Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
242 / 338


2015-10-06

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Ikar czy Ikarus (czytano: 2726 razy)

 

Powoli zbliża się godzina W, a raczej M, wątpliwości przybywa logarytmicznie, stochastycznie, multiplikatywnie, czyli jest jak zwykle - wiadomo, że nic nie wiadomo ;)
Po ataku z plerami zdołałem się ruszyć dopiero po 10 dniach, we wtorek, będąc jeszcze na prochach rozluźniających/zwiotczających mięśnie w kręgosłupie i wokół niego (pisałem poprzednio o nich).
Biegło się fatalnie, czułem się jak łodyga, byłem na mocnym wygięciu i wyproście i w zasadzie czego pilnowałem to pionu.
Fizjo oczywiście krzywił się na ten pomysł i nie zalecał żadnej aktywności fizycznej przez minimum 3 tygodnie. Mówiąc jeszcze dosadniej, to mam zakaz wykonywania wszelakich ćwiczeń natury "deska" pod każdą postacią, broń Cię inne ćwiczenia jak np. skłony i tym podobne. Nic null zero.

Jedyne zalecenie od fizjo (zresztą to dwóch fizjo) i lekarza to wygrzewanie kręgosłupa, unikanie zimnej wody i w ogóle wychłodzenia pleców/kręgosłupa. Jedyne ćwiczenia jakie mogę robić to przeprosty kręgosłupa, albo w pozycji stojącej, a najlepiej w pozycji leżąc na brzuchu (tzw. kocie wspięcie na rękach ;)).

Szarpnąłem się jednak na bieganie, wytrzymać już nie mogłem, a i trochę lepiej się czułem. Biegło się jednak średnio fajnie, płuca i oskrzela jakby w ogóle jakiegoś cherlaka, nogi jak zamurowane, tętno zamulone. W środę poprawiłem nieco dłuższym dystansem, jednak czułem total mrok w sobie.
Tętno oscylowało w okolicach 130-140max. Czułem się, jakbym rzeźbił jakieś prędkości naddźwiękowe bo czułem zakwaszanie nóg, a raczej ten stan murowania/betonowania nóg. W skrócie to czułem się bardzo mega dziwnie.
Ciekawa sprawa, bo po zakończeniu biegania przy rozciąganiu Gremlin mi pokazał dryff tętna 78bpm (w Forerunner 610 takie coś się wyświetla automatycznie po zatrzymaniu treningu). Rzecz niebywała, kiedy to wraca się z tętnem 132 i po minucie tętno spada do wartości 54bpm. Byłem w szoku. To jedynie obrazuje, jak działały te prochy.

W czwartek skończyłem po 10 dniach faszerowanie się chemią, bo na tyle miałem zalecenia od lekarza. W czwartek też byłem na masażu u fizjo (już mnie tam dobrze znają :)) i po tym skoczyłem się wygrzać na saunę. Byłem samemu, więc mogłem poświrować i poleżałem sobie na brzuchu, schładzałem w lodowym basenie (tylko nogi) i poleniuchowałem na leżaku. Relax... tylko szumu morza zabrakło i słońca prosto w fejsa :)

Kolejne bieganie to weekend. Sobota wahałem się co i gdzie pobiec. Tydzień przed maratonem raczej nie robi się już nic długiego. Poleciałem 16km, z czego 10km po lesie... w Drugim Zakresie. Patrząc na czasu i że to był las, można być zadowolonym, jednak... wrażenia były mało dekadenckie.
Do połowy leciałem prawie na mini kolce, czułem jak mnie lekko kłuje z prawej strony, w oczach nie miałem świeżości i w ogóle czułem się dziwnie. Postawa jednak była już zdecydowanie lepsza, bardziej "w kupie", jednak plery czułem sporo spięte.
Dobiegłem do domu i w sumie nijako się czułem. Po rozciąganiu, wciągnięciu rozpuszczanego z iso recovery, po prysznicu i grzaniu plerów gorącą wodą... fejsa miałem czerwonego, jak po jakimś wyścigowym półmaratonie :)

W niedziele lekkie wybieganie z mocniejszym akcentem w środku... i tu niestety zaczęło się mącenie w umyśle. Nie biegło mi się jakoś luźno. Tętno na początku wręcz leniwe (130), a pod koniec zamieniło się w progówkę. Fakt, że wracałem po "zakresie", który wyszedł za mocno, na dodatek wracałem pod górę... pikawa jednak mocno świrowała i dryff mocno mnie niepokoił. Odczucia w sumie również nie należały do tych, gdzie mogłem sobie gwizdać pod nosem.
Nie wiem, może wpływ na to miało wzięcie BCAA przed bieganiem. Jednak bardziej te flaki z olejem są wynikiem tych prochów. Szczególnie w sobotę to czułem. Niecałe dwa tygodnie z kuracją... a ja czułem się, jakbym nie biegał z dwa miechy.

Dzisiaj zrobiłem małe rozbieganie, krótkie, ale w środku trzy razy próbowałem się rozpędzić, aby się trochę przewentylować, rozbujać serducho i nieco pobudzić metabolizm. Robiłem tak z dwa i trzy lata temu.
Jest niecały tydzień do startu, w zasadzie to jest tydzień "startowy", za chwilę maraton, a ja dalej nie wiem co i jak biec.

Mam sporą chęć, aby powalczyć, pójść znowu na całość... jakby jutra nie było, dawno tak nie robiłem.
W zasadzie tak zrobiłem kilka razy, raz w Dębnie (pierwszy raz złamana trójka) i raz w Berlinie (drugi raz złamana trójka). Po drodze było parę połówek, jednak to maraton jest tym oceanem, gdzie balansuje się na krawędzi i każde pokonanie jej jest czymś fantastycznym, epickim...
Niestety po tej przerwie wytrzymałości nie mam w zasadzie wcale. Czuję to w sobie, jak i widzę to w tętnie na koniec. Prędkość 4:15 jest z jednej strony truchtem, lecz po 10km o gwizdaniu nie ma mowy. Tak nie było na pewno przy poprzednich dwóch przypadkach.
Nie czuję w sobie luzu, który miałem chociażby dwa-trzy tygle temu.
Z kolejnej strony każdy dzień działa na plus na mnie. Z każdym kolejnym dniem czuję się lepiej i silniej.


Jest też jeszcze jedna sprawa. Wczoraj oddałem krew do analizy i dzisiaj dostałem wyniki.
Są mega, żeby nie powiedzieć bardzo good.
Hemoglobina 15.6 - miesiąc temu 13.1
Hematokryt 44, miesiąc temu 38
płytki krwi 181, miesiąc temu 156
Żelazo 158.0, miesiąc temu 92.0
Ferrytyna 21.57, miesiąc temu 22.27

Potas i Magnez wysoko. Nic tylko biegać. Takich wyników nie miałem od co najmniej roku, jak nie dłużej. Hemoglobina rok temu była na poziomie 13.
Suplementacja Geriavitem, Szelazem (żelazo, kwas foliowy, wit. C, B...) i paroma jeszcze innymi rzeczami przynosi efekt.
Od końca lipca, kiedy zacząłem te manewry z witaminkami, widać spoooory postęp.


W głowie coraz większy mętlik.
Z jednej strony ciągnie mnie, cholernie bardzo, żeby zakręcić się w okolicach trójki.
Diabełek wciąż mi wmawia, że się akurat tym razem uda (stara śpiewka - AKURAT tym razem będzie git).
Aniołek jednak przypomina mi padakę z ubiegłego roku z Frankfurtu, czy chociażby z Wawki lub Wrocka sprzed 3 lat. Tak naprawdę to nie mam plusów, aby teraz się targać na jakiś szybki wynik.
To wszystko bardzo przypomina los Ikara, który również trochę popłynął w marzenia i skończył tragicznie.

Z drugiej strony może to jest ten akurat maraton, gdzie pobiec na samopoczucie, bez wpatrywania się w Gremlina (zrobiłem tak już w jednym półmaratonie w Wawie), czy na kogoś obok - np. zające, albo sexowne zajęczyce ;)
Ikarus, taki powolny diesel autobus, zawsze dojeżdżał z punktu A do punktu B. Może właśnie w takiego Ikarusa się tym razem zamienić. Wolno i spokojnie do celu. Potem wyzdrowieć w pełni i dopiero szarpać się na ocean pt. nowa życiówka? hmmm :)


Ikar czy Ikarus? :)


czeka mnie jeszcze masaż plerów, jakieś rozbieganie na mega luzie (a w zasadzie hamulcu) i tu nie wiem. Wstępnie jeszcze umówiłem się na otejpowanie plerów u fizjo pod kątem maratonu. Mówił, że można te plery bardziej otejpować aż po nogi, jednak... przy tejpach nie mogę smarować się maścią Naproxen Emo, z którą to prawie sypiam u boku ;) maść działa bardzo fajnie na takie schorzenia z plerami jak u mnie, co zresztą czuję.
Nie wiem też, czy zrobić krótki rozruch w piątek (po otejpowaniu), czy w sobotę rano. Dzień przerwy w sumie by się przydał, bo trochę chodzenia i tak będzie.

Jeju jeju jeju...

no i w co się ubrać? nie wiem :)
na razie stabilny temat to buty (Asicsy Trainery 20) i skarpetki, no i spodenki krótkie również. Koszulka nie wiem...
Ma być zimno, 8C i wietrznie... w koszulce na ramiączkach mogę trochę się wychłodzić w barach i nie wiem jak to może poskutkować w dół. Z drugiej strony im mniej na sobie, tym lepiej. Chłodzenie też jest ważne. W końcu to maraton, a nie trzygodzinny truchcik.

Nie wiem też ile i jakie żele wziąć. Masakra jakaś ;) nic nie wiem.
Dwa płynne Squeezy, albo trzy małe Squeezy, albo dwa Enervita. Przydałby się jakiś support, ale o tym nie ma co marzyć, dopóki się 2:15 nie zacznie biegać w maratonie ;)


Cieszy mnie krew, bo przez moment myślałem, że skończy się to źle. Bebechy na razie jakoś trzymają fason. Plery powoli coraz sprawniejsze. Waga nie wiem, ale na razie jakoś wytrzymuję bez opychania się słodyczami... przynajmniej do środy, czwartku, kiedy to trzeba będzie zacząć magazynować węgle i na pewno coś słodkiego wpadnie w moje posiadanie ;)))


Ikar czy Ikarus? :)
na pewno będzie się działo, jak zawsze na maratonie :)


PS. dzisiaj biegnąc sobie ulicą, widząc po drugiej stronie jakąś dziewczynę, która zasuwała prawie jak ja (szok) :)) przypomniał mi się jeden artykuł czytany gdzieś tam, kiedyś tam, odnośnie... uniesień kobiecych podczas uprawniania aktywności fizycznej, i nie chodziło tam o sex ;)
były opisywane przypadki, kiedy to ćwicząca jogę panna doznawała orgazmu, albo biegnąc nagle następowało specyficzne uniesienie hmmm
nie powiem, ale ja kiedyś nawet nie byłem blisko, więc ciężko mi to sobie wyobrazić... ;P ale wiadomo, kobiety są inne ;)


W niedzielę czeka około trzy godziny rozmyślania, tematów jak widać będzie trochę :)))



Aloha
pl


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2015-10-07,08:55): widzę, że masz wiele niewiadomych, ale podziwiam, że chcesz bardzo i masz olbrzymią chęć walki. Powodzenia :)
snipster (2015-10-07,09:45): Paulo, chęci są jak zawsze, niczym wściekły elektron, niczym Tommy Lee Jones w Ściganym ;)
michu77 (2015-10-07,11:40): Faktycznie masz nad czym myśleć :P Co byś nie zdecydował... powodzenia!!!
snipster (2015-10-07,11:53): Dzięki Michu :) popłynę z prądem uniesień, rozmyślań i tak dalej... ;)
jagódka (2015-10-07,12:16): Będę na trasie, jak tylko Cie wypatrzę będę drzeć papę, co byś zap....;-)Do zobaczyska! :-)
snipster (2015-10-07,12:49): hehe Dzięki :) jakbym grymasił to proszę o kopa na zapęd ;)
Joseph (2015-10-07,23:17): Tak se Ciebie czytam i przychodzi mi do głowy pewne defetystyczne hasełko z poprzedniej epoki: "Lepsze jutro było wczoraj" ;) A teraz coś pozytywnego: Kichaj na to, biegnij na Ikarusa, łatwiej będzie wsiadać w biegu przelatującym obok joginkom:)
snipster (2015-10-08,08:38): Dżozeff, a mi przychodzi na myśl inne "Jutro to dziś, tyle że jutro" :) czyli klasyczny przykład zagięcia czasoprzestrzeni jakby to powiedział Einstein (podobno też była kobietą) ;)
Emi (2015-10-08,09:30): Jak pobiegniesz wolniej niż zwykle, to przynajmniej sobie pozwiedzasz - w końcu nowa trasa ;) Do zobaczenia gdzieś tam na trasie, też się będę darła ;P
snipster (2015-10-08,10:00): Emi, liczę na atrakcje na trasie i miłe zwiedzanie :))







 Ostatnio zalogowani
kubawsw
22:20
BOP55
22:02
szakaluch
21:41
przemcio33
21:28
troLek
21:20
Deja vu
21:19
eldorox
21:11
Seba7765
21:08
chris_cros
21:05
Stonechip
20:29
Wojtek23
20:19
piotrhierowski
20:06
stanlej
20:02
cumaso
19:53
Roxi
19:50
evaci57
19:06
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |