Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
249 / 338


2016-01-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
non omnis moriar (czytano: 1517 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: youtu.be/DXriKwXXkn8

 

Nie każdy zapewne wie, że osoba, która podkładała głos Yody... podkładała go również Śwince Piggy. Życie bywa niespodziewanie zaskakujące czasem.
Lorda Vadera grały trzy osoby, a jakby policzyć najnowsze części (czyli pierwsze), to niby 5 osób.
Najbardziej charakterystyczny dźwięk miecza świetlnego powstał przypadkiem, kiedy to dźwiękowiec na planie przechadzał się przy wyciszonym telewizorze i coś mu specyficznie zaszumiało w słuchawkach.

Czasem takie proste i oczywiste rzeczy są skomplikowane, a czasem odwrotnie, skomplikowane rzeczy są banalnie proste.
Wg mnie jest to tylko potwierdzeniem mojej tezy - że światem i życiem rządzi spontan, czysty przypadek. Można różne rzeczy planować, jednak nie da się wszystkiego przewidzieć.
W Matrixie ktoś twierdził, że każdy jest kowalem swojego losu, jednak nijak to się ma.

Czasem przychodzi taki dzień, w którym ilość pytań i brak odpowiedzi skutkuje głównym pytaniem: o co tak naprawdę chodzi? co dalej?

Właśnie nie wiem... totalnie jestem na rozstaju fizycznym, mentalnym i duchowym.
Przekroczyłem niedawno 14 tysi kilosów, które rejestruje od czerwca 2011, kiedy to postanowiłem "no to zacznę biegać", albo w zasadzie, kiedy to nie było odwrotu po tym, jak kupiłem mojego pierwszego Gremlin - 110 po moich pierwszych zawodach biegowych - sztafecie w Ekidenie i 5km.
Nie wiem ile wcześniej przebiegłem na bieżni, ale niewiele by tego było. Nie wiem również ile mogłem przebiec na różnych obozach sportowych, na które jeździłem, kiedy trenowałem Strzelectwo wieku temu. Chociaż wtedy, to ja do biegania się wcale nie garnąłem i biegałem jedynie, kiedy musiałem bo wszyscy biegali, albo była to kara za jakieś piwko na boku na obozie w lecie (ups - przyznaje się, to było tylko raz) :)


Nie traktuję tych 14 tysięcy jako coś wyjątkowego, do czego dążyłem, lecz jako kolejny znaczek na moje linii życia. Coś, jak liczba 38, którą niedługo dosięgnie kolejna iteracja. Jeju, czuję się wypalony i ręce z powiekami mi opadają jak patrzę na swoją metrykę...
Tyle życia za mną, a mi się wydaje, że tak naprawdę osiągnąłem tyle, co kijem pogrzebać w piasku będąc na plaży.
Wokół mnie znajomi na imprezy już nie chcą wychodzić, wszyscy niańczą dzieci i oczywiście każdy przeprowadził się gdzieś po wioskach, gdzie dojechać i wrócić to koszmar logistyczny...
no a ja? wieczny singiel...


Próbuję coś konkretnego wymyślić z bieganiem, jakiś cel, tu... może tam, to... czy tamto. Jednak nic z tego. Przychodzi w pewnym momencie jakieś bum, PUF i wszystko się zmienia.


Wiem jedno, chcę po raz trzeci zobaczyć liczbę 2 na przodzie, kiedy będę mijał metę maratonu. Dla mnie to jest bardziej wartościowe, niż np. wypuszczenie się i zaliczenie jakiegoś Ultra w przysłowiowej Koziej Wólce.

Maraton strasznie bym chciał przebiec na wiosnę, jednak za każdym razem, kiedy mocniej sobie pobiegam po lesie, niestety przed oczami, a raczej w plecach czuję, że nie będzie to takie proste w sposób, w jaki chcę go przebiec.
Nie wiem, może bym chciał jakoś super szybko wyjść z tych moich perypetii związanymi z plecami... a może to ta pogoda. Zima za każdym razem mnie dołuje.
Śnieżek jest fajny, do momentu, kiedy nie trzeba rano wstać parę minut szybciej i wziąć się za łopatę aby odśnieżyć chodnik, żeby się jakaś babcia nie wygrzmociła, albo Straż Miejska czy inne służby przyczepiły.
Śnieżek również nie jest fajny, kiedy w pogodzie się zaczyna zerować, wtedy to białe g...o zaczyna topnieć i zamarzać.

Nie lubię zimy z dwóch powodów: pluchy i szklany. W obu tych przypadkach bieganie jest mocno irytujące, czy wręcz balansujące na krawędzi brzytwy.
Mróz jeszcze jakoś potrafię ogarnąć. Coś tam przewieje, coś przymrozi, czółka trochę zesztywnieją, ale zawsze miło się później rozgrzewa ;) Bieganie jednak po lodzie, przemieszanym z pluchą, a następnie ponownie lodzie jest bardzo wery kurde niefajne.


Nie wiem co z tym moim maratonem na wiosnę. Bardzo bym chciał znowu móc stanąć na starcie w przekonaniu, że mogę sobie coś znowu udowodnić, znowu sam ze sobą pograć, żeby po wszystkim spojrzeć w lustro z tym błyskiem w oku i specyficznym uśmiechem w kąciku ust czując, że się wygrało i zdobyło swój Everest.
Boję się z kolei tego, żeby sobie krzywdy nie zrobić. Nie jestem obecnie 100% Snipsterem przez te plery. Ciągle jednak przypomina mi się pewne powiedzenie "Rób w życiu rzeczy, których się boisz" :)

Czekać na idealną okazję mogę wieczność. Nie jestem 25 latkiem, który walczy o TOP 10. W klasyfikacji maratonerów z Polandii byłem jakoś tysiąc sto któryś. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że to wariactwo, żeby się tak napalać na jakiś wynik, który będzie np. 652. Pewnie dlatego tyle ludzi ucieka w stronę Ultra :>

Z drugiej strony przecież ja nic nie muszę. Nie jestem zakładnikiem własnego siebie, że muszę! bo inaczej podarte stringi przez szybę zobaczę...
Krótkie dystanse są przecież takie fajne. Połówki, czy dychy są bardzo fajowe, nie mówiąc już o różnych odmianach typu Cross :)


Sam już nie wiem czego ja chcę. Może to ta zima? może brak tego i owego, okładu z jędrnych... i przy okazji lekkie przepracowanie.
Rok temu ostro myślałem o maratonie w Tromso (Norwegia) w czerwcu. Bieg wieczorem... za dnia, bo Tromso leży za kołem podbiegunowym. Termin jednak mi nie pasuje.
Podobnie myślałem o wypadzie do Belgradu w kwietniu, jednak i to mi nie pasuje z kilku różnych czynników.

Niedawno trochę rozmyślałem, czy nie zrobić sobie wypadu np. do Portugalii czy Hiszpanii, aby uciec od tej zimy na jakiś tydzień i tam sobie wypocząć, przy okazji pobiegać gdzieś. Jednak im dłużej o tym myślę, tym czas ucieka... a już jest połowa stycznia.


Obecnie pewne jest jedynie to, że mam opłacony start w Maniackiej Dyszce i Półmaratonie w Berlinie.
Myślę jeszcze intensywnie o maratonie w Madrycie, jednak końcówka kwietnia może być gorąca tam.
Są też fajne szybkie maratony w Niemczech, jednak obecna sytuacja jest taka, że nie wiadomo czy nie będzie jakiejś zadymy przez wspaniałych imigrantów...
O Łodzi boję się nawet myśleć, bo dwa razy się zapisywałem i dwa razy łapałem w tym czasie kontuzję :)
Orlen? totalnie mnie nie ciągnie, czapki z ich logo nie chcę podobnie jak plecaka :P


Na pocieszenie wkrótce na mojej rąsi wyląduje nowy Gremlin 235... taki trochę spóźniony prezent mojego ja samemu ja :)
Chciałbym Fenixa 3 z wbudowanym HR, który jest spełnieniem moich marzeń, jednak cena prawie trzy koła to już lekka ekstrawagancja, coś jak buty za tysiaka.



--w linku trochę Pink Floydów, bo się lekko rozmarzyłem o różowych rzeczach ;)


Aloha
pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


(2016-01-11,20:45): Hiszpania to dobry pomysl. Tanie linie latają. Hiszpanie są wyluzowani. Polecam!
żiżi (2016-01-11,21:18): Snipi bo Tobie właśnie potrzeba tych jędrnych ..albo musi przyjść wiosna ,głowa do góry i aloha??!!!:)
snipster (2016-01-11,22:21): Peter, wiem wiem, rok temu byłem w Barcelonie na półmaratonie za tanie prajsy ;)
snipster (2016-01-11,22:22): Żiżi, noooo chyba coś tam trochę racji masz :p
michu77 (2016-01-12,10:59): he he! Też bym pojechał w kilka interesujących miejsc na świece, ale samemu... jakoś mi się nie chcę. Mam nadzieję, że się zmobilizuję... przynajmniej na tą opłaconą Cortinę :P
michu77 (2016-01-12,11:00): W tym roku 20-lecie matury... - nieźle ten czas zapindala :P
snipster (2016-01-12,11:05): no właśnie... samemu jakoś tak inaczej :) chociaż ostatnio ktoś mi mówił, że są Wakacje dla Singli lol :))) odnośnie dwudziestki to już nic nie powiem :P
Joseph (2016-01-12,23:10): Co do dwójki z przodu i jej przewagi nad jakimkolwiek ultra - podpisuję się pod tym zdaniem wszystkimi parzystokopytnymi. Ktoś chyba powiedział, że "biegi" ultra powinny tak naprawdę nazywać się "wyścigami pieszymi". Coś w tym jest :) Znam jeden dobry sposób na zimę - zacznij morsować. Oswoisz zimno, złapiesz endorfiny i te no... fajne foczki ;)
snipster (2016-01-13,08:56): Dżozeff, z tym morsowaniem to trochę się boję, bo kiedyś po jednej saunie znowu mi się plery odezwały, a wtedy po wygrzaniu oziębiałem się właśnie w lodowatej wodzie...
paulo (2016-01-13,14:44): pociesz się, że większość biegaczy nie może odnaleźć się o tej porze w tej szerokości geograficznej :) A Bliźniacy na pewno :)
snipster (2016-01-13,15:15): znaczy się jakaś usterka w Matrixie ;)
aspirka (2016-01-13,15:59): To prawda, my Bliźniacy (szczególnie z 23 maja:) tak mamy, raz chcemy to, a raz tamto, ale jak uda nam się w końcu wybrać, to bierzemy to na maxa. Jesteś w normie, nie martw się:-))
snipster (2016-01-13,16:13): chyba masz rację... jak już coś konkretnego się chce, to na maxa :) 23 maj :)
Joseph (2016-01-13,19:15): Przy morsowaniu jest na odwrót: najpierw jest zimno, a potem ciepło, ale może faktycznie lepiej z tymi plecami nie eksperymentuj. Foczki poczekają ;)
snipster (2016-01-13,19:41): Dżozeff, 3 lata temu, pod koniec listopada chodziłem na zabiegi w Kriokomorze... przy -140C stałem po 5 minut ;) to było czaderskie, w sumie to muszę się zainteresować ponownie czy są jakieś wolne i bliskie terminy w moim mieście :)
Joseph (2016-01-13,19:49): A jakie potem masz, ehhmmm... ukrwienie ;)
Marysieńka (2016-01-15,18:48): Snipi.....nie każdy ucieka w ulta żeby "załapać" się wysoko w statystykach.....ja najpierw wylatałam 8.31.59 na 100 km(wówczas był to 4 wynik na świecie w kat kobiet)i dopiero po tej setce zaczęłam regularnie biegać maraton poniżej 2 godzin i 50 minut....i półmaraton w 1.14.15 i dyszki poniżej 37 minut....raz nawet udało mi się przebiec ją poniżej 35 minut(żeby była jasność...była to na pewno dyszka bo biegana na stadionie).......dlatego nie zgadzam się z Twoim stwierdzeniem...że niektórzy biegają ultra ponieważ szukają....Celowo nie kończę....:)
snipster (2016-01-15,19:27): nie chodziło mi o statystyki
Marysieńka (2016-01-15,20:55): Że zacytuję....". W klasyfikacji maratonerów z Polandii byłem jakoś tysiąc sto któryś. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że to wariactwo, żeby się tak napalać na jakiś wynik, który będzie np. 652. Pewnie dlatego tyle ludzi ucieka w stronę Ultra".....dla mnie miejsce któreś tam w tabeli jest statystyką... :)
snipster (2016-01-15,21:15): nie chodziło mi o to, że ludzie uciekają dla statystyk w ultra, tylko uciekają od statystyk. Jak niby porównać Rzeźnika do Chojnika, Łemkowynę czy inne do siebie? To jest nieporównywalne. Maraton, Dycha czy Połówka to jasna sprawa, tu tyle i tyle, tam tyle i tyle. Nie wiem, może i są tacy, co polują na miejsca tu czy tam, ale raczej większość ucieka, bo "ulica" niby jest nudna. Dla mnie "ulica" jest wyzwaniem większym, niż przeczłapanie ultra i o to w tym wszystkich mi chodziło. Na maratonie zatrzymasz się bo coś tam i masz po wyniku. Na ultra raczej musisz się zatrzymać, chociażby na puncie czy przepaku. Strome podejście? zupełnie inny typ, niż ciśnięcie po "niby płaskim" na określone tempo, czy czas. W Ultra oczywiście trzeba się pilnować i umiejętnie rozkładać siły, ale to nie to samo, co w maratonie. Swoją drogą co to jest 3:03 w maratonie, czy 2:58, albo 3:35, czy 4:50? w Ultra raczej liczy się co innego.
snipster (2016-01-15,21:29): swoją drogą to ciekawe ile szybciej byś biegała, jakbyś wtedy tej setki nie pobiegłaś, tylko do jakiegoś trenejro trafiła ;)
Truskawa (2016-01-17,11:08): Masz już tego Garmina marudo? :)
snipster (2016-01-17,15:31): yes, mam już tego zwierzaka :) nawet z nim śpię ;)







 Ostatnio zalogowani
AdamP
13:17
Januszz
12:52
saul
12:43
xaildx
12:40
conditor
12:33
vixcredo@gmail.com
12:14
stanlej
11:45
marekwroc
11:25
rokon
11:25
Admin
11:20
marynarz
10:56
GriszaW70
10:43
camillo88kg
09:41
kos 88
09:22
biegacz54
09:18
scianka
09:16
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |