Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [21]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
krokodyllos
Pamiętnik internetowy
MOJE BIEGANIE


Urodzony: 1962-07-04
Miejsce zamieszkania: Gdańsk
2 / 3


2009-07-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Jak popełnić masę błędów, czyli życiówka (czytano: 1915 razy)



Właśnie zaczęło siarczyście padać, większość biegaczy schroniła się do tych samych autokarów, które przywiozły nas na linię startu z Pucka do Kąpina. Jest za pięć druga po południu, a ja słyszę burczenie w brzuchu…zaraz, kiedy to ostatni raz jadłem? No tak, o dziewiątej rano jajecznica z dwóch jaj z kawałkiem chleba, i na tym koniec! Myślę sobie, no na głodniaka, to szybko nie polecimy, no i ta uporczywa myśl „ coś baranie zrobił najlepszego „?

Dociera powoli do mnie, że nie mam płynu izotonicznego, ani odżywki ( została w samochodzie, który zniknął razem z Rodziną, z którą przyjechałem), nie przebrałem porządnych skarpetek i czekają mnie bąble, nie wziąłem paska na puls, ani plastra na brodawki, choć ostatnio sutki mi krwawiły w czasie biegu, a niech to szlag. I półmaraton Pucki, taki ważny dla mnie sprawdzian przed maratonem, a tu masz mądralę. I jeszcze tak leje, że żaby się chowają pod liście.
Na szczęcie na minutę przed czternastą przestaje w niezrozumiały dla mnie sposób padać i wypogadza się. Warunki idealne, umiarkowanie chłodno, wiaterek, czasem słoneczko. Tym razem ruszam zgodnie z zasadą kenijską „ zacząć szybko, skończyć szybko „. Logiki w tym nie ma żadnej, chyba, ze dla naszych czarnych braci. Pojawia się jednak w trakcie biegu pomysł, żeby wreszcie złamać dwie godziny, zwłaszcza, ze po biegu w Kretowinach każda trasa jest płaska,, a nawet prowadzi w dół… Jest dobrze, pięć km w 28:26, dycha w 57:03. Na 5,5 kilometrze widzę przed sobą rozproszona grupę biegaczy, mija mnie czarna terenówka i wyskakuje z niej „ biegacz „ w niebieskiej czapeczce i żółtej koszulce. Widzę jego plecy w bezbrzeżnym osłupieniu, a on śmiało wyprzedza kolejnych matołów, co to nie pomyśleli o podjechaniu..oj, by się korek na wąskiej drodze zrobił. Na chwilę odchodzi mi ochota do walki, a burczenie przybiera na intensywności, ale spokojnie biegnę dalej. Kolejne dziesięć kilometrów biegnę z poznanym Marcinem ( Mariuszem?) który swobodnie dyktuje ostre jak dla mnie tempo.
Trasa łagodna, zbiegi, piękne lasy dookoła, punkty odświeżania z gąbkami ( dla mnie nowość), sporo kibiców, trasa mało uczęszczana, ale jeżdżą samochody, zwłaszcza od 15 kilometra trzeba bardzo uważać. Na 18 kilometrze jest 1,41,00 i wciąż szansa na zyciówkę, ale czuję, że zaczyna brakować paliwa, a traktowany wodą silnik powoli się zaciera. Muszę niestety zwolnić a tak dobrze szło…rety, jaki jestem głodny. Widok mety wyzwala jednak naturalną skłonność do jakiegoś zafiniszowania ( staram się na treningach na końcu zawsze przyśpieszyć, niech się organizm do tego przyzwyczai, a kto wie, kiedy się to może przydać) Nareszcie koniec, wita mnie żona i dziecko z wielkim ciastkiem, ale mi po kilku kęsach odechciewa się jeść. Czas 2:02;24 , medali zabrakło, więc jestem odrobinę rozczarowany. Ale po biegu organizatorzy zadbali o to, że można się było najeść i napić do syta, więc szybko dochodzę do siebie. W końcu i tak pobiłem zyciówkę i to na głodniaka. Przyrzekam sobie, że nigdy więcej nie pozwolę sobie na taka lekkomyślność.. Na 20 kilometrze było mi przez chwilę słabo i mdliło mnie, to jednak nie są żarty, zwłaszcza, gdy ktoś się na stare lata zabiera za bieganie.
Staram się nie biegać w tych samych biegach powtórnie, z wyjątkiem biegów w Gdyni. W przyszłym roku jednak chyba zrobię wyjątek, bo mimo pewnych niedociągnięć sam bieg rewelacyjny. Może przez ten rok trochę zmądrzeję?


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
Isle del Force
16:21
Gryzli
16:15
chris_cros
15:46
Daro091165
15:44
Henryk W.
15:43
Leonidas1974
15:29
Wojciech
15:03
filips1
14:46
bobolo500
14:44
krzysztofl
14:34
Namor 13
14:29
biegacz54
14:25
eol
14:21
darfik
14:13
mieszek12a
13:53
JACEK W.
13:34
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |