Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [66]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna/Wałbrzych Podgórze
39 / 89


2013-02-16

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Wilcze Gronie (czytano: 1810 razy)

 

Moje pierwsze doświadczenie z górami
to wycieczka z rodzicami na Elbrus
i pewnie nie byłoby w tej historii
nic niezwykłego gdyby nie fakt
że mój tata postanowił
z tej góry zjechać ze mną na sankach.
Dla niego cyrkowca i byłego komandosa
nie było w tym wyczynie nic nadzwyczajnego,
dla mnie zapatrzonej weń córeczki tym bardziej,
wierzyłam bezkrytycznie
w powodzenie jego zawadiackiego planu
Pamiętam tę scenę
jak stromo szliśmy czas dłuższy pod górę
ciągnąc za sobą duże drewniane sanki.
Im wyżej byliśmy tym bardziej
zaczynałam się niecierpliwić mówiąc
- tato czy to już?
- jeszcze trochę odpowiadał tata
W końcu dotarliśmy na taką wysokość
z której nikt już na niczym nie zjeżdżał
a podnóże góry ledwie majaczyło nam w dole we mgle.
Wsiedliśmy na sanki
tata starał się sterować
i hamować nadmierną prędkość stopami
niestety stok był zbyt stromy
i wkrótce sanki rozpędziły się do znacznej prędkości
tak że widziałam już tylko zamazane sylwetki narciarzy.
W pewnej chwili wpadliśmy na muldę w śniegu
wyrzuciło nas w górę po czym opadliśmy
a na nas wylądowały sanki
Na szczęście poza drobnymi zadrapaniami
nic nam się nie stało
jednak zapamiętałam strach w oczach mojej mamy
który mi się udzielił
Miałam wówczas jakieś 6 lat
i po raz pierwszy
góry wzbudziły we mnie ogromny szacunek i podziw.
W tamtym czasie nie było we mnie nawet takich marzeń
że kiedyś gdzieś będę biegać po górach
i staną się one dla mnie jednym z największych wyzwań
i pasją ktorą odnajdę w przyrodzie...
Znacznie później czytając
o człowieku który tak ukochał życie
że postanowił uwięzić śmierć
za co został skazany przez Bogów na niekończącą się pracę
odkryłam w nim archetyp trenera
a w górach syboliczne wyzwanie
jakiemu człowiek musi sprostać
na drodze do swej doskonałości
zrozumiałam że podobnie jak "Mit Syzyfa"
trening ma w sobie coś absurdu
bo potrafimy odnaleźć sens i cel
w powtarzaniu wysiłku
u progu którego już z góry skazani jesteśmy na porażkę.
Wiedząc że kamień naszej świetności wciąż spada
jedynym co możemy zrobić, aby osiągnąć szczyt formy jest
z trudem każdego dnia znów toczyć go pod kolejną górę
zamykając tak swój nieunikniony cykl życia
między dniem a nocą
od pracy do odpoczynku.
No właśnie
tymczasem nadszedł dla mnie czas wytchnienia
Nie nie od treningów lecz od codziennej pracy
Długo oczekiwane ferie
to dla mnie czas treningowego doskonalenia
i okazja by ruszyć w góry.
Bieg Wilcze Gronie
jest kolejnym kamieniem milowym
na mojej drodze do bycia biegaczką górską.
Choć zaliczyłam już kilka startów w biegach górskich
to jednak nigdy nie biegałam jeszcze w górach zimą.
Dopiero co w cyklu "Zimowe Biegi Górskie" w Falenicy
udało mi się wywalczyć 3 miejsce w kat. wiekowej,
ale wiem że w starciu z prawdziwymi górami
to już tylko wczorajsza historia
która nie ma tu większego znaczenia.
Patrząc na 750m przewyższeń na 15km trasy
i 5 godzinny limit czasu na ukończenie biegu
już czuję że czeka mnie coś wielkiego.
Dzień przed biegiem ja i moja Druga Nie Tylko Biegowa Połowa
wybieramy się na trasę oswoić w sobie
chociaż trochę wyobrażenie o mającym nastąpić wysiłku
Pomimo że nie zamierzamy się forsować
już sam marsz stromo pod górę
jest dla nas wyzwaniem
Mijamy po drodze górskie chatki
szczekające psy za płotem
i zdajemy sobie sprawę
że tam mieszkają ludzie którzy zapewne tą drogą
codziennie chodzą po bułki do sklepu
a dla nas BIEGACZY to jest wysiłek.
I tak znów mierząc się z górami
sami sobie zdajemy się być śmieszni i mali.
Już wiemy że pod górę przydadzą się kijki
a z góry dobrze byłoby mieć na butach kolce
których niestety nie posiadamy w wyposażeniu.
Wejście na Suchą Górę zajmuje nam sporo czasu
Po drodze widoki zachęcają by się
zatrzymać choć na chwilę i zrobić zdjęcie
korzystamy z przyjemnością.
Po zdobyciu góry upływ czasu
zmusza nas by wrócić tą samą drogą
zostawiamy sobie więc dalszą część trasy na jutro
jako wielką niewiadomą.
W dniu biegu
budzi nas radośnie górski folklor
związany już z 50 edycją
rajdu chłopskiego - biegu narciarskiego
któremu towarzyszy w tym roku po raz pierwszy
nasz bieg Wilcze Gronie.
Garstka biegaczy
która tu dotarła
by środku zimy
zmagać się z bieganiem po górach
to już na pierwszy rzut oka nieprzypadkowi biegacze.
Zresztą szybko mam okazję się o tym przekonać
gdy wraz z wystrzałem startera peleton rusza z kopyta
jakby to miała być zwykła piętnastka.
W przeciwieństwie do większości
nie forsuję jednak tempa
na początkowych kilometrach asfaltu
- dobiegu pod stok
Wiem że czeka mnie już za chwilę ostra wspinaczka
więc staram się oszczędzać siły.
Cała moja nadzieja w kijkach
które wzięłam z wypożyczalni
z myślą że przydadzą się
na stromych podejściach w głębokim śniegu.
Jednak kiedy już przychodzi pora by je rozłożyć
okazuje się że zgubiłam gdzieś zacisk
od regulacji wysokości w jednym z nich.
Co za pech!
Jestem wściekła
ale co zrobić
w tym jak radzimy sobie w kryzysowych sytuacjach na trasie
jest przecież ukryte całe piękno sportu.
Jak zwykle więc się nie poddaję
i postanawiam walczyć dalej z tym co mam.
Choć złożone kijki mają niewiele ponad 0.5 metra wysokości
lepiej mi się wchodzi pod górę podpierając się nimi
niż trzymając je pod pachą.
Pytanie tylko jak długo na tej technice wytrzymają moje plecy?
Mając zmartwień co nie miara
ani się oglądam a już jestem na Suchej Górze
ze zdziwieniem spoglądam na zegarek
zdając sobie sprawę że wspięłam się dziś na tą górę
dwa razy szybciej niż wczoraj na sprawnych kijkach
-oto przykład jak działa na człowieka startowa adrenalina!
Teraz przyszła pora na to co tygrysy lubią najbardziej czyli stromy zbieg w dół.
warunki nie do końca mi odpowiadają
w zbieganiu przeszkadza głęboki śnieg
miejscami noga zapada mi się do kolana
gorsze od tego są jednak strome oblodzone odcinki.
Znajduję na nie rozwiązanie
podpatrując innych biegaczy
którzy zbiegają w takich miejscach
lekkim slalomem
dzięki czemu nie tracą tempa
ani gruntu pod nogami.
Długi zbieg dostarcza mi
dużo pozytywnych emocji
choć bałam się go trochę idąc pod górę
przypominając sobie ten marsz z tatą na Elbrus
tym razem jednak
to ja wygrywam z muldami
głównie dzięki zaobserwowanej
nowej technice zbiegania po stoku.
Druga część trasy
okazuje się być bardziej płaska
lecz wcale nie łatwiejsza.
Na stromych podejściach mogłam
z powodzeniem używać kijków
teraz gdy na szczytach góry się wypłaszczyły
a śnieg pozostał głęboki
kijki zaczęły mi przeszkadzać
sygnalizując źródło problemu
postępującym bólem pleców.
Dalszą część trasy pokonuję więc biegnąc z kijkami
pod pachą i używam i tylko okazjonalnie.
Spoglądając na zegarek zaczynam się niecierpliwić
właśnie mija bowiem mi druga godzina biegu
a mety wciąż nie widać.
Cóż mogłam się tego spodziewać
widząc 5 godzinny limit czasu w tym biegu.
Ku pokrzepieniu serca
sił mam wciąż sporo
i nawet co kawałek zdarza mi się wyprzedzać jakiegoś biegacza
taki wariant chyba każdy biegacz zdecydowanie woli od sytuacji odwrotnej
- bycie wyprzedzanym zwłaszcza podczas kryzysu
potrafi skutecznie podciąć skrzydła.
Pomimo sporego zapasu energii
czuję się trochę jak mucha w smole
i chyba znam przyczynę takiego stanu
- buty z goretexem
oblepiły mi się całkowicie śniegiem
a ten na ciepłych stopach roztopił się
i wchłonął chlupiąc mi
przy każdym kroku.
No tak doświadczenie ze sprzętem w różnych warunkach pogodowych
bezcenne!
Na szczęście meta jest już w zasięgu wzroku.
Po szybkim zbiegu z narciarskiego stoku
zatrzymuje czas 2:27:32
to zdecydowanie mój rekord w druga stronę
tego jak wolno można przebiec 15km dając z siebie wszystko.
Pomimo że zajmuję ostatecznie 22 lokatę na 36 kobiet
to znaleźć się w takim miejscu i w takim towarzystwie
jest dla mnie prawdziwą satysfakcją.
I choć znów w starciu na siły z górami
przekonałam się jak jestem przy nich słaba
i mała jak dziecko
to utwierdzam się w przekonaniu
że mając wybór
już wolę przegrywać w górach
dostając od życia wciąż kolejne lekcje pokory
niż wygrywać na płaskimi nudnym asfalcie
nie mając nic nikomu do opowiedzenia.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


jacdzi (2013-02-16,23:07): Swietny wpis, a jeszcze lepszy wynik. Gratuluje.
ultramaratonka (2013-02-17,16:06): Kolejne starty, kolejne kamyczki do usypania własnej, biegowej góry doświadczenia. Zdobywaj następne szczyty i pięknie nam to opisuj :-) Tylko czasem odpocznij, byś nie osłabła w drodze...
mamusiajakubaijasia (2013-02-17,20:01): Świetny wpis! Ekscentryczny pomysł Twego taty bardzo podziałał mi na wyobraźnię:)
Patriszja11 (2013-02-18,13:12): Tak Ewelinko teraz odpoczywam mam po czym, przedwczoraj zaliczyłam połówkę komandosa jak trochę odpocznę to i o tym doświadczeniu napiszę:)
Patriszja11 (2013-02-18,13:17): Gabrysiu dziękuję, bardzo mi miło gdy moje wpisy wzbudzają w czytelnikach pozytywne emocje, aż chce mi się pisać jeszcze więcej:)
Tancerze (2013-02-18,16:42): He heee deptałaś Mi już po piętach, Ja byłam 21 :) Ten bieg też wywarł na Mnie duże wrażenie. Do zobaczenia na górskich trasach biegowych... Pozdrawiam ANIA
ultramaratonka (2013-02-18,20:55): Super, że udało się Tobie wystartować w Połówce Komandosa :-) Pamiętam wątpliwości omawiane na Policz się z cukrzycą ;-)
Honda (2013-02-19,15:04): Ależ tam pewnie było pięknie! Ja również uwielbiam czytać te wpisy... Gratulacje! Czekam na relację z Połówki Komandosa :)
Patriszja11 (2013-02-19,21:21): Dziękuję, już jest relacja z komandosa z małą retrospekcją, która była niezbęda by oddać mój emocjonalny stosunek do tego startu, tekst wyszedł trochę długi ale tak już mam z tym pisaniem i bieganiem:) mam nadzieję że dotrwasz do końca.. Milo miec w Tobie wiernego czytelnika:) pozdrawiam.







 Ostatnio zalogowani
wwdo
18:51
gpnowak
18:50
b@rtek
18:26
INVEST
18:22
jann
18:16
kubawsw
18:12
Henryk W.
18:12
Hieronim
17:59
przystan
17:39
kasjer
17:11
marczy
16:50
RobertLiderTeam
16:44
biegacz54
16:33
Citos
16:27
Darmon
16:14
mirotrans
16:11
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |