Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [14]  PRZYJAC. [31]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
creas
Pamiętnik internetowy
"Wciąż biegnę i biegnę, dobrze mi z tym... " (TSA)

Krzysztof Wieczorek
Urodzony: 1968-07-02
Miejsce zamieszkania: Katowice
21 / 109


2010-02-20

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Grand Prix Mysłowic (czytano: 422 razy)



Bez wielkich fanfar, za to w miłej atmosferze zacząłem dziś tegoroczny sezon startowy. Grand Prix Mysłowic to zupełnie nowa cykliczna impreza organizowana przez parę osób z Truchtacza. Seria sześciu kameralnych biegów, co dwa miesiące każdy, odbywających się w lasach pomiędzy Katowicami a Mysłowicami, bardzo blisko miejsc, w których na co dzień z Mają i Ronią biegamy. Dziś nastąpił pierwszy odcinek – „bieg olimpijski”.
W tak trudnych warunkach jeszcze nigdy nie startowałem. Na całej trasie leżała gruba warstwa nadtopionego śliskiego śniegu. Nogi albo się w nim zapadały, albo ślizgały. Pomimo że dystans był jednym z najkrótszych, na jakim zdarzyło mi się biec na zawodach (ok. 6,6 km), to tempo miałem lepsze tylko od tego osiągniętego w maratonie. Udało mi się wykręcić średnio 6 min/km, czyli o 50 sekund na każdym kilometrze wolniej od ostatniego startu w jesieni w katowickim półmaratonie. W sumie wyszło 39 min i 30 s. Normalnie takim czasem byłbym załamany, ale w takich warunkach muszę uznać go za sukces. Wielką zaletą takiego wyniku w cyklicznej imprezie jest również to, że w kolejnych odcinkach może być już tylko lepiej :). Myślę, że w szczycie formy uda mi się przebiec tę samą trasę w okolicach 31 min. A gdyby tak udało się zejść poniżej 30... To już raczej mało realne, ale kto wie, co zdarzy się jesienią.
Dzisiejszy bieg był dla mnie ciekawy jeszcze z jednego powodu. Pierwszy raz zdarzyło mi się walczyć na trasie nie tylko ze sobą samym o jak najlepszy czas, ale również z innymi biegaczami o miejsce na mecie. A było to tak. Niemal od początku w zasięgu wzroku miałem przed sobą grupkę trzech biegaczy. Pod koniec pierwszego, mierzącego ok. 2,2 km okrążenia byli przede mną o jakieś 200 metrów. Wtedy doścignięcie ich wydawało mi się niemożliwe. Biegnąc swoim, w miarę równym tempem zauważyłem jednak, że dzieląca nas odległość jakby powoli malała. Na przełomie drugiego i trzeciego (czyli ostatniego) kółka zaświtała mi myśl, aby spróbować ich dogonić. Zacząłem więc coraz mocniej przyspieszać. Nie miałem wiele do stracenia, bo za mną nie było nikogo widać, tak więc nawet gdybym nie dał rady i nie wytrzymał narzuconego sobie tempa, to i tak raczej nikt już by mnie nie wyprzedził. Jakoś tam do mety przecież bym doczłapał. Tak mnie ta myśl uskrzydliła, że odległość do tej trójki topniała niemal w oczach. Mniej więcej w jednej trzeciej okrążenia byłem już tuż za nimi i biegliśmy w czwórkę. W tym momencie przypomniało mi się, jak niedawno Justyna Kowalczyk goniła Petrę Majdic na ostatnim etapie Tour de Ski. Gdy ją doszła, to przez pewien czas biegła za nią, odpoczywając po pogoni i czekając na dogodny moment do ataku. Pomyślałem, że to dobra taktyka i postanowiłem ją zastosować. Przez jakąś minutę biegłem spokojnie i zbierałem siły do ataku. Dłużej czekać nie mogłem, bo zbliżał się jedyny na trasie mocny podbieg, na którym już chciałem mieć parę metrów przewagi. Wrzuciłem więc drugi bieg i ruszyłem mocno do przodu. Nawet nie spodziewałem się, że tak łatwo to pójdzie. Gdy się obejrzałem tuż przed tym podbiegiem, to przewagę miałem już całkiem, całkiem. Zobaczyłem jednak również, że jeden z tej trójki też przyspieszył i chyba próbuje mnie gonić. Trochę się przestraszyłem, że może jednak przeliczyłem się z siłami i przed metą stracę przynajmniej część tego, co sobie tak dzielnie wypracowałem. Ta myśl zmobilizowała mnie jednak na tyle, że udało mi się jeszcze trochę przyspieszyć. Gdy obejrzałem się jakieś 200 m przed metą, już wiedziałem, że nie dam się nikomu wyprzedzić.
Tak więc, pierwszy raz zdarzyło mi się z kimś ścigać i muszę przyznać, że to miłe uczucie. Szczególnie, jak się wygrywa :). Jasne, że to tylko zabawa, że tamtym biegaczom może wcale nie chciało się walczyć, może mieli zupełne inne cele, ale i tak sprawiło mi to dużą przyjemność.
Przy okazji tych dzisiejszych zawodów nie mogę nie wspomnieć o Mai, która również pobiegła bardzo dobrze i w kategorii kobiet zajęła drugie miejsce! Wprawdzie startowało ich tylko 4, ale miejsce w pierwszej trójce zawsze przechodzi do historii :).
A tak w ogóle, to cała ta walka na trasie, czasy, miejsca itp., to tylko dodatek. Najważniejsze, że impreza była naprawdę miła i chyba wszyscy uczestnicy mogli zadowoleni wrócić do domu. Ja na pewno z niecierpliwością będę czekał na drugi etap.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
SantiaGO85
23:41
lordedward
23:25
kos 88
23:00
rokon
22:41
ryba
22:19
Andrzej_777
22:04
Artur z Błonia
21:53
perdek
21:43
knapu1521
21:21
Leonidas1974
20:59
Lektor443
20:52
42.195
20:52
maciekc72
20:46
marczy
20:42
Wojtek23
20:38
entony52
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |