Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [100]  PRZYJAC. [99]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mijagi
Pamiętnik internetowy
Z pamiętnika "młodego" biegacza

Wojciech Krajewski
Urodzony: 1974-02-15
Miejsce zamieszkania: Piła
360 / 427


2012-09-22

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Z historią w tle (czytano: 1707 razy)

 

Biegi uczą … historii. Gdyby nie udział w takim biegu, jak dzisiejszy, nigdy nie dowiedziałbym się, że w Karolewie znajdował się jeden z pierwszych obozów koncentracyjnych na ziemiach polskich. To min. tam hitlerowcy uskuteczniali swoją maszynę śmierci. Dla mnie, historyka amatora i miłośnika tej, nie zawsze lubianej przez moich uczniów dziedziny wiedzy, była to dobra lekcja … historii. Do pełniejszego zapoznania się z historią tego tragicznego miejsca zapraszam na stronę biegu: http://biegpamieci.com.pl/.
To był fajny dzień i jeszcze fajniejszy wyjazd. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pojechaliśmy w tak mocnej „mechanikowej” ekipie posiłkowani przez WO. Brakowało tylko Janka i Orzecha i bylibyśmy w komplecie. Każdy jechał „po coś”. Jaco, który chyba jest w najlepszej formie od … EKIDENA, w którym debiutowałem, jechał po życiówkę, żeby w końcu złamać magiczne 40 min. WO (Wojtek, zwany Białym Kenijczykiem) postanowił pogonić za Jackiem. Ania postanowiła wrócić na trasę i dobiegnąć do mety i miała jeden cel – zlać Maciasa. Macias, wracający na ścieżki biegowe i wzmocniony niejednym „kwiatem lotosu”, postanowił jak najdalej uciec Ani i Krzychowi i dobiegnąć do mety szybko, bo trzeba jeszcze skoczyć do sklepu po …tonik. Krzysiek, po udanym debiucie w półmaratonie, postanowił pójść za ciosem i złamać godzinę. Właściwie to musiał to zrobić, bo jak nie, to … po godzinie zamykamy drzwi od Anulowego Opla. A ja? Z jednej strony marzyła mi się życiówka, a z drugiej … marzyła mi się życiówka.
W drodze do Więcborka przekomarzaliśmy się trochę, planowaliśmy start i kolejne zawody, głównie beskidzki maraton, testowaliśmy opla (drżenie rąk zwalił kierujący Jacek na podobno niewyważone koła, niech mu będzie). Na koniec pogubiliśmy się trochę w aglomeracji więcborskiej i po kilku próbach w końcu dojechaliśmy do kameralnego, acz ładnego stadionu miejskiego. Na miejscu byli już pilscy zieloni 4runowcy, czyli Wiechu i spółka. Pojawiło się też kilku innych znajomych: Michał, Bartosz, Marek, Mirek i Ireczka i wielu innych. Szybko odebraliśmy pakiety startowe, z których najbardziej ucieszył się Macias. W końcu nowa bawełenka. Tylko patrzeć, jak w poniedziałek pojawi się w niej na Ceglanej. Potem u niektórych pojawił się dylemat: jak się ubrać, na krótko, czy na długo? Ja dylematu nie miałem. Króciutko, tylko króciutko, bo aura mi dzisiaj sprzyjała. Było przyjemnie chłodno. O 10:00 ruszyliśmy podstawionymi autobusami do Karolewa. Tam złożyliśmy kwiaty pod pamiątkowymi tablicami upamiętniającymi pomordowanych, oddaliśmy hołd minutą ciszy, wysłuchaliśmy krótkiej historii tego tragicznego miejsca i ruszyliśmy na rozgrzewkę. W międzyczasie przyjechał Michał, dla którego są to rodzinne strony. Mieliśmy więc swój wóz techniczny. Jak prawdziwy profesjonalny Team. Rozgrzewka była intensywna jak nigdy, albo jak dawno nie była. No cóż, w końcu marzyła mi się życiówka. O 11:00 ruszyliśmy z kopyta. Jacek i WO szybko zginęli gdzieś w oddali. Potem opowiadali, że pierwsze kilkaset metrów czuli się jak prawdziwi Kenijczycy, bo … biegli na czele. Ja ruszyłem ostro… jak na mnie. I tak sobie biegłem przez kilka pierwszych kilometrów. Trasa, jak dla mnie, bomba. Wydawało mi się, że ciągle biegniemy z górki. Po połówce już tylko chciałem utrzymać tempo. Nogi zaczynały boleć. Nie dziwiło mnie to zbytnio, bo tak szybko, to ja już dawno nie biegałem. Zawsze na dyszkach męczę się najbardziej. Wolę wyjść i pobiegać sobie wolniej a dłużej, a nie zasuwać jak kuna. W końcu jednak dobiegłem do mety i padłem na murawę jak Rex na wycieraczkę. Czy życiówka? Nie wiem, wydaje mi się, że nie. Mirek powiedział mi, że jak dzisiaj będzie za szybko, to w Warszawie może być za wolno. Na mecie czekał już Jacek, zadowolony, bo wstąpił do zacnego grona ”poniżejczterdziestominutowcówna dychę”. Po drodze zgubił WO, który i tak był szybki. Kilka minut za mną przybiegł Macias, który z bananem na twarzy stwierdził, iż po raz drugi w życiu zbił Anię. Potem dobiegła Anula i Krzysiek, który pokonał 10km w czasie 53min. Chyba nie chciał ryzykować gonienia opla. Na mecie, oprócz medalu (Janek nie byłby zadowolony z niego – ta zawieszka i ta tasiemka), czekała dobra grochóweczka i …tonik zakupiony w pobliskim sklepie. Ostatnim akcentem pobytu w gościnnym Więcborku była dekoracja zwycięzców i losowanie atrakcyjnych nagród. Ania zaakcentowała naszą obecność, stając na najniższym stopniu podium . Otrzymała w nagrodę ładny puchar i jeszcze ładniejszą mp4. Niestety, nie był to wymarzony czajnik. Może następnym razem. Losowanie było równie udane dla niektórych z nas. Krzysiek złowił kijki, które zaraz wypróbował Macias. Oczywiście pod czujnym okiem specjalistki. Na razie przeszkadzają mu okrutnie, ale co można nauczyć się przez raptem kilka minut. Nasz jogin nie ma jednak wyjścia, w końcu czeka go start w „kijkowym” maratonie w Beskidach. Ania też coś tam wykroiła dla siebie. Największym „szczęśliwcem” był Jacek. Teraz będzie czym podpisywać kolejne ważne dokumenty. Podsumowując tę część naszych dzisiejszych wojaży, trzeba bardzo mocno pochwalić organizatorów biegu. Piękna idea, dobrze zorganizowany bieg, pełne zaangażowanie gospodarzy imprezy, brak wpisowego, dużo nagród i wyśmienita grochóweczka. Ach, te kameralne małe biegi.
Nie był to jednak koniec naszej więcborskiej eskapady. Na deser zostawiliśmy sobie to, co najprzyjemniejsze. Odwiedziliśmy Michała w jego rodzinnym domu i poznaliśmy jego wspaniałą Rodzinkę. Było miło, przyjemnie i … słodko. Te ciasto-specjalność Gospodyni, było wyśmienite. Nie mogłem się oprzeć, po prostu nie mogłem. Michał, wielkie dzięki!
I w końcu wylądowaliśmy w domu. Warto było pojechać do Więcborka? Warto! Gdzie teraz taki wspólny wyjazd? Chyba Tuchola, a potem, w nieco okrojonym składzie, beskidzki maraton…


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


żiżi (2012-09-22,22:57): Niestety muszę się skryć za plecami Twoich uczniów-też nie przepadam za historią...ale obłowieni do domu to wróciliście:))))
Mijagi (2012-09-22,23:01): niektórzy tak ... ja obłowiłem się wiedzą i dobrymi emocjami
jacdzi (2012-09-23,07:00): Ja staram sie kazdy wyjazd laczyc z bieganiem, a kazde bieganie z turystyka.
Macias (2012-09-23,12:27): Nie to żebym się czepiał ale jechaliśmy na bieg nie Fordem a Oplem Zafirą :).
Mijagi (2012-09-23,13:23): Macias już poprawiłem







 Ostatnio zalogowani
frytek
02:10
zmierzymyczas.pl
01:00
piotrpieklo
00:32
lordedward
23:36
orzelek
23:20
kaes
23:10
kos 88
22:56
Gregorius
22:55
Fredo
22:52
Lektor443
22:46
farba
22:43
rdz86
22:43
lachu
22:38
soniksoniks
22:29
benfika
22:12
rolkarz
22:05
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |