Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  van (2011-03-18)
  Ostatnio komentował  Magda (2011-03-19)
  Aktywnosc  Komentowano 2 razy, czytano 185 razy
  Lokalizacja
 aaa - brak lokalizacji

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH





Ostatnio zalogowany



 2011-03-18, 20:36
 Amatorszczyzna - bieg z przeszkodami.
Amatorszczyzna - bieg z przeszkodami.

Dla znacznej części populacji, różnica pomiędzy np. dobrą, a kiepską muzyką to rzecz oczywista. Dlatego, nawet ludziom bez formalnego wykształcenia muzycznego, rzadko trzeba tłumaczyć, czemu albumy Pink Floyd to, w zdecydowanej większości, rozrywkowy overtop, w przeciwieństwie do longplayów Patrycji Markowskiej, czy tworów typu Feel. Niestety, organizatorzy biegów krajowych to często osoby pozbawione słuchu muzycznego. Teraz wypada rozciągnąć tę analogię na kwestie organizacyjne. Niełatwo tłumaczyć rzeczy oczywiste.

Wszyscy robią wszystko czyli: „Gdzie te numery, do cholery?!?”.

Organizacja imprezy mającej nierzadko charakter masowy, to tak naprawdę okresowe rozkręcanie małego przedsiębiorstwa. Tak jak w przypadku każdego przedsięwzięcia angażującego wymiennie czas i pieniądze, wszystko powinno się sprowadzać do wypracowywania zysku. Zasada ta dotyczy nie tylko relacji organizator-sponsor, lecz również organizator-uczestnik. Nieprzypadkowo w ostatnim członie używam liczby pojedynczej. „Uczestnik” to indywidualny odbiorca produktu finalnego, za który płaci i to słono, bo uczestnictwo w zawodach amatorskich już dawno przestało być zajęciem tanim, poczęło natomiast wkraczać w fazę gwałtownego urynkowienia. To dobrze, bowiem nic tak dobrze nie robi konsumentowi jak konkurujący ze sobą oferenci, zmuszeni odpowiadać na wyzwania rynku. Tyle tylko, że biegacze w Polsce wciąż jeszcze wymagają za mało, co skutkuje licznymi przypadkami organizacyjnych katastrof, mających w założeniu pełnić, szlachetną skądinąd, misję upowszechniania biegów długodystansowych. Tylko z pozoru teza obarczająca biegaczy odpowiedzialnością za panującą na ryku mizerię, wydaje się ryzykowna. To prawda, imprez biegowych ci u nas dostatek, ale… Jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach, których suma decyduje o poziomie imprezy. Część przedsięwzięć powstaje w oparciu o prosty schemat. W sąsiedniej wsi, miasteczku, mieście, mają bieg uliczny… „My nie gorsze, to se tyż zrobimy”. No i „se robio”. W biurach zawodów roi się od ludzi z „łapanki”. Niby idea słuszna, ale w praktyce rzadko się sprawdza. Rezultaty znamy: „Gdzie te numery, do cholery?!? Ludzie nam się w kolejce gromadzą!”, „Chipy się skończyły”, „O kurczę! No, nie ma pana na liście”, „Tak, start miał być o 10.30, ale dyrektor biegu musiał go przesunąć na 11.00, bo jeszcze grochówka nie dojechała”, „Ojej! Tak mi przykro, zabrakło wody”. Itd., itp. A to przecież normalka. Ile razy musieliście kicać pod krzakiem, bo toyki dawno zapchane, a w ogóle to są tylko trzy? Jak by były cztery, to by na nagrody nie starczyło. Aha, papier już się skończył, więc podcieranie tego i owego, to już we własnym zakresie. Mycie rąk „po”!? „Czyś ty zgłupiał? Kto sobie na biegu zawraca głowę takimi duperelami? Ludziska nawet u siebie w chałupie rąk nie myją, to na biegu zaczną?!”. Jak często wolontariusze na punktach żywienia podawali Wam jedzenie brudnymi rękami, bo zakup dwóch paczek lateksowych rękawiczek wywróciłby budżet imprezy do góry nogami? Dziadowskie numery startowe: „Chłopie, to tylko numery!”. Brak koszy na śmieci – dla Polaka żaden problem, w rowach przydrożnych miejsca dosyć. Żal ciągnąć tę wyliczankę, a mogłoby być zupełnie inaczej, pod warunkiem, że z indywidualnego kalendarza biegowego zaczniecie wykreślać imprezy organizowane w ramach „pospolitego ruszenia”, a zaczniecie stawiać na te przygotowywane w sposób profesjonalny. Kto był choć raz na biegu za granicą, wie o czym mowa. Niemcy, Czesi, Słowacy, Rosjanie, pod względem organizacyjnym biją nas na głowę.

Płać i płacz.

Bieganie amatorskie nie tylko nie musi, ale też nie powinno być domeną, w której króluje amatorszczyzna organizacyjna. Ta kosztuje najwięcej. Krótka piłka. Opłaty startowe to przecież ułamek kosztów, jakie ponosicie biorąc udział w imprezach krajowych. Zwykle trzeba też na zawody jakoś dojechać – płać. Czasem trudno obyć się bez, przynajmniej jednego, noclegu – płać. Odpowiednie suplementy, zwłaszcza w przypadku imprez ultra, to wydatki ponoszone indywidualnie – płać. Można biegać boso, jednak „na bidę” te dwie, trzy pary butów rocznie warto by mieć, bieganie zawodów i treningi opędzane jedną parą to zło, do tego zło absolutnie niekonieczne, zwłaszcza że truchtanie po asfalcie to mnie off road – płać. Mało? To kup pani/pan jeszcze czołówkę, wiatrówkę, ze dwie zmiany ciuchów zimowych i letnich, a na koniec gustowną czapeczkę i pulsometr. Jasne, nie ma nic za darmo. Tylko czy wydając taką kupę kasy rocznie, warto uderzać na „biedaimprezy” po 40-50 złotych za wejście? Świadoma konsumpcja to też sztuka – wyboru.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (50 wpisów)


Magda
Magdalena R-C

Ostatnio zalogowany
---


 2011-03-19, 00:02
 
ke?

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (91 sztuk)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
stanlej
11:42
pawlo
11:39
marcoair
11:21
naczanio
10:57
przystan
10:52
Marcin1982
10:39
Leno
10:36
Etiopczyk
10:22
Admin
10:06
benek88
10:04
marian
09:50
Stonechip
09:33
Nicpoń
09:27
biegacz54
09:17
Jawi63
09:14
p_pepe
08:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |