Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [58]  PRZYJAC. [323]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
benek
Pamiętnik internetowy
:)

Piotr Bętkowski
Urodzony: 1987-04-25
Miejsce zamieszkania: Warszawa
575 / 631


2013-04-16

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Debiut maratoński! (czytano: 4191 razy)

 

Nie ma co ukrywać, że ten wpis czekał na publikację od samego początku mojej przygody z bieganiem. Dla każdego kto biega debiut maratoński jest w pewnym sensie spełnieniem marzeń.

Ja zacząłem biegać w wieku 16 lat i od razu od półmaratonu zatem co zadecydowało, że debiut przypadł niemal 10 lat później?

W okół mnie były same tuzy maratońskie. Osoby które biegały maratony grubo poniżej 3 h (Sławek Szumski, Jacek Hirsch czy Krzysztof Bartkiewicz) jak i osoby, które kończyły ponad 100 maratonó (Jurek Stawskim, Jadzia Wichorwska, Kazik Musiałowski czy Tadek Spychalski).

Tak naprawdę to oni utwierdzali mnie w przekonaniu, często nieswiadomie, że debiut maratoński powinein przypadać w okolicach 25 urodzin i sporego doświadczenia z dystansów krótszych....

To były czasy kiedy maratony biegało bardzo mało osób w związku z czym było to dosyć zrozumiałe...

W międzyczasie sporo się zmieniło. Ja zacząłem mocniej trenować dochodząc do regularnych wyników w półmaratonie w okolicach 1:15. W dalszym ciągu nie czułem się na siłach pobiec mocno maraton.

Duża znaczenie miało też to co widziałem na metach maratonó w Polsce. Byłem przecież wielokrotnie na mecie we Wrocławiu, Dębnie, Krakowie, Warszawie, Poznaniu, Toruniu itd... Widziałem, że maraton nie wybacza olewania treningów bo kończy się to mizernie.

Dopiero późną jesienią 2012 roku zdecydowałem się przygotowywać do maratonu. Wybórł padł na Rotterdam, który ma renomę szybkiego biegu z płaską trasą. Zebrała się spora grupa biegaczy - Marcin Kęsy, Robert Gackim, Szmajchel, Tarzi, Patryk Domińczak i Łukasz Stachowiak więc była to dodatkowa motywacja. Wiedziałem, że jeśli postawie sobie za cel dobry debiut to będę trenował pod to.

W międzyczasie, jak to bywa z tak dużym wyprzedzeniem, odpadli Szmajchel i PAtryk ale reszta trenowała pod ten bieg.

9 grudnia 2012 roku zajerestrowałem się na maraton i już nie było odwrotu. Dla większej motywacji napisałem o tym na Facebooku :) Było to kilka dni po Półmaratonie Św. Mikołajów kiedy "Wyrzeźbiłem" tam ledwo 1:19.

Grudzień, Styczeń, Luty, Marzec - to miesiące w których postawiłem sporo na moje przygotowania. Sami doskonale wiecie ile wyrzeczeń kosztują takie przygotowania. Po drodze wyszło aż 60 dni z rzędu treningu co jest moim rekordem. Starałem się robić wszystko co w mojej mocy aby się dobrze przygotować. Jedynym startem kontrolnym, z racji braku wolnego czasu, był półmaraton w Warszawie który ukończylem z wynikiem 1:14:47 co było dobrym prognostykiem przed maratonem.

Pogoda w Polsce nie rozpieszczała ale dopiero na 1,5 tygodnia przed maratonem złapałem ostre przeziebienie które trzymało mnie aż do dnia maratonu.

Cel od samego początku przygotowań był jasny: 2:45 - 2:40. Nie ma co ukrywać, że półmaraton w Warszawie dał jakieś nadzieje na złamanie 2:40 jednak to choroba przewiała te nadzieje.

Maraton nie stresował mnie zbyt mocno. Dzień przed biegiem spalem jak zwykle bardzo dobrze. Od kilku dni ładowałem się elektorlitami i węglami z Vitargo. Do tego sporo makaronu. W niedziele zjadlem lekkie śniadanie *2 kromki chleba razowego z dzemem i byłem gotowy na walkę. Tylko ten ból płuc mi przeszkadzał.

Wieczorem zrobiłem sobie jeszcze rozpisanie, żeby zacząć po 19:20 pierwszą piątkę i do półmetka każdą kolejną biec po 19:10. Potem spróbować przyśpieszyć by złamać 2:40.

Start punktualnie 10:30. Duszno i sporo ludzi. Rotterdam słynie z tego, że jest z kim biegać na wyniki w jakie celowałem więc od samego początku był tłok. Pierwsze dwa kilometry po 3:51 i niestety nie sprawdziło sie to co mówił Marcin Kęsy, że początek jest łatwy na takiem tempie. Czułem się bardzo średnio. Kolejny kilometr był mocniejszy: 3:47 ale kolejne dwa, mimo, że mineliśmy podbiegi były w okolicach 4:00. Pierwsze 5 kilometrów minałem w 19:41 brutto (19:31) czyli aż 11 s wolniej niż chciałem i bez luzu którego się spodziewałem. Na 8 km podczas przebiegania na czymyś w rodzaju agrafki widzę Marcina i krzycze do niego i słyszę, że kilka metrów za mną jest Robert Gacki... Trochę mnie to zdziwiło, bo Robert planował pobiec na 2:50!!! a jest kilka sekund za mną. Kolejne 5 km mijam w 19:12 a więc wg planu ale ciągle ze stratą do planowanego wyniku.

Dalej czuje problemy w płucach ale staram się przyspieszyc lub lepiej to tempo utrzymać czyli po ok 3:50. Przed 13 km dogania mnie Robert na pełnym luzie, a ja czuje się gorzej :( Sporo kibiców w tym miejscu i nasza zachęta do kibicowania trochę dodaje mi sił. Na 13,5 km stoi Martyna z żelem dla mnie oraz Sandra (żona MArcina)udaje mi się zabrać żel (drugi mam w kieszeni w razie problemów jakbyśmy się nie spotkali) i biorę go na 15 km (wybórł padł na żele Isostar bo mi najbardziej smakował :))Kilometry lecą spokojnie. Ale jest coraz trudniej. Zastanawiam się jak przebiec drugą część szybciej (WTF?)Kolejne 5 km 19:08. Zgodnie z planem ale z ciężarem na nogach :)

Do 20 km bez zmian. Kolejna piątka 19:11. Dziwne, że aż tak równo. Półmetek mijamy z Robertem w 1:21:23 (w planach 1:20:40). Robert dziękuję za współprace i zwalnia bo wg jego planów miał na tym dystansie 3" przewagi nad planowanym czasem :)

Postanawiam przyspieszyć. Łapie motywację bo mija mnie dosyć szybko jeden zawodnik, łapie się go i razem lecimy w stronę centrum kolejny raz na most. Tempo wzrasta po 3:46 a ja czuje się w miarę ok. Kolejne 5 km mijamy 19:02. Kolejny raz widzę Martynę i Sandrę i mijamy centrum. W oddali widzę metę ale to dopiero 27 km zatem jeszcze jedna pętla w miasto. Na zbiegu zaczynam czuć uda i przypomina mi się jak ktoś przed startem - chyba Janusz Stańczak - mówił mi, że jak sztywnieją nogi to nie jest dobrze. To chyba nie było dobrze :( Moje się słynnych skurczów jakie ma zawsze Szmajchel...

Powoli dobiegam do 30 km. Przypomina mi się, że w swoim Garminie wrzuciłem w Virtual Partnera zakładane tempo 3:48 (okolice 2:40:20). Szybko przestawiam ustawienia i widzę, że mam tylko 15 s starty do tego czasu (uwzględniając dane GPS a na tym kilometrze różnicę między wskazaniami GPS a tabliczkami były ok 150 m). Zatem jest nieźle ale brakuje mi jeszcze ok 40 s. Biorę, żel który nosiłem ze sobą.

Coraz więcej osób wymijam. Nikt ne próbuje utrzymać mojego tempa. Te 5 km mijam w 18:51 a wiec jest niezle ale zmęczenie bardzo narasta.

Zostało 12 km. Zawsze mnie zastanawiały opowieści biegaczy jak na tych ostanich 12 km umierali. Jakie są oznaki takiego umierania? Czy to że czuje się zmęczony powinno zmusić mnie do zwolnienia?

Staram się trzymać tempo i widzę na zegarku, że mijam żwawo kolejne kilometry. Zwolniłem. Mijam 35 km i już wiem, że ostatnią piątke pobiegłem w w 19:07.

Zostało 7 km do mety. Metoda dobrze znana mi z Zamościa - licz kilometry do mety. Jest już coraz ciężej ale bez tragedii. Ludzi mijam jak by stali mimo, że sam czuje się średnio.

Dobiegam do miejsca gdzie widzę zawodników z naprzeciwka biegnących na 3:30. Część z nich idzie. To działa na mnie demotywująco. Zgarek pokazuje, że tempo spadło do 3:55. Obliczam w głowie że jak będę biegł nawet po 4:00 to spokojnie pobiegnę poniżej 2:45.

Przypominają mi się słowa Marcina Kęsego, że ostatnia piątka to czas na ryzyko bo już nic się nie stanie :) ale nie mam z czego przyspieszyć. Czuje, że zwolniłem. Mijam 40 km. Do mety rzut beretem ale ostatnią piątka w 19:39...

Zbliżam się do ostatniego zakrętu. Słyszę Martynę ale tylko miga mi gdzieś w oczach. Skręcam na drogę do mety. W oddali widzę znajomą sylwetkę MArcina Kęsego kilku zawodników przede mną. Napis na asfalcie pokazuje 1000 m do mety. Tu nie można umrzeć :) (moje wspomnienia z Wrocławia mówią coś innego)Mijam kolejnych zawodników. zegarek wskazuje tempo w okolicach 3:40 i wiem, że jest szansa na czas poniżej 2:43. Do mety biegnę całkowicie sam. Wspaniałem tabliczki pokazujące ile zostało do mety ustawione co 50 m.

Widzę zagar. Przyśpieszam. Podnoszę ręcę a zegar wskazuje 2:42:25 (2:42:15 netto). Na mecie stoi Marcin, który zameldowal sie na mecie 10 s szybciej.

Przebieg maratonu:
5 Kilometer 19:41 (19:41)
10 Kilometer 38:53 (19:12)
15 Kilometer 58:01 (19:08)
20 Kilometer 1:17:12 (19:11)
Half marathon 1:21:23
25 Kilometer 1:36:14 (19:02)
30 Kilometer 1:55:05 (18:51)
35 Kilometer 2:14:12 (19:07)
40 Kilometer 2:33:51 (19:39)
Finish: 2:42:25

Plan wykonany. Debiut za mną. Patrzę na medal i wspominam w głowie treningi i setki godzin w sniegu i mrozie.

Marzenie o złamaniu 2:40 muszę odłożyć na później. Maraton mi się spodobał bo mnie nie zniszczył ale przygotowania są zbyt ciężkie.

Aktualnie przebywam w Amsterdami. Dziś w nocy udajemy się do Paryża skąd mamy lot do Kula Lumpur a później Nowej Zelandii. Wyjazd który planowałem od dawna lecz przygotowania do maratonu zakryły plany wyjazdu.

3 tygodnie w Nowej Zelandii i zaplanowane 2 starty na 5 km (w najbliższą sobotę) oraz w półmaratonie jako kolejny krok do klubu 7 kontynentów.

Dziękuję za 3manie kciuków.


Jestem maratończykiem :)


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Marysieńka (2013-04-16,19:48): Wielkie gratki...MARATOŃCZYKU...no i udanego "urlopowania" :)))
Przemek_G (2013-04-16,20:59): Piękny debiut! Gratulacje!
paulo (2013-04-16,21:38): Piotrze, przepiękny wynik i cudowne osiągnięcie. Gratuluję. Ja już w tym życiu tego nie dokonam, ale może w przyszłym :)
Admin (2013-04-16,21:54): Myślałem, że już się nie doczekam. W końcu :-)
nata75 (2013-04-16,22:11): wspaniały wynik - Gratki!!!!
wróblik (2013-04-17,06:57): Gratulacje. Ładnie wejście w bieganie maratonów:)
Moniq (2013-04-17,08:22): JESTEŚ WIELKI! GRATKI!
dario_7 (2013-04-17,09:00): Pięknie Piotrek! Taki debiut to ja rozumiem! Brawo, wielkie gratulacje!!! :)))
jagódka (2013-04-17,09:59): BRAWO!:))Piekny debiut!:)
galik (2013-04-17,16:30): gratulacje, miłego wypoczynku !
Biegam dla zdrowia (2013-04-18,09:27): Wielkie gratulacje!!! Super debiut!!!Tak to opisałeś, że aż zachciało mi się biegać i takie słonko za oknem:)Udanego wypoczynku!
Kedar Letre (2013-04-18,10:17): GRATULACJE! Twoje przeżycia i odczucia po 30 km, są dokładnie takie same jak moje z maratonu we Wrocławiu, z tym , że ja biegłem "tylko" godzinę dłużej:)
perdek (2013-04-18,13:53): Gratulacje za świetny wynik Beniu! Jak dla mnie najbardziej godny podziwu jest "negative split" w debiucie! pozdr
Lisek (2013-04-18,22:03): "Kuala Lumpur" a ja tu się zastanawiam czy do Żnina w niedziele jechać ;D
mesz (2013-04-20,20:30): Gratulacje! I witaj w "klubie" debiutujących w Holandii ;)







 Ostatnio zalogowani
Leno
16:19
StaryCop
16:17
Rychu67
16:06
mieszek12a
16:00
piotrhierowski
15:54
wd70
15:42
Stonechip
15:29
biegacz54
15:26
tytus :)
15:05
FEMINA
15:00
andre 84
14:39
arco75
14:27
AleCzas
13:34
akaen
13:20
kostekmar
13:19
tomsudako
12:59
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |