Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  biegowaamatorszczyzna (2016-04-26)
  Ostatnio komentował  biegowaamatorszczyzna (2016-04-26)
  Aktywnosc  Komentowano 1 razy, czytano 260 razy
  Lokalizacja
 aaa - brak lokalizacji

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



biegowaama...
Paweł Kempinski

Ostatnio zalogowany
2018-07-17
07:24

 2016-04-26, 07:02
 Bieganie jest trochę jak gra w totolotka
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/
Na początku jak zwykle w tym miejscu i czasie. Marku do bogacza to mi dużo brakuje. Z natury i zasady jestem cichy, skromny i pokornego serca pełen o bardzo przeciętnej zasobności portfela. Robercie dłużej znany, co do pumy, to jak pisałem są mi dwa numery za małe i nie ryzykuję. Pod względem estetyki super, ale bieganie w nich wymaga pobudzenia pierwiastka masochistycznego, a nie jest on zbyt bliski mojemu sercu.

Wczoraj w oczy mi się rzucił tekst:
http://czasnabieganie.pl/orlen-warsaw-marathon-medycy-uratowali-zycie-biegaczowi-,artykul,666704,1,12615.html
. Oczywiście pomijając podziw i szacunek dla biegaczy, ratowników i wszystkich zaangażowanych, myślę, czy samo ryzyko wystąpienia takiej sytuacji nie jest dla nas jakimś magnesem, do biegania w startach zorganizowanych nas przyciągającym. Nie chodzi tutaj rzecz jasna o sytuację, kiedy komuś coś się stanie. Tak naprawdę start w biegu zorganizowanym tak od 10 kilometrów wzwyż o biegach ultra już nawet nie wspomniawszy jest dla każdego startującego obciążone sporym ryzykiem wystąpienia właśnie takiej sytuacji. Bo tak naprawdę nie wiemy, czy dobiegniemy, czy gdzieś właśnie nie legniemy. Ludzki organizm nie jest przystosowany do pokonywania, dzieścia , dzieści czy dziesiąt kilometrów. Do tego kiedyś mieliśmy konie, a obecnie samochody. To jest nasza tuptajaca fanaberia, że decydujemy się na taki właśnie start. I powiedzmy sobie szczerze: nad każdą osobą, która jest na trasie wisi złośliwy duch życiowego przeznaczenia i trzymając w jednej dłoni nić naszego życia macha nad nią trzymanymi w drugiej nożyczkami czy nożem. I kto wie, czy ta groźba czy też ryzyko nie jest naszym dodatkowym motywatorem. Bo kiedy wbrew wszystkiemu, czasem nawet zdrowemu rozsądkowi dobiegniemy do mety, to czujemy jakby świat kładł nam się u stóp.

Z drugiej strony każda czy każdy z nas powinna czy powinien wiedzieć, kiedy w trakcie biegu się wycofać i zejść z trasy. Tyle, że to że wiemy, nie znaczy że potrafimy się wycofać. Sam jestem najlepszym tego przykładem. Kiedy dopadło mnie zatrucie czy diabli wiedzą jakie inne osłabienie w Dębnie nie potrafiłem się wycofać i zejść, tylko wbrew klasycznemu zdrowemu rozsądkowi doczołgałem się do mety. Wiem, że była to głupota granicząca z szaleństwem, ale dałem radę i nawet zdążyłem się spokojnie w limicie czasowym zmieścić, który wiadomo, że jest tam dosyć wysoko ustawiony. Ale jak pisałem w relacji nikomu nie polecam takiej akcji na przyszłość. Jak czujecie, że coś nie tak, że coś się dzieje, to zejdźcie z trasy. Jeszcze dużo kilometrów do pokonania przez każdą czy każdego z nas. Pod warunkiem, że damy sobie szansę, by móc się jeszcze z nimi zmierzyć. Bo nie wiadomo jaki będzie finał, kiedy będziemy tuptali na maksa do końca. Nigdy nie wiemy, jaki ten koniec będzie. Jak pisałem w tytule bieganie jest trochę jak gra w totolotka. Tyle, że tutaj „wygraną” jest ryzyko wystąpienia różnych kryzysów, słabości, urazów, kontuzji w ekstremalnym przypadku nawet do śmierci prowadzących. Można chyba napisać tak: to że w czasie długiego, zorganizowanego biegu dopadnie nas mniejszy czy większy kryzys jest jak trafienie trójki, bardzo częste i prawdopodobne. To, że będzie to spora słabość jest jak czwórka, także często się zdarza. Sam miałem tego przykład w Dębnie. To, że będzie to większa czy mniejsza kontuzja jest już na szczęście jak piątka, czyli zdarza się, ale nie za często i nie każdemu. No i na końcu ekstremalne przypadki czyli ciężkie kontuzje ku śmierci mogące nawet prowadzić. To już jest jak szóstka, czyli można napisać że sznas czyli ryzyko jest incydentalna.

Ktoś może zapytać. Jeżeli jest takie ryzyko, to po co biegamy? Odpowiedż jest prosta: by czuć na mecie tą radość, ulgę i szczęście, że dobiegliśmy i daliśmy radę. Zresztą i tak w bieganiu to ryzyko nie jest aż tak wielkie jak w różnych bardziej ryzykanckich sportach. A i tak je ludzie uprawiają smakując ryzyko pełnymi garściami. Bo w każdej osobie jakiś hazardzista czy ryzkant głęboko tkwi. I od czasu do czasu też musi wyjść i się przewietrzyć. Tak dla oczyszczenia duchowej atmosfery, której nieruchomość do marazmu psychicznego prowadzić może.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (8 wpisów)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
michu77
10:42
rolkarz
10:28
jann
10:23
jaro109
10:11
dejwid13
09:52
Wojciech
09:51
Januszz
09:27
Gapiński Łukasz
09:27
waldekstepien@wp.pl
09:27
marswi60
09:17
conditor
09:10
rdz86
08:58
runner
08:48
Romin
08:40
TomekSz
08:34
Jorgen P..
08:21
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |