Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
301 / 338


2017-09-20

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
francuski piesek (czytano: 663 razy)

 

Tym razem będzie trochę o numerkologii i cyferkach...
Jako człowiek ze światka informatyki jestem niejako związany z technologią w zasadzie od dziecka. Latałem kiedyś do kiosku po Bajtka, wcześniej grało się na ZX Spectrum, Commodore 64, czy później już ogarniało się temat PCtów.

W bieganiu, które rozpocząłem jakoś sześć i pół roku temu również towarzyszy mi technologia. Na początku to była bieżnia, ale potem jak postanowiłem wystartować w Ekiden, po tym przenieść się na ulicę i do lasu... chwilę później zagościł na mojej ręce Garmin potocznie zwany Gremlinem :)
Całe moje bieganie jest w Endo (Edmundo ;) Garminie czy ostatnio Stravie... i fajnie.
Technika w służbie człowieka - a ta właśnie mi oznajmiła, iż stuknęło mi na liczniku 20 tysięcy kaemów przebiegniętych w mojej "karierze" biegowej.

Nic, ale to nic i nigdy bym nie podejrzewał i nie obstawiał kiedykolwiek, że pokonam połowę kuli ziemskiej, tym bardziej na nogach, o zgrozo biegowo.
Fajnie tak się patrzy na takie zbieraniny i statystyki po jakimś czasie.

Nie mam fioła na bieganiu maratonu dzień po dniu. Jeszcze. Nie mam też parcia na pokonywanie szlaków z zachodu na wschód Polandii, czy podobnych.
Tak po prostu sobie biegam i "trenuję", więc cieszy mnie i duma rozpiera, że nazbierało się tego, już tyle. Aż i tylko tyle, bo jak każdy biegacz żałuję, że tak późno zacząłem ;)

anyway...
technologicznie zagłębiając się dalej to każdy chyba otarł się o jakieś plany biegowe, terminologię czy nawet cyferki określające siebie samego od strony medycznej. Hemoglobina, ziemia, mistyfikacja... a jednak, coś w tym jest. Tylko ignorant nie uznaje nauki, ale nawet sam Einstein mawiał, że wyobraźnia jest ważniejsza od nauki ;)

Kiedy wszystko gra i jest gaz w bieganiu, omówmy się, człowiek nie patrzy na nic, tylko zapindala do przodu, coraz dalej, coraz wyżej, szybciej.
Niestety świat nie jest już taki idealny, a z wiekiem, mimo iż jestem nastolat, to jednak nie jest tak, jak się miało 18 lat. Kac już nie ten, hemoglobina też fisiuje, młodzież na zawodach leci daleko z przodu, a dziewczyny w kolejce sklepowej mówią już "per Pan". Żesz, k..., ja p.... ;)

Po fakapie na wiosnę i lecie moje bieganie spadło do poziomu chińskich trampek i "brzmiało" dosyć ciężko, a właściwie cienko.
Powoli wychodzę z dołka, ale nie idzie to tak piorunująco, jak np. półtora roku temu. Może chcę zbyt szybko i za daleko? gdzie jak w bieganiu przecież liczy się spokojna konsekwencja.

W czerwcu zrobiłem badania krwi, czyli morfologia, elektrolity, żelazo, ferrytyna (pod kątem żelaza), coś tam parę jeszcze i kinaza kreatynowa.
Ogólnie wszystko w normie, ale niezbyt ciekawie to wyglądało. Wszystko przy prawie minimum. CK (kinaza kreat.) tak po środku.
Potem były jazdy z zębami i antybiotyk. Później powolne powroty do żywych, remonty i wakacje.

No ale, biegania na szczęście jest coraz więcej i to cieszy.

Ostatnio wpadł temat testów wydolnościowych, więc będąc technologicznie ciekawy wpadłem na to celem doświadczenia na sobie ;)
Badanie składu ciała, potem analiza rozkładu na stopach, pobranie krwi do określenia czegoś do czegoś już nie pamiętam, no i perełka, czyli bieganie na bieżni w masce i szelkach do "ile kto może".
To ostatnie miało na celu zbadanie zakresów i progów, jednak żałuję, że nie było badane zakwaszenie.
4 minuty rozgrzewskowo na prędkości 7km/h, a potem co minuta o kilos więcej i na pochyleniu 1.5 procent.
Dobiłem do 20.5km/h i po 15 i pół minucie już się poddałem. Czułem jak przestaję wyrabiać i nogi mi zostają w tyle, a tchu brakuje i w ogóle niemoc.

Czułem zmęczenie, ale nie czułem jakbym dobijał do ściany.
Zakresy potem wyszły niskie. Podobnie jak tętno maksymalne, ledwo 174 chyba. Ewidentnie zmęczenie materiału po ciężkim tygodniu i weekendzie.
Wyszło też parę rzeczy, których chyba nie chciałem zauważyć.
Na Gremlinie tętno dobiło do chyba 178.
Nie wiem czemu ja ciągle funkcjonowałem na poziomie, jaki miałem na początku biegania, w sensie po paru miesiącach? 187 od lat... bez praktycznie zmiany.
Prześledziłem sobie moje starty i finisze z ostatniego okresu, czy fizolskie treningi, gdzie w lesie waliłem długi podbieg prawie do zrzygania... na których dobijałem jakoś w okolice 180 HRmax.
Z jednej strony biegam i tak na samopoczucie, tętno traktuję wyłącznie poglądowo, to jednak większość moich przemyśleń by się zgadzała z tym, że zakresy miałem poustawiane błędnie, zbyt wysoko.
Drugi Zakres "po staremu" to okolice 161, gdzie powyżej 156 już było ostre rzeźbienie.
Po zmianach wychodzi w okolicach 154 jako górny pułap.

Przychodzi ten moment, gdzie trzeba się pogodzić, iż nie jest się maszyną, nie jest się 15latkiem i podobne.
Poustawiałem nowe wartości względem obniżonego HRmax i po paru razach czuję, że to jest to, co sam odczuwam do dawien dawna.
Oczywiście to tylko wskazówka, czasem cenna, która ma tylko pomagać. Nie wpatruję się monotonnie w elektronikę, nie narzekam jak GPS mi odmierzy kilos 50m za późno, czy tętno zafisiuje tu czy tam. Jestem raczej typem romantyka, ale takiego z przewodami i komputerem w głowie ;)
Po tych paru latach wiem jedno, że bieganie wcale nie jest takie proste, jak się wydawało na początku.

Kiedyś wpadałem po pracy do domu, w locie wyskakiwałem ze wszystkiego i wskakiwałem w byle jakie skarpetki, pierwsze z brzegu spodenki, koszulkę, buty na nogi i wiooooo ogień do lasu. Życie wtedy było takie proste :)
Teraz każdy detal ma znaczenie. Skarpetki nie tak się włoży i już jakieś obtarcie, czy podrażnienie gotowe. Sutki chyba automatycznie zaklejam na weekend, jak się szykuję na dłuższe bieganie ;) o rytuale przed zawodami szkoda nawet pisać, bo każdy chyba pilnuje godzin kiedy zjeść, kiedy toaleta i tak dalej. Niektórzy pół godziny przypinają numerek do koszulki... ;)


Mimo padaki w wynikach po badaniu krwi - hemoglobina 14.3, żelazo i ferrytyna przy minimum skali, to jednak oddając krew dzień po badaniach i bieżni... wyszło mi, że CK mam poniżej setki. Czasem jak wstaje np. od kompa w pracy to mam lekki zawrót głowy, ale nie jest jeszcze tak źle.
Co najlepsze, to w bieganiu idzie powoli do przodu.

Ostatnio robiłem Drugi Zakres i mimo kontroli obniżonego poziomu tętna wyszło i tak szybciej, niż poprzednio. Długie Wybieganie 30km weszło prawie jak zwykłe rozbieganie, gdzie dwa tygodnie wcześniej po 27km przez dwa dni byłem trochę zmęczony.
Musiałem znowu przeprosić się z Geriavitem, aby podratować poziom żelaza. Zmienić kombinacje z żółtym serem, którego jadam w tonach, a w zasadzie jadłem. Nie olewać drugiego śniadanka i jeszcze bardziej polubiłem schabowe ;)


Nie wiem jak, ale kolejne badanie na kolejnej maszynie pokazuje bardzo niski poziom tłuszczu. Wszyscy robią oczy jak to widzą, w sumie ja też nie wiem jak to możliwe, no ale... nie ma z czego zrzucać. Mogę teraz jedynie biadolić na to, że mam takie wielkie umięśnione giry, które nijak nie chcą maleć.

Pozytyw jest taki, że trzeba więcej wcinać, żeby więcej biegać... ;)


a tu takie statsy z edmundo...



zabawny jest ten przelicznik hamburgerów... ciekawe ile by wyszło, jakby to przeliczyć na sernik?
tak sobie myślę, że jeden hamburger, to z pół kilo sernika? czy coś koło tego... jeśli tak, to moje bieganie spowodowało spalenie tony sernika.
To jest dopiero wyczyn, taki mierzalny i raczej niewyobrażalny :)))


Przyszła jesień i z tymi cyferkami dalej sobie biegam jak wariat, napędzając w statystykach kolejny spalony hamburger, których nie jadam.
Zmiana pogody znowu wywołuje u mnie wariacje nastroju i jak tak patrzę na moje marudzenie, to stałem się chyba takim wygodnym francuskim pieskiem, któremu czasem tyle rzeczy przeszkadza, że szok.
Ostatnio się złapałem na tym, że wracając tuż po zachodzie słońca, kiedy zaczęło kleszczyć ostro... mijałem jakąś kobietę, która szła i trzymała w dłoni papierosa. Mijając ją krzyknąłem, że po cholerę idzie i jara... tylko przeszkadza to biegaczom. Po chwili refleksji rzuciłem jednak "sooooryyy" ;)



PS. najfajniejsze jest to, że po badaniach wyszło, iż mam 25 lat :))))


Aloha
pl
c

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2017-09-22,07:50): Fajnie masz podejście do wielu spraw :) Robi wrażenie przebiegnięcie do połowy kuli ziemskiej :) No i odkrycie maszyny; że człowiek ją nie jest !. Tym bardziej że przy takim peselu a nie innym "żyłowanie" jej jest już nie wskazane :)
snipster (2017-09-22,13:43): Paulo, wrażenie może złe słowo... ale przy metodzie nie polegającej na nabijaniu wyłącznie kilometrów widać, jak działa skala czasu i efekt ziarnko do ziarnka ;) to też pokazuje, ile się biega na przestrzeni lat i ile czasu to zajmuje. Zresztą ja to jeszcze pikuś, mało biegam... ale Ty trenujący do TRI, czy inni, którzy codziennie rano fikają na trening oraz popołudniu robiący kolejną jednostkę... często gęsto do tego dochodzi życie towarzyskie, dom, kochanki, u niektórych dzieci i inne zwierzęta, to śmiesznym okazuje się argument co niektórych ludzi, którzy leżąc na kanapie wciągając browara z czipsami twierdzi, iż nie ma na nic czasu ;)
paulo (2017-09-22,14:14): Zgadza się. Ja już na innych, a szczególnie tych co nic nie robią z sobą nie zwracam uwagi. Kiedyś nawet próbowałem "nawracać" :), ale to nic nie daje. Można co najwyżej tylko samym sobą, swoją postawą trochę, troszeczkę pozarażać. Poza tym sam się czasami chwytam na tym, że jak sobie nie ułożę planu zajęć i nie mam stu procentowej chęci robienia tego to czas zaczyna mi umykać między palcami i nagle okazuje się, że na nic nie mam czasu :) Dzisiaj z perspektywy czasu mogę powiedzieć, iż najwięcej z życia miałem jak się przygotowywałem do pełnego Ironmana :) Dyscyplina poganiała dyscyplinę i w tym wszystkim na wszystko miałem czas :) Paradoksalne, ale prawdziwe.
snipster (2017-09-22,14:24): Paulo, oczywiście racja :) Rod Stewart nawet o tym śpiewał kiedyś "Bo życie jest krótkie, a czas ucieka gdy jesteś niezdecydowany, i jak garść piasku przecieka przez palce" ;) jak nie jesteś zdecydowany, nie masz jakiegoś planu na siebie i ew. na niedaleką przyszłość, sporo czasu ulatuje w kosmos na "a to sobie odpocznę" ;)
michu77 (2017-10-27,16:40): Aż musiałem sprawdzić, ile mi endomondo kilometrów pokazuje... bo mam tam wszystko.. Tyle, że nie od początku... :P







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
08:09
luki8484
08:01
platat
07:59
michu77
07:56
arturgadecki
07:51
Mikesz
07:12
kos 88
07:12
Januszz
06:35
Bartuś
06:33
Stonechip
06:06
drago
05:59
romangla
05:39
42.195
04:23
Admin
03:00
krunner
01:53
andreas07
00:22
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |