|
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO | Dyscyplina | | Status | Wątek aktywny ogólnodostępny | Wątek założył | biegowaamatorszczyzna (2016-05-22) | Ostatnio komentował | biegowaamatorszczyzna (2016-05-22) | Aktywnosc | Komentowano 2 razy, czytano 180 razy | Lokalizacja | | POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2016-05-22, 11:04 Składowe sukcesu w maratonie
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/ |
Na początku jak zwykle w tym miejscu i czasie. Tomasz masz rację, trochę odpoczynku się przyda. Lisa, to co piszesz, że wydarzyło się podczas biegu Święców w Sławnie, że zabrakło medali dla tych, którzy przybiegli na końcu, to przyznam szczerze spora granda, czy jak to w moich młodych latach mówiliśmy: poruta na całego. Coś takiego nie ma prawa mieć miejsca, gdyż osoby, które pod koniec przybiegają potrzebują co najmniej takiej motywacji, jak ci co z przodu. A jeżeli jeszcze są to biegający robiący pierwsze kroki w naszej biegowej pasji to nawet większej. W takim przypadku poziom organizacyjny mogę określić krótko: wstyd, hańba i sromota. Nie mam nic więcej do dodania, poza tym, że trzymam za Ciebie kciuki
Robercie dłużej znany zobaczymy jak to z moim odpoczywaniem będzie. A co do Biegu Powstania Wielkopolskiego to fatycznie wszystko super przygotowałeś. Właśnie apropo przygotowania, ale już nie organizacyjnego, ale biegowego. Każda z osób już trochę bardziej biegowo do życia podchodzących doskonale wie, że każdy start zorganizowany wymaga odpowiedniego i osobnego podejścia i przygotowania. I tak do biegu na 5 czy nawet 10 kilometrów, to wystarczą dobre buty i trochę treningów. Tak, żeby w tygodniu te naście czy do dzieścia kilometrów zrobić, a bez zbytniego wysiłku taki dystans powinniśmy pokonać. Do tego dobre buty i gra muzyka, możemy biec. Półmaraton, to już zdecydowanie poważniejszy temat. Tu już trzeba położyć mocny nacisk na przygotowanie kondycyjno-biegowe, do tego bardzo dobre i co najważniejsze wygodne i nie obcierające buty i możemy biec. Treningowo dwadzieścia z hakiem kilometrów tygodniowo nie starczy. Chcąc mieć dobre samopoczucie przed startem, to te 40 z większym czy mniejszym hakiem robić tygodniowo musimy. Zgodnie ze świętą biegową zasadą: tygodniowy dystans treningowy: planowana odległość startowa razy dwa. Do tego kiedy ustawimy się balonikami, na których zapisany zaplanowany czas odpowiada naszym możliwością, to powinniśmy z pewnym wysiłkiem, ale planowany rezultat osiągnąć.
No i mamy maraton, Królewski Dystans, czyli marzenie i sen dla wielu z nas. Po moich ostatnich przypadkach wiem, że tutaj już nie starczy treningowe przygotowanie. Do dwóch do tej pory przetuptanych w tym roku maratonów, czyli w Dębnie i Krakowie jechałem pod względem biegowym przygotowany jak nigdy. Miałem za sobą ciężko „przepracowany” okres zimowy, gdzie mój trening wbiegł na zupełnie inną orbitę przygotowującą. Jakieś podbiegi, interwały, skipy, bieżnie, rozbiegania i nie wiadomo co jeszcze. Tygodniowo tuptałem od 80 do 100 kilometrów, a były tygodnie, że i więcej. A wszystko to pod czujnym okiem Andrzeja. W zeszłym roku po miesiącu takich przygotowań, czyli niemal z marszu podbiegłem do maratonu w Poznaniu i udało mi się złamać 4 godziny. Co prawda o niecałe 30 sekund, ale zawsze, cel osiągnięty. Zdawało się, że w Dębnie i Krakowie nie ma bata, abym tego czasu nie poprawił. Ba, nawet z Andrzejem planowaliśmy bym złamał 4 godziny brutto, a nie netto, jak to było w Poznaniu. Pierwszy dzwonek alarmowy zadzwonił podczas treningowej połówki w Trzemesznie. Dla fantazji założyłem nowe buty i sobie radośnie pobiegłem. No i zakończyłem z zakrwawionym butem i palcem u stopy. No, ale dobiegłem, nawet w nienajgorszym czasie, czyli ok 7 minut poniżej dwóch godzin, co biorąc pod uwagę, że od ok 10 kilometra spływałem krwią, nie było chyba złym wynikiem.
No i nadbiegł czas na najważniejsze wiosenne starty, czyli Dębno i Kraków. Jak pisałem pod względem biegowym pojechałem przygotowany jak nigdy… Niestety w Dębnie „zapomniałem” o szczególe, że izo w czasie startu mi nie służą. No i poeksperymentowałem na trasie, co spowodowało ze od 30 kilometra nabiegł czas zwrotu górnego. Do mety jakoś dotuptałem, ale z szykującego się czasu zdecydowanie poniżej 4 godzin, zrobiło się 4,30. Nauczony przykrym doświadczeniem powiedziałem sobie, że w Krakowie nie będę pił izo. No, ale przed startem poczułem smaka na owocowy jogurt, który był ciepły i chyba na granicy ważności, albo już poza tą granicą. No i powtórka z Dębna. Do 30 kilometra jakoś biegło ( mimo że pewne żołądkowe rewolucje czułem), a po 30 to już szkoda pisać. No, ale do mety znowu się doczłapałem, ale czasie jeszcze gorszy niż w Dębnie, czyli 4,44. No i ta sobie myślę, że coś w tym jest, co mi jeden z panów w jednym z komentarzy napisał: zrobiłem wszystko co mogłem, by spieprzyć sobie bieg. I chyba coś w tym jest.
Kiedy startujemy w maratonie ( o biegach ultra już nie wspomnę), to wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Tu nie ma miejsca na improwizację i ułańską fantazję. Każdy element musi być przemyślany, przygotowany i dopieszczony. Warto czytać, dowiadywać się od fachowców i znawców tematu co jeść, w co się ubrać, na co zwrócić szczególną uwagę. Obecnie w erze Internetu nie ma z dostępem do takich informacji żadnego problemu. Nie jest to jakaś wiedza tajemna tylko wybrańcom dostępna. Każda i każdy z nas może sobie poczytać i się przygotować, bo warto, by swojego okresu przygotowawczego w tak artystyczny jak ja sposób nie spieprzyć. Start w maratonie wymaga od nas nie tylko przygotowania kondycyjno-biegowego, ale także strategicznego. Tutaj zmieniamy się trochę w wodza swojej cielesnej armii analizującego każdy ruch, każdy szczegół. Bieg na 5, 10 kilometrów jest jak potyczka, półmaraton jak bitwa, ale maraton to już prawie jak wojna. W tej wojnie naszym wrogiem są nie tylko kilometry, które mamy do pokonania, ale bardzo często „piąta kolumna”, która tkwi w nas samych robiąca wszystko, abyśmy nie dobiegli do mety, czyli tej wojny nie wygrali. A jeżeli jest to wojna, to znaczy że działa u nas piąta kolumna. I w tym konkretnym przypadku najważniejsze jest dla nas pokonanie tej piątej kolumny. Od tego sukcesu zależy czy zakończymy tą wojnę victorią. Kiedy ją pokonamy, to te kilometry jakoś nam zlecą.
|
| | | | | |
| 2016-05-22, 11:27 nie zdążyłem poprawić
Zerknąłem szybko na regulamin biegu w Sławnie:
Organizator XX Biegu Święców nie pobiera żadnych opłat związanych z wpisowym i opłatą
Organizator zapewnia:
numer startowy + agrafki,ubezpieczenie uczestników biegu od następstw nieszczęśliwych wypadków, pamiątkowy medal i koszulkę dla 200 pierwszych osób, które ukończą bieg, nagrody dla zwycięzców poszczególnych kategorii,
posiłek po biegu.
Napiszę tak, jeżeli bieg był za darmo, to trochę zmienia postać rzeczy. W takiej sytuacji trudno wymagać, aby wszyscy otrzymali pełne świadczenia. |
|
|
|
| |
|