Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 487/24765 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:6/3

Twoja ocena:brak


Żywiec bez piany
Autor: Janusz Wesołowski
Data : 2007-04-04

W niedzielne przedpołudnie na przełomie marca i kwietnia do Żywca przybywa liczne grono miłośników biegania. Gdzie jak gdzie, ale po tutejszych górkach można pobiegać do woli, wszystko jest tylko zależne od stanu posiadanego „powera w nogach”. Zapisy przebiegają bardzo sprawnie, i choć kolejka do biura zawodów wydaje się nie mieć końca (co rusz przybywają nowi zawodnicy) to wszystko przebiega bardzo sprawnie i bezproblemowo.



Rys.1 - na starcie Półmaratonu dookoła Jeziora Żywieckiego



Rzut oka na tych, którzy się rozgrzewają pozwala ocenić kto jest ewentualnym faworytem do zwycięstwa w tym prestiżowym półmaratonie. Widać jednak, że większość uczestników przyjechała zmierzyć się z tymi pagórkami oraz w międzyczasie podziwiać widoki wokół Jeziora Żywieckiego. Rzuca się w oczy zawodnik, który będzie biegał w przebraniu Świętego Mikołaja, jest też liczne grono tych, którzy biegać zaczęli od niedawna. Wśród tej rzeszy jest Janusz którego namówił na start w tej imprezie kolega - stara się podpatrywać innych. Widać, że czuje się nieswojo w tym barwnym towarzystwie (tak się czuje każdy, kto pierwszy raz).

Start jest przesunięty o kilkanaście minut ze względu na pociąg, który jeszcze nie przejechał przez pobliskie tory kolejowe. Ta informacja jest przyjęta ze zrozumieniem - pozwala jeszcze na kilka dodatkowych skłonów, wymachów… Start przy liczbie ponad 500 (rekord frekwencji tej imprezy) zgłoszonych odbywa się w niesamowitym ścisku. Przebiegnięcie rundy wokół rynku nie sprawia jednak nikomu większych problemów. Potem to już tylko górki, pagórki i aby do mety…



Rys.2 - z nr 1 - Dyrektor Półmaratonu - Mirosław Dziergas



Pierwszych 5 km jest w miarę do zniesienia, praktycznie płasko. Gorzej potem daje się to zauważyć pod koniec. Wielu z zawodników, tych, którzy za mocno zaczęło właśnie na pierwszej piątce, przy końcu odczuwa tego skutki. Bieganie po górach ma swoją specyfikę, a sukces odniesie tylko ten, kto umiejętnie rozłoży siły. Oczywiście dla jednych tym sukcesem jest jakieś tam miejsce w przeróżnych klasyfikacjach, dla innych ukończenie biegu bez żadnych problemów. Inni - to już ci bardziej wtajemniczeni, którzy od wielu lat startują w zawodach i toczą taką swoją wewnętrzną rywalizację – ja tobie dołożyłem dzisiaj, a ty dołożysz mi za tydzień. Jest to spotykane na każdych zawodach, a tutaj w Żywcu uwidacznia się szczególnie. Oczywiście jest to zdrowy przejaw biegowej rywalizacji rozłożonej niekiedy na lata, oni się tutaj znają jak te przysłowiowe łyse konie.



Rys.3 - takie widoki serwowała biegaczom trasa...



Widoki przednie, zwłaszcza widok na Jezioro Żywieckie robi swoje, potem gdy stoi się tam na dole można z całym przekonaniem powiedzieć ja tam wbiegłem !!! Po 5 km zaczynają się przysłowiowe schody, rekompensuje to przebiegnięcie przez zaporę. Jest też liczne grono kibiców, którzy co rusz podnoszą na duchu tym sakramentalnym „już niedaleko”… gdy tymczasem jeszcze połówka nie zaliczona…

Przebiegnięcie 10 km jest jednoznaczne z tym jeżeli ktoś wytrwał do tego km bez względu na stopień wytrenowania, na spokojnie może liczyć na efekt końcowy i wbiegnięcie na metę.



Rys.4 - idzie zima...



Przełomowym jest podbieg - już nie pamiętam na 15 km czy też bezpośrednio przed nim. Ten podbieg jak żaden inny jest bardzo złudny, droga w pewnych momentach idzie po łuku. Odnosi się wrażenie, że wierzchołek podbiegu jest tuż, tuż, a ten łuk jak na złość ciągnie się w nieskończoność. A potem to już tylko przysłowiowe z górki na pazurki i meta.

Andrzej Puchacz każdego biegacza wbiegającego na tą upragnioną metę przedstawia pojedynczo (w miarę możliwości). Na biegaczach nie robi to żadnego wrażenia - dla nich liczy się tylko jedno – meta i picie . Jednak licznie zebrani na rynku mieszkańcy Żywca zwracają uwagę na co niektóre charakterystyki zawodników.



Rys.5 - Jerzy Zawierucha - 2 miejsce na mecie



Po przebiegnięciu mety posiłek bardzo smaczny i to, po co się w minionej epoce jeździło do Żywca - piwo. Ciekawe jak tam nasz Janusz ? Dobiegł nie dobiegł ? Zszedł z trasy? Janusz jak przystało na debiutanta w tym cyrku biegowym spokojnie w ustalonym przez siebie tempie zalicza pierwszy i na pewno nie ostatni bieg. Podobnych Januszowi było wielu, kolejnych podobnych jemu wielu wystartuje za rok, by powiększyć rodzinę biegaczy. A przede wszystkim by zacząć się ruszać .

W tym gronie biegaczy jest wielu, którzy tydzień temu biegali Maraton w Sobótce. W trakcie porównywania obu tras stwierdzili jedno: ten Żywiec jest bez piany w porównaniu z Sobótką. Tam, powiadają, zostawili więcej sił złości oraz piany, której jakby było więcej w wypitym piwie Piast.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Jerzy Janow
23:46
Wojciech
23:37
VaderSWDN
23:25
Volter
23:25
Artur z Błonia
23:18
szakaluch
22:30
gibonaniol
22:28
timdor
22:08
malicha
22:06
Namor 13
21:42
Agusia151
21:08
uro69
20:51
Pablo_run
20:51
Pawel63
20:39
grzybq
20:34
Bartu¶
20:26
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |