2014-05-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegania brakuje jak jasna cholera (czytano: 508 razy)
Duży pies był w kagańcu, ale bez smyczy, podbiegł do mnie szybko z kilku metrów. Ledwo mnie dotknął, ale odruchowo zrobiłem gwałtowny ruch. Od razu poczułem ból w lewej łydce, nie mogłem nawet zrobić kroku. Posiedziałem na trawie, z 10 minut, ból nie mijał. Zrobiłem odwrót, ciągnąc lewą nogę jak kłodę przez ponad dwa kilometry do biura, koło którego czekał mój samochód.
A tak zaczynało być dobrze z moim bieganiem. Trzeci miesiąc regularny, ponad 200 km. I jeden moment wszystko psuje. Od razu mi się przypomniały opowieści słyszane, czytane i oglądane o strzelających włóknach mięśniowych, gdy zrobi się coś zbyt gwałtownie bez rozgrzewki.
U mnie stało się to w siedemnastej minucie wolnego biegu, jeszcze nawet nie zacząłem się rozkręcać. Na początku terenowej drogi pomiędzy Cieplicami a Marczycami. Biegłem około godziny 18, po pracy. To miała być spokojna godzina, po drodze chciałem zdobyć Grodną i zobaczyć sztuczne ruiny zamku.
Psa widziałem z odległości kilkudziesięciu metrów. Para ludzi około pięćdziesiątki, która mu towarzyszyła, szła kilka metrów za nim. Gdy się do niej zbliżałem, ona powiedziała do niego coś w tej sprawie, a on do mnie, że pies ma kaganiec. Potem czekali, aż dojdę do siebie, proponowali pomoc, dali numer telefonu.
Dziewięć dni przed maratonem taki numer. Nie wiem dokładnie, co mi się stało, bo zderzenie z publiczną służbą zdrowia było... Wiadomo, jakie. Terminy u ortopedy najbliższe za wiele tygodni. Pójdę prywatnie do lekarza sportowego. Muszę wrócić do biegania maratonów.
Moja diagnoza to naderwanie mięśnia. Nigdy czegoś takiego nie miałem. Minęły dwa dni, a ja głównie leżę, bo chodzenie przychodzi mi z trudem.
Dotychczas wszelkie biegowe problemy zdrowotne, które mnie dotykały, były związane ze zmęczeniem, przeciążeniem. Nie licząc efektownych, ale powierzchownych i niegroźnych potłuczeń z powodu upadków, nigdy nie stało mi się nic złego wskutek jakiegoś nagłego zdarzenia.
Pocieszam się, że inni mają większe zmartwienia i że z tego przecież wyjdę. Ale lada moment miałem startować w dwóch fajnych biegach i szlag wszystko trafił. Nie mam pojęcia, ile zajmie powrót do pełnej sprawności, o długim bieganiu nie wspominając.
Siedzenie w domu to nie moja bajka. Brakuje mi biegania jak jasna cholera.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2014-05-27,12:29): Ja bym się zdrowo wkurzyła. Przykro mi, że niczemu nie zawiniłeś a biegać nie możesz. Szkoda słów na temat "rozgarniętych" właścicieli psów.. kokrobite (2014-05-27,13:02): Fizjoterapeutka kazała jak najwięcej leżeć. Jutro idę do lekarza sportowego.
|