2013-03-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 9 Maniacka Dziesi±tka (czytano: 996 razy)

"B±dĽ wytrwały. Kiedy podejmiesz się jakiego¶ zadania, doprowadĽ je do końca." H. Jackson Brown Jr.
To sentencja z medalu z tegorocznej Maniackiej Dziesi±tki. Lubię ten bieg i już po raz czwarty brałam w nim udział.
Sobota 16.03.2013.
Przed godzin± 9:00 wyszłam z domu. Pogoda? ¦nieg, lekki mrozik, piękne bezchmurne niebo i słoneczko. Przed godzin± 10:00 schodzę nad Maltę w okolicach trybun i Polany Harcerza... i co¶ mi błyska po oczach. Takie żółte "oczojebne" buty. Stanęłam, skupiam wzrok i... tak, to Żiżi!!!
Schodzę na dół na za¶nieżon± kostkę brukow±. Staję, chwytam się pod boki i czekam aż mnie zauważy. Dopiero parę kroków przede mn± mnie poznała (ach to zimowe ubranie!). Chwila wielkiej rado¶ci i powitanie pełne u¶cisków :) W końcu do¶ć długo się nie widziały¶my...
Następnie Biuro zawodów: Michu, Sopel i inni znajomi.
¦miechy, wspomnienia - tego mi brakowało. Dlatego lubię zawody. Nie dla pokonywania rekordów, ale dla możliwo¶ci spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi :)
Z godzinę stali¶my przed wej¶ciem do szatni. Damskiej, ale bez kartki na drzwiach co chwila wchodzili by tam faceci. Po 11:00 czas pomału się przebrać, oddać rzeczy do depozytu i udać się na start. Dylematem oczywi¶cie był strój - w co się ubrać...? Zrezygnowałam z cieplejszych getrów (i słusznie!) oraz z wiatrówki (dziękuję Danusiu!). Żałuję, że zapomniałam wzi±ć opaski i musiałam biec w czapce... mikołajowej z Torunia. Żałowałam też, że nie odważyłam się ubrać w getry do kolan, bo po kilku kilometrach było mi już za ciepło.
W tym roku zrezygnowałam także z przebieranek (mój "kostium" nie był odpowiedni na takie temperatury i nie komponowałby się z reszt± stroju).
Start. Tłum. Żiżi wci±gnęła mnie ze strefy startowej C do B. Start mocny. Próbowałam biec z Angelin±. Dałam radę przez 1km, przy Polibudzie odpu¶ciłam. Troszkę zwolniłam i biegłam swoim tempem. Nowa trasa - ma swoje plusy i minusy. Minusem było to, że nie było wodopoju na 5km, gdyż był przy ruchliwej ulicy, gdzie 1 pas był dla biegaczy, a drugi dla samochodów. Mijam półmetek: 26 minut brutto. Wow! Jak tak dalej pójdzie, to będzie nowy rekord. Biegnę. Staram się przyspieszyć, ale jest mi za ciepło (w szczególno¶ci w głowę).
Chwilami ja wyprzedzam biegaczy, by po chwili kto¶ inny mnie wyprzedzał. Do 7-7,5 km jako¶ się biegło. Wiadomo - ulice. A potem...? Jedna wielka masakra. Lubię biegać po ¶niegu, ale sama. Nad Malt± tłok, roztopy, woda, ¶lisko i niebezpiecznie. Nie powiem - chciałam przyspieszyć ten kilometr przed met±, ale się nie dało. My¶lałam też że biegnę wolniej.
Skupiłam się na krokach i na tym, by nie zabiegać komu¶ drogi, by się nie po¶lizgn±ć... i nagle... Już meta! Ostatni zakręt, lot nad kałużami, medal na szyi. Czas na drugiej połówce minimalnie gorszy niż na pierwszej, no ale w takich warunkach, w porównaniu do pierwszej połowy dystansu? Czas brutto 53 minuty i parę sekund, czas netto poniżej 53 minut. Całkiem nieĽle jak na bieg, po tak długiej przerwie i mój system treningowy (0 interwałów, 0 górek tylko wolne maratońskie wybieganie).
Angelina na mecie była zdziwiona, że tylko 1 minutę za ni± przybiegłam. Ok - zawsze byłam wolniejsza od tego "strusia pędziwiatra", ale bez przesady. Dalej wszystko działo się szybko: prysznic, pożegnanie z Żiżi, rozdanie nagród i zrobiła się godzina 15:00. Malta zupełnie opustoszała. Czas wracać do domu.
To był udany i miły dzień...
A na zdjęciu - przed startem - ja, Żiżi i Darek :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2013-03-27,08:29): też miałem podobne odczucia je¶li chodzi o ostatnie 2,5 km :(, ale wynik Twój bardzo dobry. Gratuluję. ineczka16 (2013-03-28,21:17): Dzięki Paweł :) Pozdrawiam!
|