Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
187 / 338


2014-05-26

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
spędzam czas (czytano: 504 razy)

 

Minęło kilka dni mojego rozruchu, w międzyczasie licznik w dowodzie wzbogacił się o nowy poziom.
Zawsze ten okres, kiedy "mijają te dni w maju" obfituje w różnego rodzaju przemyślenia, głównie o przeszłości, trochę o przyszłości, jednak głównie cofam się pamięcią w różne zakamarki wspomnień. To może zostawię na kiedyś tam, jak najdzie mnie ochota na przemyślenia w innym wymiarze :p

Biegowo odkrywam siebie niejako znowu na nowo.
6 tygodni bez biegania wydawało się jak pół roku świetlnego, jednak po tych 6 tygodniach nie jest tak łatwo.
To nie to samo, co dłuższe roztrenowanie. Oj nie...
Łyda nie jest w pełni sprawna. Wciąż czuję przy ruchu okolice przyczepu jednego mięśnia, z drugim jest o wiele lepiej. Wszystko to jednak się zmienia, kiedy dochodzi obciążenie.
Wszelkie mocniejsze bieganie na razie zostawiam w sferze marzeń, w której to sferze wciąż tkwię od kwietnia, od momentu felernego kuku.

Opcję z masażami nogi kontynuuję, wszak miło jest, kiedy panna fizjoterapeutka krąży dłońmi po łydce i nie tylko, w sumie po całej nodze łącznie z pośladkiem ;)
Szkoda jedynie, że nie mam takiego masażu na co dzień, ale jakoś nie ma żadnej wolnej koleżanki, która by chciała pełnić tę rolę... co za lajf :P

W ogóle to zabawnie jest podczas tego masażu.
W pewnym momencie padło pytanie, ile to ja w ogóle biegam km i czy codziennie.
Mówię, że to zależy. Nie biegam codziennie, a ilość km jest różna. Nikt nie biega tyle samo i ciągle, bo to by było nieefektywne i bez sensu :P
Jak powiedziałem, że robiłem powyżej setki jak przygotowywałem się do ostatniego maratonu to widziałem jak oczy zamieniają się w 5 złoty i włosy dęba stają u tej panny ;)

Bieganie...
zresetowałem moją głowę, wszelkie kalkulacje, plany i tym podobne.
Biegnę teraz kiedy czuję, iż dam radę i nie zrobię sobie kuku. Nie spoglądam kurczowo na Gremlina, którego oczywiście zabieram ze sobą, bo jak bym śmiał inaczej? ;)

Można powiedzieć, że wróciłem do początku mojego biegania, kiedy to po prostu leciałem gdzie spojrzały moje gałki oczne i biegłem jak nogi (mózgownica) chciały.
Na razie staram się biegać delikatnie. Bez szaleństwa i pogoni za ptasiorami, bez wyskoków, harców i tym podobne.

Pierwszy wypad do lasu był niejako zabawny.
W pewnym momencie spojrzałem na Gremlina i tętno mało mi nie przywaliło w mordę.
Trzy miechy temu nie mogłem się zbliżyć na podbiegach do takiego tętna, a teraz sobie biegnę niczym borsuk z nóżki na nóżkę, podziwiając okoliczną przyrodę, kamyczki z korzeniami przede mną, wsłuchując się w mijane ptasiory. Żeby było lepiej, to jestem w stanie jako tako gadać z napotkanym po drodze jakimś lokalnym oldschoolowcem, który biegał 30 lat temu, a teraz jakoś sobie jeździ na rowerze i zagaduje mnie.

Boję się sam siebie jak patrzę w Edmundo na to wszystko i zastanawiam się, co by było, gdyby...
gdyby łydka była w pełni sprawna, a ja byłbym np. po zwykłej przerwie na roztrenowanie?
podejrzewam, że wydzierałbym się wniebogłosy jak poparzony jeżozwierz, który doznaje Nirvany, lub innej euforii podczas biegania osiągając swoje HRMax. Orgazm Endorfinowy do potęgi. No ale gdybać każdy może.

Jestem jednak w pozytywnym szoku, jeśli chodzi o moje ciało. Do tej pory nie doznałem żadnej kolki, a ta przytrafiała się niczym amen w pacierzu po takich powrotach i to oj bardzo boleśnie.
Biega mi się w ogóle jakoś tak bardziej stabilnie. Nie wiem czy to za sprawą ćwiczeń "core", czy porządków na ogródku, które robiłem cały tydzień na majówkę?
Przy okazji od jakiegoś czasu przeprosiłem się z drążkiem, na którym poczyniam podnoszenia zgiętych nóg do klaty. Rano i wieczorem, czasem i za dnia, po bieganiu czy po rowerze. Taka chyba protoplasta siły, skipów, jednak o wiele trudniejsza.
30 razy i koniec. Czasem mógłbym więcej, a czasem, szczególnie po jakimś wysiłku jest to ledwo do zrobienia.

Nie wiem ile czasu potrwa zanim łydka w miarę się ustabilizuje i przestanę odczuwać te dziwne uczucie, albo przynajmniej w mniejszym stopniu. Ciężko mi znaleźć jakieś coś na ten temat na necie, a pogawędka z innymi z przychodni kończy się zawsze tym samym "musi się pan uzbroić w cierpliwość".
Łatwo się mówi, szczególnie kiedy znowu posmakowało się chociaż trochę tego uczucia endorfin... ;)


Przy okazji sprawiłem sobie na urodzinki Pumcie Faas 300s, a do kompletu jeszcze czekają Asicsy - albo nowe Noosy (stare już zabiegałem prawie na amen), albo super J ;)
Coś jednak jest z stwierdzeniu, że u kobiet punkt G znajduje się na końcu... słowa shoppinG ;)
W tym przypadku my jako faceci mamy chyba podobnie.
Miło jest coś sobie kupić ;) jeju jak ja dawno tego nie robiłem. Znaczy się zakupów :)
Pumcie miło mnie zaskoczyły, a obczajałem je chyba z pół roku.
Bardzo miła cholewka, która nie jest toporna jak w większości innych modeli butów (tu bardzo zwracam uwagę po przejściach z Achillesem).
Sznurówki są smerfnie inne, a sam but po jednym kilometrze już słuchał się, niczym ledwo oswojony kocur. Marketingowo tam chyba pracuje parę osób z Apple, bo do kompletu jest fajna torba do przenoszenia/transportu, pudło w wersji mini z uwagi na ekologię i jeszcze jakieś bony zniżkowe.
O butach innym razem się rozpiszę, jak poznam je bardziej hmmm dogłębnie (fajne słowo) ;)


Na fotce jedna z wielu, wielu ścieżek na Wzgórzach Piastowskich, na których to poczyniam harce.
Muszę kiedyś się tam wybrać z jakimś aparatem aby napstrykać więcej fotek, albo i film. Fajnie tam jest, szczególnie wtedy, kiedy biegowo się przemierza różne ścieżki.


Trochę tak więc u mnie bywa ostatnio, jak u Roxette, który kiedyś (w podstawówce) śpiewał "Spending my time..."


Spending my time
Watching the days go by
Feeling so small
I stare at the wall


spędzam czas
patrzę jak mijają dni
czuję się taki mały
wpatrując się w ścianę...

wkrótce jednak przeskoczę tę ścianę i pognam dalej.

Nie re­zyg­nuj z marzeń, nig­dy nie wiesz, kiedy okażą się potrzebne. - Carlos Ruiz Zafón




Aloha

pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


(2014-05-26,22:49): tak sobie czytam te Twoje wpisy i tak mi sie nasuwa skojarzenie, ze przydalaby Ci sie jakas super babka, co by Ci walkiem przylozyla tu i owdzie :-) i zebyscie byli szczesliwi :-) na wieki wiekow (ps a ze prorokiem zwykle dobrym jestem, to chyba dobrze Ci wyprorokuje, ze juz niedlugo...;-)
snipster (2014-05-26,23:00): Piter, wałek? do masażu? ;) u mnie żadne proroctwa i przepowiednie, horoskopy, znaki na niebie, wygrane w totka i tym podobnie się nie sprawdzają... :p
(2014-05-26,23:09): to przestan sie w koncu opierac...
maleńka26 (2014-05-26,23:20): No to śmigaj w swoich nowiutkich bucikach.
snipster (2014-05-26,23:24): opierać... ale ja się nie opieram ;)
snipster (2014-05-26,23:26): Lucy, już raz śmigałem. Do lasu ich jednak nie zabiorę, tam pomykam w innych
jacdzi (2014-05-27,06:56): "Nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo" - odkryles uroki masazu i odczuc gdy dlonie masazystki przesuwaja sie po nodze i " nie tylko". Ja tez ostatnio odkrylem urok tego jak to pieknie i blogo, gdy dziewczyna chce Cie dotykiem "uzdrowic".
snipster (2014-05-27,09:01): Jacku, niby tak, ale... ;)
paulo (2014-05-27,11:45): "nadzieja umiera ostatnia". Dobrze, że tak jest, bo inaczej bylibyśmy większość życia bardzo smutni.
krunner (2014-05-27,11:45): Hmmm.... Co by tu Ci radzić Piotrze... Hmmm... Wydaje mi się, że musisz się po prostu uzbroić w cierpliwość :) :) :) pozdr.
snipster (2014-05-27,11:54): Paulo, człowiek żyję nadziejami, bo chyba każdy ma jakieś nadzieje ;)
snipster (2014-05-27,11:55): cierpliwość powiadasz Arku... ;>
Truskawa (2014-05-27,12:36): Ja mam tak samo z kolanem. Niby ok, ale jak zaczynają się obciążenia momentalnie kolano daje o sobie znać... Szlag ..
snipster (2014-05-27,12:45): Iza, kolana to też dziwny i newralgiczny temat. Albo działają, albo nie działają, albo jest ok, albo nie jest, nie ma nic pośrodku
dario_7 (2014-05-27,22:21): Robiłeś powyżej setki dziennie przed maratonem!!! No to ja mam też oczy jak 5 złotych i włos mi się jeży! :D
snipster (2014-05-27,22:42): hehe, chodziło o tygodniowy km, a nie dzienny... :P







 Ostatnio zalogowani
42.195
12:47
smszpyrka
12:47
Admin
12:41
piotr72gd
12:34
rezerwa
12:17
abednarczyk
12:11
bielu72
12:08
gora1509
12:08
lemo-51
12:01
Volter
11:56
BOP55
11:44
kolor70
11:39
plomyk20
11:24
olos88
11:24
AdamP
11:21
JolaPe
11:12
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |