|
| 2012-07-08, 19:15 15 lat minęło.Powódz tysiąclecia.
Wrocław,rok 1997.Pamiętam wszystko jakby to było wczoraj. Moja ulica za oknem po której jeżdziły samochody i tramwaje jak w ciągu 1 czy 2 godzin zamieniła się w rwącą rzekę. Pamiętam tę panikę przed powodzią, wykupowanie żywnosci i wody w sklepach. Gdy już woda zalała moją ulicę to pamiętam płynące amfibie, łodzie, wodę która niosła różne brudy i ludzi którzy w niej sobie pływali. Helikoptery zrzucające zywnośc i wodę pitną.Wszystko widziałem od siebie z balkonu a jak woda nieco opadła to wybrałem się na spacer by pooglądac ogrom zniszczeń. To co widziałem było przerażające, tego się nigdy nie zapomni. I ta swiadomośc bezsilnoiści wobec żywiołu.
Była ewakuacja szpitala który mam za oknem a i tak nie udało się uratowac tomografu który jest bardzo cenny. Tłumy ciekawskich idących nad Odrę przed powodzią. Pamiętam jak sam chwyciłem za wory z piaskiem by odciąc koryto rzeki która parła na moją ulicę. Wspólna pomoc to był piękny gest który zjednoczył wielu ludzi niezaleznie od różnic i zorganizowli wspólną obronę przed wielką wodą udowadniając swą ofiarnośc w trudnych chwilach z czego słyniemy. Wolontariat w mojej parafii. A potem wielkie sprzątanie na mojej działce i w piwnicy.No i problemy z wodą,stanie po wodę do beczkowozow z wiadrami bo wodociągi 2 tygodnie nie pracowały.Pamiętam jak noga utkwiła mi w jakimś niewidocznym zalanym dołku,skaleczyłem się i musiałem się szczepic przeciwtężcowo.
Czy ktoś z was to pamięta i ma jakieś szczególne przeżycia związane z tym wydarzeniem?
Przez 10 lat mieliśmy nawet bieg związany z powodzią "Bieg pod powodziową falę" i chyba go już nie będzie! |
|