2019-03-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Fizolenie (czytano: 400 razy)
Ostatnio byłem jak ta nasza pogoda w zeszłym tygodniu. Z aury pochmurnej deszczowej, wręcz czasami zimnej przeszedłem do ciepłej i słonecznej. A wszystko za sprawą tego mojego złamania zmęczeniowego, które wyeliminowało mnie z biegania na ponad trzy miesiące. Czuję, że jestem słabszy i już chyba nie wrócę do myśli poprawiania czegokolwiek, a tylko do zwykłego biegania, tudzież triathlonowania. Życiówki poza mną, a przede mną jedyna największa wygrana do osiągnięcia – bieganie do osiemdziesiąt plus :)
W tym mogę być jeszcze dobry, pod warunkiem że będę dbał o to moje chcenie, o wagę, o czas wyszarpywany między pracą a odpoczynkiem. Mam przed sobą piękne wzory do naśladowania; gdzieś tam w Polsce Pana Jana Morawca i na miejscu mojego Alchemika Henia, który mimo swoich 78 lat ani myśli o emeryturze biegowej i już nie mogę się doczekać kiedy z nim spotkam się na dłużej w Sierakowie czy w Charzykowy i zaczerpnę tego ducha widzenia wyzwań w jasnych kolorach :)
Ale wracając do mojego biegania, to ciągle miotany tą moją mniejszą kondycją i kontuzją, nie wiedziałem czy w końcu już mogę biec więcej niż 10 km, czy jeszcze poczekać. To taka wewnętrzna walka przez kilka dni, którą znam bardzo dobrze, szczególnie jak mi się nic nie chce :) Przypomniało mi się co kiedyś Doktor Jekyll mówił: „Wszystko co masz, to to jest w Tobie, a to co masz w sobie, zdobyłeś idąc naprzód i stawiając czoła wyzwaniom… Jeśli rzeczy, które pomogły Ci osiągnąć sukces, byłyby proste do zrobienia, wszyscy by je robili.”
Miotany tymi myślami postanowiłem w niedzielę „zrobić” 20 km. Ostatni taki dystans przebiegłem pięć miesięcy temu. Po 10 km już miałem dosyć, ale te przepiękne promienie słoneczne i to ciepło sprawiło, iż chciało się biec dalej. To nic, że tempo siadało, ale przecież to „fizolenie”, kiedy już się nie może, to jest często tą kwintesencją mojego uprawiania sportów :) Jak się zmęczę ponad siły, to się lepiej czuję :) I kiedy to mam robić jak nie w weekendy, a już przy tak cudownej pogodzie byłoby zaprzepaszczeniem szansy, którą daje mi życie :)
Zatem zaczynam kolejny sezon. Bieganie, moje bieganie, i te krótsze i te dłuższe – czas relaksu, wytchnienia, czas poprawienia kondycji, siły, sprawności, kochania życia. Ostatnio gdzieś usłyszałem: „Kochajmy życie, to życie będzie nas kochało”. Dlatego ten mój jogging mogę też nazwać często swoistym Wielkim bieganiem, dzięki któremu „awansuję” w świat wartości, których nie doświadczę ani w pracy, ani leżąc na kanapie, Wartości, by w nich trochę pobyć i nieco zmądrzeć... A już niedługo pierwsze wyzwanie – Półmaraton poznański; już się cieszę :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Hung (2019-03-21,16:40): Sportowa podstawa pozwala na parcie do przodu a nie na oglądanie się na przeszkody. Powodzenia. paulo (2019-03-22,09:02): Marku, po tylu latach biegania sportowa postawa nie jest nam obca :)
|