2025-06-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Po raz trzeci w Leśnej Zadyszce w Szulmierzu (czytano: 401 razy)

Tym razem pomimo kontuzji nie odmówiłem sobie przyjemności pojawienia się na jubileuszowej 10 Leśnej ZADYSZCE 10 km na północ od Ciechanowa. To trzecia wizyta na tej imprezie. Raczej wolę odwiedzać nowe lokalizacje. Tym razem zrobiliśmy z Ewą wyjątek. Bo atmosfera imprezy jest wyjątkowa. Główny magnes to dla mnie oryginalne koszulki na ramiaczkach w odcieniach leśnych. Prima sort. Mam już do kompletu zdejmowane rękawki. Bardzo je lubię. Jak wspomniałem na początku dopadło mnie chyba zerwanie włókien mięśnia dwugłowego i pomimo tygodnia odpuszczenia treningu cały czas obawy o start były wielkie. Ale dobrą stroną tego wyjazdu było to, że z analizy listy startowej wynikało, że mogłem sobie pozwolić nawet na 75 % tempa a i tak dawało mi to wygranie kat. M60. Nie ma aż takiego parcia na wygrywanie ale była to jakaś motywacja. Dużo trudniejsze zadanie czekało Ewę. Miała rywalkę z silnego w NW Działdowa, która chodziła na podobnym poziomie. A Ewa po kłopotach musiała znacznie zmniejszyć obciążenia treningowe i w ogóle dać sobie na luz. I jak sie okazało w praktyce wszystko co omawialiśmy na starcie sie potwierdziło. Ja po dość żwawym starcie poczułem oznaki lekkiego bólu i musiałem zwolnić. Ewa na 300 metrów przed meta miała najgroźniejszą rywalkę w kat. K60 50 m za plecami. Ale z każdym metrem przed metą rywalka się zbliżała. Na szczęście zabrakło jej jeszcze trochę a wyprzedziłaby Ewę na mecie. Sportowo wykonaliśmy plan w 100 procentach. Dwie wygrane w kategoriach. Ja byłem 5 w OPEN Ewa 8. Czego chcieć więcej w sytuacji w jakiej jesteśmy. Czyli po przejściach. Trzeba czekać na lepsze czasy. Zbijać wagę bo to główny hamulcowy podczas moich startów.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |