): Dziękuję za miłe słowa  Siła jest kobietą zdecydowanie 💪
stanlej (2022-05-04,14:32): Trochę przekłamane z tym turysto ale fakt faktem się spotkaliśmy dwa razy i raz poszedłem źle i mnie poprawiła i zawołała.W Pasterce spałem nie pod kocem lecz na materacu i nie na łóżku lecz na wymienionym wyżej materacu spałem tam około 1h45minut i dopadła mnie hipotermia i poszedłem dalej w stronę Lisiej Przełęczy.
stanlej (2022-05-04,14:37): Na mecie Patrycja miała około 388 km mogę się trochę mylić ja miałem 391km oczywiście ona dokładnie wie ile tych kilometrów miała wprawdzie mi mówiła ale zapomniałem dokładnie zapamiętać w każdym razie miała parę kilometrów mniej.Ale na drugi rok turysta się poprawi.
Patriszja11 (2022-05-04,18:18): Staniej kłaniam się nisko podziwiam Twoją odwagę i szaleństwo dlatego o Tobie napisałam. Musiałam to jakoś ubrać w słowa 🙂 Życzę abyś w przyszłym roku już jako pełnoprawny uczestnik mógł wystartować i ukończyć. Pozdrawiam
stanlej (2022-05-04,22:27): Patrycja jako pełnoprawny uczestnik nie wystartuję bo organizator w osobie Radosława Puchały do tego nie dopuści jestem tego pewny na 100% za bardzo mu się naraziłem.Ale to jest nie istotne i tak pojadę bo raz na rok takie wyzwanie jest wskazane i nie wiem dlaczego ale ten region Polski mi bardzo przypadł do gustu.Okres tego biegu też jest fajny po po Świętach Wilkanocnych przewaznie wszystko się budzi do życia.
Patriszja11 (2022-05-05,18:58): Szkoda wielka :-( moim zdaniem udowodniłeś wszystkim że jesteś prawdziwym Kretem Hardcorem i za ten wyczyn powinieneś mieć dziką kartę za rok. W końcu Damian był dla nich w tym roku jako największy wariat poprzedniej edycji najciekawszym uczestnikiem jak sami przyznali na werbunku, więc nie wiem jaki jest tu klucz. Może są jakieś sprawy o których nie wiem.
stanlej (2022-05-05,21:29): Dziękuje ci że tam w swojej relacji wspomniałaś o turyście czyli o mnie bez ciebie nawet pies z kulawą nogą by nie wiedział że tam byłem.
Kociu99 (2022-05-18,17:38): Ogromy szacunek! Piękna i ciernista ta droga! Czytałem z wypiekami na twarzy! Pozdrawiam i podziwiam!
Patriszja11 (2022-05-29,10:34): Kociu99 dziękuję 🙂
Honda (2022-07-05,12:07): Poryczałam się jak małe dziecko. Nie jestem w stanie sobie nawet tego wyobrazić, czytam to z zapartym tchem i podziwiam. Nie wiem, czy jakiekolwiek słowa są w stanie oddać moje uznanie dla Ciebie. Jesteś kobietą z żelaza!!! :) Niewyobrażalne, czego dokonałaś! Wielkie brawa, ukłony, gratulacje!
Patriszja11 (2022-07-24,20:03): Honda dziękuję 💚Bardzo mi miło, że wywołałam tyle pozytywnych emocji 🌸







 Ostatnio zalogowani
zmierzymyczas.pl
01:00
piotrpieklo
00:32
lordedward
23:36
orzelek
23:20
kaes
23:10
kos 88
22:56
Gregorius
22:55
Fredo
22:52
Lektor443
22:46
farba
22:43
rdz86
22:43
lachu
22:38
soniksoniks
22:29
benfika
22:12
rolkarz
22:05
Yatzaxx
21:52
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |