Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  biegowaamatorszczyzna (2016-09-23)
  Ostatnio komentował  snipster (2016-09-23)
  Aktywnosc  Komentowano 2 razy, czytano 189 razy
  Lokalizacja
 aaa - brak lokalizacji

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



biegowaama...
Paweł Kempinski

Ostatnio zalogowany
2018-07-17
07:24

 2016-09-23, 08:47
 Czy za sukcesem musi biec przemoc?
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/
Domyślam się, że dla wielu tak postawiony tytuł może zabrzmieć trochę kontrowersyjnie. Tak na zasadzie, „ ale o co come on?”. Muszę przyznać, że moje myśli były wczoraj trochę zamieszane i dzięki znajomej bloggerce Małgosi, czyli Zakochanej w Bieganiu. która podesłała mi jeden ciekawy tekst pogłębiłem go troszeczkę. Ale to u mnie naturalne. Tekst był jeszcze innego bloggera, Bez Ego i dotyczył tematu wpływu i większego znaczenia dla nas porażek, niż sukcesów. Wiadomo, że coś w tym jest, gdyż dzięki porażkom właśnie wstajemy silniejsi, a sukcesy w pewien sposób nas rozleniwiają i powodują, że tracimy kontrolę nad naszym postępowaniem i poczucie konieczności, że musimy coś robić, bo może przyjść porażka. W pewnym momencie dobiegamy do wniosku, że i tak za każdym razem wszystko nam wychodzi, to po cholerę się starać, katować na treningach, jeżeli i tak dobiegniemy, czyli odniesiemy sukces. I w takim przypadku porażka, czy wstrząs bywają bardzo przydatne.

Zanurzając się w te przemyślenia postanowiłem się posunąć troszeczkę dalej. Że owszem każda porażka jest w pewien sposób motywująca i twórcza, ale tak naprawdę za każdym sukcesem i zwycięstwem stoi głównie przemoc. Tak i to wcale nie mała przemoc. Zacznijmy od początku. Jak dzieci, czy chodziliśmy do szkoły z radością, czy raczej byliśmy zmuszani, do tego przez naszych rodziców? Podejrzewam, że mało jest takich entuzjastów, którzy z radością uczęszczali na lekcje. Raczej większość z nas była w ten, czy inny sposób zmuszana przez rodziców. A jeżeli zmuszana, to jakaś forma przemocy. Teraz jako dorośli ludzie odnieśliśmy w naszym życiu większy czy mniejszy sukces życiowy, osobisty czy też zawodowy, ale by go odnieść musieliśmy zostać wpierw ukształtowani jako ludzie. A podczas tego kształtowania nie raz była wykorzystywana taka czy inna przemoc. Ja jeszcze jestem z tego pokolenia, kiedy nie raz się na „dupę” od ojca pasem dostało. I nikt wtedy nie krzyczał, że tak nie można, że to niewychowawcze, że wbrew zasadom pożycia społecznego.

No, ale przechodząc już do naszych czysto biegowych spraw. Co dla nas biegających jest sukcesem? Oczywiście ukończenie biegu zorganizowanego na takim czy innym dystansie podczas którego uzyskujemy zaplanowany przez nas czas. I to jest sukces, ale jak do niego dotrzeć, czy też dobiec? Odpowiedź jest prosta. Uzyskujemy nasz czas dzięki często bardzo ciężkiemu treningowi, który sprowadza się do niemal maltretowania swojego ciała i zmuszania go wbrew wszystkim swoim logicznym zachowaniom do codziennego trwającego tyle i tyle czasu treningu. I nie ma znaczenia, która godzina jaka pogoda, czy jest nam zimno, mokro i ogólnie paskudnie. Zmuszamy nasz organizm, by wyszedł, wybiegł i jakby nie patrząc stosujemy wobec niego pewną formę przemocy. Jest to autoprzemoc, ale zawsze przemoc. Bo on nie chce, się buntuje, mówi: „dość, nie konie”, a my wręcz odwrotnie. Szczególnie to odczułem podczas mojego ostatniego startu na maratonie we Wrocławiu. Wtedy mój organizm wyraźnie mi mówił: „to już jest koniec, schodzimy”. A ja „nie, byle do mety”. I wbrew rozsądkowi o znakom przez niego przesyłanym doczołgałem się do mety i mimo fatalnego, jak na mnie czasu, jakiś wcale nie drobny w moim odczuciu sukces odniosłem. Bo potrafiłem sam siebie pokonać. A musiałem tutaj użyć dużo psychicznej przemocy.

Dlatego za sukcesem musi stać przemoc. Bo musimy ją sami w stosunku do siebie zastosować. Zawodowcy, którzy mają trenerów mają łatwiej. Obowiązek stosowania tej pewnej formy przemocy spoczywa właśnie na nich. W przypadku nas, zwykłych amatorów, sytuacja wygląda trochę inaczej. U podstawy, czy podłoża naszego sukcesu leży przemoc, którą musimy stosować sami w stosunku do siebie, która ma w sobie pewne pierwiastki masochizmu.

A może, idąc tropem myślenia Bez Ego faktycznie za sukcesem musi stać nie tylko przemoc, ale i ponoszona od czasu do czasu, dla równowagi porażka. Po porażce właśnie łatwiej wstać, a i równowaga duchowa, bez popadania w nadmierny optymizm i samozachwyt zostaje zachowana.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (8 wpisów)


snipster
Piotr Łużyński

Ostatnio zalogowany
2024-02-23
22:28

 2016-09-23, 09:46
 
amerykanie mają takie powiedzenie: no pain - no gain

już nie jesteśmy, ludzie, na etapie ganiania z kamieniem za jaszczurką na odludziu, gdzie nad głowami może przelecieć jakiś Ptakozaur, tylko jest nas kilkanaście miliardów. Wśród tych miliardów jest kilka milionów uzdolnionych... żeby być najlepszym plemnikiem wśród pozostałych trzeba niestety się trochę zmęczyć, przy okazji mieć to coś i szczęście.

Wszystko się sprowadza do pytania: co chcesz osiągnąć i ile jesteś w stanie poświęcić, aby to osiągnąć.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (338 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (71 sztuk)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
pawlo
17:07
INVEST
17:03
alex
16:59
BonifacyPsikuta
16:44
setkaMP
16:38
biegacz54
16:31
42.195
16:03
Piotr Czesław
15:54
VaderSWDN
15:47
bzemlak
15:46
Gapiński Łukasz
15:15
platat
14:58
stanlej
14:52
BornToRun
14:50
mirek065
14:42
M&M
14:41
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |