Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
295 / 338


2017-07-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Har-Magedon (czytano: 529 razy)

 

Czasem są takie dni, które zmieniają wyobrażalny horyzont...
Zastanawiam się ostatnio dosyć często - czy Matrix istnieje?

Patrząc w niebiosa widzimy nawet nie procent tego, co już podobno jest odkryte, a wpatrując się w jakiś skrawek ciemnej nocy w jakiś ciemny punkt człowiek jest w stanie sobie dać rękę uciąć, że tam nic nie ma... bo jest ciemno przecież. Kierując tam teleskop Hubble`a okazuje się, że jest tam całkiem spora gromadka... Galaktyk.
Galaktyka to zbiór układów planetarnych, którym jednych z nich jest nasze słońce i Droga Mleczna.
Oglądając różnego rodzaju programy i mając obrazowane wielkości człowiek ze swoją wyobraźnią wysiada.
Podobno, najdalszy zakątek dostrzeżony przez różnego rodzaju teleskopy wykazał, że jest ten zakątek oddalony o kilka miliardów lat świetlnych (15?). Znaczy to tyle, że 15 miliardów lat leciało światło do nas. No jak to sobie wyobrazić będąc tu i teraz?

W pewnym momencie paradoksalnie przypomina mi się słynny film braci Wachowski - Matrix. Czy to jest jakaś projekcja?

Okay, idąc w drugą stronę...
Kiedyś, parę wieków temu sądzono, że tego czego nie widać, nie istnieje, aż człowiek zaczął kombinować z optyką. Stworzono mikroskop i doznano szoku, kiedy zobaczono co się kryje w kropli wody... i nie tylko. Okazało się, że człowiek jest taką zwartą formacją różnego rodzaju stworzeń i zależności... można by rzec - jest taką galaktyką.

Zagłębianie się coraz bardziej w świat mikro jeszcze bardziej szokuje, kiedy okazuje się, że atom... składa się jeszcze z kilku mniejszych klocków, a przestrzenie i odległości np. pomiędzy atomem i elektronem są cholernie odległe, jakby to przenieść na wielkości ludzkie.


Mając powyższy obraz tego wszystkiego, ile to miliardów jest człowieków na tej planecie, ile jest takich planet, układów, galaktyk... ile atomów i różnego rodzaju żyjątek czasem wymiękam.
Jest też jeden fakt - urodziłem się w poniedziałek :)

Czy naprawdę w tym Matrixie musiało się ostatnio tak porypać, że padło na mnie? wiem, że ci z poniedziałków nie mają tyle szczęścia, co ci z niedzieli (vide filmowy Franek Dolas ;)) no ale podobno długo wychodziłem na świat, więc coś tam z niedzieli powinienem mieć.


Ponad tydzień temu, w zasadzie to dwa... dopadł mnie Armagedon - jakieś mega gwałtowne zapalenie zęba, które w przeciągu 4 dni prawie nie sprowadziło mnie to szpitala. W ciągu 4 dni pół facjaty tak napuchło, że nawet ciężko to z czymś porównać. O bólu nawet nie będę pisać...
Od piątku do wtorku rano opuchlizna rozrosła się od stanu lekkiego obrzęku na dziąśle do masakry na pół twarzy sięgającej prawie do oka. Weekend oczywiście nieprzespany, na prochach, które niewiele pomagały. W poniedziałek udało mi się dostać do rodzinnego, który przepisał Nimesil i antybiotyk Klindamycynę (Clindamycin 300) trzy razy na dobę. Udało się na szczęście dostać do fachowca od zębów, nota bene świetny ultras z Zielonej Góry, który zajął się sprawą.

Problem był niejako znany i miałem termin na wrzesień z racji, iż sprawa wymagała kanałówki pod mikroskopem... pod mostem. Większość dentystów jak tylko widziała problem wymiękała, no ale trafiłem do Irka, jednak terminy odległe. Niby miałem doczekać, niby się nic nie działo, no ale... gdzieś parę atomów, w którymś żyjątku, które istniało gdzieś w środku mnie przedarło się przez którąś barierę i zaczęła się masakra.







Przez te 4 dni przeżyłem chyba tyle, co sonda kosmiczna, która dotarła do granic układu słonecznego. Mordy prawie nie mogłem otworzyć, sen był z pogranicza krótkiej drzemki. Najgorsze w tym wszystkim było czekanie.
Nie wiem jakby to się potoczyło dalej, jakbym nie mógł dorwać dentysty i wylądował z czymś poważniejszym... ciężko mi to sobie nawet wyobrażać.


Nie wiem, naprawdę nie wiem jak dają sobie radę ludzie z większymi problemami, trwałymi zmianami, albo mając osobę bliską z jakąś chorobą, czy problemem...
Czasem zastanawiam się, czemu świat i życie jest takie cholernie niesprawiedliwe.
Kiedyś będąc u znajomych siedziałem sobie cicho, bo oczywiście pobiegłem do nich i wyszło mi trochę nadplanowo - słyszałem problem typu "jeju, w niedzielę muszę się wybrać do teściów na obiad..." ;)
Podobno człowiek dostaje to, z czym może sobie poradzić. To tylko pokazuje jak życie jest nieprzewidywalne, jak trzeba korzystać z wszystkiego, z czego się da tu i teraz.

Te wszystkie ostatnie motywy mocno wyssały ze mnie siły witalne. W zasadzie od roku te zęby ciągle coś, gdzieś się pojawiały.
Z tym ostatnim problemem to podobno od lat żyłem. Od lat to kiełkowało i kwitło. Nie wiem, czy pierwsza masakra, która również doprowadziła do antybiotyku była, a właściwie wynikała z tego.
Chirurg po usunięciu ósemki mówił, że stan zapalny mógł jakoś wpłynąć na ósemki i je pobudzić.
Jakby nie patrzeć, od roku towarzyszył mi stan zapalny w szczenie z krótkimi historyjkami na lepsze czasy.

Tak się zastanawiam, że rok temu (na jesień) po antybiotykach, które ugasiły sporo rzeczy, kiedy nic mi nie dolegało... moje bieganie miało kolorki i kwiatki - potem było 40 dni pod rząd biegania, kiedy nic mi nie dolegało... później zaczęły się problemiki z nadwrażliwością i tak dalej ósemki.
Padaka na wiosnę również jest wytłumaczalna, kiedy zamiast mieć superkompensację organizm męczył się ze stanem zapalnym w dwóch miejscach, potem w jednym.


Mam cholerną nadzieję, że jestem już po tych wszystkich problemach, do remontu parę drobnych sprawek jedynie, więc teraz tylko spokojnie odbić się po kuracji antybiotykiem, którą skończyłem parę dni temu. Kanałówka z mikroskopem również zakończona, więc powinno... MUSI być już tylko lepiej :)


Remont w chacie idzie do przodu, więc też jest coraz mniej rzeczy do zrobienia, które mają wpływ na bieganie.
Targanie naraz np. 16 płyt po prawie 30kg każda, czy paczek z dechami robi swoje. To taka domowa siłownia, crossfit i nie wiem co jeszcze w jednym. Zresztą zabawa w parkieciarza jest również nietęga. Cały dzień góra-dół na nogach... szkoła życia, no ale to moje takie Fidżi, taka honorowa sprawa, którą sobie kiedyś założyłem ;)


Z bieganiem więc powracam powoli do żywych. Czuję się tak głodny tego wszystkiego jak napalony małolat na widok stringów na wystawie, który wizualizuje sobie ową odzież na pięknych pośladkach jakiejś biegaczki... znaczy się ciągnie mnie do lasu, jak i na ulicę. Ciągnie mnie do szybkiego i dalekiego biegania, ale ciągle z tyłu głowy gdzieś się tli "WARNING", który ostrzega przed przeginaniem.

Plany więc na razie są żadne - wprowadzanie ponowne do biegania, mimo iż źle nie jest, to jednak trzeba się wpierw rozbiegać i przyzwyczaić do biegania, żeby zacząć coś szybszego i ambitniejszego robić.


Czas wygramolić się z króliczej nory do świata żywych.


Complicating, circulating
New life, new life
Operating, generating
New life, new life

... na na na na na :)


Aloha
pl


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2017-07-28,09:15): współczuję Snipi. Co co przeżywasz... Niemniej na pocieszenie; od tyłu wyglądasz wyśmienicie :) Gdybym był kobietą wydałbym zapewne jeszcze jakiś dźwięk :)
snipster (2017-07-28,09:56): od tyłu fota sprzed tygodnia ;P opuchlizna już zeszła... na ulicy ludzie już nie patrzą na mnie dziwnie, albo może właśnie teraz patrzą na mnie jak dawniej, czyli dziwnie ;)
żiżi (2017-07-29,11:28): Nie masz nudno to trzeba przyznać...swoją drogą jak miałam naście lat też borykałam się z różnymi dolegliwościami zębów,może też musisz to po prostu przejść i przeżyć?







 Ostatnio zalogowani
shymek01
19:32
biegaczPL
19:20
benfika
19:18
skuzik
19:11
keemun
19:06
Justyna
18:49
tete
18:44
Deja vu
18:36
kruszyna
18:32
pbest
17:51
jacek wąsik
17:51
Stonechip
17:41
puchaczszary
17:27
a.luc
17:07
rezerwa
17:01
42.195
16:55
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |