Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
114 / 338


2013-04-15

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
testowy Półmaraton Przytok (czytano: 479 razy)

 

Po 181 dniach od ostatnich zawodów dane mi było W KOŃCU! wystartować w imprezce biegowej.
Bałem się tego startu jak jasny gwint, w sumie... no bo jak tu się nie bać?

Wytyrany po maratonach robisz sobie należną przerwę. Po przerwie okazuje się, że jesteś cofnięty lata świetlne z formą.
Wmawiasz sobie - okay, trudno, lajf iz brutalll, trzeba walczyć i się nie poddawać, w końcu lubisz walczyć. Zawsze to nowe wyzwanie ;)
Walczysz, urozmaicasz, wydziwiasz, regenerujesz się, kształtujesz technikę, wprowadzasz zmiany, wszystko z nadzieją.
Powoli rozkręcasz się, planujesz, myślisz, testujesz, biegasz, ćwiczysz, wkręcasz się coraz bardziej, aż nagle BACH!!! i to nie Jan Sebastian.
Cały misterny plan w p...
Kilka dni przerwy i jakoś to będzie.
Nie było jakoś, jest za to gorzej. Mijają dni, kolejne próby. Jest coraz gorzej.
Kombinujesz, myślisz, rozmyślasz... zmieniasz, a w tle tli się nadzieja, że może jeszcze wiosna nie jest stracona.
Mija czas, powoli się wszystko zmienia. Pojawia się kolejny BACH po próbie powrotu biegowego. Znowu nie był to Jan Sebastian.
Rekonwalescencja, ultradźwięki, lasery, nadzieja tli się coraz słabiej, ale tli się. Jednak ostatnia nadzieja na USG pęka jak bańka. Trzeci BACH.

Do akcji wkracza sumienie, ambicja, oraz... przyszłość, w tle obecni i diabełek i aniołek, tylko nie wiem który to Bach, a który Jan Sebastian ;)
Albo gnam dalej i "jakoś to będzie", albo kolejna przerwa i total off, chociaż na chwilę...

"Jakoś to będzie" zdążyłem przerobić w swojej krótkiej karierze biegowej już parę razy, efektem tego jest doświadczenie.
Doświadczenie, które jest w związku partnerskim z Sumieniem przemawia do mnie, że "jakoś" nigdy nie jest.
Odzywa się przyszłość, która przypomina USG, że jeśli dalej pociągnę to, co teraz ciągnę, z wozu zrobi się beton, które utopi mnie w bagnie.
Jan Sebastian walczy z Bachem, znaczy się Diabełek z Aniołkiem. Dobro zwycięża i nastaje zima. Przerwa w bieganiu i przerwa za oknem od wiosny.

Mimo kalendarza, w którym powinna być wiosna, nadal jest zima. To musiał być trick Aniołka. Czekał z tą wiosną na mnie.
Mija przerwa, kolejny powrót. Nie ma lekko, ale Bach powoli znika w ciemnej otchłani, a gdzieś tam powoli słychać rozbrzmiewające dźwięki Walkirii Wagnera.
W tle sumienie przywołuje doświadczenie, które powtarza, żeby nie szaleć, regenerować się, nie biegać kilka dni pod rząd, krótko, a z upływem czasu Her Wagner będzie coraz głośniejszy.

Mija czas, nadchodzi pierwsza próba. Odwiązuje liny, wypuszczam się z łajbą na jezioro uliczne, robię 15 kaemów po chodnikach wracając spokojnie do początku. Nie jest źle, jest promyk.
Pojawia się myśl, zabawne, ale z tą myślą przychodzi wiosna. Śniegi topnieją, temperatura przechodzi punkt przesilenia i już chwali się plusem nie tylko w dzień, ale również w nocy.


Pojawia się swoisty "Key for test participation in the future", czyli upraszczając - test klucz, do udziału w przyszłości.
To hasło z rejestracji do Maratonu w Berlinie, który będzie na jesień, w którym wystartuję.
Wiosna przecież już dawno stracona. Głupi ja, że nie skreśliłem jej na początku. Mniej by bolało i fizycznie i mentalnie.

Myśl..., więc to była taka myśl, żeby spróbować wypuścić się z łajbą nieco dalej, nie na ocean (Maraton), lecz na większe morze - Półmaraton.
Półmaraton sumienny, czyli z duszą na ramieniu, a raczej z myślą przewodnią - rozważnie.
W sumie to na początku myślałem o czymś krótszym, dyszka, ale nic blisko w okolicy nie było, poza tym z drugiej strony Połówka w Przytoku jest właściwie jak w Zielonej Górze.

Czemu więc bałem się tego dystansu jak jasny gwint?
Po pierwsze to obawa o okolice Achillesa, po drugie brak jakichkolwiek wybiegań czy treningów mocniejszych. Dwie testowe piętnastki to w sumie żadne przygotowanie, szczególnie że tydzień temu nabawiłem się sporego obtarcia pięty podczas łażenia z kijami w butach ze specjalnymi wkładkami.
Ale... przede wszystkim to bałem się Bacha.


Nadszedł 13ty kwietnia 13 roku drugiego tysiąclecia.
Pogoda wiosenna, w duszy wiosennowato, wyjąłem krótkie spodenki, koszulkę na ramiączkach i letnia czapka z daszkiem.
Rozgrzewka w cienkiej bluzie, krótki deszczyk, ale co tam, czadowo było w końcu móc biegać, no i po raz pierwszy na krótko.
Przed startem już bez długich rękawów, jako że na luzaka więc odwracam czapę daszkiem do tyłu, a co... cwaniak :)


Ta chwila... wokół masa ludzi skupiona blisko siebie, obserwuję cichaczem większość, wszyscy tuptają w miejscu, albo z nóżki na nóżkę, poprawiają co chwila te same detale, sprawdzają sznurówki, wszyscy dotykają swoich Gremlinów czy tam smartfony, inny co innego dotykają...
taaaak, to jest fajowe w tym całym wszystkim, mała adrenalinka i wyczekiwanie na start

BUM! i nie był to Bach, rusza masa ludzi, słychać pikanie Gremlinów i bramki od pomiarów, lecimy... lecimy.
Ptasior leci, w końcu leci! :)
po chwili zakręt i wskakujemy na drogę, przed nami 21 kilosów.
Buzuje we mnie niczym w wulkanie, ale staram się nie wyglądać jak super zadowolony mops, kryję uśmiech w sobie.
Od razu hamulce, nie gnam do przodu, ale nie szuram nogami, lecę po prostu... tak po prostu ;)

spoglądam na Gremlina i przemawiam w myślach do niego
"ciesz się cwaniaczku wolnością, zlitowałem się nad tobą, ja się cieszę wolnością, to i ty również, nie mógłbym cię zakneblować czyli zakleić ekranu" ;)
ustawiłem skrina z czterema danymi, całkowity dystans, tempo chwilowe, tempo średnie kilosa i na dole tętno. Zagadką miał być rytm, całkowity czas oraz reszta technicznych pieprzot ;)
Postanawiam zerkać na tempo chwilowe na podbiegach - aby nie szaleć, oraz na tętno, aby również nie szaleć. To były moje dwa hamulce tego dnia.
Postanowiłem też lecieć głównie na wyczucie, pewnie dlatego fajowo mi się biegło, puściłem parę osób do przodu, parę osób nie goniłem, mówiąc wprost - dyscyplina.
To miał być trening i był.

Po połowie niestety poczułem braki wszelakiej treści, wyglądałem jak lekki Forest, no ale nie ma co się dziwić. Biegło się wokół Foresta, znaczy się lasu.
Braki w kondycji wyszły więc przed połową, tam był pierwszy większy podbieg, kolejne tylko pogłębiały braki. Starałem się nie szaleć na nich zbytnio, kontrolując się z tętnem.
Biegłem w sumie też nieco inaczej. Ogólnie to dziwnie się biega ze świadomością, żeby nie obciążać łydek. Przekłada się to na tempo biegu. Biegać bez łydek jednak całkowicie się nie da, ale... oszczędzałem je.
Po połowie stwierdziłem, że również "stajl" biegu mi siadł. Jakoś nie miałem pary w łapach ładnie nimi machać, nóżkami ładnie podbierać i wybierać.

Druga połowa to już bieg na dolot. Parę ludzi mnie zjadło, szczególnie w ostatnich kilosach.
Ale nadejdzie taki dzień, że nie będę się oszczędzał, a raczej nie będę musiał, wtedy to ja będę mijał, a na pewno nie dam się tak łatwo :p
No dobra, końcówka jakoś mi się dłużyła, wiaterek momentami nieźle mieszał, szczególnie na podbiegach, ale... im trudniej, tym lepiej.
Doleciałem więc do mety, a przed nią.. agrafka, no kto wymyślił agrafkę na 300m przed metą? :))) zabawne :)

Dziwne, ale nie miałem świadomości, w jakim to ja w ogóle czasie biegnę.
Wpadam na metę a tu Dario wyskakuje, że no 2 sekundy się spóźniłem. Otwieram zalane potem powieki, robię oczy jak Kot ze Shreka, a on mi... że mogłem się bardziej postarać, bo 2 sekund mi zabrakło do złamania półtorej godziny. Żebym to ja wiedział... ;)
Na zdjęciach widzę, że był zegarek i na mecie i obok. Obu nie widziałem. Nie wiem o czym myślałem... ale czułem się jak w jakimś filmie ;)
Po chwili jakaś dziewczyna wiesza mi na szyi medal, a raczej kapselek ;) no ale, fajowo jest, namęczony i zasłużony trochę ten "medal".

Potem już chwila rozciągania, krótkie rozmowy, krótki truchcik w ramach Recovery i znowu rozciąganie.

W międzyczasie sporo ludzi kończy swój debiut. Zazdraszczam im, bo pamiętam, jakie to jest przeżycie. Łezka w oku się kręci ;)


Dobra, kurz pobiegowy już opadł, a na chłodno patrząc, to te 1:30:01 netto mogę sobie różnie tłumaczyć.
Teoretycznie mogłem trochę bardziej podkręcić, bo zapas był. Druga dycha była wolniejsza o ponad 2 minuty od pierwszej.
Były podbiegi, wiatr, więc na płaskiej trasie... jednak takie gdybanie jest bez sensu.
Z kolei porównać mogę to jedynie do pierwszego takiego latania rok temu.
Czas mniej więcej podobny, tu 1:30, tam 1:28, odliczając górki i wiatr wyszło by to samo.
Różnica w tętnie jednak jest dramatyczna, tu średnia wyszła 165, tam 177. Tu były podbiegi, tam płasko jak po stole.
Technika i stajl, szczególnie na zmęczeniu jest do poprawy. Plery również mam za słabe. Rytm jest prawie fajowy, średnio w okolicach 88-89, jedynie na pierwszym kilosie był sporo niższy. Na to również muszę zwrócić uwagę, bo wychodzi... że za dużo się siłuję na początku, zamiast od razu łapać rytm i spokojnie gnać.

Ogólnie... nie jest tak źle, ale sporo jeszcze przede mną.


Na razie jednak powolne stawianie kolejnych kroczków przede mną, zważając na piętę od Achillesa oraz przede wszystkim zapędy "jeszcze, jeszcze, jeszcze" ;)
Wagner kusi i napędza, a może wieczorem mały truchcik? a może popołudniu dodatkowy truchcik, a może zamiast bieg/kije/bieg/kije zrobić bieg/bieg/bieg, i tak dalej...

Pokus jest tyle, co na plaży w Chałupach... jak to śpiewał Wodecki ;)

Her Wagner, czy Her Bach, jest sztuką balansować pomiędzy nimi...
To był fajowy trening. Miło... zajebiaszczo miło było znów MÓC śmignąć w zawodach. Po 181 dniach :)



PS. miny na trasie robiłem niczym Karp... co widać ;)



Aloha

pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Kaja1210 (2013-04-16,07:25): Jeszcze raz gratulacje! Wprawdzie krygujesz się jak pensjonarka, ale drzemie w Tobie taki potencjał, że strach się bać. W takim razie tylko Wagnerów i... run Forest run :)
Marysieńka (2013-04-16,08:07): Skomentuję krótko..."zaj...sty" treningowy bieg....Strach się bać, jak "polecisz "zawodowo" gratki:))
Truskawa (2013-04-16,08:16): Gratulacje marudo Ty! Super poleciałeś. No nie ma jak sobie pomarudzić, wtedy od razu nogi się kręcą. :)) Zaintrygował mnie kapselek, który dostałeś na mecie. Bardzo miło oczywiście widzieć Cię w tej zielonej koszulce na trasie ale kurczę, chciałabym ten kapselek zobaczyć. :)
snipster (2013-04-16,08:30): Kaja, dzięki :) ale co to znaczy krygować się jak pielęgniarka? ;)
snipster (2013-04-16,08:31): Maryś, aż tak lajtowo to nie było, żeby po drodze podziwiać okoliczne widoczki... ;) trochę się nasapałem, szczególnie na tych podbiegach
snipster (2013-04-16,08:35): Iza, kapselek to super medal zwany potocznie kapselkiem :) lubię każdy medal, ale no kurcze, mogliby się w sumie trochę postarać na jakiś bardziej normalniejszy :) ten trochę przypomina Spartakiadę `68 ;)
Truskawa (2013-04-16,08:36): A ja myslałam, że taki mały był i miał pofałdowane brzegi. :)))
snipster (2013-04-16,08:37): tia... ;)
paulo (2013-04-16,08:42): uważam, że piękny wynik jak na początek sezonu. Gratuluję!
Kaja1210 (2013-04-16,08:43): Fajnie, że humor dopisuje Ci od rana:) A pensjonarka (nie mylić z pielęgniarką) to taka dawna nastolatka cała w pąsach (znaczy rumieńcach)co to chce ale udaje, że się boi :)
snipster (2013-04-16,08:45): Paulo, dzięki ;) chociaż dalej nie wiem jak to traktować ;)
snipster (2013-04-16,08:46): Kaja, aaaaaaa :) no fakt, mam chcicę mega... na bieganie no i lekkie obawy :)
dario_7 (2013-04-16,15:06): Rytm, tętno, "stajl" - wymachy, podbieranie, nabieranie - teraz już wiem dlaczego brakło Ci tych 2 sekund do złamania 11h:30m - toż Ty zamiast biec, całą machinerię starałeś się kontrolować! ;))) ... A tak nawiasem, jak na ilość wybieganych zimą kilometrów, odwaliłeś kawał dobrej roboty. Piękny wynik! Gratulacje! :)))
dario_7 (2013-04-16,15:07): ... się mi "klikło" - miało być oczywiści 1h:30m ;)
snipster (2013-04-16,15:15): no właśnie zapomniałem tylko o jednym - o oddychaniu, nie miałem mp3 z nagranym "wdech - wydech" :) żebym to ja wiedział i widział czas, to bym przyspieszył i te 2 sekundy urwał na mecie ;) chociaż... tak jest śmieszniej :) Dzieki Mistrzu :)
(2013-04-16,21:26): ja tu nigdzie karpia na zdjęciu nie widzę! a przeżycie biegowe pierwsza klasa! :-)
snipster (2013-04-16,21:29): Piter, przeżycia na każdych zawodach są bezcenne ;)
Honda (2013-04-23,18:02): "Ptasior leci, w końcu leci!" i oby latał wciąż wyżej, mocniej, dalej :))
snipster (2013-04-23,19:59): Hondzia, nie może być inaczej, ma latać i będzie latać! :) dalej, szybciej, wyżej, mocniej :) bardziej finezyjnie ;)







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
09:56
dorotaiarek1
09:48
Admin
09:38
uro69
09:30
arturtrzcinski
08:58
Lego2006
08:42
OSiR Władysławowo
08:10
tomasso023
07:49
martinn1980
07:38
andbo
07:36
Mircoh
06:50
Cooba
06:19
Andrzej5335
05:48
biegacz54
05:06
przystan
00:13
orfeusz1
23:41
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |