Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
148 / 292


2018-06-10

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
III Maraton po Plaży. W rytmie Satisfaction (czytano: 1816 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=nrIPxlFzDi0

 

W trakcie czytania słuchajcie "Satisfaction" The Rolling Stones (w linku). Wczujecie się w relację.

Czy mam satysfakcję? Mam. 47,71 kilometrów pokonane, chociaż nie było łatwo. Z długich treningów zimą niewiele już zostało, więc pod koniec dystansu było ciężko.

Dlaczego Maraton po Plaży? Bieganie zwykłych maratonów, nawet najbardziej prestiżowych już mi nie dawało satysfakcji. Czas? Już nie pobiję swojego rekordu życiowego 2:57:16, więc co to za satysfakcja jakieś 3:05-3:10? Medal? Mam ich tyle, że po co mi więcej? Koszulka? Po co mi, skoro te co mam z trudnością mieszczą się w szafie. Towarzystwo? W tłoku trudno znaleźć znajomego. I tak powstał pomysł Maratonu po Plaży, bez wpisowego, bez nagród (jedyną nagrodą jest certyfikat uczestnictwa do wydrukowania lub przeglądnięcia w komputerze), z własnym pomiarem czasu. Początkowo miał się odbywać tylko na trasie Dziwnów - Międzyzdroje - Dziwnów, ale stwierdziłem, że to będzie nudne. Trasy więc będą na plażach blisko odległych od Kołczewa gdzie mieszkam, czyli od Peenemünde do Kołobrzegu. Na razie jest mało chętnych, jak na niezwykle atrakcyjne trasy, ale może biegacze mają jeszcze za mało medali, koszulek czy chcą bić rekordy. Prędzej czy później zrozumiecie, że najważniejsze w bieganiu jest bieganie. Takie hasełko wymyśliłem dla potrzeb Maratonu po Plaży - zamiast morza ludzi tylko morze. Mogłem oczywiście sam sobie biegać te maratony, ale stwierdziłem, że jest to na tyle fajne, że żal to mieć tylko dla siebie. Żeby więcej ludzi przychodziło formuła jest taka - biegniemy na dystansie od 1 kilometra do pełnego dystansu, który będzie wynosił od 42 do 50 kilometrów. Więcej kilometrów nie planuję, ponieważ plaża nie jest dobrym miejscem na bieganie ultramaratonów. Z tego wszystkiego co napisałem wynika sam z siebie charakter sportowo - towarzysko - krajoznawczy Maratonów po Plaży.

Początkowo maraton ten miał się odbyć tydzień później. Ponieważ w tym terminie odbywa się Bałtycka Sztafeta 2018 i bieg w ramach tej sztafety na trasie Międzyzdroje - Świnoujście (latarnia), po plaży oczywiście, więc nie mogłem w nim nie pobiec. Dlatego też przesunąłem maraton o tydzień do tyłu. Dwa tygodnie przed III maratonem po Plaży odbył się II Maraton po Plaży na trasie Dziwnów - Międzyzdroje - Dziwnów, potem start w Dziwnowskiej Lidze Biegowej, więc czasu na dłuższe wybiegania nie było. Na treningach biegałem głównie szósteczki po trasie crossowej z szybkimi podbiegami pod górki. To taki odpoczynek po maratonie i równocześnie przygotowania do biegu DLB i do parkrunu Świnoujście #100. Dzień przed maratonem pojechałem właśnie na ten 100-ny parkrun Świnoujście i dałem tam z siebie wszystko co miałem, czyli 21:23. Takie to właśnie były przygotowania do dystansu ultra - około 47 kilometrów. Nie mogło to wróżyć powodzenia, chociaż zimą naprawdę dużo biegałem. Jeśli chodzi o odżywianie, to zrobiłem co mogłem, żeby było wszystko OK. Już od kilku tygodni jem codziennie makaron z gulaszem na obiad, a w dniu poprzedzającym start i na kolację.

Start - niedziela 10 czerwca 2018 roku, godzina 10:00, przy falochronie wschodnim w Dziwnowie. Bieg plażą do latarni w Niechorzu, powrót tą samą trasą, meta w miejscu startu. Dystans - około 47 kilometrów.

Wstałem wcześnie rano gdzieś przed szóstą. Ważenie - 73,9 kg. O szóstej standardowe śniadanie - 4 kromki chleba z margaryną i miodem, herbata. Pakowanie - plecaczek biegowy, 4 banany - dwa z przodu, dwa w tylnej kieszeni w worku foliowym, bukłak z wodą 1 litr, ale zmieściło się 1,5 litra (6 kubków ćwierćlitrowych), okulary, czapka z daszkiem, worek foliowy na listę startową, dwa ołówki (długopis mógł się w słońcu stopić), klucz od samochodu, papier toaletowy. W specjalnej kieszonce umieściłem dokumenty i telefon. To na bieg. Jeszcze termos gorącej herbaty z cytryną posłodzonej więcej niż słodzę, coś do jedzenia, dwie butelki wody i to by było z grubsza tyle.

O godzinie 8.40 wyruszam samochodem do Dziwnowa. Szybko dojechałem, chociaż trzeba było się liczyć z utrudnieniami związanymi z remontem drogi Międzywodzie - Dziwnów. Samochód postanowiłem postawić przy hali sportowej 1,5 kilometra od miejsca startu. To ze względu na to, że tam jest cień. Na miejscu byłem koło 9, więc trochę za wcześnie. Poszedłem więc do pobliskiego parku i w cieniu na ławeczce czekałem jak sobie ustaliłem do 9:30. O tej właśnie godzinie poszedłem do samochodu, założyłem koszulkę z "4 Mil Jarka" i skarpety, spodenki już miałem te w których będę biegał. Zakładam buty i dopiero teraz widzę, że to nie te. Zamiast przeznaczonych specjalnie na plażę wziąłem moje treningowo - startowe. Cóż, w nich też się da biec. Z rzeczy które jeszcze zapomniałem, to zapomniałem nasmarować się kremem przeciwsłonecznym. Założyłem plecak, zrobiłem sobie zdjęcie w pełnym rynsztunku...

hostowane

... i pomaszerowałem na miejsce startu w stronę Osiedla Rybackiego.

Może kogoś spotkam - tak sobie myślałem. No i spotkałem. Dorota i Zdzisiek nadjechali samochodem i się z nimi zabrałem. Chwila zastanowienia gdzie postawić samochód i postawili na parkingu miejskim, który jest płatny od 16 czerwca, wiec nie płacili. Idziemy w końcu na start. Zastanawiałem się czy jeszcze będzie ktoś chętny do biegu. No i z daleka zauważyłem, że ktoś czeka. Okazało się, że to Grzesiek z żoną, która będzie jego serwiswomen. Najważniejsza wiadomość - chce przebiec cały dystans jako przygotowanie do ultramaratonu, ale jego najdłuższym przebiegniętym dystansem było tylko 30 kilometrów. Więc to będzie jego pierwszy maraton i zarazem pierwszy ultramaraton. Jeszcze kilka fotek...

hostowane

hostowane

hostowane

Włączam endomondo, wkładam telefon do plecaka i...

START
Pobiegliśmy. Przed nami szmat drogi. Ja z Grześkiem z przodu, Dorota ze Zdziśkiem z tyłu. Nie było sensu biec razem. Biegniemy równym, niezbyt szybkim tempem. Dobiegamy do Dziwnówka. Pełno przeszkód w postaci wzmocnień plaży z pali. Trzeba przez nie przechodzić marszem, bo biegiem można by było się uszkodzić. Czasem przechodzimy między palami, czasem omijamy bokiem, czasem przeskakujemy. Mijamy Dziwnówek i przed nami równa twarda plaża. Aż przyjemnie się biegnie. Jest lekko pod wiatr, więc nie czuć za bardzo upału. Raz zaczerpnąłem wody do czapki i włożyłem na głowę. Później nie trzeba było aż do półmetka. Co jakiś czas piję wodę z bukłaczka. Trochę po tym piciu cieknie zawór, ale to żaden problem. Pierwszego banana zjadłem po godzinie biegu i wykalkulowałem sobie - 4 banany, każdego zjem co godzinę. Jakoś w domu mi to nie przyszło do głowy. Dobiegamy najpierw do Łukęcina, później do Pobierowa. To już 14 kilometrów. Grzesiek ma problemy z piaskiem - mówi, że musi go usunąć ze skarpet i butów. Postanawia zatrzymać się. Nie chcę zaburzać rytmu biegu, więc biegnę dalej i mówię mu, żeby mnie dogonił. Odpowiada, że dogoni, albo będzie biegł sam. Po jakimś czasie dogonił mnie, czyli wniosek, że albo jest lepszy w tym dniu ode mnie, albo to niepotrzebny zryw. Kilka razy tak stawał i czyścił buty z piasku i doganiał mnie za każdym razem, czyli po prostu jest lepszy. Też czułem w butach piasek, ale co tam będę stawał. To tylko strata czasu i utrata rytmu biegowego. Dobiegamy do Trzęsacza i jakoś nie zauważyłem słynnych ruin kościoła. W drodze powrotnej zobaczyłem dlaczego. Przed tymi ruinami wybudowano punkt widokowy i na to patrzyłem, a zaraz za nim były ruiny, których nie zobaczyłem. To już, albo dopiero 18 kilometr.

Dobiegamy do Rewala, gdzie czekała żona Grześka. Zrobiła nam zdjęcia...

hostowane

...podała mężowi bidon z piciem i pobiegliśmy dalej, a dokładniej to sam pobiegłem, bo Grzesiek znowu został z tyłu.

Druga godzina i drugi banan zjedzony. Postanowiłem przenieść dwa pozostałe banany z tylnej kieszeni na przód. Gdy pusty worek foliowy umieszczałem w tylnej kieszeni wypadł mi jeden z bananów. Ktoś z plażowiczów krzyknął, że mi wypadł (podziękowałem oczywiście), ale i tak zauważyłem. Musiałem z 10 metrów się wracać. W drodze powrotnej ten sam pan skomentował - jeszcze dwa banany, bo ciągle je miałem. Już blisko latarnia. Tuż przed nią dosyć długi odcinek nie miał plaży. Wbite pale wzmacniające po których się szło, po lewej może, po prawej rumowisko kamieni. Biec się oczywiście nie dało, chociaż jak ktoś ryzykant, to wszystko może. Dobiegam do okolic latarni. Widzę opaskę betonową chyba tą przy latarni, ale latarni nie widać. Pytam się spotkanej pani gdzie jest latarnia. Odpowiada, że tu niedaleko. Wyszukuję jej więc w koronach drzew. Wiedziałem, że będzie ciężko zobaczyć latarnię z plaży, ale jakoś zobaczyłem, dobiegłem na jej wysokość i zawrotka. Tuż za mną biegł Grzesiek, więc mu mówię, żeby zaraz zawrócił. Zawrócił, choć latarni nie zauważył.

Biegniemy teraz razem. Co rusz muszę wołać, żeby ludzie uważali. Na plaży chodzą i nie patrzą na nic, szczególnie dzieci (gdzieś słyszałem podsumowanie wczasowiczów - chodzą jak zombi, nie tylko po plaży, i coś w tym jest). Dużo psów bez kagańców. Jeden nawet za nami poleciał ujadając. Zrobiło się gorąco. Biegniemy z wiatrem i czuć ciepło. Do czapki zaczerpnąłem wody i włożyłem na głowę. Co za ulga. Oczywiście nogi chłodziła bałtycka woda. Grzesiek poszedł za moim przykładem. Kilka razy powtarzałem ten manewr. Za którymś razem zostałem nieco z tyłu i tak powoli zostawałem. Jeszcze miałem dużo sił, ale Grzesiek był silniejszy. Jednak powoli gasłem. Tempo zmalało. Ostatniego banana po 4 godzinie biegu zjadłem już idąc. Pobierowo, Łukęcin, Dziwnówek. Zaczęło się łamanie barier. Z jednej strony nie jest to za bardzo przyjemne, z drugiej - to jest to po co się maratony i ultramaratony. Biegłem. Powoli, ale biegłem. Coraz bardziej czułem, że mi drętwieje kark. Zacząłem się rozluźniać, ale to nic nie pomagało. Wzmocnienia z pali musiałem przechodzić i czekałem na nie jak na zbawienie. Na szczęście było ich dużo od Dziwnówka do Dziwnowa. Widziałem falochron, ale wiedziałem, że jeszcze jest kawałek. Blisko, coraz bliżej i wreszcie upragniona...
META

Wyciągnąłem telefon, wyłączyłem endomondo...

Trasa:

hostowane

Moje międzyczasy:

hostowane

Posumowanie biegu:

hostowane

Czas oczywiście dłuższy, bo wkładanie i wyciąganie telefonu trwa. Dystans też nieco dłuższy, bo kawałek się wracałem. Oficjalny dystans ustaliłem według GPS-a Grześka. Nawodnienie ponad 2 litry, czyli wypiłem mniej (około 1,5 litra) niż endomondo zaleca.

Cyknąłem sobie jeszcze zdjęcie, żeby zobaczyć jak wygląda styrany bieganiem człowiek...

hostowane

...i poszedłem do wyjścia z plaży.

Wiaterek nawet mocno dmuchał w twarz, więc na drugiej połówce było z wiatrem. Nie czuć było tego. Po drodze przysiadłem na pieńku, żeby wreszcie wyrzucić piasek z butów i ze skarpet. Jak mnie w jednej stopie złapał skurcz, to myślałem, że wyjdę z siebie. Ale i to przetrzymałem i zacząłem wędrówkę do samochodu. Powolutku jakoś dobrnąłem do niego. Może to i dobrze rozchodzić maraton? Tutaj zmiana skarpet i obuwia, kilka łyków gorącej herbaty z termosu (jakoś nic nie chciało mi się jeść) i powrót do domu.

W domu dokończyłem termosową herbatkę (jeszcze ciepłą), kąpiel i oczywiście makaron z gulaszem. Wyciągnąłem bukłaczek z plecaka - prawie całe 1,5 litra wody wypite. Lekcja z poprzednich maratonów odrobiona, czyli pić, pić i jeszcze raz pić. Jeszcze przeglądnięcie zgłoszeń wyników. Grzesiek napisał, że w końcówce też miał kryzys, ale dobiegł i dla siebie wyrównał dystans do 50 kilometrów. Dorota i Zdzisiek dobiegli do Pobierowa i z powrotem (26 km). Po drodze w Łukęcinie spotkali znajomego biegacza i lekarza w jednym - Przemka. Wysłałem dyplomy ze zdjęciem latarni w Niechorzu, zrobionym gdzieś 100 lat temu. Wtedy z plaży latarnia była widoczna jak na dłoni i wtedy właśnie trzeba było biec :)

Czas relaksu się skończył i pojechałem na noc do pracy. Jest czas pracy i czas zabawy. Ten wpis robiłem już dzień i dwa po maratonie. Wcześniej nie miałem siły.

Wyniki III Maratonu po Plaży:
1. Grzegorz Gałek - 47,71 km - 4:48:27
2. Jarosław Kosoń - 47,71 km - 5:04:07
3. Dorota Kowalska - 26,01 km - 2:54:23
3. Zdzisław Kowalski - 26,01 km - 2:54:23
Dziękuję Wam za udział :)

Zdjęcia z biegu:
na stronie Maratonu po Plaży - https://www.facebook.com/maratonpoplazy/
na profilu FB Doroty Kowalskiej - https://www.facebook.com/profile.php?id=100007832568600

...jeszcze nagroda w postaci dyplomu, czy certyfikatu uczestnictwa (jak zwał tak zwał):

hostowane

...po kilku dniach wydrukowałem, podpisałem (nie wiem o co) i powiesiłem na honorowym miejscu:

hostowane

Te dyplomy to taki dodatkowy doping, żeby organizować Maratony po Plaży.
Jak powiesiłem, to od razu zorientowałem się, że moje nazwisko i imię nie jest wielkimi literami jak u wszystkich uczestników wszystkich Maratonów po Plaży. Widocznie tak miało być, więc nie będę zmieniał.


...dzień po biegu czułem nogi i kark. Spalony też byłem słońcem - szczególnie szyja dostała w kość. Po maratonie zrobiłem sobie dwa dni wolne od biegania. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się to zdarzyło, chyba wtedy jak chorowałem.

...trzy dni po biegu odbyłem mój pierwszy trening biegowy - 6 kilometrów po crossowej trasie z szybkimi podbiegami pod górki - czas 35:06 (trzy dni po poprzednim maratonie uzyskałem na tej samej trasie 32:33, ale już dzień wcześniej biegałem, wolno bo wolno, ale zawsze).

...cztery dni po biegu - 30:49 (31:41). Padł mi zegarek po ponad 10 latach (gwarancja działania baterii była 10 lat). Dobrze, że nie na maratonie. W następnym dniu zegarek znowu działał jakby nigdy nic, zachowując nawet czasy z ostatniego biegu.

...pięć dni po biegu - 29.23. Mój najlepszy czas na tej trasie w tym roku, więc jest gites.


Podsumowując - było wspaniale. Trochę mało uczestników, ale nie zrażam się tym i zapraszam na IV Maraton po Plaży, który odbędzie się już za niecały rok w marcu/kwietniu 2019 roku. Tym razem będzie to bieg międzynarodowy na trasie Świnoujście - Kölpinsee - Świnoujście. Dystans od 1 do 43 kilometrów, czyli wziąć mogą udział wszyscy.
Natomiast V Maraton po Plaży odbędzie się na trasie Międzyzdroje - Świnoujście - Międzyzdroje (dwie pętle) w kwietniu/maju 2019 roku. Dystans od 1 do 45 kilometrów.







Link - "Satisfaction" The Rolling Stones. W rytmie tej piosenki odbywał się dla mnie ten maraton. Dodatkowo przypomniała mi się scena z filmu Coppoli "Czas Apokalipsy", gdy przy dźwiękach tej piosenki płynięto szybką motorową łodzią po rzece Mekong chyba. Tutaj też pływali skuterami wodnymi, a hałas było słychać na kilka kilometrów.

Zdjęcia - wykonane przez uczestników biegu

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
SantiaGO85
23:41
lordedward
23:25
kos 88
23:00
rokon
22:41
ryba
22:19
Andrzej_777
22:04
Artur z Błonia
21:53
perdek
21:43
knapu1521
21:21
Leonidas1974
20:59
Lektor443
20:52
42.195
20:52
maciekc72
20:46
marczy
20:42
Wojtek23
20:38
entony52
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |