2012-07-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Lekcja pokory nr 1 (czytano: 1137 razy)

Zaczęło się dobrze. Majowa Koniczynka, czyli 38,5 km po malowniczym Ojcowie - upał straszny, ale sam bieg - ¶wietnie zorganizowany, w miłej atmosferze, bez nadęcia, czuło się dookoła rado¶ć z biegania. Bieg, za który bez wahania zapłaciłbym parę dyszek nie miał... wpisowego.
Koniczynka była sprawdzianem-przetarciem przed RzeĽnikiem, który miał być w wersji hardcore 100 km. I tu zaczyna się lekcja pokory. Od ok 50 km co¶ w organizmie trzasło. Nie, ¶rubki, zawiasy, przekładnie (kolana, kostki itd.) trzymaj± się dobrze i mam nadzieję, że tak pozostanie. Ale to co w ¶rodku się telepie - już nie. Mimo nawadniania, izotonikowania - zaczęły się skurcze, ale jakie! - mię¶ni międzyżebrowych. Kłopoty z zaczerpnięciem oddechu, niedotlenienie... Podej¶cie na Wetlińsk± i przej¶cie jej było męczarni±, prób± woli. Caryńska była jazd± w amoku. Nie chciałem zawie¶ć partnerki, która koniecznie chciała zrobić hardcore"a i zmuszałem się do kolejnego kroku. I tak do końca, ale skończyło się na 12.30 i na hardcore"a już nie pu¶cili. Kończ±c RzeĽnika w 12 godzin 3 lata wcze¶niej - byłem w lepszym stanie.
PóĽniej się okazało, że kto¶ na hardcore"a poszedł samowolnie. Organizatorzy zganili jegomo¶cia, ale publicznie podczas ceremonii... wręczyli mu dyplom! No i nie muszę pisać, co na ten temat ma do powiedzenia moja sparing-biegaczka, której nie pu¶cili...
To jeden kwas. Drugi - kije. Prosili, żeby dać na pierwszy przepak. Uszanowałem pro¶bę. I co się okazało? Że jeden z kijków był trza¶nięty. Co trzeba zrobić, żeby rozwalić złożony, wcale nie cienki, nowiu¶ki kij karbonowy??
Tak więc do udanych tej imprezy nie zaliczę, po czę¶ci przez własne "nie wiadomo co się stało", po czę¶ci przez zgrzyty innej ma¶ci. Powiedziałbym - jeszcze tam wrócę, ale jeżeli, to pewnie za kolejne 3 lata...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |