Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  biegowaamatorszczyzna (2016-10-10)
  Ostatnio komentował  biegowaamatorszczyzna (2016-10-10)
  Aktywnosc  Komentowano 1 razy, czytano 253 razy
  Lokalizacja
 aaa - brak lokalizacji

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



biegowaama...
Paweł Kempinski

Ostatnio zalogowany
2018-07-17
07:24

 2016-10-10, 14:52
  Co takiego ma w sobie start w maratonie
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/
Zanim przejdę do wczorajszych przemyśleń o maratonie, muszę wpierw oddać hołd naszemu wielkiemu Rodakowi. Jak to się mówi są rzeczy ważne i ważniejsze. Wczoraj odszedł od nas jeden, jeżeli nie najwybitniejszy reżyser, artysta, Polak nie tylko naszych czasów. Andrzej Wajda człowiek- instytucja, na którego filmach wychowywały się pokolenia i jeszcze wiele pokoleń będzie się wychowywało. Co mogę napisać? Tylko tyle, że dziękuję. Za wszystkie wzruszenia, które dzięki Panu były naszym udziałem. Dlatego dzisiejszy wpis jest ozdobiony czarną wstążką.

Teraz już przechodzę do istoty dzisiejszego wpisu. Na początku jak zwykle w tym miejscu i czasie. Robercie później poznany wypatrywałem Ciebie, ale niestety nie dojrzałem. Robercie wcześniej poznany, masz rację przybiliśmy sobie piątkę. Bogdanie cieszę się, że mogliśmy piątkę przybić. Ruda, przede wszystkim uważaj na siebie i na zdrowie. Atmosfera w czasie maratonu była fantastyczna. Co do kierowców, to miałem przypadek, że kiedy biegłem dopingować, zatrzymała się obok jakaś pani samochodem i pytała jak może się dostać do Lubonia by ominąć korek. Akurat ode mnie nie ma problemu więc ją spokojnie poprowadziłem. Mimo utrudnienia nie robiła osoby bardzo zdenerwowanej. Co do stojących na Zamenhoffa to cóż, kto nie wiedział, że był maraton, cóż na przyszłość będzie już wiedział, że warto zerkać co się w mieście szykuje.

Kiedy wczoraj tak obserwowałem tłumy biegających w czasie poznańskiego maratonu po raz n-ty dopadła mnie pewna refleksja. Co ma takiego w sobie start na tym dystansie, że dla wielu z nas stanowi jakby spełnienie biegowych marzeń. Powiedzmy sobie szczerze, przyjemne jest bieganie na dystansie 5 czy 10 kilometrów. Przy półmaratonie to już bywa różnie, ale na Królewskim Dystansie po 30 kilometrze dla 80-90 procent biegnących zaczyna się już wojna z samym sobą. Zderzamy się z różnymi ścianami, dopadają nas nasze wszystkie wewnętrzne strachy i demony, a potem już biegniemy w zasadzie tylko siłą woli, która z naszym fizycznym przygotowaniem nie ma wiele wspólnego. A kiedy już doczłapiemy do mety to sobie mówimy: „ koniec, starczy, nigdy więcej”. Zresztą w maratonie nie ma opcji, by wszyscy, którzy wystartują dobiegli do mety. Na liście startowej mieliśmy 6778 biegających, do mety dotarło 5885 osób. Wiadomo, że spora grupa z pewnością nie dotarła na start. Powodów mogło być wiele, niespodziewana kontuzja, pogoda, przypadek określany jako siła wyższa. Podejrzewam, że ok 400 do 500 osób mogło z jakiś powodów zrezygnować. Ile osób pokonały na trasie słabości oraz czasem zwykły, zdrowy rozsądek, który powiedział: „ nie starczy, na dzisiaj odpuszczamy”. Przyznam szczerze, że podziwiam osoby, które mają w sobie tylko odwagi i tyle rozsądku by wiedzieć, kiedy warto, czy nawet trzeba zejść, bo może się to fatalnie skończyć. Tej umiejętności właśnie zabrakło mi we Wrocławiu, kiedy na maksa, do końca, wbrew rozsądkowi i poradom służb medycznych biegłem, a w zasadzie czołgałem się do mety.

Natomiast wiem jedno, to co czułem, kiedy dotarłem do mety, kiedy wiedziałem, że wbrew wszystkiemu co rozsądne, ale pokonałem sam siebie, to jest coś, czego nigdy nie zapomnę. I właśnie maraton wrocławski na zawsze w mojej pamięci się zapisze. To, że uzyskałem mój najsłabszy czas, to nie ważne. Ale ważne, że potrafiłem dotrzeć do mety. Ten start mi dał coś, czego nie dał mi żaden inny. Przekonanie, że kiedy będzie potrzeba, to potrafię wydobyć z siebie coś, o co nigdy bym siebie nie posądzał. I chyba dlatego, my zwykli, przeciętni, czy też szarzy tuptacze trawników i ścieżek decydujemy się na start, który mimo że nie jest przyjemny, który nas wykańcza i powoduje przejście na nieznany obszar cierpienia. Kiedy w końcu dobiegniemy do mety i widzimy, że daliśmy radę, to euforia i radość jest bezcenna. A że wbrew rozsądkowi? No cóż, takie jest życie.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (8 wpisów)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
schlanda
10:12
StaryCop
10:05
justynas94
09:53
lordedward
09:36
Admirał
09:22
Wojciech
09:21
cinekmal
09:17
waldekstepien@wp.pl
09:16
Admin
09:06
rolkarz
08:45
kos 88
08:36
daNN
08:32
piotrhierowski
08:30
Tronidos
08:25
sparrow
08:24
kris64
08:21
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |