Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Warszawa, 06 czerwca 2025, 10:31, 487/1237664Janusz Kalinowski
Piątka z Kalim - 75 lat to kamień milowy...

LINK 1: ELEKTRONICZNE ZGŁOSZENIA
LINK 2: ARCHIWUM: WARSZAWA



      

Przeżycie 75 lat to kamień milowy, który skłania do refleksji nad tym co bezpowrotnie minęło, nad doświadczeniami i zmianami, jakie niesie ze sobą miniony czas. To okazja do podsumowania osiągnięć, wspomnień i relacji z bliskimi, a także pora na docenienie wszystkiego, co się udało zrealizować. Wiele osób w tym wieku cieszy się bogatym życiem pełnym przyjaciół oraz wspomnień. Przeżycie 75 lat to także dowód na siłę, wytrwałość i zdolność do adaptacji w obliczu zmieniających się czasów.

Do dobrego życia potrzebna jest aktywność fizyczna. Regularny wysiłek poprawia kondycję, wzmacnia serce i układ odpornościowy, a także dodaje energii na co dzień, pomaga również w utrzymaniu prawidłowej masy ciała i wspiera funkcjonowanie układu oddechowego. Zapraszam więc do wspólnego biegu/marszu, aby uczynić dzień jeszcze bardziej wyjątkowym. Zapraszam młodych i starszych, a w szczególności tych, co w tym roku obchodzą lub będą obchodzić jakiekolwiek rocznice czy jubileusze. Możemy świętować wspólnie. Do granicy "75" zbliżają się m.in. Tadeusz Dziekoński i Janusz Rozum.

Szczegóły i rejestracja znajdują się TUTAJ

Spotkanie w gronie przyjaciół i bliskich będzie najlepszym prezentem, jak również podziękowaniem dla wszystkich osób, które pomagają i wspierają mnie w ziemskiej wędrówce. 23 czerwca to także święto będące wyrazem szacunku i wdzięczności ojcom. Wzbogaceniem Nocy Świętojańskiej, przypadającej w tym roku akurat 23 czerwca (czwarty poniedziałek miesiąca), będzie o godzinie 20:15 Galowy Koncert Grupy Na Swoim na kameralnej scenie restauracji PIĘKNY BRZEG na warszawskim Żoliborzu przy ul. Wybrzeże Gdyńskie 2 (w pobliżu Centrum Olimpijskiego)

Specjalnością zespołu, stworzonego osiem lat temu przez pasjonatów gór i włóczykijów, są piosenki turystyczne i górskie. Podczas poniedziałkowego koncertu, w najdłuższym dniu roku i najkrótszej nocy, Arek Piechowski, Marek Kamiński, Tomek Borkowski, Krzysiek Kłos i Jarek Woszczyk zabiorą publiczność na wędrówkę szlakami bieszczadzkich połonin i Beskidów, a nawet na Rysy. Mimo stosunkowo niedługiego żywota grupa wspięła się na szczyty wielu festiwali ogólnopolskich, zdobywając liczne nagrody i wyróżnienia.

Gościem specjalnym będzie były dziennikarz "Życia Warszawy" Jan Zabieglik, laureat III nagrody w II Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Autorskiej 1979 w "Hybrydach" i pierwszej nagrody w Jarmarku Piosenki w "Remoncie" 1983. Jest typowym przedstawicielem większości społeczeństwa. Układał piosenki należące do nurtu, w którym, w odróżnieniu od innych, słychać co się śpiewa.

Dlatego na początku w zasadzie wyeliminował akompaniament muzyczny. Bił się rytmicznie po udach i pstrykał z palców prawej ręki, bo z lewej nie potrafi. Podczas występów w stołecznych klubach studenckich oraz w kabarecie "Warsztat", prowadzonym przez Marcina Wolskiego i Andrzeja Zaorskiego miewał jednak profesjonalnych akompaniatorów. Żaden jednak nie potrafił skomponować lepszych melodii do jego utworów, niż jego własna. Często występował jako podmiot liryczny żeński, bowiem uważa, że ma mocno rozwinięte cechy kobiece, takie jak czułość, wyrozumialość i cierpliwość. Drugorzędnych nie zauważył, mimo że zamieszkiwał przez lata z teściową, żoną i dwiema córkami. Każda osoba, która przyjdzie przed godziną 20, uraczona zostanie posiłkiem, a na koniec koncertu - specjalnym prezentem.

Niektórzy nie pamiętają co było wczoraj, a są tacy, co potrafią wspominać ze szczegółami wydarzenia sprzed 30-40, czy nawet 50 lat. W tym elitarnym gronie jest Piotr Młoczyński - dziennikarz i wydawca. Pracował m.in. w "Ziemi Kaliskiej", "Południowej Wielkopolsce", "Skandalach Województwa Kaliskiego", "Dzienniku Poznańskim", "Wiadomościach Dnia", "Kurierze Ostrowskim". Obiecał, że gdy KALI będzie zbliżać się do "75", coś napisze. I napisał...

Zapytano dawno temu Williama Faulknera, jaki zawód powinien mieć człowiek piszący do mediów. Odpowiedział, że wszystko jedno. Jeśli bowiem ma się do czynienia z dobrym dziennikarzem, nic co by nie robił, nie może mu zaszkodzić. Jeśli natomiast ze złym – i tak nic mu nie pomoże. Wedle Faulknera najlepszym zatrudnieniem dla dziennikarza jest, na przykład, być pianistą w domu publicznym. Dlaczego? Zajęcie lekkie, towarzystwo miłe i bardzo dużo okazji do frapujących rozmów.

Mój przyjaciel, Janusz Kalinowski "Kali" jest dziennikarzem sprawnym, chociaż z tego co wiem, pianistyki prawie w ogóle nie uprawiał, poza tym, że jako dziecko pobierał naukę gry na fortepianie. Nie przeszkadzało mu to jednak przez ponad pół wieku zwiedzić 80 krajów na wszystkich kontynentach, odbyć tysiące interesujących rozmów i poznać fascynujących ludzi. Wielu z nich poznawaliśmy razem, dlatego ta opowieść nie powstała w wyniku izolacji, nie zrodziła się w sposób sztuczny, a całkiem naturalny, przenosząc nas przede wszystkim w świat sportu, ciekawych sytuacji, które wydarzyły się w dziennikarskim światku w schyłkowych latach PRL-u.

Kiedy razem zaliczaliśmy kolejne sportowe imprezy, nawet nie przypuszczałem, że obcuję z legendą. Tak – ,,Kali” stał się legendą! Przede wszystkim w historii biegów w Polsce. Pokonał pół setki maratonów, kilka supermaratonów na 100 kilometrów i biegów 24-godzinnych, jest współtwórcą (niestety, zapomina się o tym zbyt często!) Maratonu Pokoju w Warszawie. Razem z niezapomnianym red. Tomaszem Hopferem rozbiegali polskie społeczeństwo. A trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach na widok biegających w krótkich spodenkach po chodnikach i parkowych alejach, ludzie wybałuszali oczy i przeważnie pukali się po głowach.

Kiedy innych kolegów, po zejściu do hotelowych restauracji interesowało, czy jest zimne piwo i schłodzona wódeczka, Janusz zadawał podstawowe pytanie: czy macie mleko? Hotele bywały różne, takie z odrapaną szafką i metalową lampką, radiem ,,Śnieżka” i te eleganckie, orbisowskie, pachnące zachodem. Podczas jednego z ostrzeszowskich crossów, recepcjonistka obiektu o nazwie "Zacisze", tak przejęła się brakiem mleka w ofercie, że uruchomiła natychmiast szwagra, który w pobliskiej wsi Bledzianów miał dużą hodowlę krów. Za godzinę przyjechały dwie ogromne szklane butle pysznego białego napoju. "Kali" promieniał z radości!

Dbał o siebie na kilka sposobów, a odpowiednie odżywanie wyróżniało go szczególnie. Sam dostarczałem mu w tych trudnych czasach znakomity miód z pasieki od zaprzyjaźnionego pszczelarza, a on odwzajemniał mi się różnymi, jakże pożądanymi gadżetami. Na przykład oryginalną pelerynką z maratonu w Nowym Jorku (szpanowałem przez kilka lat, nawet wtedy kiedy nie padał deszcz!), pięknymi kolorowymi notatnikami, długopisami. Jako dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, w dodatku sprawozdawca sportowy, często bywał za prawdziwą granicą, czego nie tylko ja mu zazdrościłem.

Rok 1987. Crossowe bieganie. Polska była jeszcze biegową pustynią, a Ostrzeszów wyjątkową oazą. Razem z Januszem uśmiechaliśmy się pod nosem, kiedy doszło do "prawdziwej afery". Kierownikiem restauracji "Zacisze" był ubrany zawsze w biały nylonowy fartuch pan Cudniewicz, którego bali się wszyscy. Pewnego razu pogonił do szatni Bolesława Kapitana, prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, a jednocześnie przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki (to taki dzisiejszy minister sportu), który bezczelnie wgramolił się na salę konsumpcyjną w szarym prochowcu:

- Panie, szatnia obowiązuje! - krzyczał Cudniewicz, ku przerażeniu towarzyszących Kapitanowi kilku mężczyzn w ciemnych garniturach. Minister z miną nietęgą wrócił z numerkiem, bez palta, a jak! – W Warszawie by to nie przeszło – skomentował "Kali". Sportowa Polska prowincjonalna miała niewątpliwie swoje zalety i kilka naprawdę ciekawych wydarzeń na które zjeżdżali dziennikarze z całego kraju. Supermaraton Calisia na 100 km zawsze wzbudzał wiele emocji. Oczywiście nie mogło brakować Kalinowskiego!

Biegał (6 listopada 1982 roku nawet w dwóch lewych butach marki Tiger, bo złodziej, w pośpiechu, ukradł mu dwa prawe, a i tak zmieścił się w limicie 13 godzin), relacjonował (była mgła, cztery stopnie mrozu, na wielu odcinkach trasy wszechogarniające ciemności. Jeśli ktoś myśli, że orkiestry przygrywające na punktach żywnościowych to pomysł naszych czasów, to bardzo się myli. Wprawdzie nie były to kapele rockowe, ale już wtedy grały energicznie), pomógł organizatorom umieścić imprezę w prestiżowym kalendarzu i rankingu Europa Cup. No i witano go z otwartymi rękoma w najlepszym kaliskim hotelu "Orbis-Prosna". Rzecz jasna obsługa pamiętała o mleku do śniadania, przygotowywano nawet pieczywo z ziarnami, co bywało wielką rzadkością.

To tutaj - w kaliskim Supermaratonie - objawił się Jerzy Górski, późniejszy mistrz świata w podwójnym Ironmanie, bohater filmu fabularnego, który bez cenzury opowiadał jak bieganie i triathlon pozwalają mu wyjść z narkotycznego nałogu. Z Januszem rozmawiał najdłużej, mówił o swoich doświadczeniach, dzielił się swoją historią, a ,,Kali” budował prawdziwy most zaufania, więzi, zbliżenia. To był początek głębokiej relacji, opartej na zrozumieniu i wsparciu. Każda historia trzeźwości to dowód na siłę i determinację. ,,Kali” po latach przyjaźni może powiedzieć Górskiemu, jak daleko zaszedł i jakie przeszkody pokonał. Sport był na tej drodze najważniejszy! Ale takich "jaj" na kolejowym dworcu "Kali" się nie spodziewał. Pewnego roku, kiedy wyszedł z pociągu, powitała go Orkiestra Dęta Ochotniczej Straży Pożarnej w Tykadłowie pod dyrekcją znanego muzyka z grodu nad Prosną, nieżyjącego już Henia Siudy. Ludzie rozglądali się wokoło, szukając wzrokiem jakiegoś ważnego oficjela, może delegacji z ZSRR albo NRD. A tu orkiestra rżnie na cześć faceta z bródką, w adidasach na nogach i z przewieszoną przez ramię torbą. Skład orkiestry prawie pełny, zabrakło jedynie klarnecisty i fagocisty, ale były: rożek angielski, trąbki, puzony, tuba, talerze, werble i wymachujący batutą Siuda, nazywany "człowiekiem orkiestrą". W pewnym momencie, a jakże pojawili się milicjanci. Wyciągnęli nawet notesy, coś tam zapisywali, ale koncertu powitalnego przerwać się bali:

- Panowie! Jest pozwolenie od pułkownika Skoczka! (w tamtym czasie szef wojewódzkiej milicji w Kaliszu) - zaordynowałem dość stanowczo. I to wystarczyło.

Po powitaniu redaktor udał się do dworcowego bufetu, do stolika w okolicach kaflowego pieca, gdzie skonsumował twarożek biały z cebulką, nie będąc pewny czy na takie kulinarne brewerie będzie mógł liczyć wieczorową porą w "Prośnie". Przyszło nam obsługiwać wiele imprez - Ogólnopolskie Spartakiady Młodzieży, Igrzyska Szkolne, mityngi, spotykaliśmy się na lekkoatletycznym stadionie w Grudziądzu. To było ważne z dwóch powodów. Po pierwsze: służyło prawdziwej promocji sportu, po drugie za taką sprawozdawczość władza odwdzięczała się łatwiejszą drogą do uzyskania paszportu, kiedy trzeba było wyskoczyć gdzieś dalej.

Dlaczego od blisko czterdziestu lat przyjaźnię się z "Kalim"? Bo nasz układ to wzajemność. Lojalność. Już inni napisali, że przyjaciel nic nie musi. Ani jemu od nas, ani nam od niego nic się nie należy. Jeśli dajemy czy nawet poświęcamy się, robimy to z własnego wolnego wyboru. Ale... Będąc w emocjonalnej zależności, zanurzeni w swojej pełnej frustracji i braków historii, zapominamy o tym i kierujemy się lękiem, że gdy odmówimy, nie będziemy już mogli o nic prosić. Przyjmujemy zasadę – daję ci to, czego potrzebujesz, i oczekuję, że zrobisz dla mnie to samo. Jednak przyjaźń to nie handel wymienny. A świat się nie kończy, nawet dla niemowlęcia, gdy nie jesteśmy na każde zawołanie...

Oczywiście mamy okresy długiego nie widzenia się. Tak, żeby się wzajemnie nie wyeksploatować. Dzięki internetowi kontakt jest zawsze możliwy. Ja piszę z malowniczej wioski, z Siedliska Chynowa Lipie w Wielkopolsce, gdzie psy szczekają dupami, gdzie poszukałem spokoju i oddechu na starsze lata. A „Kali” odpisuje z górskiego schroniska gdzieś w Himalajach, albo z Afryki, albo jeszcze skądinąd. On nie umiał nigdy usiedzieć w miejscu.


Komentarze czytelników - 1podyskutuj o tym 
 

zbyfek

Autor: zbyfek, 2025-06-09, 23:01 napisał/-a:
LINK: http://Witaj

Trzeba obalić kilka butelek mleka i to w czerwcu.Pozdrawiam!

 



















 Ostatnio zalogowani
MariuszS10
05:53
biegacz54
04:51
JACEK W.
01:49
VaderSWDN
01:19
marczy
00:42
stanlej
23:13
jacek50
22:36
soniksoniks
22:32
rogul
22:28
Admirał
22:22
CZARNA STRZAŁA
22:21
kornik
22:06
JolaPe
21:51
kasjer
21:43
maniek66
21:34
chris_cros
21:33
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |