Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [77]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
GrandF
Pamiętnik internetowy
Jestem Lekkoatletą

Panfil Łukasz
Urodzony: 1980-25-10
Miejsce zamieszkania:
2 / 19


2013-11-18

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Bezsenność (czytano: 19653 razy)

 

Michael Corleone, Tony Montana, Frank Slade, Vincent Hanna, Tony D’Amato – różni charakterologicznie, z różnych branż i światów mają jeden punkt wspólny. Wyjątkowość i charyzmę zawdzięczają człowiekowi, który mimo iż twarz posiada jedną stworzył na ekranie kilka indywidualności. Geniusz Al Pacino.


Pacino jest moim absolutnym idolem. Do dziś mam problem z określeniem roli, która byłaby tą ulubioną. Mimo tak znaczących i jak to się teraz modnie mówi – kultowych kreacji w szczególny sposób przemówiła do mnie jedna. Nie ze względu na przewyższenie pozostałych poziomem, nie ze względu na wyjątkowość filmu czy charakterologiczną bliskość z głównym bohaterem. Chodzi o wplatający się w fabułę problem Willa Dormera. Grany przez Pacino policjant nie może zasnąć. Zamiast śledzić właściwą fabułę filmu i skupiać się na przebiegu zdarzeń, skoncentrowałem się na nocnych mękach bohatera i jego bezsilności. Pacino zmęczenie po nieprzespanej nocy grał tak, że sam miałem piasek w oczach. „Insomnia” jest dla mnie filmem ważnym, bo przypomina mi o siedmiu nieprzespanych latach.


Problem zaczął się z końcem 2000 roku. Przyczyny nie znam do dziś, mogę tylko podejrzewać. Nie nazywając rzeczy po imieniu dodam, iż podłożem był zwyczajny stres. Z perspektywy czasu myślę, że poziom tegoż był znaczący, jednak wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zaczęło się niewinnie – od pojedynczych, nieprzespanych nocy. Te pierwsze były dość schematyczne , następowały z reguły po „ciężkim” dniu. Później klucza już nie było. Morfeusz czasami po prostu nie wpadał mimo iż usilnie go zapraszałem. Na kolejnym etapie bezsenne noce zaczęły następować w bliskich odstępach czasowych, by później kumulować się jedna za drugą. Zaczęły tworzyć się ciągi. Po raz pierwszy przedłużona bezsenność dopadła mnie w lipcu 2002r na zgrupowaniu sportowym w Słubicach. Trening dwa razy dziennie, intensywny bo przed najważniejsi imprezą sezonu – Młodzieżowymi Mistrzostwami Polski. Po obozie pojechałem na miting, w autobusie byłem ledwo żywy, zmęczony i obolały. Nie wiem jak to możliwe, ale na rozgrzewce poczułem się lekki jak motyl i pobiegłem nawet 2km w 5:36 bijąc o 3s PB. Usystematyzowana bezsenność nastąpiła rok później, przybierając formę sesji. Sesje początkowo trwały 2-3 tygodnie z mniej więcej półtora miesięcznymi przerwami. Jestem facetem, ale przyznam, że mając 23 lata, pewnego lipcowego poranka poryczałem się z bezsilności.


Wówczas wydawało mi się, że bezsenność nie ma wpływu na moje funkcjonowanie w ciągu dnia. Uczelnia, trening, dom. Normalnie. Proces treningowy „hulał” jak taśma w sprawnie działającej fabryce. Ale fabryka nie była sprawna, a podajnik „żyłowany” bez względu na uszkodzenia. Produkt finalny był jednak marnej jakości. Po dwóch latach sesje zaczęły puchnąć sięgając 1,5-miesięcznych okresów bez snu. Nie miało znaczenia, o której zacznę senny rytuał. Obojętnie czy kładem się spać o 22:00, północy, 2:00 leżałem z szeroko otwartymi oczyma. Żadna zmiana pozycji nie dawała efektu. Żadna zmiana lokalizacji snu – korytarz, kuchnia, łazienka, nie dawała efektu. Żadne zmiany miejsca snu – mieszkanie, dom rodzinny oddalony o 170km, czy jakiekolwiek punkty w jakimkolwiek zakątku Polski nie dawały efektu. Leżałem w łóżku do 6-7 rano. Wstawałem, bo nie było sensu leżeć dalej, albo wyganiały mnie z łóżka obowiązki. Kumulacja zmęczenia następowała koło godziny 18-tej. Przysypiałem na 20 sekund po czym oczy robiły mi się znów wielkie i miałem wrażenie, że spałem kilka godzin. I znów wieczór, noc, poranek, pętla. Czasami rano zasypiałem na 40-90 minut. I to były te pomosty, które pozwoliły mi nie zwariować.


Uważam, że szczyt moich możliwości motorycznych przypadł na 25 rok życia. Przed sezonem letnim byłem mocny (w odniesieniu do własnych dyspozycji). Apetyt na rekordy życiowe był ogromny, tym bardziej że stałem u progu łamania dwóch barier – 4 minut na 1500m i kwadransu na piątkę. Początek sezonu przyniósł rekord życiowy na półtora kilometra, zadowalający połowicznie, bo 4:00:58 pozostawiło „niesmak pierwszej cyfry”. Wynik ten osiągnąłem dokładnie po 15-tu dniach bezsenności (średnia snu 40min/dobę). Po tym okresie nastąpiło wybawienie - zacząłem spać. Żeby nie było za pięknie, koniec bezsennej sesji pieczętowało odchorowanie. 2-dniowa gorączka nie wiadomo skąd i ogólna słabość. Zaczynałem spać, ale cała forma rozlatywała się z hukiem. Już tydzień po PB na 1500m wyglądałem jak zawodnik o klasę słabszy.


Uciekłem w maraton.


Przed debiutem w Warszawie miałem kilka tygodni sennie poprawnych. Przed drugim maratonem nie było już tak dobrze. 4 doby przed startem w Apeldoorn nie spałem w ogóle. Bezsenna noc w domu, bezsenna noc u znajomych w Szczecinie i dwie bezsenne noce w Holandii. Maraton jednak wygrałem.


Apogeum nastąpiło w październiku 2006. Po rekordzie życiowym na 42195m 2:25:43 (wciąż aktualnym) nastąpiła bezsenna sesja trwająca do połowy stycznia następnego roku. Trzy miesiące. Dałem sobie spokój z wchodzeniem do łóżka codziennie. Czytałem, pisałem artykuły publikowane na łamach portalu MaratonyPolskie.PL i wykonywałem różne czynności, jak każdy przeciętny Polak w dzień. A co za dnia właśnie? Przygotowywałem się oczywiście do maratonu. Kilometraż pomiędzy 160-200 tygodniowo. W Boże Narodzenie zrobiłem 203km, analizując dzienniczek treningowy chce mi się zgrzytać zębami. 4x4km po 3:23, 6x2km po 6:32 i dobowa średnia snu pół godziny. W połowie styczna nastąpił szablonowy koniec bezsennej sesji. Odchorowanie. Z maratonu zrezygnowałem, ale imprezy biegowej nie odpuściłem wybierając krótszy dystans – 27.5km. Dziwne, ale wyszło nieźle, połówkę mijałem w 1:10:56.


Z brakiem snu męczyłem się jeszcze przez 1.5 roku, ale sytuacje były coraz łagodniejsze. Latem 2008 zacząłem spać i tak jest do dziś. Wchodzę do łóżka i zasypiam w minutę, góra pięć. Mam również swoje podejrzenia co było przyczyną przywrócenia naturalnej ludzkiej czynności w nocy, pozostawię to jednak dla siebie. Jak każdemu człowiekowi stres towarzyszy mi przy okazji różnych sytuacji do dziś. Ale już mnie nie łamie.


Podczas tych 7 lat ciężko było namówić mnie na pójście z problemem do specjalisty. Owszem udałem się raz do internisty… Coś tam zapisał, ale zupełnie bez efektu. Poza tym uparłem się gdzieś wewnętrznie, że łykanie prochów nasennych spowoduje więcej krzywdy niż pożytku, że nie będę tak efektywny na treningu... Dziś jestem mądrzejszy o kilka lat i pewnie z 3 tysiące nieprzespanych nocy, dziś postąpiłbym inaczej. Walter Finch grany w „Insomni” przez Robina Williamsa powiedział:


„Nie ma większej samotności niż bezsenność”.


Powtórzę te słowa i dodam – „wiem co mówię”.



Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


mamusiajakubaijasia (2013-11-18,20:01): Piękny wpis.
Przemes6 (2013-11-18,20:08): Świetny wpis.Szkoda,że na tak ""ciężki"" temat ale tak bywa w życiu-ważne,że wyszedłeś z tego :) Swoją drogą- mocy z Ciebie Facet.Pozdrawiam!
(2013-11-18,20:12): niesamowite, że mogłeś w ogóle funkcjonować przy braku snu... zdradź chociaż rąbek tajemnicy, co Cię w końcu uleczyło!
Krzysiek_biega (2013-11-18,20:14): To teraz wiem dlaczego na 4 lata zniknąłeś z naszego portalu..:)
michu77 (2013-11-18,23:50): hm... zdarza mi się nie spać - zazwyczaj 1 lub 2 noce - w nowym miejscu, przed jakimś biegiem. Kiedyś podczas 10 dniowego pobytu w Portugalii, chyba żadnej nocy nie przespałem ;(
Magda (2013-11-19,00:37): hmmm założę się że sen i normalne funkcjonowanie przywróciła kobieta.... tudzież mężczyzna, nie wiem, co wolisz....
GrandF (2013-11-19,01:01): Magdo, preferuję kobiety. One jednak powodowały raczej brak snu więc wybawienia wśród płci pięknej nie znalazłbym nigdy. Rozwiązanie tej upierdliwości wiązało się chyba ze zdjęciem "z głowy" kilkuletniego obciążenia. Piszę "chyba", bo nie jestem pewien.
snipster (2013-11-19,14:34): lubię bardzo również jego rolę jako Carlito Brigante ;) co do bezsenności, to i ja mam czasem z tym problem. Jak ty dałeś radę tyle bez snu i to jeszcze kręcić takie czasu...? niezły skill regeneracji miałeś ;)
GrandF (2013-11-19,22:40): no właśnie Piotr dziwna sprawa, bo ja mam bardzo toporny organizm i długo się regeneruję. nie pojmuję logicznie ówczesnego funkcjonowania.
tolek13 (2013-11-20,14:09): Ciekawy temat ale nie do końca wierze że człowiek bez snu może trenować i osiągać takie fajne wyniki.Chciałbym przeczytać co na to profesorowie
GrandF (2013-11-20,14:17): wysłać Panu skan dzienniczków treningowych?







 Ostatnio zalogowani
benek
11:56
Admirał
11:48
Paw
11:45
szan72
11:39
mariuszkurlej1968@gmail.c
11:37
BeRuS
11:36
GriszaW70
11:31
stanlej
11:29
przystan
11:26
jfb
11:23
dlugipawlo
11:14
BemolMD
11:09
Admin
11:01
Amian
10:52
iron25
10:31
Mikesz
10:20
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |