Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [4]  PRZYJAC. [6]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
sojer
Pamiętnik internetowy
biegiem przez pola


Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Gmina Mrocza
125 / 151


2016-10-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Herosi (czytano: 1871 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.biegiemprzezpola.pl/2016/10/herosi.html

 

"Herosi"

Biegamy. Wskakujemy w ciuchy, zakładamy buty, zegarki i idziemy. Czasem na trzydzieści minut, czasem na 2 godziny. Bywa, że ruszamy na zawody o różnym dystansie.

Wielu z nas marzy o różnych cudach. O czasie, o dystansie, o miejscu. I częstokroć poświęcamy temu bardzo dużo sił, relacji, czasu.

Z lekcji historii w szkole podstawowej gdzieś w głowie zakodował mi się m.in. Filipides i jego maratońskie posłannictwo oraz 42195 metrów dzisiejszych maratonów. Dzieciaka jakim byłem ta historia zafascynowała. Później przeszła do archiwum pamięci, ale gdzieś siedziała. Nie wiem. Może jako marzenie? A może jako symbol zrobienia czegoś niemożliwego? Nie wiem.

Biegam od końca lipca 2012 roku. Wówczas wyczynem było przebiegnięcie 4 km. Bez marszu. Po dwóch czy trzech tygodniach okazało się, że jestem w stanie przebiec 8 km. Gdzieś wyczytałem, że biegaczem staje się po przebiegnięciu dystansu 10 km. No to zostałem biegaczem w jakieś sobotnie przedpołudnie. Oj jak ja podziwiałem ludzi, którzy biegali na treningach po 12 km, a maraton? Nadal był czymś niezwykłym i niemożliwym.

I długo to we mnie siedziało. Długo się z nim wąchałem, mimo, że treningowe dystanse rosły.

Za mną 6 maratonów, w tym jeden w górach. Maraton przestał być dla mnie czymś niemożliwym. Nawet gdy męczę, ledwo biegnę, gdy mam dość, a przede mną jeszcze 10 km i gdy wówczas od kibiców słyszę "Dasz radę!" odpowiadam krótkie "Wiem".

Od roku podziwiam tych, którzy rzucają się na maraton mimo, że nie są na to gotowi. Może nie do końca to pochwalam, ale podziwiam. Każdy ma swoje powody. Czasem nieco naiwne - bo kolega przebiegł, to ja też dam radę, czasem dużo poważniejsze.

Trzy dni temu miałem okazję podziwiać tych, którzy są czerwonymi latarniami na maratonach. Trzy dni temu miałem okazję podziwiać Herosów.

Około 750 osób na starcie. Przekrój wiekowy i kondycyjny. Każdy z celem i planem w głowie. Niektórzy z najprostszym planem sprowadzającym się do jednego słowa.

UKOŃCZYĆ

My ruszyliśmy we czworo, po krótkim czasie Kasia ruszyła spełniać swoje marzenie: debiut w czasie 4:30. My z planem złamania przez Madzię 5 godzin. Pierwsze 100 m wielu maratończyków było za nami. Stopniowo zaczynali nas wyprzedzać. Na Rynku Staromiejskim byliśmy ostatni. Za nami tylko samochód Straży Miejskiej.

Pięć godzin biegu, tempo w okolicach 7:03 min/km. Dla mnie to wyzwanie, bo gdyby nieco tylko zwolnić byłbym na ziemi niczyjej. W strefie, w której byłoby zbyt szybko by iść i zbyt wolno by biec.

Kilometry mijały, z grupy 6 osób, którą biegliśmy zrobiło się troje. My i ubywające kilometry. A im ich więcej tym większa pustka przed nami. I bardzo rzadko kogoś dogoniliśmy.

Zawodnik walczący o każdy krok. Byliśmy dla niego zmorą. Wolno, bardzo wolno zmniejszaliśmy dystans. A on biegł 10, później 5 metrów i przechodził do marszu. Wyraźnie było widać, że robi wszystko by nie dać się wyprzedzić.

Inny, który walczył z pęcherzem moczowym. Tego dnia nie dawał mu spokoju.

Dziewczyna. Znów marszobieg, tyle, że po 25 kilometrze. Ból kostki.

Trzydziestka i dwóch mężczyzn. I malejący dystans między nami, kilkaset wspólnych metrów. Jeden z nich: "Chciałem łamać 4:30, ale strzeliło mi w stopie. I mam to gdzieś." Został z tyłu. Drugi wyrwał przed nas. Nawet na 300 metrów, by po jakimś czasie dać się niemal wyprzedzić. I uciec nam na 3 km przed metą.

Co łączy tych ludzi? Pustka. Pustka wokół. I być może pełno myśli, które podpowiadały, że to nie ma sensu. A przede wszystkim łączyło ich zacięcie w realizacji celu.

Można rzec, że to kompletny bezsens, można rzec, że to nierozsądne, ryzykowne. Ale każdy z nich jak Filipides. Heros, który dokonuje rzeczy niemożliwej.

Przebiec maraton w 3:27 to przy ich wyczynie drobnostka. Podziwiam tych, którzy łamią trójkę, ale to ci z końca budzą mój szacunek. Mimo, że to nierozsądne, nielogiczne i bezsensowne. Przynajmniej dla niektórych. Budzą mój szacunek, bo sprawdziłem ile sił kosztuje maraton w czasie 5:25.

I w głowie mam scenę z Maratonu Warszawskiego - Pan Wojciech, który przybiegł jako ostatni, któremu zajęło to 6:56:32. Poszukajcie nagrania z tego finiszu. Warto to zobaczyć.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Skoczek (2016-11-02,20:33): Możesz podesłać link do tego filmu?
sojer (2016-11-02,21:33): Bardzo proszę Link dłuuuugi, facebookowy :) https://video-frt3-1.xx.fbcdn.net/v/t42.1790-2/14499424_311138749246899_3214200748044713984_n.mp4?efg=eyJybHIiOjEwNTMsInJsYSI6NzE4LCJ2ZW5jb2RlX3RhZyI6InYzXzQyNl9jcmZfMjNfbWFpbl8zLjBfc2QifQ%3D%3D&rl=1053&vabr=585&oh=8702788bce6142fdbf8b901cb390e734&oe=581A86EF
tadzio1 (2016-11-04,11:54): Witam, tak, pamiętam balonik z napisem "40 lat" ... Co prawda nie byłem pewien czy to peacemaker na ten czas czy solenizant ale już wszystko jasne. Byłem nieco z przodu ale tylko ciut, ciut. Pustka dookoła była rzeczywista i deprymująca. Pewnie towarzysząca "dyszka" zabrała frekwencję. Miałem wyrzuty sumienia kiedy mundurowi zatrzymywali ruch uliczny abym mógł przetruchtać przez jezdnię. Mój towarzysz (debiutant) zgubił się w okolicach 28 km i resztę musiałem już truchtać sam. Wszystkiego najlepszego z okazji 40 urodzin ! Pozdrawiam tadzio1
sojer (2016-11-05,10:59): Tadzio dziękuję za życzenia. A wiesz, że też miałem lekkie wyrzuty gdy zatrzymywano dla nas ruch? Z drugiej strony sprężaliśmy się wówczas i przebiegaliśmy szybciej :)
haruki (2016-11-10,22:47): Cześć mój rówieśniku:-) Zbieram się i zbieram do napisania ostatniego wpisu, który obejmie toruński maraton i... strasznie się boję pustki, która wówczas nastąpi (do czasu realizacji kolejnego ... pomysłu). Emocje o których wspominasz nie są mi obce. Jeden z maratonów w Dębnie kończyłem w towarzystwie karetki zamykającej imprezę. Ból kolan był nie do zniesienia, ale gorsza była myśl, że obok mojego nazwiska mogłoby być "dyskwalifikacja". A dziś? Tylko w tym roku 24 maratony i jeden "prawie maraton" o 39 i pół kilometrach. Nie wiem co jest bardziej motywujące do dalszych wyrzeczeń: dopełznięcie do mety, czy złamanie życiówki? A kiedy maraton przestaje być wyzwaniem? Co wówczas? Strasznie mi przykro, że nie dotrzymałem słowa i nie świętowaliśmy w Toruniu naszych czterdziestek wspólnie. Uwikłany w różne inne zobowiązania musiałem się z mety ulotnić. Do tego ta pogoda... Bieg Sylwestrowy o którym wspomniałeś w poprzednim poście to pomysł wyśmienity (służę zapleczem sanitarno-gastronomicznym). Pozdrowienia dla całej Twojej bandy biegowej!
sojer (2016-11-12,10:26): Krzyśku, uważaj, bo Ci się zwalimy przed albo po biegu sylwestrowym :D Choć czy ja dam radę być towarzyski? Życiówka mi się marzy.







 Ostatnio zalogowani
SantiaGO85
23:41
lordedward
23:25
kos 88
23:00
rokon
22:41
ryba
22:19
Andrzej_777
22:04
Artur z Błonia
21:53
perdek
21:43
knapu1521
21:21
Leonidas1974
20:59
Lektor443
20:52
42.195
20:52
maciekc72
20:46
marczy
20:42
Wojtek23
20:38
entony52
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |