Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [92]  PRZYJAC. [131]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
BULEE
Pamiętnik internetowy
BULEE (w końcu!) maratończyk

Dariusz Lulewicz
Urodzony: 1979-01-24
Miejsce zamieszkania: Gdańsk
298 / 466


2014-06-20

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
X Nocny Bieg Świętojański, czyli... miało być lepiej, ale w tych warunkach to i tak git :) (czytano: 1791 razy)

 

Tak jak zawsze uwielbiam biegać w Gdyni, tak teraz ten bieg absolutnie nie sprawił mi radości i męczyłem się w nim niemiłosiernie od startu do mety. Nie z powodu złego przygotowania, ale zbuntowanego organizmu. Wszystko się tego akurat dnia skumulowało przeciwko mnie. Wstałem z potężnymi zawrotami głowy i przez cały dzień było mi bardzo słabo; szyję – od prawdopodobnie złej pozycji w czasie snu – miałem nadwyrężoną i nie mogłem ją do końca poruszać w jedną stronę; bolała mnie też szczęka, a co za tym idzie, od razu również głowa; w dodatku znowu zaczęła dokuczać mi kostka; a jakby tego było mało, w czasie biegu od połowy dystansu żołądek zaczął dawać o sobie boleśnie znać. Byłem więc dosłownie cały obolały i osłabiony. I jak tu liczyć na dobry wynik? Nawet przez moment zastanawiałem się, czy nie zrezygnować, bo bałem się, że to może się źle skończyć. Na szczęście liczne towarzystwo, pozytywna energia wokół mnie, atmosfera biegowego święta - a przede wszystkim chęć zdobycia trzeciego masztu do medalowej układanki - zmobilizowały mnie do próby podjęcia walki. Więc walczyłem, jak chyba nigdy dotąd. Było naprawdę ciężko, biegło mi się fatalnie, bo czułem się tak, jakby ciało nie było moje. Jakby tego było mało, sprawy nie ułatwiał też zbyt duży tłum (prawie 7 tysięcy ludzi, czyli rekord frekwencji), a także odwrócenie trasy biegu. Jak jeszcze w majowym Biegu Europejskim początek biegu dało się pokonać płynnie i bez problemów, nie narażając się na cenne straty w sekundach, tak teraz liczne zatory już od startu, częste zwalnianie i przebijanie się przez tłum przez prawie dwa początkowe kilometry, spowodowały za dużą stratę na początku, przez co pozostała mi tylko walka, by chociaż zmieścić się w 45 minutach. To naprawdę irytowało, a tego dnia, a raczej nocy, irytowało podwójnie, bo momentami – gdy lampy uliczne świeciły słabo lub gdy na ulicy było pełno dziur i nierówności – trzeba było też uważnie patrzeć pod nogi. Mimo tych przeciwności, udało mi się jednak w końcu chwycić odpowiedni rytm i nawet powolutku odrabiać straty. Połówkę minąłem z czasem 22:10, więc byłem raczej przekonany, że 45 minut powinienem złamać. Piszę "raczej" i "powinienem", bo cały czas czułem się źle i nie wiedziałem, czy w drugiej części biegu nie dopadnie mnie nagle taki kryzys, że zwyczajnie nie dam rady. Udawało mi się jednak dalej przeć do przodu, choć to nie było zbyt komfortowe bieganie. Szczególnie obawiałem się podbiegu ulicą Świętojańską, udało mi się go jednak pokonać bez większych problemów, paradoksalnie większy problem sprawił mi zbieg ulicą Piłsudskiego – zdawało mi się, że zasuwam tam aż miło, a byłem tam tylko niewiele szybszy niż na podbiegu. Gdy zostały ostatnie dwa kilometry z zaskoczeniem stwierdziłem , że uda mi się nawet złamać 44 minuty, musiałem tylko kontrolować czas i tempo. I faktycznie tak się stało (43:55), choć niewiele brakowało, by nie zdążyć, bo na ostatniej prostej do mety sekundy jakby przyspieszyły :).
Biorąc pod uwagę fatalne samopoczucie, wynik jest niezły, choć kilka dni temu celowałem w znacznie lepszy rezultat. Ale naprawdę dałem z siebie wszystko, a nawet więcej niż zwykle. I ważne, że – w przeciwieństwie do Biegu Europejskiego – udało się rzutem na taśmę zmieścić przed rozpoczęciem kolejnej minuty.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
cinekmal
07:34
mieszek12a
07:20
ula_s
07:08
szydlak70
06:45
Etiopczyk
06:34
Stonechip
06:32
Leno
06:23
shymek01
05:36
42.195
05:25
Łukasz S.
05:03
lordedward
00:02
kos 88
23:54
Fredo
23:33
Henryk W.
22:58
marczy
22:57
Wojciech
22:42
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |