2011-06-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Słowak, Słowak, Słowak... (czytano: 877 razy)

Są takie biegi, na które czeka się cały rok. Mają w sobie to coś. Magię. W minioną niedzielę z radością "skórwonka" już pół do szóstej rano wyskoczyłem z wyrka. Szybkie śniadanko, toaleta - dokładne golenie zarostu na twarzy, by podczas wylewnych powitań nie zadrapać delikatnych dziewczęcych policzków... :P Jeszcze tylko bidonik izostara, torba w łapkę i heja!...
Tym razem robiłem za taxi-driver`a. Najpierw pojechałem po Snipiego, któremu tak się spodobało bieganie na Ekiden, że nie było problemu namówić go na Grodzisk ;) A z Piterem kilka przecnic dalej po Roberta, który z kolei robił jakieś zagadkowe przebieżki wokół swojego bloku - jak się wkrótce okazało, zapomniał jakichś kluczy ;) I tak w trójcę wyruszyliśmy, nieco okrężną drogą do Chociszewa, do Stasia, skąd mieliśmy zabrać Tomusia i Marysieńkę. Że było wesoło chyba wspominać nie muszę.

To, co tworzy specyficzny, niesamowity klimat tego półmaratonu to przede wszystkim ludzie. Wspaniali. W pełni zaangażowani w to co robią. I robiący to z sercem, z wielką pasją i radością. Już od samych rogatek miasta przyjezdnych witają strzałki prowadzące do biura zawodów. W tą niedzielę bowiem przyjeżdżają tu chyba wyłącznie biegacze ;) Zwłaszcza tak wcześnie rano. Dojeżdżając do centrum widać już poubieranych w pomarańczowe koszulki wolontariuszy z krótkofalówkami, którzy sprawnie kierują wszystkie auta na przygotowane parkingi. Ma się wrażenie, że każdy parkuje tu na dużo wcześniej zarezerwowanym wyłącznie dla siebie konkretnym miejscu :)) No mistrzostwo świata!!!
W okolicach biura tłumy. A wewnątrz? Żadnych kolejek. Na zapisanych elektronicznie 1800 biegaczy czeka bowiem 18 stanowisk obsługujących zawodników. Załatwienie formalności trwa sekundy ;)) Wkrótce spotykamy wielu znajomych. Sporo wiary szykowało się na ten bieg, więc nie dziwota, że powitaniom i okrzykom nie ma końca. Istne szaleństwo! Oczywiście najlepiej ma Marysieńka, którą znają tu chyba wszyscy ;) Czas szybko ucieka, kierujemy się więc do autka, by przygotować się do startu.
Tym razem długo nie marudziłem z wybieraniem stroju startowego. Miałem biec w koszulce Bractwa Biegaczy, ale dzień wcześniej na treningu obtarłem się trochę pod lewą pachą i "nidyrydy"... Założyłem też zieloną, ale taką „oczojebną”. Co nie było najlepszym pomysłem, bo po chwili zleciały się do niej chyba wszystkie muszki z okolicy. Ale Benek, którego zaraz potem spotkałem podczas rozgrzewki stwierdził, że fajna koszulka, to udałem, że muchy mnie nie wnerwiają ;) Największym powodzeniem cieszyła się natomiast moja wazelina. No ja nie wiem co ludziska w niej widzieli? Prócz poślizgu oczywiście... :P No tak, ładnie pachniała jeszcze. Tomuś plastra mojego na cycki nie chciał, bo stwierdził, że bardziej boli go depilacja przy odrywaniu po biegu niż same otarcia. Ale na wazelinę to normalnie się rzucił jak pies na biegacza. I nie powiem co sobie nią smarował!!! Choć,.. z drugiej strony wynik nabiegał całkiem całkiem, a więc... może tak trzeba? :P
Grodziska Orkiestra Dęta. Ech... Zapiera dech... Rozgrzewkę robię niemal jak satelita wokół niej. Wpada w ucho i... w oko :P Kto był ten wie! :))) W końcu ustawiamy się do honorowego przemarszu ulicami miasta. Tłumy, tłumy i jeszcze raz tłumy. I nie wiadomo jak oni to tutaj robią - pomimo całkowicie zachmurzonego nieba świeci słońce!!! No jajca jak berety! Idziemy. Uchachani i rozgadani. Dochodzimy w końcu na Stary Rynek, gdzie znajduje się start. Kilka oficjalnych, krótkich przemówień, odliczanie, strzał i ponad 1700 zawodników rusza do boju. Nie powiem, było trochę ciasno. Pomimo, że ustawiłem się w strefie blisko 1 h 30 min, to pierwszy kilometr wyszedł mi w 4:52... oj... cieniutko...
Od samego początku trzymam się Marychny. Mam chytry plan. Dzisiaj ze mną nie wygra, hehe ;) Szlaku mnie podbudował i zmotywował. W sobotę wymieniliśmy kilka maili. Artur napisał mi dosadnie, tak jak to on potrafi (sorry bracie, muszę zacytować, bo inaczej straci barwę): "Zaciśnij pośladki i zlej dupsko Maryśce, bo całkiem w piórka obrośnie... niech czasem powącha Twoje podeszwy, a nie wciąż Ty będziesz wdychał opary zajeżdżanych Marysinych trampków ;) Trzymam za Ciebie kciuki... Postaraj się, choćbyś miał się ze...rać ;)))". No i jak tu nie walczyć??!! Jest moc, jest motywacja!! Do boju!! :)))
Kolejne kilometry biegniemy już żwawiej. Wchodzimy na pułap 4:25 plus minus 4 sekundy. Biegnie się rewelacyjnie, choć stękam, że mi ciężko (podpucha taka ;) Po chwili wyprzedza nas Miriano. Joj! Brew marszczę. Ale nie przyśpieszam. Spoko luzik. Cel wszak inny na dziś. Pomimo, że upału nie ma jest parno. Na szczęście w Grodzisku wody nigdy nie brakuje. Mieszkańcy miasta z niebywałym zacięciem wytaczają swoje węże ogrodowe i wkrótce, prócz kilku kurtyn wodnych przygotowanych przez organizatorów, tryska kilkanaście dodatkowych od kibiców :))) Jestem chyba bardziej mokry niż na Silesii :))) Jeden z polewaczy o mało mnie nie utopił, ale na szczęście czasami chadzam na pływalnię i lubię nurkować ;)
Na drugiej 7-kilometrowej pętli doganiamy Mirka. Wciąż lecimy swoje 4:25. Nadal biegnie się znakomicie. Kibice dają czadu. Co chwila jakieś kapele muzyczne, gwizdki, bębny... No i ta orkiestra dęta... Ech... :))) Czas mija szybciorkiem. Kilometry też. Wyprzedzamy samochód "koniec biegu". Zaczynamy się dublować. Pomimo rozciągnięcia biegaczy na siedmiu kilometrach nie ma większych luzów. Oj, jak tak dalej pójdzie z tą frekwencją, to chyba trzeba będzie wkrótce zmienić trasę z 3 do 2 pętli co najmniej ;)
I trzecie, ostatnie kółeczko. Nadal równo. Choć powoli odczuwam lekkie zmęczenie. Mój chytry plan to dać łupnia Maryśce na ok. pół kilometra przed metą. Muszę więc zbierać siły. Staram się jak mogę najrówniej biec. Nie szarpać. Idzie nieźle. Wszystko gra niemal jak w szwajcarskim zegarku. Aż tu nagle... Wśród biegnących ok. 50 m przed nami widzę jakąś kobietę. Ło choroba... Dendżer!!!... ok. 3,5 km do mety i... Marycha też już widzi to co ja... Na kreskówkach ze strusiem było zwykle takie "beeep, beeep!!" i znikał. Tu nie było "beep, beep"... Zostałem sam... bez ostrzeżenia!!!... :/
Potem sobie tłumaczyłem, że może lepiej było powiedzieć o swoim chytrym planie. A tak Marysia nie wiedziała i wszystko mi zepsuła. W sumie to nie jej wina teraz ;) No kurna nie wiem jak ona to robi, ale robi z takimi jak ja co chce. I jeszcze się przy tym uśmiecha!!! ;))) Jeśli mogę się z czegoś cieszyć to fakt, że nie zwolniłem i dalej "gnałem" dawnym tempem (a trza było wyłączyć tempomat). Przyśpieszać zacząłem dopiero po 20 km, ale i tak nie wszedłem na takie obroty by dogonić te znikające warkoczyki. Na metę wpadłem z 27-sekundową stratą do mojej wciąż silniejszej rywalki ;)
Gratki Maryś!!! Ale nie ciesz się - w następnych zawodach już mi nie zwiejesz!!! Mam to jak w banku!!! Regulamin Rzeźnika jest po mojej stronie, hahaha!!! :)))
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Truskawa (2011-06-14,11:39): Czytało się bosko :)) I szczerze mówiąc posłuchaj Ty wreszcie Artura. Niech Maryś sobie nie myśli :))) agawa (2011-06-14,11:39): Wina, wina Marysi. Ewidentna. Teraz w ramach przeprosin musi upiec ciacho mniam!!! Marysieńka (2011-06-14,11:45): Ja tam nigdy nie planuję, samo wychodzi...."zarąbisty" materiał na artykuł...brzunio boli mnie od śmiechu:))) Marysieńka (2011-06-14,11:47): A z Arturkiem to ja sobie porozmawiam, już ja Mu dam...trampki:))) Rufi (2011-06-14,11:57): O mamo, znowu dlluga relacja. To ja moze najpierw pojde na obiad :-) Marysieńka (2011-06-14,12:06): I jeszcze...." ale robi z takimi jak ja co chce. I jeszcze się przy tym uśmiecha!!! ;)))" nieprawda....że robię co chcę....gdybyś Ty wiedział....chyba lepiej, że nie wiesz:)) dario_7 (2011-06-14,12:17): Iza, spoko - jeszcze kilka lat i się rozkręcę :))) dario_7 (2011-06-14,12:18): Aga, dzięki za wsparcie - dobre ciacho nie jest złe :P dario_7 (2011-06-14,12:18): Wiesiu, uwierz - ja też się zdziwiłem ;) dario_7 (2011-06-14,12:20): A ja tam Maryś wolę, by mnie za wiele nie wychodziło, bo wstyd może być :))) ... ale to Twoje nieplanowanie podoba mi się - nauczysz?... ;) dario_7 (2011-06-14,12:22): Oj Maryś, z tymi trampkami to taka przenośnia tylko ;)) Oszczędź Szlaczorka, bo mnie sumienie zeżre... ;) dario_7 (2011-06-14,12:23): Smacznego Elu!!! :))) dario_7 (2011-06-14,12:24): To ja jeszcze czegoś nie wiem Maryś???... :D Marysieńka (2011-06-14,12:31): Podczas Rzeźnika przekonasz się czego.......o mnie nie wiesz hahaha:)) dario_7 (2011-06-14,12:36): Maryś, mnie już i tak gałki oczne ze strachu przed Rzeźnikiem do kawy wypadają... No a teraz to ja już nie wiem, co jeszcze mi wypadnie... zakola na czole?... Nie strasz!!!... ;))) Marysieńka (2011-06-14,12:43): Dareczku.....oczy do kawusi wpadają??? A ta kawusia chodź przestudzona???? "Ważaj" nie poparz:))) Hepatica (2011-06-14,14:04): Lubie czytac Twoje relacje, ogladać Wasze fotki z róznych imprez biegowych ale najbajdziej to tesknię:))). No dobra i jeszcze zadroszcze tych wszystkich przygód biegowych:)))) golon (2011-06-14,14:21): Tobie to dobrze ahh... ! pamiętasz nasze lody po połówce w PILE ? w tym roku powtórka po PILE co ?:) Kedar Letre (2011-06-14,15:35): Cała relacja - rewelka. Motywacja Szlaka - rewelka.Już się Darku nie mogę doczekać na rzeźnickie spotkanie( a gdzie nocujecie?) Kedar Letre (2011-06-14,15:37): Aha! I jeszcze mam pytanie odnośnie zdjęcia Tomka. Czy kilka metrów później ktoś zginął?! :)) ineczka16 (2011-06-14,15:40): Cha cha cha :) spadłam ze śmiechu z krzesła pod biurko... Ten cytat z maila jest boski! A i podeślę mojego "Rumcajsa" na szkolenie do Ciebie by golił się przed biegiem... Bo potem ma do mnie pretensje, że całuję się z innymi, a z nim nie... Pozdro i powodzenia na Rzeźniku - czekam z niecierpliwością na relację. sopel (2011-06-14,15:48): Darku poproszę chyba Szlaczka o podobną motywację ;-) Super się to wszystko czyta i może będzie mi dane kiedyś doczepić się do Was i nie spuchnąć !!!:))) ineczka16 (2011-06-14,16:06): A tak z innej beczki: co tam Cejrowski ze swoimi Indianami w puszczy i z poczuciem humoru, co tam Skarżyński ze swoim biegiem przez życie (nie obrażając oczywiście nikogo) - pisząc takie blogi za 5-10 lat będziesz miał niezły materiał na książkę. Wydawcy będą się bić :) a i czytelnicy w księgarni myślę też... dario_7 (2011-06-14,17:04): "Ważam" Maryś, a jakże ;) dario_7 (2011-06-14,17:06): Krysiu, ja też już się stęskniłem za Tobą (nie mów Radkowi!)... Kiedy i gdzie przyjdzie nam w końcu się spotkać, co? :))) dario_7 (2011-06-14,17:07): Mati, pamiętam!!! Jasne, że pamiętam! Takich lodów się nie zapomina ;)) Powtórka obowiązkowa! :P dario_7 (2011-06-14,17:10): Na spotkanie rzeźnickie ja też doczekać już się nie mogę Radziu, choć na sam bieg mam pietra jak cholera ;) dario_7 (2011-06-14,17:11): Radek, Tomuś to nasz bodyguard ;))) Bez kija nie podchodź! :))) dario_7 (2011-06-14,17:14): Cieszę się Paulinko, że Ci się spodobała relacja ;))) Mam nadzieję, że te 5-10 lat życia w takim tempie mnie nie zabije i może kiedyś wydam coś ku przestrodze nowicjuszom, kto wie?... :P dario_7 (2011-06-14,17:17): Andrzeju, spoko - jasne, że się uda :))) Co do spuchnięcia, to nic nie gwarantuję, bo jak widzisz sam puchnę za każdym razem ;) Jasiek (2011-06-14,18:03): Ty to potrafisz człowieka zagadać... a micha truskawek czeka cierpliwie aż doczytam do końca i skomentuję, bo narobiłeś mi smaka na tego Słowaka... i na lody też!... a babie nawet diabeł nie dał rady, więc się nie przejmuj ;) dario_7 (2011-06-14,20:02): Jaśku, Słowaka polecam gorąco, bo to naprawdę magiczna impreza :))) ... Nawet diabeł nie dał, powiadasz?... Hmmm... Muszę z Luckiem pogadać, może jednak się przyłoży do tematu... ;) zbig (2011-06-14,20:26): To musiały być bardzo smaczne lody, bo widzę je po raz trzeci :) dario_7 (2011-06-15,14:02): Przyciągają oko Zbysiu, nie? :P ... i były równie smaczne... mniam... :P miriano (2011-06-16,09:13): Fajna relacja i ja tam znalazłem się. Darku gratuluje wyniku. Rufi (2011-06-16,12:03): ale sie usmialam z tej relacji :-) bomba :-) chcialabym mieć tak jak Marysia ;-) dario_7 (2011-06-16,12:07): Elu, no ja też bym tak chciał... ;) dario_7 (2011-06-16,12:07): Dzięki Mirku! ;))) Renia (2011-06-19,23:39): Może za słabo zacisnąłeś pośladki?;) dario_7 (2011-06-20,10:49): Reniu, aż strach pomyśleć co by się stało, gdybym rzeczywiście je za słabo zacisnął... hahaha... :)))
|