Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [50]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Varia
Pamiętnik internetowy
Wariacje biegowe starszej pani

Joanna Grygiel
Urodzony: ------
Miejsce zamieszkania: ŻARKI LETNISKO
2 / 66


2014-02-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Startowe wspomnienia czyli gdyby Tuwim biegał w Bełchatowie (czytano: 1692 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://lesne-ludki.net/index.php/relacje-zawody



Czy w szare, zimne styczniowo-lutowe poranki, kiedy za nic nie chce się wyleźć z domu na trening, a przecież trzeba, lubicie dodać sobie ducha wspomnieniami udanych startów? Bo ja owszem :)
Dzisiaj wspominałam ostatnią Bełchatowską Piętnastkę, która była dla mnie z pewnych względów wyjątkowa. A dlaczego, możecie się dowiedzieć z mojej opowieści. A było to tak....

Wybieraliśmy się na te zawody dość liczną ekipą, w dwa samochody. Wiadomo jednak, że życie weryfikuje ambitne plany, i tak - a to kontuzja, a to sprawy zawodowe eliminowały kolejnych chętnych do biegania, i ostatecznie wybraliśmy się w piątkę: oprócz mnie z Jarkiem, jeszcze Andrzej, Włodek i Zbyszek. Na miejscu dołączyli, zaprzyjaźnieni z Włodkiem, Małgosia i Maciek, ale oni startowali w biegu na 5 km, a poza tym nie są (jeszcze?) Leśnymi Ludkami.
Dzień zaczął się nie najlepiej. Przyjechaliśmy z Jarkiem do Bełchatowa dość wcześnie, ale i tak nie umieliśmy znaleźć miejsca do zaparkowania. W końcu zostawiliśmy samochód w środku wielkiego blokowiska i poszliśmy się zarejestrować do biura zawodów. Tam spotkaliśmy resztę naszej ekipy. Po odebraniu pakietów startowych udaliśmy się do samochodu po torby, żeby przebrać się przed biegiem i wtedy, z 3 piętra bloku przy samochodzie, wychylił się jakiś mężczyzna i spytał, czy nie zgubiliśmy dokumentów. Okazało się, że widział, jak Jarkowi wypadły i zaraz potem zebrał je jakiś samochód. Pan wykazał się nie tylko spostrzegawczością, ale i przytomnością umysłu i zapisał numery tego samochodu.
Jarek sprawdził, rzeczywiście dokumentów nie było. Poszliśmy do biura zawodów, spytać, czy ktoś ich nie oddał, ale nie. Na szczęście obok była komenda policji i okazało się, że dokumenty tam już czekają. Znalazcy okazali się uczciwi i zaradni. To przywraca wiarę w ludzi. Wątpię, aby zainteresowani to przeczytali, niemniej chciałabym serdecznie podziękować Panu z okna i znalazcom dokumentów za życzliwość i pomoc.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale sami rozumiecie, że byliśmy już mocno zestresowani. Nie ukrywam zresztą, że przeżywam każde zawody i każde ustawianie się na starcie wprawia moje serce w dziki galop, który paradoksalnie uspokaja dopiero... sam bieg. Dobrze, dobrze, wiem, że to niemądre i niepotrzebne, że nic od tego nie zależy, że bieg ma być przyjemnością, blablabla. Uprzedzałam, że to bardzo osobista relacja i nie zamierzam ściemniać.
Tak (a może nawet bardziej :)) było i teraz. Ustawiliśmy się całą leśnoludkową grupką wśród prawie 800 biegaczy. Czekanie na start jest trudne przy takich temperaturach. Wiadomo, że człowiek nie ma na sobie za dużo ubrania, już się rozgrzał, a teraz stygnie i zaczyna być nieprzyjemnie. Każda minuta opóźnienia trwa godzinami. Założę się, że wszyscy biegacze tak samo jak ja uwielbiają przemowy oficjeli na starcie... Tu na szczęście wszystko przebiegło sprawnie i ruszyliśmy. Podobnie jak lokomotywa z wiersza Tuwima. Najpierw powoli, jak żółw ociężale -- no przecież muszą się rozpędzić ci z przodu... I biegu przyśpiesza, i gna coraz prędzej, i dudni, i stuka, łomoce i pędzi... No, każdy pędzi jak umie, ale na początku tłum niesie i gna się bez opamiętania, a raczej aż do momentu, gdy opamiętania zażądają pozbawione oddechu płuca... A dokąd? A dokąd?... no jak to dokąd, do mety! Tym razem trzy piękne, płaskie, kręte kółeczka, 5 kilometerków każde... A skądże to, jakże to, czemu tak gna?...Aaaa, na to pytanie to już chyba każdy biegacz ma swoją odpowiedź. Jeśli jesteście ciekawi mojej, to poczekajcie jeszcze chwileczkę. Niektórzy gnają po atrakcyjne nagrody, ale oni to gnają naprawdę! Z podziwem patrzę na dublujących mnie na siódmym kilometrze zawodników (głównie zza naszych wschodnich granic). Zwycięzca pokonał te 15 km w troszkę tylko ponad 45 minut!
A mnie pierwsze 10 km kosztowało prawie 56 minut, ale to było bardzo przyjemne 56 minut i jestem z siebie niesłychanie dumna, bo jeszcze niedawno tylko marzyłam o złamaniu godziny na tym dystansie. A teraz mknę dalej... No, mknę to za dużo powiedziane. Przemieszczam się do przodu, raz szybciej, raz wolniej (złośliwa kolka na trzynastym kilometrze), ale do przodu i o to chodzi! Co jakiś czas widzę przed sobą Jarka, i co tu kryć, to mnie podrywa do galopu, a raczej chwilowego galopku. Jednak brakuje ciągle dostatecznego wybiegania na dłuższych dystansach i trzecie kółko mam znacznie słabsze. Dobiegam na metę i oczom nie wierzę: 1h 26 min! A tak chciałam zmieścić się w półtorej godziny. Udało się z naddatkiem!!! Na mecie troskliwie zajmują się mną Andrzej ze Zbyszkiem. Oni przybiegli już 20 minut temu. Nigdzie nie możemy znaleźć Jarka, który przybiegł przed chwilą i Włodka, który jest na mecie już od 13 minut i ma moją kurtkę. Trudno, staję w ogromnej kolejce do depozytu. W międzyczasie przychodzi sms z moim wynikiem. Hurra, wygrałam swoją kategorię! W nagrodę dostaję torbę sportowych drobiazgów: bidon, skarpety, opaskę, czapeczkę i inne drobiazgi. Za drugie i trzecie miejsce w kategorii nagrodą był tort. Wygląda bardzo smakowicie i mam wrażenie, że moi koledzy zaczynają żałować, że nie biegłam trochę wolniej....
Zasłużyli wszyscy na ten tort i muszę pomyśleć o ufundowaniu go (upiec nie umiem, niestety). Jest okazja. To był mój 50ty start w zawodach! Sama nie mogę w to uwierzyć. Jak to możliwe??? Przecież jeszcze trzy lata temu zarzekałam się, że biegać to ja nigdy nie będę. Absolutnie, zdecydowanie i z całą pewnością NIGDY. Pomysł, żebym mogła brać udział w zawodach biegowych wydawałby mi się zupełnie absurdalny. A prawdopodobieństwo znalezienia się na podium uznałabym za równe prawdopodobieństwu spotkania Marsjan na własnym podwórku. Ludzie, nigdy, ale to nigdy nie mówcie nigdy! Wiecie, że na podium stawałam już w ciągu tego 2,5 roku trzydziestokrotnie? Pewnie, w kategorii starszych pań, ale czy ktoś broni innym paniom w moim wieku stanąć ze mną szranki? Jak oddają pole walkowerem, to ich problem. I wcale nie wszystkie przecież oddają:)
Ile straciłam, nie wiedząc jak wspaniałą rzeczą jest bieganie. Ale przecież lepiej późno niż później! Radość to jednak tylko jeden z wielu prezentów, które daje bieganie. Tylu nowych przyjaciół zyskałam, tyle ciekawych miejsc razem odwiedziliśmy, tyle wrażeń, tyle wspólnych tematów i pasji. No dość, bo się robię sentymentalna! Myślę, że jeśli to czytacie, to pewno podzielacie moje szaleństwo. Jeśli jednak nie, to zapewniam Was - warto spróbować.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Inek (2014-02-01,22:00): Gratuluję i podziwiam! To były dobre zawody, też miło je wspominam:)
darcia39 (2014-02-03,08:00): Fajne zawody również bardzo mile wspominam, ach ta atmosfera.







 Ostatnio zalogowani
lordedward
00:02
ula_s
23:56
kos 88
23:54
Fredo
23:33
Henryk W.
22:58
marczy
22:57
Wojciech
22:42
Admin
22:39
Ty-Krys
22:27
wigi
22:10
kubawsw
22:03
Jawi63
21:49
rolkarz
21:46
Rehabilitant
21:44
entony52
21:38
valdano73
21:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |