Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

06 pazdziernika 2017, 08:31, 1558/159780
Krzysiek_biega
Krzysztof
Bartkiewicz
Wpływ maratonu na gospodarkę, rozwój i wizerunek miasta




      Obserwując od wielu lat biegi uliczne w naszym kraju nietrudno zauważyć, że o ile poziom organizacyjny, frekwencja, poziom sportowy, czy szeroko pojęta "medialność" imprez biegowych nieustannie rośnie o tyle jeden z elementów otoczki zawodów pozostaje niezmienny. Chodzi o odbiór półmaratonów, maratonów rozgrywanych w dużych miastach przez mieszkańców, a zwłaszcza tych poruszających się samochodami. Nie mówimy tu oczywiście o absolutnie wszystkich spośród przytoczonej grupy społecznej, aczkolwiek na stałe polski klimat dużych maratonów wiąże się z narzekaniami i żalami wylewanymi głównie na forach internetowych odnoszących się do "paraliżowania" miasta przez biegaczy.

Argumenty typu:"Przez te maratony znowu nie mogłem wyjechać z domu/dojechać do kościoła/wybrać się z dziećmi na wieś", "znowu grupka oszołomów blokuje całe miasto" Powtarzają się jak echo rokrocznie na wiosnę i jesień zarówno w Warszawie, jak i w Poznaniu, Krakowie i innych miastach w tradycję których wpisały się duże biegi uliczne. O ile na zachodzie tego typu argumenty przy dyskusji o maratonach praktycznie w ogóle nie są podnoszone, a zarówno włodarze miast jak i mieszkańcy traktują biegi uliczne jak święto, o tyle w Polsce zdaje się, że jeszcze przez lata słyszeć będziemy narzekania, utyskiwania a nawet groźby pod adresem zawodników i organizatorów imprez sportowych.

Tymczasem w przedmiotowym temacie pojawiły się niezwykle ciekawe badania skrupulatnie przeprowadzone przez statystyków pracujących dla Bank of America - jednego z największych banków świata z siedzibą w Charlotte w Karolinie Północnej. Badacze podjęli się sprawdzenia w jaki sposób i jak mocno duży maraton wpływa na gospodarkę i ekonomię miasta. Za przykład wyznaczono maraton w Chicago w uznaniu dla bogatej historii tego biegu, który w najbliższą niedzielę będzie obchodził swoją 40-tą rocznicę.

Jak czytamy w raporcie tylko w samym 2016 roku maraton w Chicago wygenerował 282 miliony dolarów pod względem tak zwanego BIA - Business Impact Analysis - analizy w trakcie której identyfikuje się wpływ danego wydarzenia na biznes. Co więcej, wskaźnik ten utrzymuje się na poziomie wyższym niż ćwierć miliona dolarów przez ostatnie 4 lata, co plasuje chicagowską imprezę w gronie kluczowych czynników wpływających na rozwój gospodarki i ekonomii w tej metropolii.

Idąc dalej, zauważyć można, że ostatnia dekada to gwałtowny rozwój wzajemnego oddziaływania na siebie świata sportu i biznesu. Usługi hotelarskie, gastronomiczne, transportowe, rozwijająca się branża fotograficzna i IT współpracująca z maratonem sprawiła, że kwota w ramach wspomnianej analizy BIA niemalże potroiła się od 2005 roku, kiedy to była na poziomie 96 milionów dolarów.
Dodatkowe badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu w Illinois przy zastosowaniu modelu Input-Output - techniki badającej wzajemnie przenikanie się i wpływu różnych gałęzi gospodarki krajowej i regionalnej, sprawdziły bezpośredni i pośredni wpływ maratonu na rozwój ekonomii dużego miasta na przykładzie Chicago.
Wykazano jasno, że tylko maraton w Chicago przyniósł bezpośrednio 115 milionów dolarów amerykańskich przychodu do głównych sektorów gospodarki miejskiej, jak turystyka, hotelarstwo, rozrywka. Dogłębnie analizując wyżej przytoczone zestawienie wydarzenie takie jak maraton stworzyło w Chicago 1939 nowych miejsc pracy, a co za tym idzie kwotę 95 milionów dolarów w postaci pensji i wynagrodzeń dla pracowników.

"Świętując 40-tą edycję biegu w naszym mieście, jesteśmy dumni z faktu, że rywalizacja maratońska, przyciągająca rzeszę entuzjastów sportu z całego świata stanowi nieodłączny element krajobrazu Chicago. Poza niewątpliwymi walorami estetycznymi jakie niesie ze sobą duch maratonu i sportu, zdajemy sobie sprawę, jak wielkie korzyści przynosi ta impreza całej społeczności miasta." - mówi Paul Lambert, dyrektor Bank of America. "Każdy związany z tym wydarzeniem: biegacze, kibice, mieszkańcy Chicago, ludzie biznesu, przedstawiciele instytucji charytatywnych, wolontariusze czują efekt maratonu i widzą jak wielkie piętno odcisnął on na krajobrazie i sposobie funkcjonowania miasta. Efekt maratonu odczuwamy tu w kontekście ekonomicznym, zarówno przed, w trakcie, jak i długo po jego zakończeniu."

Maraton w Chicago odnotował w zeszłym roku znakomitą frekwencję: 41,608 uczestników odebrało pakiety startowe, co było wynikiem o 5 procent lepszym w stosunku do edycji sprzed 2 lat. Aż 28 % spośród zeszłorocznych maratończyków odwiedziło Chicago po raz pierwszy, co jasno wskazuje, że impreza w tym mieście wciąż cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem biegaczy z całego świata.

"Już od 40 lat maraton w naszym mieście przyciąga biegaczy i kibiców ze wszystkim Stanów Ameryki, jak i z całego świata. Impreza ta jednoczy równocześnie całą społeczność Chicago" - wskazuje burmistrz miasta Rahm Emanuel. "Tegoroczna jubileuszowa edycja będzie dla nas po raz kolejny okazją aby pokazać w Chicago przybyszom z całego świata to co najlepsze: unikalną kulturę miasta, liczne rozrywki, ciekawą architekturę, możliwość zasmakowania potraw w lokalnych restauracjach, gdzie ścierają się i łączą tradycje kulinarne z różnych kontynentów"

"To niezwykłe, ale z naszych szacunków wynika, że przez 40 lat wspaniałej historii maratonu w Chicago bieg ten przyniósł ponad miliard dolarów zysku do wszystkich gałęzi lokalnej gospodarki." - twierdzi Carey Pinkowski, dyrektor wykonawczy maratonu. "Przebiegnięcie ponad 42 kilometrów nie jest łatwym zadaniem, jednak nie mniejszym poświęceniem przez te 40 lat wykazali się wszyscy ludzie związani z organizacją, wolontariatem oraz szeroko pojętą pracą przy biegu, który wciąż rośnie, ewoluuje i nieustannie ubogaca, zespala i wywiera wielki wpływ na nasze miasto."

Kwestią najbliższych lat wydaje się ewolucja myślenia i podejścia do sportu, a zwłaszcza biegów ulicznych w Polsce. To najwyższy czas, aby na półmaratony, maratony przebiegające ulicami naszych miast, podczas których zjeżdżają się uczestnicy z całego kraju, Europy i świata spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. W miejsce utyskiwań i narzekań na "blokowanie ulic przez spoconych oszołomów" warto rozważyć jak wielką promocją miasta i regionu jest duży bieg uliczny i jak potężne korzyści z niego płyną. Maraton w Chicago niech dla wielu polskich miast, organizatorów i kibiców stanowi przyczynek do refleksji a zarazem punkt odniesienia na przyszłość.

Komentarze czytelników - 12podyskutuj o tym 
 

dada40

Autor: dada40, 2017-10-06, 13:22 napisał/-a:
Problem w - jak miałem kiedyś nadzieję przemijającym - lubowaniu się w niekonstruktywnej krytyce. Jeżeli coś nie jest robione dla mnie to z założenia jest co najmniej niepotrzebne. I tak nigdzie nie wyjadę, do kościoła pójdę wieczorem albo w ogóle, ale przecież mógłbym pójść/wyjechać, a wtedy biegnące tabuny i inni wegetarianie będą mi przeszkadzać. Taka to nasza mentalność. Ci co potrafią się bawić albo zarobić nie utyskują czego wszystkim życzę.

 

jankiel

Autor: jankiel, 2017-10-06, 14:49 napisał/-a:
Dlaczego zaczyna Pan dyskusję po czym kończy stwierdzeniem, że przyczyn należy szukać gdzie indziej ? Jak Pan wie to dlaczego nie podzieli się Pan z innymi tą wiedzą? A propos wykształcenia naszego społeczeństwa, jeden z portali opisał badanie, przeprowadzane na różnych narodowościach. Wszystkim zadano 20 pytań na temat wiedzy ogólnej, o zdrowiu, przyrodzie, kosmosie, nauce itp. Polacy wypadli w tym badaniu na szarym końcu. Lepsi od nas okazali się nawet Amerykanie, z których przez całe lata się naśmiewaliśmy, że nawet nie wiedzą gdzie leży Polska.

 

Krzysiek_bie

Autor: Krzysiek_biega, 2017-10-06, 15:30 napisał/-a:
Wykształcenie z wiedzą ogólną nie zawsze idą w parze. Można być też niezwykle inteligentnym ale niekoniecznie dobrze wykształconym...

 

M@rlon

Autor: M@rlon, 2017-10-06, 21:13 napisał/-a:
Raczej nie wiązałbym tego z poziomem wykszałcenia, ani nawet z brakami w edukacji prozdrowotnej
Ludzie nie znoszą czegoś co jest (lub wydaje im się że jest) niedostępne, nie mogą tego kupić, ukraść ani dostać małym nakładem sił
Po prostu nie lubią ludzi aktywnych a już zaczynaja nienawidzieć, gdy zona spyta: wszyscy biegają, a ty co?
Nie wierzę, że blokada miasta w czasie maratonu jest bardziej dokuczliwa niż niedzielna blokada ulic spowodowana masowym wyjazdem do galerii handlowych, czy chociażby meczemi piłkarskimi albo duzymi koncertami.

 

jankiel

Autor: jankiel, 2017-10-07, 11:18 napisał/-a:
I odwrotnie. Można być wykształconym i niezbyt inteligentnym.

 

wookesh

Autor: wookesh, 2017-10-07, 23:24 napisał/-a:
Przykład: PKB Chicago jest porównywalne z wielkością całej polskiej gospodarki ;-)

 

Autor: Ryszard N, 2017-10-08, 04:42 napisał/-a:
"kultura społeczeństwa danego kraju zależy głównie od jego zamożności"

Heniu, zlituj się. Czytał dziesięć razy Twój komentarz i nie widzę związku,...
Teoria, jakoby zamożność była ściśle powiązana z kulturą, jest łagodnie rzecz ujmując, błędna. Rzecz w tym jeszcze, jak definiujesz kulturę. Znałem i znam wielu zamożnych osobników, którzy nie koniecznie byli i są kulturalni.
Tolerancja na biegaczy powiązana jest raczej z wieloletnią tradycją rozgrywania zawodów oraz szeroko rozumianą edukacją społeczną w kierunku aktywności. Rowerujący rozumie biegającego, biegający rolkarzy, itd. W Berlinie od lat, dzień po dniu, odbywają się duże imprezy które skutecznie blokują ścisłe centrum miasta. W sobotę rolkarze w niedzielę, biegacze. W Koszycach, najstarszy Europejski maraton, dzień ten jest świętem miasta. Nie widzę związku z wysokim poziomem akceptowalność Słowaków dla Maratonu w Koszycach a wybitnym poziomem kultury tamtego społeczeństwa.

 

snipster

Autor: snipster, 2017-10-08, 09:47 napisał/-a:
Temat nie jest prosty i łatwy do rozłożenia na czynniki pierwsze.
Na zachodzie jest bardziej rozbudowany kapitał międzyludzki, niż u nas. Sytuacja z "polskim cwaniactwem" jest znana od lat.
Wystarczy podać przykład - Niemiec przyjeżdżający do PL w większości nauczony jest kultury drogowej i grzecznie zwalnia przed przejściem dla pieszych, podczas kiedy Polak kombinuje jak by tu się jeszcze przecisnąć, aby tylko nie zaoszczędzić 5 groszy na paliwie i nie zatrzymywać się... Sytuacja się powoli zmienia na lepsze.
Jako społeczeństwo mamy naprawdę spore braki kulturowe w zachowaniach międzyludzkich. Politycy ostatnimi czasy dokładają sporo do pogłębienia tego stanu, co rzutuje na relacje międzyosobowe na szerszą skalę w zachowaniach codziennych.

Kiedyś przytaczałem jakiś wywiad Dyrektora Maratonu z Porto, który razem z Burmistrzem omawiali stan przygotowań i w ogóle sytuację z tym związaną. Mieli jasny przekaz, iż impreza generuje miliony euro do kasy miasta w sposób pośredni przez różnego rodzaju podatki od usług, ale i nie tylko.

Nie chodzi już o miejsce, a o jakość.
Po pierwsze proponują "produkt", który jest przygotowywany bez kompromisów - wytyczana jest trasa po atrakcyjnych zakątkach, w pełni oddana dla biegaczy. Nie ma tam częściowego blokowania drogi, puszczając ruch samochodów obok, co widzi się nagminnie na wielu imprezach u nas (zresztą nie tylko u nas, lecz w Polsce jest to aż nadto widoczne).
Wielcy zarządcy z miast u nas traktują temat na odwal - ok, puśćmy trasę tędy, ale tylko częściowo, bo jak puścimy tamtędy, to zablokujemy i będą korki i będą się żalić.
Na zachodzie wydaje mi się, że wielkie impreza nie są robione kompromisowo.

Druga sprawa to otoczka wokół tego i klimat. Społeczeństwo na zachodzie jest bardziej rozruszane i niejako przyzwyczajone do normalności, że coś się robi w grupie, masowo. U nas od wojny do praktycznie lat 90 zgromadzenia były zakazane - poza pochodami pierwszomajowymi. Grupowe akcje kończyły się pałowaniem i chyba od tego ciągnie się nasza "spuścizna" narodowa.
Jesteśmy jak w kawale - gdzie zamknięto małpy i spałowano wszystkie mówiąc, że z tego zamknięcia nie ma wyjścia - kiedy wpuszczano nową małpę, pozostałe same rozprawiały się ze świeżakiem, który kombinował jak tu wyjść, bo były nauczone, że nie mogą.

Wraz z nowymi czasami przyszło poczucie dumy jednostki, które razem z byle dorobkiewiczostem rozrosło poczucie ego do granic Titanica.
W Berlinie ludzie tłumnie wychodzą z domu, żeby ruszać się w tym mieście, oraz tłumnie dopingują, jeśli jest jakaś impreza. Dla nich każda aktywność, czy zgromadzenia są częścią normalnego życia. W Polandii Kowalski ma poczucie zadowolenia w większości jedynie wtedy, kiedy ma na browar do pilota na kanapie do Kiepskiego. Frustracje odnośnie blokowania dróg, które prowadzą do sklepów i podobnych są tylko ładnym obrazem do całości tej "polskości".

Patrząc na to wszystko z boku... niestety nie widzę znaków do szybkiej poprawy. Co prawda coraz więcej kierowców się zatrzymuje na przejściach, coraz więcej osób interesuje się jakąś tam aktywnością, powstają kluby fitness, jednak jadąc nad morze mamy idealny obraz tego jakie jest nasze społeczeństwo - parawaniaste :)

Dalej będziemy patrzeć na cywilizacje, które z uśmiechem na ustach organizują duże Eventy napędzające lokalne środowisko, podczas kiedy u nas nadal będziemy czytać o niezadowoleniu kierowców, pieszych, jedynych polakach i podobnych przyziemnych sprawkach naszego bagienka ;)


PS. sprawa wykształcenia i tytułów nie bardzo ma tu związek, na studiach panowało przekonanie, że im ktoś z wyższym tytułem naukowym, tym jest większych ch..em. Oczywiście spora grupa naukowców jest bardzo wporzo, o tyle wystarczy rzucić okiem na politykę, gdzie pewna kobieta z tytułem naukowym jest zakałą zarówno języka polskiego, jak i kulturowym obrazem.
Oczywiście, im społeczeństwo bardziej wykształcone, tym lepiej - ale nie zawsze to się przekłada na zrównoważony i wygładzony światopogląd.

 

Jarek42

Autor: Jarek42, 2017-10-08, 12:56 napisał/-a:
Myślę, że problem może być wyolbrzymiony. Grupka niezadowolonych, aktywnych na forach internetowych może skutecznie zaciemnić sprawę. Przykładowo w dużym mieście 500 osób jest bardzo niezadowolonych z utrudnień komunikacyjnych stworzonych przez bieg. Co to jest 500 osób? Ale 500 osób może zalać swoimi komentarzami internet, prasę i telewizję.

 

Hung

Autor: Hung, 2017-10-08, 20:33 napisał/-a:

„kultura społeczeństwa danego kraju zależy głównie od jego zamożności.”
Zgadzam się z Henrym, choć - faktycznie – sprawa tematu jest nieco uproszczona.
Wiele razy byłem w zamożnych krajach i zawsze widziałem dużą różnicę w kulturze (kultura - jako pojęcie ogólnie rozumiane) Polski i danego kraju na korzyść tego drugiego. Nie mam na myśli bogactwa poszczególnych obywateli a zasoby państwa. Ale zasoby, które w pośredni lub bezpośredni sposób są inwestowane w rodaków za pomocą np. infrastruktury i opieki nad nią lub edukacji, a nie na papierze, w propagandzie. Dla przykładu: Polak mówi – po jaką cholerę odbudowywać wieżę na Śnieżniku, nie mamy pieniędzy na pierdoły. Czech mówi: budujemy Ścieżkę w Obłokach i to realizuje.
Potem Polacy jeżdżą do Czech, by zwiedzić ścieżkę.
Nas zawsze na nic nie stać, a Czechów stać. Niby nie są bogatsi, a jednak więcej bogactwa mają w głowie.

 


















 Ostatnio zalogowani
Lektor443
16:27
cumaso
16:26
crespo9077
16:23
Bystry1983
16:20
Leno
16:19
kulja63
16:17
inka
16:04
Piotr Czesław
15:48
ruzga99
15:48
Zając poziomka
15:42
Wojtek23
15:41
INGL66
15:13
Pawel63
15:09
Admin
15:00
42.195
14:48
kazik1948
14:23
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |