Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

GrandF
Panfil Łukasz
LKS Maraton Turek

Ostatnio zalogowany
2024-03-25,17:25
Przeczytano: 639/1803316 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/3

Twoja ocena:brak


Wielka trójka
Autor: Łukasz Panfil
Data : 2014-02-09

Analizując aktualny stan konkretnej dziedziny możemy wyróżnić trzy grupy oceniające – sentymentalistów, malkontentów i optymistów. Pierwsi wspominają lata dawnej świetności, silne punkty danego sektora w przeszłości i porównują czas przeszły z teraźniejszym. W ocenie teraźniejszości zazębiają się z grupą drugą. Malkontenci skupiają się wyłącznie nad stanem obecnym, narzekając nań z każdej perspektywy. Optymiści obejmują zasięgiem działania czas przeszły, teraźniejszy i przyszły. Pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością szukają analogii dającej bodziec motywacyjny do założenia różowych okularów i czekania na to co będzie z uśmiechem.

Przykładowo – jadę na zawody, widzę Szymona Kulkę, porównuję go np. z Malinowskim i z pobieżnej analizy wnioskuję, że jest szansa na to, że Szymek zbliży się do bronkowych wyników.

Odrzucając wszelkie analizy i rozważania na temat stanu polskich biegów długich zabawmy się dziś w wehikuł czasu. Co by było gdyby do jednego pokoju wpuścić Janusza Kusocińskiego, Zdzisława Krzyszkowiaka i Bronka Malinowskiego? Jak dogadywaliby się nasi trzej Mistrzowie Olimpijscy podczas wspólnego obcowania na 3-tygodniowym zgrupowaniu sportowym? Poniższy tekst mimo iż oparty o pewne fakty jest subiektywną fikcją literacką.

Janusz, Zdzichu i Bronek to perły polskich biegów długich. To jedyni złoci medaliści w tym sektorze Lekkiej Atletyki jakich ziemia polska wydała. Dość zaskakujący i wręcz symboliczny jest fakt – kiedy ich wydawała –co 22 lata… Ustalając wspólny obszar ich zdolności motorycznych i ukierunkowując na trening pod dany dystans spójrzmy na wartość ich rekordów życiowych.

W nawiasach przy rezultatach znajduje się liczba punktów określająca wartość wyników wg tzw Tabel Węgierskich. Oczywiście Krzyszkowiak z Malinowskim to przeszkodowcy i najbardziej wartościowe wyniki uzyskiwali właśnie na 3000m z przeszkodami (odpowiednio 1120 i 1216 punktów). W związku z tym, że „Kusy” specjalizował się wyłącznie w rywalizacji na dystansach płaskich nie możemy wyników Bronka i Zdzicha brać pod uwagę. Mimo tego Krzyszkowiak i Malinowski stanowili również ścisły „top” światowy w klasycznych biegach długich. Poszukując dystansu, który byłby kompromisem dla całej trójki odrzućmy 800 i 1500m, ze względu na niską wartość osiemsetki i brak zawodników w najlepszych 10-tkach podsumowań sezonów (wyjątkiem jest Kusociński z 9-tym wynikiem na 1500m w 1932 roku)

Analizując wyniki długodystansowe Kusociński i Krzyszkowiak prezentują podobny poziom w biegach na 3000 i 10000m. Różnica punktowa wynosi zaledwie 10 w przypadku Janusza i 4 w przypadku Zdzisława, na korzyść dystansu krótszego. Malinowski „dychę” ma zdecydowanie najsłabszą. Z czego to wynika? Bronek zanotował w karierze 58 startów na 3000m z przeszkodami poniżej 8:30.00. W biegu na 5000m 37 startów w przedziale 13:17-13:57. Trójkę płaską przebiegł 23-krotnie poniżej 8 minut, a półtora kilometra 22 razy w przedziale 3:37.4-3:43.7

A 10000m? Dychę Malinowski biegał na stabilnym poziomie, ale tylko 4-krotnie (28:25-28:30). Na tym tle ilościowym jest to wystarczająca odpowiedź na pytanie dlaczego wynik na 25 okrążeń odbiega od reszty. Jako, że Kusocińskiemu i Krzyszkowiakowi najbardziej odpowiadała „dycha”, a Bronkowi „piątka” pozostał jeden dystans wspólny – 3000m. I rzeczywiście – wartość wyników jest tutaj najwyższa spośród wszystkich uzyskiwanych na innych dystansach przez trzech wielkich Mistrzów. Kolejnym argumentem przemawiającym za „trójką” jest relacja rekordów życiowych zawodników w stosunku do ówczesnego rekordu świata. Właśnie na dystansie trzech tysięcy metrów różnica ta jest najmniejsza i wynosi:

Proporcje wagowo wzrostowe u Wielkiej Trójki przedstawiały się następująco (w nawiasie różnica wzrost minus waga):

Kusociński - 167/62 (105)
Krzyszkowiak - 172/59 (113)
Malinowski - 182/72 (110)

Zawodnicy prezentowali trzy zupełnie inne typy budowy ciała. Wychodząc wspólnie na trening mogliby wyglądać wręcz zabawnie – krępy Kusociński, chudzielec Krzyszkowiak i potężny Malinowski.

Wynika to zapewne ze zmienności środowiskowej , w której przyszło żyć danemu pokoleniu. Budowę podobną „Kusemu” prezentował doskonały Józef Noji, święcący triumfy właśnie w latach 30-tych. Pokolenie międzywojenne, zrujnowane, wyniszczone i wygłodzone przez II Wojnę Światową wydało Krzyszkowiaka, Chromika i Zimnego – zawodników o kruchej i delikatnej budowie ciała. Wysokiemu Malinowskiemu nie odbiegali wymiarami Mamiński (180/69) czy Wesołowski – ówczesna światowa czołówka przeszkodowców.


Janusz Kusociński

Na podstawie tych krótkich i czysto matematycznych rozważań znaleźliśmy wspólny dystans dla Zdzisia, Jasia i Bronka. Analiza ich procesu treningowego i ewentualne rozważania nad możliwością wspólnego biegania to materiał na pracę doktorską. Bujając w obłokach spróbujmy wyobrazić sobie ich codzienne funkcjonowanie na małej powierzchni osadzonej w realiach obozu sportowego.

Janusz, Zdzisław i Bronek pochodzili ze wsi, wszyscy mieli styczność z gospodarstwem rolnym jednak zupełnie inny duch wychowawczy towarzyszył Kusocińskiemu. Malinowski i Krzyszkowiak wychowywali się na szczerej prowincji w rodzinach chłopskich. Kusociński mieszkał we wsi sąsiadującej ze stolicą – Ołtarzewie. Ojciec światły, doskonale wykształcony urzędnik państwowy kładł duży nacisk na naukę, której z resztą młody Janusz skutecznie się opierał. Kwestia pochodzeniowa była zapewne ważnym czynnikiem wpływającym na późniejszą umiejętność i sposób obcowania z innymi ludźmi.

Kusociński przyjaciół miał wielu, ale były to wielokrotnie przyjaźnie oparte o zasady ustalone przez Janusza. Wg źródeł „Kusy” miał w sobie pewną wyniosłość. Wychowany w sąsiedztwie stolicy, z którą później na dobre związał swoje losy odcinał się od swoich wiejskich korzeni. Już w trakcie kariery jako znana postać był stałym bywalcem salonów, których atmosfera fascynowała go równie jak ta stadionowa.

Nie będzie ryzykiem stwierdzenie iż Kusociński miał chorobliwą wręcz obsesję bycia najlepszym. Do annałów Królowej Sportu przeszedł otwarty konflikt Janusza ze Stanisławem Petkiewiczem. Do dnia dzisiejszego spór ten jest tematem artykułów i publikacji na temat Kusocińskiego, a niestety bezpośrednich świadków już nie ma. Historia po odejściu jej twórców zaczyna żyć własnym życiem. Czytając książkę Bogdana Tuszyńskiego „Kusy” aż oczy bolą od „jeżdżenia” autora po Petkiewiczu.

Już sam fakt mianowania biegacza „przybyszem z Łotwy” budzi pewne podejrzenia o celową dyskredytację postaci Petkiewicza. Stanisław owszem z Łotwy przybył, ale przyjął obywatelstwo polskie i mocno zaangażował się w sprawy naszej, krajowej LA. Był w pierwszej fazie kariery Janusza (przed kontuzją tego drugiego w latach 1935-36) jedynym biegaczem z krajowego podwórka, który nawiązywał walkę z Kusocińskim. Fakt ten zapewne wpłynął na stosunek „Kusego” do Petkiewicza.

"Już pierwsze spojrzenie Petkiewicza jakim mnie obdarzył, nie wróżyło nic dobrego. Wyczytałem w jego oczach zawiść i zazdrość. Dalsze próby koleżeńskiego i przyjacielskiego zbliżenia rozbijały się o jego chłód i szorstkość."

Tak w powyższych słowach Janusz relacjonował spotkanie z Petkiewiczem za metą biegu, którego Stanisław nie ukończył. Brak relacji Petkiewicza skazuje go na jednostronny sąd „Kusego” i jego otoczenia. Niewykluczone, że próby przyjacielskiego zbliżenia rozbijały się o wyniosłość Kusocińskiego i niepokój wynikający z zagrożonej pozycji bycia liderem.

Janusz, który z powodu kontuzji zmuszony był obserwować Igrzyska Olimpijskie w Berlinie z trybun powinien szczególnie trzymać kciuki za Józefa Nojiego. Powinien, ale wątpliwości czy kibicował swojemu godnemu następcy są duże.

„Kusy” czas Nojiego! „Kusy” czas Nojiego! Powtarzam. Żadnej odpowiedzi. Odwracam głowę i widzę, że Kusociński jest blady, a po czole spływają mu krople potu. Siedzi jak skamieniały, a oczy ma utkwione w zatrzymane wskazówki zegara. Czas Nojiego – czternaście trzydzieści trzy! Rekord Kusocińskiego pobity aż o 7 sekund! Wracaliśmy ze stadionu, ja uradowany z wyniku Nojiego, „Kusy” milczący i przygnębiony straszliwie. Coś się w nim działo, coś przemyśliwał nie słysząc co do niego mówię."

W ten sposób Wojcech Trojanowski relacjonował reakcję Kusocińskiego na zakończony 5-tym miejscem, olimpijski występ Nojiego.

Konflikty w kontaktach z krajowymi rywalami miewał również Zdzisław Krzyszkowiak. Wiejska rzeczywistość ukształtowała w nim upór, który na bieżni procentował, poza nią był przyczyną sprzeczek. Kazimierz Zimny dementuje legendy dotyczące ich wspaniałej współpracy podczas rywalizacji i przyjaźni poza nią. We wspomnieniach Jana Mulaka Zimny wspomina:

"Nie będę ukrywał, że nie zawsze było pomiędzy nami pogodnie. Być może sprawiły to konflikty pokoleniowe, byłem przecież o 6 lat młodszy od Krzyszkowiaka. Były takie okresy, że nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Na Mistrzostwach Europy w Sztokholmie przed finałem na 5km, spytałem Krzyszkowiaka jaką proponuje taktykę. Odpowiedział, że jest zmęczony po „dyszce” więc mam liczyć na siebie. To był argument. Biegł cały czas za mną, a że na końcu był szybszy to wygrał."


Zdzisław Krzyszkowiak

Na tym by się skończyło, gdyby nie rozmowa z redaktorem Tomaszewskim. Krzyszkowiak powiedział wtedy, że gdyby miał większe wsparcie, mógłby pobić rekord Polski. Odpowiedziałem, że gdyby było mocniejsze tempo, a Krzyszkowiak dawał mocne zmiany, rekord zostałby pobity. W hotelu Krzyszkowiak miał do mnie pretensje, że opowiadam bzdury. Nie rozmawialiśmy po tym przez kilka miesięcy.


Edward Stawiarz, świadek życia Zdzisława Krzyszkowiaka

Przed pięcioma laty rozmawiałem na temat Krzyszkowiaka z Edwardem Stawiarzem, który otarł się jeszcze o legendarny świat długodystansowców Wunderteamu. Pan Edward tak wspominał swój pierwszy kontakt z Krzyszkowiakiem po wspólnym treningu:

"Krzyszkowiak nie odzywał się do mnie w ogóle, był małomówny, ale wtedy to już zupełnie nie miał ochoty na żadne rozmowy. Wchodzimy do ośrodka, Krzysiu rzucił czapką o stół i krzyczy do Kępki: „Kończę ze sportem! Żeby taki gówniarz, który półtora roku trenuje, mnie Mistrza Olimpijskiego zarżnął na treningu”

20 lat po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego Krzyszkowiak siedział w studio TVP obserwując zmagania Bronisława Malinowskiego na Igrzyskach w Moskwie. Malinowski wspominany przez otoczenie jako introwertyk był jednak charakterologicznie inny od Kusocińskiego i Krzyszkowiaka. Bronek był człowiekiem zupełnie bezkonfliktowym. Mimo oszczędności w wyrażaniu emocji i małomówności (jego brat Maks twierdził – „Bronek uważał, że ten kto dużo mówi, mało robi”) Malinowski miał bardzo „zdrowe i trzeźwe” poczucie humoru.


Bronisław Malinowski

Najlepszym tego świadectwem była jego przyjaźń z Władkiem Komarem. Żeby wytrzymać żarty i niekończącą się skłonność do zabawy Komara trzeba było dysponować niezwykle pogodną naturą. Ludzie do dziś zastanawiają się na jakiej podstawie funkcjonowała nić porozumienia pomiędzy Władkiem, a Malinowskim. Uważano iż przyjaźnili się na zasadzie dopełniania, a to nie do końca prawda. Mimo iż Bronka zewnętrzne postępowanie różniło się o 180 stopni od „komarowego” w duszy był on również bardzo radosnym człowiekiem. Poza tym miał niesłychany dystans w stosunku do własnej osoby, tolerował żarty na swój temat, mimo znikomego ich funkcjonowania w środowisku.

Masę różnych anegdot na temat relacji Komar & Malinowski opowiadał mi najmłodszy z braci Bronka – Piotr, który wielokrotnie woził ich na krajowe mitingi. Z tych opowieści można wywnioskować, że Bronek swą milczącą obecnością dodatkowo potęgował żarty Komara. Tak bywało np. w czasie kontroli drogowej kiedy to Komar z Malinowskim spieszyli się na miting do Bydgoszczy. Komar kpiący sobie z policjanta byłby pewnie ukarany surowo, bo takich kawalarzy raczej się karci. Ale obok siedział śmiertelnie poważny Malinowski, który mimo iż wewnętrznie rozbawiony dezorientował jeszcze bardziej nie rozumiejącego sytuacji policjanta. Władek wzbudził w stróżu prawa poważne wyrzuty sumienia z tytułu utrudniania podróży na zawody. Obyło się bez konsekwencji.


Młodsi bracia Bronisława Malinowskiego, od lewej: Maks i Piotr

Na temat Malinowskiego rozmawiałem z jego krajowymi rywalami Kazimierzem Marandą i Stanisławem Śmitkowskim, opinia była jedna – super kumpel. Michael Karst, brązowy medalista Mistrzostw Europy na 3000m z przeszkodami opowiedział mi historię z Pucharu Europy w 1975 roku. Prowadzący Malinowski na 280m przed metą zwolnił Karstowi pierwszy tor krzycząc „Go Mike! Go!”, kiedy zrównali się razem Bronek klepnął Michaela w ramię jakby chciał powiedzieć „biegnij, dzisiaj Ty jesteś najlepszy”.

Podsumowując krótko charakterologiczny szkic Wielkich Mistrzów:

- Kusociński – nie tolerujący porażek zwycięzca, wyniosły i bezkompromisowy.
- Krzyszkowiak – zadziorny chłopak, z wrodzonym i często niezrozumiałym uporem.
- Malinowski – zrównoważony, realizujący ze spokojem wcześniej obraną koncepcję, bez względu na potknięcia w drodze do celu.

Powyższe szkice są dowodem na to, że nie istnieje żaden zunifikowany model zwycięzcy. Owszem, każdy z nich charakteryzował się olbrzymią walecznością i chęcią zwycięstwa, ale temperamenty, zdolność funkcjonowania w grupie, umiejętność „trawienia” porażek były u każdego różne. Kusociński otaczał się wieloma ludźmi, niekoniecznie bliskimi. Krzyszkowiak był samotnikiem. Malinowski cenił sobie skromne grono bliskich przyjaciół.

Na postawione wcześniej pytanie – co by było gdyby wysłać całą trójkę na zgrupowanie sportowe i umieścić w jednym pokoju odpowiedziałbym krótko: Kusociński z Krzyszkowiakiem „pozabijaliby się” wzajemnie, a Malinowski miałby z tego niezły ubaw, zawstydzając lub denerwując jeszcze bardziej swoich współtowarzyszy spokojem.



Komentarze czytelników - 3podyskutuj o tym 
 

marcin m.

Autor: marcin m., 2014-02-09, 20:36 napisał/-a:
...jak zwykle z wielkim zaciekawieniem przeczytałem Twój kolejny artykuł! :)

dla mnie Janusz Kusociński ma o tyle wielkie poważanie, że tak naprawdę oddał swoje życie za Polskę!

...nie chcę palnąć głupstwa, ale podczas przesłuchań i tortur przez Gestapo mógł mieć darowane życie gdyby chciał trenować i biegać dla hitlerowskich Niemiec

...nie faworyzuję Kusocińskiego, ale dla mnie każdy przejaw patriotyzmu, a w tym przypadku oddanie życia za swój kraj ma przeogromną wartość i ja nie potrafię być na to obojętny!

 

Mahor

Autor: Mahor, 2014-02-11, 20:00 napisał/-a:
Bardzo ciekawe osobowe zestawienie.Każdy ma możliwość przymierzenia się w którego towarzystwie biegacza chciałby się znaleźć.Wielkość nie jedno ma imię...

 

radekk257

Autor: radekk257, 2014-02-24, 17:25 napisał/-a:
LINK: http://www.polmaraton.pwz.pl

Witam,

Ciekawa analiza trzech wybitnych postaci.
Zainteresował mnie Kusy. Mieszkam od miejsca gdzie żył i trenował czyli w Ołtarzewie zaledwie 3km. Tu u nas szkoły ulice są nazywane jego imieniem. Już po raz 4 odbędzie się tu u nas polmaraton nazwany jego imieniem.
pozdrawiam

 



















 Ostatnio zalogowani
BOP55
22:02
szakaluch
21:41
przemcio33
21:28
troLek
21:20
Deja vu
21:19
eldorox
21:11
Seba7765
21:08
chris_cros
21:05
Stonechip
20:29
Wojtek23
20:19
piotrhierowski
20:06
stanlej
20:02
cumaso
19:53
Roxi
19:50
evaci57
19:06
bartonfink9
18:52
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |