Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [66]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna/Wałbrzych Podgórze
86 / 89


2021-07-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Sudecka Setka 32 i pół - to miejsce Ci ludzie Ten dystans (czytano: 1823 razy)

 

Jeśli nie jesteś szybki
mam dla Ciebie dobrą wiadomość
dla Twojej wytrzymałości nie ma to żadnego znaczenia
Jeśli ktoś powiedział Ci że nie masz talentu
Zmień to zmień go na kogoś kto widzi w Tobie wszystko
Wiara czyni cuda i nie są to puste słowa
człowiek jest w stanie wykonać wszystko w co uwierzy jego głowa
ale jest jedno ale
to boli
więc jeśli decydujesz się na ultra nie musisz mieć żadnych konkretnych predyspozycji
poza jedną
odpornością na ból
i jeszcze jedną rzecz obok właściwego człowieka
Reszta to bułka z masłem...no prawie :-)

Mając prawie 40lat na karku rozpoczynam w swoim bieganiu nową przygodę
już nie zarządzam swoim bieganiem
ale cudzymi marzeniami
a moim bieganiem zarządza wciąż on Trener od Serca zwany również Przemysławem
Ciekawe to wyzwanie być jednocześnie katem i ofiarą w tej kaźni
wszyscy tu jednak są dorośli i nękają się na własne życzenie.
Jako że pandemia zdaje się ciut przygasać
i skutki wielomiesięcznej treningowej harówy wypadałoby gdzieś celebrować
każdy obiera sobie jakiś cel
Traf chce że dwie moje zawodniczki doświadczona Monika
i debiutująca w ultra Milena wybierają sobie to samo miejsce zbrodni
Sudecka Setka
Bieg dla mnie szczególny nie tylko dlatego
że wybrany przez Trenera w jego ukochanych górach - w domu
Bieg od którego dla mnie mentalnie zaczęło się ultra
i do którego zawsze fizycznie chcę wracać
Ponieważ pod organizacją podpisuję się tu rękami i nogami
bez wahania polecam start Milenie na debiut ultra
Monika już wie z czym to się je i sądząc po jej obecności ostatnio jej smakowało
Taka ekipa na starcie zawsze cieszy
zwłaszcza gdy się na coś miesiącami pracowało i teraz wypada nie paść na zawał przed startem
Rola trenera zobowiązuje więc aby nic ani nic się nie denerwować
a rola zawodnika zobowiązuje aby tego nie schrzanić
nie wychodzę z niej nawet pomimo bycia o włos od tragedii
potrącenia przez taksówkę stojąc przed startem
Na szczęście wychodzę z tej opresji bez szwanku
to dobry znak
Wystrzał startera i salwy fajerwerków jak zawsze zaczynają ten spektakl
show must go on - wiem o tym doskonale
lecz kto będzie grał główną rolę w tym przedstawieniu to się wkrótce okaże
Od razu żwawym krokiem do przodu rusza Ewa Majer a za nią Edyta
mam ich nie gonić nie gonić powtarzam sobie zaciskając zęby
odtwarzając w pamięci start topora który ostatnio spaliłam
Nie daję się ponieść emocjom
ustawiam ekran na tętno i mam wszystko pod kontrolą
Jest dobrze!
Podbieg na Mniszek czy to jest to ?!
Ze zdziwieniem ślę sobie kolejne retoryczne pytania oczekując czegoś ciężkiego
tymczasem łykam każdy metr w górę prawie jak po płaskim
kolejne osoby obok przechodzą do marszu a ja nie muszę
cudowne jest to uczucie
nareszcie - myślę sobie spoglądając na zegarek że wszystko idzie zgodnie z planem
Kolejne kilometry to naprzemiennie ciemny las i tłumy kibiców przy drodze
a tam co jakiś czas Trener powtarzający jak mantrę
Spokojnie rób swoje
Taki mam zamiar choć wskazania zegarka coraz częściej szokują
Biegnie mi się tak dobrze że na 20km mijam pierwszą matę z pomiarem czasu po 2h 5min
Sama w to nie wierząc że biegnę aż tak szybko 6:00min/km po górach :-)
Wiem że tego nie utrzymam wiem też że jest minimalnie za szybko względem założeń
ale po co się martwić gdy jest tak pięknie
Jeszcze jeden raz Trójgarb a potem już Chełmiec i stadion
ale w drugą stronę na Trójgarb idzie jakby gorzej
z braku coli na punkcie łykam jakieś izo trzy kubki naraz i dostaję lekkiej zmułki
ok tego pić nie będziemy
wlewam w żołądek resztkę coli i lecę dalej
ale już zaczynam tracić względem rozpiski na ręce
Chełmiec cóż ma w sobie ta góra nie wiem? (wolę Borową)
ale choć w tym sezonie nie byłam na nim ani razu
biegnę i biegnę kaemy mijają zostają w tyle kolejni wyżyłowani panowie a ja sobie biegnę :-)
Jakieś dwie pary oczu świecące w krzakach nie uchodzą uwadze mojej czołówki
ok to tu na wszelki wypadek sobie kawałek przejdę do marszu
ale jak się okazuje po chwili to już jest szczyt
Jakoś dziwnie przebiegam dwa razy przez tą samą matę
szybki gryz mojego ulubionego menu na ultra - bułki słodkiej uzupełniam wodę i lecę dalej
Do rozmazanej ściągi na ręce mam już ponad 10min straty
Jak to się stało zachodzę w głowę
Chyba przy rozpisce poniosła mnie ułańska fantazja
Wciąż jednak nie jest źle
Na stadionie melduję się po 4h 53min lekko znużona i szczęśliwa że widzę Przemka
Trener jest zadowolony znaczy jest dobrze
robię co muszę
bułka na drogę i już mnie nie ma
Odcinek przez Boguszów do podnóży Dzikowca jest trudny psychicznie
po długim leśnym odcinku wbiegam do miasta
jest wciąż ciemna noc
i jestem praktycznie sama
na ulicach nie ma żywej duszy
Chłodne wilgotne powietrze muska moją mokrą skórę
zaczynam łapać swój rytm
nie mam wyboru
tak to jest ten moment
Choć samotność długodystansowca zawsze była moim przekleństwem
w bieganiu jakoś świetnie sobie z nią radzę
Lubię nawet
Bieg wchodzi w fazę intymną gdzie nie trzeba spinać łydy i wciągać brzucha
staram się jedynie głowę trzymać jakoś wysoko bo szyja już powoli wysiada
ale na szczęście nie czołówka
Śpiew ptaków zwiastuje nadchodzący poranek
Mijam matę na 55km u podnóży Dzikowca
zegarek pokazuje 6h 16minut
to zaledwie 6 minut straty do szacowanego czasu
Jestem wciąż trzecia
Podejście pod Dzikowiec robię na spokojnie
wszak to jeden z mocniejszych momentów biegu
Nadrobię z górki a co tam
Już widzę wyciąg i wieżę a zaraz obok mój ulubiony punkt odżywczy
Miejsce gdzie można wypić kawę o wschodzie słońca po ponad 50km biegu
- z mlekiem czy bez - pyta wolontariuszka
- z mlekiem poproszę jak można
- oooo to jest pani pierwsza :-) - odpowiada dziewczyna z uśmiechem
Co poradzę że mój żołądek praktycznie niczego w ultra się nie boi
taka moja tajna broń uśmiecham się pod nosem
Wyjmuję słuchawki żeby do muzyczki rozruszać trochę sztywne już nóżki o poranku
ale widok zapiera dech i zmusza aby się zatrzymać
Chłopak przede mną właśnie robi zdjęcie
Nie zastanawiając się zbyt długo wyjmuję telefon i robię to samo
Nie biegam dla widoków
Raczej dla krwi w butach soli obsypującej się z czoła i grymasu zmęczenia na twarzy
zwykle szkoda mi czasu na widoczki i zadowalam się ubłoconymi butami biegacza przed sobą
ale ten widok ten widok zapamiętam do końca życia
kołderka z mgieł przykrywa zielone pagórki
oddzielając białym puchem mrok od purpurowego światła rozświetlającego niebo
coś pięknego
Z zastygnięcia w zachwycie wybija mnie głos innego biegacza
- nieźle ciśniesz uciekłem Ci na Chełmcu ale teraz mnie dogoniłaś
uśmiecham się i wkładam słuchawki do uszu
włączam muzykę z zamiarem szybkiej ucieczki ale ambitny biegacz postanawia mnie gonić
Nic sobie z tego nie robię po prostu lecę
plan jest by odrobić jakieś 10min do następnego punktu
Udaje się biec ciągiem nawet pod lekkie wzniesienia około 3-4km
potem teren robi się bardziej wymagający ale wciąż walczę
Na odcinku do Grzęd wyprzedzam 6 biegaczy i już jestem na 25 pozycji open
i nadal 3 kobietą
Punkt w Grzędach zaliczam po 8h46min i muszę przyznać że mam tu mały kryzys
spuchnięte palce każą nadrobić straty w soli na szczęście jest ona na punkcie
wsypuję więc trochę do flaczka ale sól z powodu wilgoci zbryla się i mam wodę ciut za słoną
z worka na przepak wyjmuję świeżą koszulką
poprzednia jest kompletnie mokra
Pani na punkcie sugeruje krzesło ale nie zamierzam się rozsiadać
Trzeba przyznać że logistyka punktów jest tym razem moją mocną stroną minuta dwie i już mnie nie ma
Kolejny kawałek drogi przychodzi mi biec w coraz cieplejszej temperaturze powietrza
słońce już wstało i ostro przygrzewa albo mi się z wysiłku tak wydaje
Nie pozostaje mi nic jak zabić ten dyskomfort zmuszając się do biegu
Trawers Lesistej do punktu na 86km to długi lekko opadający odcinek łatwego terenu
Robię co mogę aby ciut nadgonić ale zdaje się że za mocno przygrzałam z Dzikowca
i nogi już tak żwawe nie są
Znów biegnę zupełnie sama z rzadka doganiam kogoś albo ktoś mnie dogania
nie jest to jednak żadna kobieta
Od Trenera wiem że mam spory zapas około godziny czasu nad czwartą zawodniczką
i zachęca mnie on aby gonić 2 ale na tym zmęczeniu odrobienie 20minut wydaje mi się abstrakcyjne
Względem rozpiski miałam 30min straty na Grzędach do założonego czasu i raczej tego nie odrobię
ale jak to Pani Samuraj będę walczyć do końca
Na 86km wita mnie Przemek i wesoła grupa Strażaków
- coś by Pani zjadła banan rodzynki?
daję radę wcisnąć tylko banana
gdy słyszę że przez krótkofalówkę strażak mówi coś do kolegi o jakiejś kobiecie
wypadam z punktu jak oparzona dzwoniąc po drodze do Przemka z zapytaniem
-kto wbiegł do punktu?
-spokojnie to nie kobieta oni o czym innym rozmawiali
- ufff - oddycham z ulgą lecz przede mną najtrudniejszy odcinek
ostatnie 12km trochę w słońcu trochę pod górę
i końcówka przez miasto 3km podbiegu
Choć cały czas dzielnie walczę o utrzymanie się w biegu
nie wiem czy nie zabije mnie ten podbieg
na dodatek przez ostatnie dwa lata zapomniałam jak bardzo końcówka jest pod górę
jeszcze tylko schodki
jeszcze tylko jedna górka
i już widzę zieloną murawę stadionu
na niej bramę a za nią mojego Przemka
Do ostatnich chwil walczę o złamanie 12h
ale nie udaje się mi ta sztuka
Daję radę natomiast wykręcić pudło open kobiet z nową życiówką na 100km - 12h 01min 46sek
Wzruszenie miesza mi się ze szczęściem na twarzy
unoszę ręce i czuję ogromną ulgę
Wykonałam mega trudne zadanie
Rzecz w którą wierzył Trener choć ja sama w siebie nie wierzyłam
i ta jego wiara zaniosła mnie po ten wynik
bo jest tym właściwym człowiekiem który widzi we mnie wszystko
i choć czasem nie może zobaczyć bo jesteśmy daleko porozrzucani jak liście na wietrze
nic sobie z tego nie robię
w końcu jestem ultrasem - sportowcem dla którego dystans nie ma żadnego znaczenia
Liczy się tylko to co w sercu i w głowie
to co chcę osiągnąć
i mam jego wiarę i miłość
To mi do szczęścia wystarczy.

Ps. Monika dobiegła po 13h i 21minutach bijąc własną życiówkę na 100km o 38minut. Milena przebrnęła daleką drogę od pęcherzy na stopach przez motyle na dłoni aż po burzę i dotarła szczęśliwie do mety z Piotrem po 20h 44min. Nigdy nie widziałam nikogo o tak wielkiej - ultra determinacji :-) i cieszy mnie bardzo że mogłam na to wszystko patrzeć i mieć w tym swój udział.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


dziadekm (2021-07-04,23:46): Próbowałem wypatrzeć Cię na starcie, ale nie udało mi się..Mogłem za to podążać tą samą drogą i podziwiać te widoki kilka godzin później. Rewelacja Pozdrawiam i gratuluję życiówki
Patriszja11 (2021-07-05,00:23): Ooooo to nie wiedziałam że też biegniesz 🙂 Gratki dla Ciebie również 👏👏👏💪🏆







 Ostatnio zalogowani
a.luc
23:46
stanlej
23:44
andreas07
23:02
rolkarz
22:40
LukaszL79
22:26
kubawsw
22:20
BOP55
22:02
szakaluch
21:41
przemcio33
21:28
troLek
21:20
Deja vu
21:19
eldorox
21:11
Seba7765
21:08
chris_cros
21:05
Stonechip
20:29
Wojtek23
20:19
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |