Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
251 / 338


2016-02-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
rok Smoka, a w zasadzie Małpy... dla Węża (czytano: 1420 razy)

 

Lubię biegać po lesie, kiedy widzę nordykowców młodo urodzonych... Loffciam te darcie się japy "uwaaaagaaaa" z daleka, którego nikt z obiektów potykających się o swoje kijki nie słyszy, a które zawsze po chwili reagują w sposób biblijny przywołując imiona wszystkich świętych, kiedy je mijam.
To druga okoliczność, którą zauważyłem po paru razach, poza zjawiskowym ukazywaniem się wiewiórek, która powoduje, że nie wiem czemu... biega mi się fajowsko.

Zawsze jak gdzieś biegnę (zabrzmiało jak Forrest Gump) i widzę wiewiórę skradającą się obok drzewa, albo i lepiej, spoglądającą na mnie, wtedy zawsze na koniec treningu, mimo symbolicznej wyrypy stwierdzam, że to było fajne bieganie.
Ostatnio do zjawiska wiewióry dołączyła więc grupa ludzi maszerujących po nierównościach leśnych z kijami po bokach.

Dobra, jedno i drugie jest oczywiście przypadkiem, ale coś jest na rzeczy, że każda dziwna i fajna okoliczność sprawia, że biega się jakoś inaczej.


Dzisiaj po pracy w ramach LB polazłem do chinola na drugi obiad - rybkę w sosie słodko-kwaśnym, którą popiłem soczkiem porzeczkowym. To w ramach doładowania, które sobie czasem funduje w dni wolne od biegania. Przestałem totalnie się przejmować wszelaką dietą, ograniczeniami i innymi pierdołami. Obecnie panuje u mnie motto - żeby spalić, trzeba dołożyć ;)
Podczas konsumpcji zagadała do mnie jakaś kobita od XiuXiaoPenga, bo przyczaiła że oglądam kątem oka chińską tv, w której przewijały się zajawki Olimpijczyków od wygibasów na poręczy i tych tam różnych.
Pani oznajmiła mi, że właśnie dzisiaj zaczął się rok Smoka. Cóż, przez godzinę o tym rozmyślałem, aż dręczony sumieniem postanowiłem nieco poczytać.

Wiadomo, kultura chińska jako jedna z nielicznych przetrwała do dziś, więc jest ciekawa sama w sobie i można ją lubić lub nie, jednak jakiś tam szacunek trzeba mieć. Imperium Rzymskiego już nie ma, Majów również. Chińczycy nadal są.
Niestety, ale kobita wpędziła mnie w maliny, co nie omieszkam jej wypomnieć ;) Rok Smoka był kilka lat temu, a obecnie zaczął się rok Małpy. Małpa to ciekawe stworzenie. Właściwie, to opis zarówno Smoka, jak i Małpy pasują do mnie... jednak jak zacząłem dalej sprawdzać to urodziłem się w roku Węża.
Można dostać pomieszania od tego wszystkiego.

Małe info odnośnie Węży (z pierwszego lepszego linka z googla -> przewodnikduchowy)

Dominującą cechą Węży jest mądrość, są bowiem głębokimi myślicielami, którzy dodatkowo często kierują się intuicją. Są z natury nieufne wobec innych ludzi i nie cierpią krytycyzmu. Mogą go nawet znieść, pod warunkiem, że jest to tzw. konstruktywna krytyka. Jeśli jednak ktoś osądzi Węża bezpodstawnie, spotka się z zaciętym oporem.

Węże posiadają bardzo rozwiniętą intuicję. Czasami wydają się być wręcz jasnowidzami, kiedy o czymś mówią. Posiadają coś w rodzaju szóstego zmysłu, wyczuwającego zdarzenia przed ich nadejściem. Rzadko kiedy się mylą. Co więcej, potrafią bezbłędnie rozszyfrowywać innych ludzi, ich emocje oraz zamierzenia. Wszystko to czyni z Węży przenikliwych rozmówców, którzy zdają się rozumieć więcej niż ktokolwiek inny.


Wypisz, wymaluj JA :)))


Wracając do biegania, bo zaraz sam się zaplączę w tym wszystkim... ;)
Biegam od pewnego czasu, a właściwie prawie ciągle - na czuja. Spontaniczność - jakby to powiedział Yoda - jest u mnie wielka.
Styczeń był tego dobrym przykładem, jak i ostatnie dni. Co jakiś czas wracam myślami do moich początków, kiedy to głównie śmigałem po lesie jak mi w duszy grało, a że grywało mi wtedy ostro, tak więc po lesie brykałem głównie mocno zwariowanie.
Nie klepałem wtedy kilometrów, jak to co niektórzy powtarzają niczym mantrę, że żeby łamać tyle i tyle, należy biegać tyle i tyle.
Moją pierwszą trójkę łamałem na przygotowaniach rzędu 260-280km na miesiąc. Wtedy jednak biegałem mniej, a szybciej, więcej przy okazji odpoczywając. Wtedy wolałem w tygodniu pobiegać ze cztery razy porządnie, na dobrym zziajaniu, zamiast sześć razy byle jako na monotonnym zmęczeniu.

Ostatnio mam podobnie. Trochę więcej planuje, aby jednak jakaś systematyczność była większa, to jednak nadal potrafię wybiec i kiedy czuję, że fajnie mi się biegnie (po minięciu wiewióry, albo brunetki ;)) depnąć trochę z łydy, zakręcić nóżką i trochę głębiej powzdychać czasem lekko sobie cherlając podczas długich podbiegów.
Naszło mnie ostatnio, że te dłubie podbiegi mają coś w sobie skrytego, niczym niewidoczne koronki u mijanej kobiety na ulicy, których nie widać, a wiadomo, że są pod spodem.
Wybiegając do lasu nie z zamiarem wolnego szurania po ostrym wybieganiu zawsze wybieram trasę, która ma kilka solidnych podbiegów od kilosa do nawet trzech, zresztą różnie to wypada. Odległość czasem nie ma znaczenia.

Jakiś czas temu, w wakacje chyba... ustawiłem segment w Stravie i Garminie na jednym takim odcinku (aby sobie porównywać czasem różne takie tam akcje), fragmencie Parszywej 12, który biegnie się ciągle pod górę, a koniec jest masakryczny - tak zwany trawers pod Wieżę. Warszawska asfaltowa Agrykola jest pikusiem przy tej trasie leśnej, gdzie jest w zasadzie wszystko, czego potrzeba maratończykowi, który chce uciec od wszystkiego, a zarazem chce się zbliżyć... do wszystkiego, co mu w głowie się kiwa.
Można tu wstawić U2"towskie "Faraway, so close" - daleko, tak blisko. Fragment, który często krąży mi po głowie, kiedy biegnę tamtą trasą.
Jest to selektor nastrojów, który z poczucia typu "jestem fajnym rumakiem" w trymiga zmienia się w obraz sponiewieranego mokrego kocura, który moknie pod rynną, przemieszany z lekką dekadencyjnością wampira, który chce się wydrzeć na pełnię swoich płuc i strun głosowych, żeby po chwili widzieć omamy, w postaci karetki ;)
Jest różowo. Zaczynam lubić tamten odcinek, podczas gdy kiedyś robiłem wszystko, aby tylko omijać tamte rejony. Odcinek nie jest może walką pod mega ścianę, jednak jest na tyle pochylony w sposób różnoraki, że można tam zarówno depnąć, jak i się zmaltretować na ostatnim fragmencie, zbliżając się do okolic swojego HRmax.

Coś, co jest fajne, inne, wyjątkowe, co przyciąga moją uwagę... mogę opisywać w nieskończoność, niczym kartki krążące po smukłym ciele owianym prześwitującą i fikuśną koszulą z kokardką. Czasem widzę tyle detali, że zastanawiam się, czy czas nie zwalnia w tym akurat momencie, a czasem jest wręcz odwrotnie, kiedy to znajduje się w w jakiś miejscach, sytuacjach, momentach, jakbym pojawił się z teleportacji z czarnej dziury.

Tak sobie patrzę, że moje styczniowe bieganie coś jednak miało w sobie. Na przestrzeni ostatniego roku był jednym z lepiej nabieganych kilometrażowo. Jedynie rok wcześniej, w styczniu miałem większy kilometraż. Obecnie zamknąłem 340km, a jak sobie pomyślę ile to akcentów zrobiłem... uśmiech w kąciku ust pojawia się przywołując od razu myśl, że jednak maraton na wiosnę może być realny w sposób, jaki bym mniej więcej chciał.


Myśl o maratonie na razie zostawiłem na boku.
Ostatnio o tym rozmyślałem i wymyśliłem, że jakoś do końca jeszcze tego nie czuję.
Nie chcę go tylko przebiec. Chcę powalczyć na pełnej coorvie, od początku do końca i jedyna rzecz, która mnie w tym momencie ogranicza i osłabia są moje plecy. Poprawa w tym obszarze idzie mega strasznie topornie i powoli, jednak mogę biegać, czasem nie za ostro i chyba to jest w tym wszystkim plus.
Ostatni mój cross był taki właśnie, z zapasem (jak właściwie wszystkie moje treningi od maratonu), gdzie czułem osłabione mięśnie, a jednak tak kręciłem nogą i płucami, że na tym "moim" odcinku wykręciłem mimowolnie CRa, gdzie jak się okazuje wolniej biegałem w lecie.
Czasem czuję nadmiar akcentów, wtedy zwalniam, albo robię dzień wolnego dając sobie lekką dyspensę. Wychodzi z tego mini skład różnych cykli, które w sumie nie wiem co dadzą.

Jeśli dojrzeję, a dojrzewam coraz bardziej z tą myślą, do maratonu, mam nadzieję i coraz większe przekonanie, że coś z tej mąki może wyrosnąć.
Czasem też się zastanawiam, że musiałbym to wszystko obgadać z jakimś fachowcem szerszego horyzontu, który nie tylko powie mi, że kiedyś to się biegało tylko na ilość, albo w drugim zakresie, ale też opowie o różnych zależnościach... no ale może to kiedyś.
Wybieram się i wybieram do fizjo, który by mnie ponastawiał i może coś mądrego z plecami doradził, mimo ćwiczeń, które robię codziennie.

Tyle pytań, tyle możliwości... ;)


także tego... rok Małpy zapowiada się ciekawie :)
skoro jestem urodzony w roku Węża zupełnie inne znaczenia ma słynne powiedzonko "call me snake" z pewnego kultowego filmu hyhy ;)


Aloha
pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


pkaczyn (2016-02-09,10:14): Trzymam kciuki, dasz radę złamać to, co chcesz złamać, Wężu!
snipster (2016-02-09,10:31): Dzięki bardzo :) jedyna opcja jaką chcę w tym momencie, to 2:5x w maratonie
(2016-02-09,11:16): a w domu trzymasz snake plant w sypialni? ponoć dużo tlenu produkuje i że to zdrowe i mało podlewać trzeba ;-)
snipster (2016-02-09,11:46): w sypialni... tajemnica, coś jak z Las Vegas ;) ogólnie nie posiadam zwierzyny w domu, za oknem jedynie widzę brykające koty od czasu do czasu
cander (2016-02-09,11:49): Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem, ale na podbiegach tak właśnie jest jak napisałeś: rumak -> zmoknięty kot -> wewnętrzny krzyk - > karetka..
snipster (2016-02-09,12:22): tia... Piter, percepcja u niektórych jest podobna ;)
paulo (2016-02-10,12:14): Piotrze, skoro masz taką intuicję to zacznij na niej zarabiać :) Może też mi (na razie za friko :)) przepowiesz co do Ironmana? :)
snipster (2016-02-10,12:53): moja intuicja jest jak na razie trochę ślepa... jestem urodzony w poniedziałek ;)
snipster (2016-02-10,12:54): a odnośnie Ajrona... to startuj, skoro już masz pewność, że się nie utopisz na starcie ;) po pływaniu już jakoś lżej :)))
Mahor (2016-02-10,14:06): Co jest?Urodziłeś się w roku węża a plecy nie bardzo giętkie masz na stanie.Może klimatyczna przeprowadzka? :-)
snipster (2016-02-10,14:15): ooo tak tak, przeprowadzka i masaże tajskie, albo jeszcze lepiej - japońskie :))))
Rufi (2016-02-11,20:03): Dzisiaj to nawet kłamać nie można bo Cię zaraz w googlu sprawdzą :)
żiżi (2016-02-11,20:30): Już dawno powinieneś iść do jakiegoś fizjo..
żiżi (2016-02-11,20:30): Już dawno powinieneś iść do jakiegoś fizjo..
snipster (2016-02-11,20:37): Rufi, w internetach to wszystko jest... na zawsze ;) internet nie przebacza i nie zapomina ;)
snipster (2016-02-11,20:39): tak, wiem Żiżi... ciągle sobie obiecuję "jutro zadzwonię" i wiadomo jak to wygląda
Truskawa (2016-02-15,22:46): Ja akurat mam odwrotny etap. Teraz ograniczam żarcie i do tego jeszcze zawzięcie biegam. Jak nie umrę przy takim trybie życia, na wiosennym maratonie będę królową. Czego i Tobie Piotruch życzę. :))
snipster (2016-02-16,08:54): ja bym musiał lekko się ograniczyć... słodycze ostatnio pochłaniam jak meduza wodę :/







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
14:41
krzybocz
14:31
Isle del Force
14:12
Admin
13:59
rychu18625
13:58
tadeusz.w
13:56
marczy
13:55
Mikesz
13:36
Jawi63
13:32
majsta7
13:24
Stonechip
13:16
kostekmar
13:09
Iryda
13:07
arco75
13:04
tatabeba
12:55
BemolMD
12:49
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |