Równo rok minął od kiedy wróciłem z wyprawy do Indii. To było wspaniale spędzone jedenaście niezwykle intensywnych dni z których wycisnęliśmy wszystko co tylko się dało. Zwiedziliśmy przedmurze Himalajów: Dardżyling, jechaliśmy jedną z najwyżej położonych kolej świata, uprawialiśmy nocne wędrówki po mrocznej ale pięknej Kalkucie, przebijaliśmy się taksówką nad Ocean Indyjski, biegliśmy tam maraton a na koniec zwiedzaliśmy niezwykłe Old Delhi. To oczywiście zaledwie namiastka tego wielkiego kraju, ale wyprawę zaliczam do jednej z najpiękniejszych w moim życiu. Ile to jednak wszystko kosztowało?
Myślę, że duża część czytelników będzie zaskoczona. Ostatnio rozmawiałem z bliskim znajomym na temat zorganizowania drugiej wyprawy do Indii. Oglądał nasze materiały i okazało się, że to jego wielkie marzenie. Stwierdził jednak, że nie wie czy go na to stać… Jeżeli Wy także czerpiecie swoją wiedzę na temat kosztów podróżowania z kolorowych folderów biur podróży – myślę, że będziecie mile zaskoczeni: ten artykuł jest właśnie dla Was.
Bilety lotnicze do Indii: jak zwykle (co jednak nie jest regułą) najwyższy koszt podróży to przelot. W moim przypadku było to dość skomplikowane, gdyż byłem w dłuższej wyprawie – do Indii przyleciałem z Dubaju, a wylatywałem do Arabii Saudyjskiej. Koszty biletów wyniosły mnie odpowiednio 501 pln i 1085 pln. Więc łącznie wydałem na ten cel 1.586 złotych. Oczywiście to niewiele wyjaśnia – więc jako przykład niech posłuży koszt przelotu poniesiony przez mojego towarzysza wyjazdu, Andrzeja. Przyleciał do Indii tego samego dnia co ja lotem bezpośrednim z Polski wybierając wygodnie i niezbyt ekonomicznie połączenie PLL LOT Warszawa – New Delhi. Zapłacił 2.200 pln. Sprawdziłem i taką samą cenę bez problemu uzyskacie i dziś. Choć z oczywistych przyczyn obecnie do Indii raczej nie polecicie...
Wiza: przy wjeździe do Indii obowiązuje nas wiza. Jej koszt zależny jest od okresu na jaki chcemy ja uzyskać: od 10$ do 25$ dla wiz jednorazowych, przez 40$ dla wizy rocznej – po 80$ dla wizy 5-letniej. Ja kupiłem wizę najdłuższą, mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś przyda… Tak więc ten koszt wyniósł mnie 345 złotych.
Bilety lotnicze na przeloty wewnętrzne: Po przylocie do Delhi od razu przesiedliśmy się w samolot AirAsia i polecieliśmy do położonego w Bengalu Zachodnim Siliguri – lot na odległość 1400 kilometrów kosztował każdego z nas po 327 złotych. Do New Delhi wracaliśmy samolotem przewoźnika AirIndia z Kalkuty – ten bilet na trasę długości 1300 kilometrów kosztował 211 pln / osobę. Sprawdziłem: bilety obecnie dostępne są na tych trasach po 240-300 złotych.
Kolej wąskotorowa Siliguri – Dardżyling: niezapomniana 80-kilometrowa podróż tą pamiętającą czasy Imperium Brytyjskiego linią kolejową z Siliguri do letniej byłej stolicy Indii kosztuje 40-50 złotych. Nie jest to jednak krótki przejazd: ciuchcia wspina się z wysokości 130 m.n.p.m na… prawie dwa i pół kilometra. Podróż trwa cały dzień (9-12 godzin w zależności od spóźnień). Nie martwcie się jednak że to czas stracony. Podróż tym pociągiem to PODRÓŻ pisana wielkimi literami. Bilety niestety musieliśmy kupić u pośrednika więc kosztowały nas nieco drożej niż w cenniku – 65 pln / osoby.
Pociąg Siliguri – Kalkuta: pociąg średniej klasy, z klimatyzacją, z łóżkami do leżenia i pościelą. Trasę niecałych 600 kilometrów pokonaliśmy w około 8 godzin. Bilety kosztowały nas – kupione przez pośrednika – 107 złotych / osobę. Normalna cena to około 80 złotych.
Internet: ze względu na fakt, że przemieszczaliśmy się przez różne regiony Indii a na lotnisku powiedziano nam, że zakupiony Internet nie będzie działał po zmianie regionu – zrezygnowaliśmy z jego zakupu. Korzystaliśmy z niego bez problemów w hotelach w których nocowaliśmy. Nie umiem więc powiedzieć jaka jest prawda: czy trzeba zmieniać karty sim ani ile kosztują pakiety dostęp. Nas internet wyniósł zero.
Hotele: mam dla Was świetną zabawę. Serio. Otwórzcie sobie jakiś portal rezerwacyjny i obejrzyjcie ceny, lokalizacje, zdjęcia hoteli w Indiach. Po pierwsze: jest mega tanio. 40 – 60 złotych to teoretycznie nasze odpowiedniki hoteli 3-gwiazdkowych. Po drugie: niestety zdjęcia oszukują i pochodzą z czasów młodości prezentowanych pokojów. A te po kilku czy kilkunastu latach zwykle okazują się bardzo zużyte. Jeżeli jednak nie wymagacie służby, nie boicie się karaluchów i używacie klapek pod prysznicem – a hotelu używacie tylko do spędzenia nocy – to takie hotele Wam wystarczą. W końcu jesteście podróżnikami czy turystami ? Mała uwaga: lokalizacje hoteli podawane w Internecie zwykle są nieprawdziwe, a jeden hotel może występować pod wieloma nazwami. Sugeruję porzucenie rezerwowania hoteli przez Internet: prościej jest dojechać do celu podróży i bezstresowo poszukać odpowiedniego hotelu na miejscu prosząc za każdym razem o pokazanie pokoju. Uwaga: ceny hoteli potrafią zaczynać się od 5 złotych. Ale z tych nie korzystajcie!
Łącznie na hotele różnych standardów (11 noclegów dla dwóch osób) wydaliśmy wydaliśmy 1.124 złote. Nocowaliśmy w kategoriach od 46 złotych ze śniadaniem, do 135 pln / dobę w wypasionym hotelu w Old Delhi. Przy czym o jego „wypasionowości” przeczytać możecie w jednym z poprzednich odcinków opowieści o podróży po Indiach. Żadnego z hoteli nie żałujemy, każdy z nich był dla nas przygodą. Czasem też nauczką. Kto by się spodziewał, że w hotelach na północy kraju ogrzewanie dokupuje się osobno? Podróże kształcą!
Jedzenie: to chyba największa oszczędność jaką robiliśmy każdego dnia. Zamiast jadać w restauracjach – których trzeba się naszukać – staraliśmy się jadać lokalnie i ekonomicznie. Przyznam, że w niecałe dwa tygodnie schudłem 3 kg. Zaaferowani okolicznościami przez które przedzieraliśmy się każdego dnia bywało że o jedzeniu po prostu zapominaliśmy. Bywało i tak, że jedliśmy za darmo – jak na pogrzebie na który pewnego dnia niechcący trafiliśmy. Trochę obawialiśmy się legend o zatruciach, więc uważaliśmy bardzo mocno przy wyborze ulicznego jedzenia. I ani razu źle nie trafiliśmy – wróciliśmy do domów cali i ze zdrowymi żołądkami. Ile łącznie wydaliśmy na jedzenie? Nie uwierzycie – przez 11 dni zaledwie 251 złotych na osobę. Trudno jednak wydać więcej żywiąc się „na Indyjskiej ulicy” gdy porcja fantastycznych pysznych pierożków kosztuje 1-2 złote. Zakupy spożywcze robione w sklepie za 50 złotych potrafiły wystarczyć nam na 3 dni.
Alkohol: kolejny bardzo tani element. Choć to oczywiście kwestia gustu – kto co lubi. Traktowaliśmy go w pewnym sensie jako żartobliwe wieczorne odkażanie. Pyszny lokalny rum o objętości 0.7 litra sprzedawany w plastikowej butelce to koszt kilkunastu złotych. Na ten cel wydaliśmy około 200 złotych, przy czym kilka takich pamiątek przyjechało z nami w bagażu do Polski. Jedna taka butelka jeszcze stoi w moim kredensie i czeka na jakąś uroczystość!
Ubezpieczenie: jedenastodniowe ubezpieczenie w rozszerzonym rozsądnie zakresie wykupione w Polsce kosztowało mnie 159 złotych. Dodatkowo na dzień trwania maratonu wykupiłem ubezpieczenie od uprawiania sportów wysokiego ryzyka (tak jest klasyfikowane bieganie!) – jego koszt to 33 złote (1 doba)
Pakiet startowy w maratonie: niestety Indie dołączyły do powiększającego się grona krajów w których stosuje się w wielu miejscach osobne cenniki dla krajowców, i osobne dla zagranicznych podróżnych. Pakiet startowy na maraton kosztował kilkanaście złotych – ale ja musiałem zapłacić za przyjemność uczestnictwa w maratonie 60$ – z konta znikło 240 złotych.
Pamiątki: jestem „pamiątko-holikiem” a Indie dla takich osób są prawdziwym rajem. Na różne pamiątki: posążki, tacki, herbatki i inne – pierdołki i głupotki – wydałem 600 złotych. Dużo! Łatwo na tym zaoszczędzić.
Taxi: aby dotrzeć z Kalkuty nad Ocean Indyjski (i wrócić tego samego dnia) wynajęliśmy taksówkę. Po prostu zatrzymaliśmy auto na drodze i dogadaliśmy się z kierowcą. Za prawie 11 godzinną pracę i przejechanie 280 kilometrów zapłaciliśmy 136 złotych.
Transport miejski: głównie korzystaliśmy z wszędobylskich i tanich tuk-tuków, kilka razy z niewiele droższych taksówek. Oba środki komunikacji są tanie, zwykle przejazd kosztuje kilka złotych, a 20-kilometrowe kursy np. z lotnisk do centrum miast to wydatki rzędu 20-30 złotych. Łącznie na ten cel wydaliśmy 282 złote na 2 osoby.
Muzea: raczej unikaliśmy bo to nie nasza forma podróżowania. Bilet kupiliśmy w New Delhi żeby wejść do Czerwonego Fortu. Zapłaciliśmy 30 złotych / osobę – dwanaście razy więcej niż cena obowiązująca mieszkańców Indii. 10 złotych kosztował wstęp do ZOO w Dardżyling. Razem: 40 pln / osobę.
Mandaty: 20 złotych
Podczas całej podróży starałem się rzetelnie notować wszystkie, nawet najdrobniejsze wydatki – sam byłem ciekaw ile wyjdzie. Niestety opracowuję je dopiero po roku od powrotu, więc jakieś drobne elementu mogły mi zaginąć. Będą to jednak niewielkie sumy jak bilet do metra, orzeszki dla wiewiórek czy bakszysz w hotelu.
Podsumowując: wyjazd kosztował mnie 4.245 złotych. Przy czym sam pobyt w Indiach – bez udziału w maratonie i bez kosztu pamiątek to 1.786 złotych. To 162 pln dziennie / osobę.
Podsumowanie i ocena wyjazdu:
Jadąc do Indii wiedziałem doskonale co mnie tam czeka. I znałem zasadę: Indie albo pokochasz albo znienawidzisz. Nie powinien to być Wasz pierwszy kraj „tego typu” – ale z drugiej strony czemu nie? Znam osoby, dla których właśnie Indie były tym miejscem, w którym uczyły się samodzielnie podróżować po całej naszej planecie. Jeżeli tutaj sobie poradzicie, to poradzicie sobie w 90 procentach krajów.
Indie mają swoje plagi o których nie sposób zapomnieć. Nie będę ich tutaj wyliczał bo na ten temat znajdziecie setki relacji i dziesiątki filmów. Jednak dla tych, którzy przebiją się przez ten kurz i różnice w codziennym życiu, kraj ten zrewanżuje się jak mało który.
Egzotyka: moja ocena to 5/5. Wprawdzie znajdziecie miejsca na naszej planecie gdzie będzie wyżej, więcej, bardziej inaczej i bardziej zielono – ale dla europejczyka egzotyka Indii jest bezsprzeczna. Inna kultura, inne barwy, inne religie, inna przyroda. To kraj, który pomimo wielu setek lat panowania obcych dynastii zachował swój koloryt i swoją kulturę. A może właśnie dzięki tym wszystkim obcym władaniom stał się aż tak zróżnicowany i kolorowy?
Bezpieczeństwo: 4/5. Ten jeden brakujący punkt do najwyższej noty to efekt wciąż niepewnych, budzących zastrzeżenia zasad dotyczących relacji mężczyzn z kobietami. Nie byłem świadkiem żadnych problemów – podczas całej podróży nie mieliśmy ani jednego nieprzyjemnego incydentu. Czułem się wręcz bezpieczniej niż we własnym mieście. Wszyscy są pomocni, nienatarczywi jak w Afryce, gościnni i ciekawi przyjezdnych. Czym głębiej w prowincję, tym bardziej fantastycznie. Dowodem na to może być choćby nasza przypadkowa wizyta na pogrzebie którą zobaczyć możecie na jednym z filmów.
Przyroda: 2/5. Malowniczo, kolorowo i egzotycznie. Jednak ogromny minus za śmieci, za rzeki przypominające szambo i za styl rozwiązywania problemów z odpadami. „Nie używasz? Wyrzuć przez okno” – tak w skrócie mogę podsumować tutejszą kulturę ochrony środowiska. Trzymam kciuki by to się zmieniło, Indie zdają się zaczynać dostrzegać ten problem, ale czy cokolwiek z nim zrobią? Obecnie to jedno z największych śmietnisk świata, a będzie tylko gorzej. Gorzej, bo hindusi wciąż używają niewielu towarów – co stanie się, gdy zaczną gonić świat pod względem konsumpcji? Wtedy Indie umrą, tak jak umarły już ich rzeki.
Łatwość wyprawy: 4/5. Choć to może wydawać się dziwne, dla nawet średnio zaawansowanych podróżników jest tu bardzo łatwo przeżyć. Można ze wszystkim poradzić sobie samodzielnie bez większych stresów. Wszystko da się załatwić przez Internet – loty, hotele, podróże. Nie czekają na nas jakieś niezwykłe trudności czy procedury (oczywiście mowa o czasach przed-covidowych, co będzie później trudno zgadywać). Wprawdzie zdobycie wizy elektronicznej to konieczność wypełnienia najbardziej koszmarnego formularza jaki w życiu widziałem – ale cała reszta to już fraszka. Nie trzeba znać żadnych języków by tutaj funkcjonować – przy wielości tutejszych dialektów i mnogości plemion hindusi opanowali czytanie w umysłach do perfekcji.
Ekonomia wyprawy: 4/5. O ile dotarcie do Indii wymaga sporego wydatku (choć też nie przesadzajmy!) to na miejscu wszystko już zależy od Waszej fantazji. Owszem, jak w każdym wielkim kraju możecie wydać tutaj w tydzień każdą kwotę. Owszem, ceny w ekskluzywnych ośrodkach nad oceanem mogą przyprawić o zawrót głowy. Ale nie Was. Jeżeli czytacie moje opowieści podróżnicze, to raczej szukacie przygody i nie przeglądacie folderów reklamowych biur podróży – jednego z drugim nie da się pogodzić. Widzieliście ile wydałem, nie oszczędzając jakoś specjalnie. Stosunek ceny zaś do tego co zobaczycie, jest rewelacyjny. Być może Indie zasłużyły sobie w tej kategorii nawet na ocenę 5/5 – jedyny minus to koszt dotarcia wynikający z odległości.
Podsumowując: Indie to jeden z trzech krajów do których chcę wrócić. Poprzednie to Szkocja i Oman.
Szczegółowe relacje i filmy z tej wyprawy znajdziecie na stronie 40latidopiachu.pl