2015-12-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podwójnie krwawy BnO ;) (czytano: 3641 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://4.bp.blogspot.com/-PjlWkCTk7ws/VmdS9hZ_NAI/AAAAAAAABo8/E6Eq69TpdSw/s1600/Mapa_TP25.png
Start na koniec sezonu w rajdzie na orientację w Przyborowie (według pierwotnych planów w Kaźmierzu) wstępnie zaplanowałem chyba jeszcze na wiosnę, gdy tylko znalazłem o nim pierwsze info. Myślałem nawet o starcie na 50km, ale z czasem myśl ta wywietrzała mi z głowy, więc stanąłem na starcie trasy TP25.
Dojazd na miejsce nie sprawił problemu. Organizator szczegółowo rozpisał możliwości dojazdu do bazy, uwzględnił także komunikację zbiorową (sam zresztą go o to wcześniej pytałem). W autobusie byłem jedynym pasażerem, widocznie reszta uczestników dotarła własnymi samochodami – co potwierdzała ich mnogość w okolicach bazy. ;)
W bazie, czyli kameralnej świetlicy wiejskiej w Przyborowie (mają bilard!), przeczekałem dwie godziny do startu. W międzyczasie posłuchałem odprawy TP50, zjadłem banana, napoiłem się (nadmiernie, niestety). Krótko przed odprawą sprawdziłem warunki na zewnątrz i postanowiłem pobiec na krótko. Największy błąd tego dnia... Czasem to moje zahartowanie ma negatywne skutki. ;)
Przed 11:00 dostaliśmy mapy, o 11:00 był start. Dawało mi to max. 3h40m na zaliczenie trasy, by zdążyć na autobus powrotny – niby sporo, myślałem (błędnie), że się zmieszczę (liczyłem wręcz na 3h, choć nie czułem się rześko), ale jakaś taka podświadoma presja była.
Postanowiłem zrobić trasę w prawo, wschodnia część wydawała się bardziej biegowa, więc na świeżość akurat, poza tym lampiony itp. miały być od południowej strony drzew, a zachodnie punkty tworzyły niemal pionową linię. Okazuje się, że był to słuszny wybór, bo dzięki temu uniknąłem polowania (odbywającego się niespodziewanie częściowo w lasach rajdu). ;)
Dobieg na PK44 był prosty, tym bardziej, że autobus jechał dokładnie tą samą drogą. Zresztą chyba na każdych BnO ze startem wspólnym znalezienie pierwszego punktu nie sprawia problemu, wystarczy lecieć za tłumem (chociaż, do dziś z uśmiechem wspominam H-37 i tłumne wejście w bagna zamiast w pierwszy PK...). Dobieg i znalezienie PK45 również nie sprawiły problemów. Zaczął się las.
Trafienie w okolice PK47 także było proste, natomiast znalezienie samego punktu nie. Na szczęście gdzieś mignął mi inny uczestnik, skierowałem się w tamtym kierunku i łatwo wypatrzyłem lampion. Z tego punktu wybiegłem razem z tym współstartującym, do PK49 biegliśmy razem. W pamięć zapadło przechodzenie po zwalonym pniu przez rzeczkę (dwukrotnie). Gdy przechodziłem za pierwszym razem, słyszałem, że ktoś wpadł do wody. Niefajnie, ale chociaż ciepło było, tyle dobrego.
Z PK49 wybiegłem sam i po ponownym przejściu rzeczki skierowałem się na szagę na południowy zachód. Tam pierwszy raz zobaczyłem krew na nodze, wtedy jeszcze myślałem, że to efekt upadku zaliczonego kilkanaście minut wcześniej.
W połowie drogi spotkałem jakąś dwójkę z TP25. Chwilę biegliśmy zgodnie na południe, później coś mi się nie zgadzało w terenie i zapytałem ich, gdzie wg nich jesteśmy. Ogromne było moje zdziwienie, gdy mi pokazali miejsce sporo odległe od tego, co sam przypuszczałem. Po chwili milczenia wypełnionego zwątpieniem zorientowali się, że źle wybiegli z PK47, zatem po moim skrótowym opisie dobiegu do PK49 zawrócili i polecieli na północ. Cała sytuacja nie pomogła mi w lokalizacji, więc zignorowałem swoje wątpliwości i poleciałem dalej według mapy. Nie pamiętam tego przebiegu zupełnie, ale wiem, że w PK46 trafiłem idealnie. Do PK42 wystarczyło pobiec na zachód – tak też zrobiłem (nawet gdzieś w drodze mignęły sarny), ale przy punkcie nieco się zamieszałem (i poplątałem w jeżynach), jednak ostatecznie dość szybko go znalazłem. Kawałek otwartej przestrzeni, przyjrzałem się nogom – źle to wyglądało...
Dobieg na TK36 miał walory estetyczne, słońce pięknie się odbijało od powierzchni zalewu, do tego las i pas mokradeł na drugim brzegu. Fajne miejsce na spokojne wieczory. Jednak czasu na delektowanie się nie było, poleciałem brzegiem na południe, by zaraz odbić w las (i jeżyny!). Trochę czasu zajęło mi szukanie punktu, ale nie było najgorzej. Schodząc z powrotem do ścieżki spotkałem dwóch uczestników którejś TR, którzy stwierdzili, że źle się ubrałem jak na zastane warunki. Zaiste... ;)
Zgodnie z ich poradą pobiegłem kawałek na południe ścieżką, później wskoczyłem przecinką na wzgórze i stamtąd łatwo dotarłem do PK38. Od niego wystarczyło polecieć na szagę do szosy, by móc cieszyć się brakiem jeżyn przez spory odcinek (do torów). Yeah! ;)
Opis PK39: "przepust (NW)". Nie mam pojęcia, dlaczego zignorowałem oznaczenie W i bezmyślnie podszedłem do przepustu od strony wschodniej, ale tam okazało się, że punkt faktycznie jest właśnie z mojej strony. Głupi ma szczęście... Tam spotkałem organizatorów Oriento Expresso, nie omieszkali żartobliwie skomentować stanu moich nóg. Już wtedy niewiele części stroju nie było poplamionych krwią...
Do PK35 biegłem ze współbiegaczem, trochę sobie na zmianę pilotowaliśmy. Nie było łatwo technicznie (zarośla), ale orientacyjnie OK – szybko znaleźliśmy punkt. Za to z PK34 zawaliliśmy konkretnie. Nie dość, że szukaliśmy po złej stronie ścieżki/przecinki, to jeszcze ja szukałem jakiegoś wału, bo myślałem, że "mulda" to typ wału. Mea maxima culpa. ;) Później mnie grono spotkanych tam uczestników oświeciło, że chodzi o coś jakby parów czy dół. Łącznie koło kwadransu tam straciliśmy, w końcu się rozdzieliliśmy i ja pierwszy znalazłem punkt. Hmmm... Gwizdać nie umiem, w zasięgu wzroku kolegi nie miałem, w lesie krzyczeć nie bardzo – zdecydowałem zatem biec dalej. Ostatecznie na metę i tak dotarł przede mną.
Trochę potrwało, nim się zlokalizowałem na mapie po wybiegnięciu z tego punkt na Radzyny, niewiele pomógł miejscowy zapytany o pomoc, ale w końcu się udało. Potem łatwo (nawigacyjnie) poszło znalezienie PK32. Z PK25 (idealny opis dla punktu położonego w lesie: "charakterystyczne sosny" ;) ) się zagapiłem i obiegłem go od północy, jakiś dziwny wariant wybrałem (ale chciałem uniknąć biegu przez młodnik)... Przy nim zrobiłem chwilę przerwy, posiliłem się, sprawdziłem SMS-y. Dotarcie do PK28 nie sprawiło najmniejszego problemu, po PK44 najłatwiejszy punkt chyba.
Za to PK27, największa porażka nawigacyjna tego dnia. Podszedłem od PK28 na szagę, ale przez te wszędobylskie jeżyny jakoś straciłem kierunek, a bezmyślnie nie kontrolowałem go na kompasie. Po kilku chwilach bezskutecznego szukania punktu wybiegłem na pobliską drogę, by dokładnie ustalić położenie – i nawet nie spojrzałem na kompas... Byłbym spojrzał, to bym się był zorientował, że jestem na innej drodze, niż myślałem, i miałoby to istotny wpływ na poszukiwania punktu. ;) Po kilku minutach błądzenia wróciłem na drogę z postanowieniem wykorzystania kompasu, ale go nie zrealizowałem, bo spotkałem akurat jakiegoś uczestnika z TP50, który mnie naprowadził w okolice punktu. Wtedy się zorientowałem, że byłem na drodze na zachód od PK, nie na południe. Wstydliwy błąd...
Do PK30 pobiegłem naokoło, chcąc już trzymać się możliwie długo ścieżek. Każdy dotyk na nogach czułem, mocno to mnie spowalniało, więc chciałem sobie tego zaoszczędzić, nawet za cenę większego dystansu. Nie do końca się udało, bo kawałek i tak szedłem kanałem, przy którym miał być punkt, ale poza tym – aż do mety trzymałem się maksymalnie bezpiecznych przejść i niemal uniknąłem jeżyn. ;)
Dobieg na PK26 banalny, punkt też łatwo odnajdywalny, za to bez perforatora. Zrobiłem zdjęcie i ruszyłem ku ostatniemu punktowi. Też było dość łatwo, las był wyjątkowo bez zarośli, a sam punkt ładnie umiejscowiony przy paśniku. Stamtąd dobiegłem twardą drogą do szosy i tą na wschód do bazy.
Czas 3h43m. Czyli miałem 10 minut do autobusu, średnio. Po oddaniu karty, zorientowaniu się, że to mój pierwszy BnO bez podręcznej apteczki (zwykle o tym pamiętam), która tym razem by się przydała, i nałożeniu (bolesnym) długich spodni itp. oraz krótkiej rozmowie z kilkoma uczestnikami poszedłem na przystanek, docierając nań chyba minutę przed czasem. Nic to nie dało – 15 minut bezowocnie czekałem (robiąc sobie przy okazji schłodzenie), widocznie autobus był nieco wcześniej niż planowo. Pech... Wróciłem do bazy, sprawdziłem wyniki, przemyłem się dokładniej i ruszyłem w pieszą wędrówkę do Szamotuł z nadzieją na stopa, bo musiałem zdążyć na pociąg o 16:00. I szybko tego stopa złapałem, był to zresztą współbiegacz z PK34 i PK35 (zdaje się, wybitnie brak mi pamięci do twarzy). Pogadaliśmy o wrażeniach, ogólnie o BnO, sympatycznie się jechało. Wysadził mnie koło dworca, kupiłem bilet i zaraz potem rozpocząłem czterogodzinną podróż powrotną do domu. ;)
Podsumowując – impreza bardzo sympatyczna, kameralna, na fajnym terenie. Jedynie ta wysoka jeżynonośność lasów mnie dobiła, ale sam sobie byłem winien. Punkty sympatycznie położone, nie zawsze łatwe do znalezienia. Pogoda idealnie dopisała. Chyba głównym problemem okazało się polowanie, ale udało mi się tego nie doświadczyć. Chętnie na Wilgę wrócę za rok.
W domu sprawdziłem dystans – niespełna 27km (prawdopodobnie, mierzyłem z pamięci na Geoportalu), nie tak źle. Tak na spokojnie widzę jednak parę miejsc, gdzie mogłem sobie łatwo skrócić przebieg. Cóż, zawsze tak jest. Plusem jest, że kolejność punktów mam dokładnie taką, jaką przewidział w optymalnym wariancie organizator. Widzę też (z międzyczasów), że z czasem wyraźnie traciłem tempo, stan nóg zrobił swoje.
I jest koniec sezonu. Dobiegam jeszcze kilka treningów, by dobić do 2000km w tym roku, i potem roztrenowanie. Zastanawiam się, jakie BnO chciałbym odwiedzić w przyszłym roku. Na pewno H-51 i Oriento Expresso, no i zimowa (?) Wilga. Może Śnieżne Konwalie, chyba też Szaga. Zdecydowanie biegi na orientację to atrakcyjna kategoria biegów. Choć u mnie, mimo iż biegaczem słabym jestem, ciągle lepiej jest z biegiem niż z orientacją. ;)
W linku powyżej - mapa.
Zdjęcie - stan lewej nogi kilka dni po starcie. ;)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Joseph (2015-12-14,21:55): Pewnie jestem jedną z niewielu osób na tym portalu, która ma przed oczami opisaną przez Ciebie trasę. Dokładnie i w szczegółach :) To moje codzienne ścieżki biegowe. Uwielbiam je. sebawojc (2015-12-15,21:13): Dziękuję za relację. Jestem przekonany, że na przyszły rok założysz długie spodnie. Wiele jednak będzie zależało od terenu rajdu - z pewnością ten fakt opiszę :) Mimo słabszego wyniku - gratki za wytrwałość. Niełatwo bowiem wytrzymać tyle czasu narażając nogi na tego typu doznania :) Zapraszam oczywiście za rok. insetto (2016-01-02,14:25): Joseph - o tak, tereny piękne, zwłaszcza te przy samym zalewie. Choć nie zwróciłem uwagi na profil - więc chyba dość płasko jest, nie? ;)
sebawojc - dzięki! Szczerze przyznaję, nie raz i nie dwa musiałem odrzucać myśli o rezygnacji i pomaszerowaniu gładkimi drogami do bazy... Za rok, mam nadzieję, przybędę na start. :)
|