Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

michal71
Michał Brzenczek
Gliwice

Ostatnio zalogowany
2015-09-02,08:42
Przeczytano: 339/838018 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/2

Twoja ocena:brak


Rozstania i powroty
Autor: Michał Brzenczek
Data : 2013-10-30

Każdy z nas pamięta to uczucie, kiedy chociażby w tym roku zima spłatała nam figla. Jak wtedy siedzieliśmy spoglądając przez okno i tęskniliśmy. Była to tęsknota za wiosną, za słońcem, po prostu za zmianą. Nie ma się czemu dziwić, to jest zupełnie naturalne, tak samo jak tęsknota za pierwszymi płatkami śniegu.

Może nie teraz jak już jesteśmy dorośli, bo potrafimy splamić biały obrus z napisem TĘSKNOTA, plamami zdrowego rozsądku, jakim jest chociażby odśnieżanie samochodu czy większe korki. Mam na myśli tą pierwotną radość, kiedy byliśmy dziećmi. Każdy na pewno pamięta jak wtedy bardzo cieszyliśmy się, kiedy na dworze przybywało białego puchu.

Można pomyśleć, że nie wiele ma to wspólnego z bieganiem, co w sumie wydaje się prawdziwe. Jednak ja jestem zupełnie innego zdania, otóż potraktujmy tęsknotę jako jeden ze środków do budowania naszej formy biegowej, dokładnie tak samo jak krosy, interwały czy jakiś tam bieg ciągły. Dlaczego? To proste, aby poczuć przypływ chęci, ogromnych chęci, który w przedziale czasowym zadziała jak wiatr w plecy.

Niejednokrotnie walczyliśmy z sobą podczas wykonywania żmudnych i wielokrotnych przyśpieszeń, czy podczas długiego wybiegania, nachodziły nas myśli „Ja już nie mogę, muszę zwolnic”. To działa zabójczo na nasz poziom usportowienia, jeden luźniejszy trening nie czyni wojny przegranej, lecz kilka takich już tak. Dlatego warto zastosować środek zwany tęsknotą a jako narzędzie zastosujemy roztrenowanie.

Po kilku latach biegania i roztrenowania mam już jakieś swoje zdanie na ten temat, a nawet konkretny sposób. Co roku robie dwukrotnie roztrenowanie, pierwszy raz w okresie wakacyjnym, kiedy to zmieniają się warunki do trenowania, a kolejne po jesiennym maratonie. Jednak oba roztrenowania różnią się od siebie. W okresie wakacyjnym zmieniam tylko treningi na przygodę biegową, zapominam o restrykcyjnym schemacie, nie robię żmudnych interwałów, zmniejszam ilość kilometrów, najczęściej biegam o jeden lub nawet o dwa dni w tygodniu mniej.

Jednak w tym okresie nie odkładam butów na przysłowiowy kołek, lecz ruszam w pogoń za przygodą, odkrywam ścieżki wcześniej nie poznane, nie liczę czasu ani przebiegu, po prostu bawię się bieganiem. Powolnym, spokojnym, koniecznie po miękkim terenie, w górach czy nad morzem, to nie ma znaczenia. Jest to bardziej roztrenowanie dla umysłu niż dla ciała. Efekt tego jest widoczny niemalże zaraz po powrocie do treningów.

Wydolność nie ucierpiała, mięśnie odpoczęły, jednak to co najważniejsze to tzw. morale biegowe, ono jest na zdecydowanie wyższym poziomie. Już nie poddaję się na treningach tak łatwo, a kusiciela o dźwięcznej nazwie bezsilność, skutecznie odprawiam z kwitkiem. Taki efekt zaczyna już być u mnie regułą. Jednak trzeba spełnić pewne warunki, w moim przypadku koniecznie okres letniego roztrenowania musi wypadać na przełomie czerwca i lipca, oraz nie może być dłuższy niż dwa tygodnie. Licząc inaczej, muszę zdążyć z właściwymi treningami 11 tygodni przed maratonem. Roztrenowanie letnie poprzedzone jest co najmniej 6-tygodniowym okresem intensywnych treningów interwałowych. Jest ciasno, ale jakoś udaje mi się to realizować już od kilku lat.

Trochę inaczej wygląda sprawa z roztrenowaniem jesiennym, podczas którego buty biegowe odkładam do szafki na trzy tygodnie. Mówiąc odkładać mam na myśli 100% błogie lenistwo sportowe. Wiem, że sporo osób jest wrogiem takiego właśnie roztrenowania, że to za długo aby nie robić kompletnie nic. Jednak podczas tych trzech tygodni ważne jest to, aby zregenerować nadwyrężone mięśnie, stawy, aby odłożyć suplementy, odciążając w ten sposób naszą wątrobę. Ładujemy wtedy akumulatory na 100% oraz przygotowujemy zasilanie awaryjne w postaci tęsknoty.

To naprawdę działa, taki okres rozstania działa kojąco na nasz stan psychiki, jest to również najlepszy moment aby nadrobić zaległości kulturowe, iść do kina, na koncert, pożyć trochę nie jak sportowiec tylko jak zwykły kanapowiec. Pierwszy tydzień mija łatwo, szybko i przyjemnie. Drugi już nie jest taki różowy, zaczynam zauważać negatywne zmiany roztrenowania. To właśnie w drugim tygodniu spora część moich biegowych znajomych zaczyna przemycać jakieś wycieczki biegowe, jakiś mały start dla odmulenia organizmu, lub po prostu nie wytrzymują z nudy i przerywają cały cykl.

Niestety, ale bieganie głęboko zapuszcza swoje korzenie w nasze życie, jednak nie jest to pasożyt niszczący swojego żywiciela. Bieganie jest naszym dobrym partnerem, żyjemy z nim w symbiozie. Musimy nauczyć się z nim rozmawiać, zrozumieć się wzajemnie. Ten najtrudniejszy drugi tydzień przynosi również zmiany w naszej wadze. Rozpędzony wcześniej metabolizm, zwolnił już znacząco, jednak nasze zwyczaje żywieniowe pozostały. Próbowałem już dwóch scenariuszy.

Pierwszy to zmiana diety, na produkty mniej kaloryczne, jednak przychodzi mi to bardzo trudno, a waga i tak delikatnie podskakuje w górę. Drugi, to po prostu nic nie zmieniać, trzymać się swoich przyzwyczajeń i nabierać tłuszczyku. W ciągu trzech tygodni nie będzie go zbyt dużo i jest on łatwy do spalenia. Natomiast w cyklu przygotowawczym posłuży mi jako idealnie rozłożony po całym ciele balast. Kolejny, trzeci tydzień, jest już ostatnim w całym cyklu. Jego głównym elementem składowym jest oczekiwanie na bieganie.

Tęsknota jest wtedy bardzo wyraźna i da się ją odczuć, ale ponieważ do końca roztrenowania pozostało już tylko z górki, brnę dalej w oczekiwaniu. Organizm wydaje się już bardzo wypoczęty, jakieś drobne bóle, związane z syndromem sportowca, znikają, waga rośnie proporcjonalnie do upływającego czasu. W tym ostatnim tygodniu skrupulatnie przeglądam swoje ciuchy, czyszczę buty, czasami kupuje coś nowego, jakiś drobiazg. Układam plan treningowy na cały okres, aż do maratonu. Wyobrażam sobie ten pierwszy raz po roztrenowaniu, czekam jednak cierpliwie.

Pomimo, że okres trzech tygodni nie jest jakimś powalającym czasem, to zauważam drobne zmiany, albo raczej cofanie się cech adaptacyjnych organizmu. Tętno spoczynkowe delikatnie się podnosi, w tym roku było to podwyższenie o 4 uderzenia, czas regeneracji po wysiłku jest dłuższy. Przekonałem się o tym po przygodzie w górach, zakwasy miałem przez 5 dni. W czasie regularnych treningów po 2 dniach nie było po nich śladu, nawet po maratonach. W ostatnim dniu regeneracji waga wskazywała dokładnie o 2 kg więcej. Można by pokusić się o stwierdzenie „MASAKRA”, jednak ja jestem daleki od tego określenia.

Przyszedł nareszcie ten dzień, w którym to staję jak dotychczas odziany w swoją biegową zbroję, gotów podjąć wyzwanie. Pulsometr pokazuje nieznane dotąd wartości tętna spoczynkowego. W czasie cyklu treningowego, wróciłbym do domu, gdyż wskazywało by to na przemęczenie. Jednak wiedziałem czego mogę się spodziewać, nie poddaję się i robię pierwsze kroki. Szybko dochodzę do wniosku, że nogi zapomniały, ale serce wciąż pamięta. Dlatego biegnę do przodu, w tempie zdecydowanie wolniejszym niż jeszcze miesiąc temu. Puls rośnie błyskawicznie i nie chce spadać, dlatego zwalniam wielokrotnie podczas tego pierwszego treningu.

Czuję się, jakbym się cofnął w swoim rozwoju biegowym o jakieś dwa lata. Wiem, nie wygląda to dobrze, jednak tęsknota za bieganiem nie zadziała natychmiast, potrzebuję trochę czasu, aby się przekonać o efektach, jakie przyniosło roztrenowanie. Ten pierwszy trening zakończył się bardzo szybko, ale taki właśnie miał być, krótki i spokojny. Na następny czekam dwa dni. Ten będzie nieco dłuższy, ale również spokojny, niemal spacerowy.

Dystans jaki mam do przebiegnięcia pozwala mi na opuszczenie miasta. Wybiegam na znane mi ścieżki, jednak czuję się jakbym był tu pierwszy raz. Jesień i rozstanie z bieganiem zrobiły swoje, znów poczułem radość. Tętno nie szalało już tak jak za pierwszym razem, jednak ciągle brakuje mi do poprzedniej formy sporo. Wypoczęte mięśnie powodują, że kroki są długie i sprężyste, serce wyrywa się do przodu, jednak rozum hamuje maszynerię do bezpiecznych parametrów. Cały pierwszy tydzień po przerwie musi być spokojny i stonowany, przebieg to jakieś 40% dotychczasowego dystansu. Unikam w tym czasie rozciągania, natomiast nie unikam długiej i spokojnej rozgrzewki. W następnym tygodniu mam do pokonania już 60% docelowego dystansu, wprowadzam przebieżki i rozciąganie. Organizm zaczyna sobie przypominać co to jest bieganie i jak ono powinno wyglądać.

Trzeci tydzień zawiera już więcej elementów, pojawia się gimnastyka siłowa oraz pierwsze krosy. Dystans to jakieś 80% docelowego. Kolejne tygodnie to zwiększanie dystansu oraz poprawa dynamiki treningu.

Późną jesienią warunki pogodowe nie są przyjazne do biegania, zimno, mokro i ciemno, nie może być gorzej. Wtedy właśnie zaczyna działać nasza tęsknota, przypominamy sobie jak było nam źle, kiedy to czas spędzaliśmy na błogim lenistwie. Dostajemy porządnego kopa a tor lotu kieruje nas prosto na drzwi wyjściowe. Organizm ciągle czuje świeżość, mięśnie są głodne wysiłku a tęsknota wyciąga nas na zewnątrz. Dlatego właśnie potrzebne jest nam roztrenowanie, jestem jednym z wielu jego zwolenników. Na początku może trochę rozczarowuje, ale w końcowym efekcie winduje nas na wyżyny własnego usportowienia.

Jeżeli jeszcze ciągle ktoś wątpi w sens takiego działania, to proszę przypomnijcie sobie jak to jest wrócić do domu po długiej i samotnej podróży. Bieganie to nie tylko przebieranie nogami, to również uczucia i emocje. O tym wiedzą chyba wszyscy, natomiast nie wszyscy o nie dbają.



Komentarze czytelników - 5podyskutuj o tym 
 

piTTero

Autor: piTTero, 2013-10-30, 22:20 napisał/-a:
ciekawy punkt widzenia, najbardziej spodobało mi się stwierdzenie: "Bieganie to nie tylko przebieranie nogami, to również uczucia i emocje.":) Ja co prawda nie miałem jeszcze okazji na celowe roztrenowanie, ale czasem sytuacje losowe, wyjazdy itp. uniemożliwiają nam regularne bieganie i wtedy też pojawia się owa tęsknota za bieganiem;-)

 

KARMEL

Autor: king, 2013-11-01, 21:36 napisał/-a:
Potwierdzam, potwierdzam i jeszcze raz potwierdzam... Michała zdanie może być tematem wypracowania kilka razy dłuższego niż cały artykuł, bo emocji jest lawina w bieganiu. Niech żyją te pozytywne...Niech bieganie będzie ich niewyczerpalnym i nie znającym zawieszenia źródłem.

 

Mahor

Autor: Mahor, 2013-11-03, 12:36 napisał/-a:
Całą duszą jestem za takimi wpisami.Są prawdziwe,do tego ładnie napisane.Głęboko wyważone i przez to bardzo motywujące.

 

mikael_s@o2.pl

Autor: mikael_s@o2.pl, 2013-11-04, 11:15 napisał/-a:
wlasnie podjalem ciezka decyzje o odlozeniu treningow na 3 tyg. (musze dac odpoczac nogom, bo mam objawy przetrenowania :( i nie wiem jak to przezyje. miesiac bez biegania? ciezko mi nawet o tym myslec. ale coz... czasem trzeba

 

michal71

Autor: michal71, 2013-11-04, 14:05 napisał/-a:
Witam.
Ciesze się, że zrozumieliście przesłanie. Z emocjami sprawa jest dość trudna, jak je zmierzyć, porównać? Wynik,wiadomo, biegniemy od startu do mety, notujemy czas i koniec, ale jak zmierzyć nasze zaangażowanie emocjonalne w bieganie. Myślę, że podczas roztrenowania możemy się dopiero przekonać o tym czy nasze bieganie to tylko owe przebieranie nogami, czy może coś więcej. Dlatego roztrenowujcie się, tęsknijcie i wracajcie szczęśliwsi. Wyniki same przyjdą. Pozdrawiam.

 



















 Ostatnio zalogowani
Admin
15:07
kos 88
15:04
marian
14:51
biegacz54
14:41
krzybocz
14:31
Isle del Force
14:12
rychu18625
13:58
tadeusz.w
13:56
marczy
13:55
Mikesz
13:36
Jawi63
13:32
majsta7
13:24
Stonechip
13:16
kostekmar
13:09
Iryda
13:07
arco75
13:04
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |