Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [66]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna/Wałbrzych Podgórze
28 / 89


2012-07-24

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Panta Rhei (czytano: 1938 razy)

 

Panta rhei - wszystko płynie
jak mawiał Heraklit
nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki.
Czyżby?
Postanowiłam sprawdzić jak to jest.
Niezrażona własną porażką
przyznać się do wszystkich błędów
wziąć byka za rogi
i ostatecznie odpowiedzieć sobie na pytanie:
Czy to ta trasa jest za słaba do moich wymagań?
Czy to ja jestem za cienka na tą trasę?
W moim wypadku rzeka nosiła nazwę Świder
a bieg Świder Trail Halfmarathon...

Wszystko zaczęło się rok temu
tydzień po maratonie Ursel wystartowałam w nowej imprezie biegowej w mojej okolicy
Świder Trail Marathon na dystansie półmaratonu.
Zachęcona opisem trudnej trasy biegnącej wzdłuż brzegu wartkiej rzeki Świder
Podjęłam wyzwanie.
Dzień przed imprezą zstąpiła jednak ulewa
zalewając część i tak już wąskich ścieżek
i podnosząc i tak już wysoki poziom wody w Świdrze.
To co zastali na trasie uczestnicy biegu było prawdziwą klęską żywiołową
i perełką dla tych
którzy nie boją się ubrudzić błotem ubrania
zamoczyć w rzece butów
i zarysować skóry gałęziami zwalonych drzew.
Oprócz atrakcji nadbrzeżnych na śmiałków czekały
przejścia po wąskich kładkach
gęste krzaki z pokrzywami
liczne zakręty pełne wystających korzeni i...
znikający jak duch co kawałek wszelki ślad taśmy - postrach każdego biegacza:)
W połączeniu tego pięknego krajobrazu z trudami organizacyjnymi biegu
wiele osób gubiło ową nić Ariadny
która miała nas bezpiecznie wyprowadzić z labiryntu prosto do mety
Wśród tych osób byłam też i ja
Nie przejmując się zbytnio tym wszystkim i nic nie przeczuwając
na ok. 15km źle skręciłam i wbiegłam pod prąd w inną trasę (dla maratończyków)
Oczywiście widząc nadal te same taśmy
nie miałam zielonego pojęcia że biegnę w niewłaściwą stronę
zorientowałam się dopiero jak zaczęli mnie mijać maratończycy biegnący z naprzeciwka:)
Uświadomiłam sobie że się zgubiłam
zepsułam sobie zabawę
i zaprzepaściłam tym samym wszystkie swoje szanse na dobrą lokatę
na dodatek kompletnie nie miałam pojęcia gdzie jestem
Podłamałam się.
Ze złości i ze zmęczenia biegłam ze łzami w oczach
za grupą maratończyków którzy uparcie przekonywali mnie
bym biegła z nimi do mety bo maratony można biegać nawet co tydzień.
Przeklinałam w myślach organizatorów
obiecując sobie że na pewno już nigdy więcej moja stopa tu nie stanie.
Metę jakimś cudem osiągnęłam po ok. 3 godzinach tego "ultra-półmaratonu"
wyczerpana i zła
wróciłam do domu z drobną kontuzją kolana
która długo odchudzała mi treningi.
Czas mijał a ja nie mogłam zapomnieć o tym biegu.
i nie mogłam sobie wybaczyć że się tam zgubiłam.
Postawiłam sobie za punkt honoru przebiec jeszcze raz tę trasę i nie zbłądzić
albo znów zabłądzić i wywiesić białą flagę mówiąc że ten bieg jest nie dla mnie!
Zapisałam się ponownie sama w to nie wierząc.
Ten sam dystans
ta sama trasa
ten sam czeski film
ale pomyślałam że słusznie stwierdził Heraklit
woda i prądy w rzece są już zupełnie inne
w tej inności była cała moja nadzieja
nie można przecież popełnić dwa razy tego samego błędu
bo okoliczności wciąż się zmieniają
jak poziom wody w rzece
co najwyżej można popełnić błąd podobny.
Trzymając się kurczowo tej myśli
uodporniłam się na wszystkie uniedogodnienia które miały mnie czekać:
kolejki do biura, brak szatni, cztery toi toiki na 400 osób
i inne wariacje.
Tańsza wersja katorżnika w której nie ma biegu VIP
i wszystkim jest równie ciężko ze wszystkim
nawet mi się spodobała.
Moje myśli skupione były teraz wokół biało czerwonych taśm
rozmieszczonych jakby od niechcenia
w taki sposób że na rozwidleniu
widząc oznaczenie i dwie drogi nie było wiadomo w którą skręcić:)
Nie miałam więc wątpliwości że jest to bieg ekstremalny
w którym dodatkowym bonusem jest możliwość zgubienia się
i przeżycia niezwykłej przygody pozostając zdanym sam na siebie
lub czasem na orientację przestrzenną nowo poznanych biegaczy.
Mając tą świadomość niewątpliwie miałam pewną przewagę
biegnąc wśród tych którzy po raz pierwszy startowali w tym biegu.
Widziałam na ich twarzach wymalowane na przemian zdziwienie
grymas złości pomieszany z wysiłkiem
i wszechobecne zagubienie
Mieli w oczach znaki zapytania
lecz błądząc po krzakach
podobnie jak ja nie tracili nadziei że odnajdą tę właściwą drogę.
W takich sytuacjach dowiadujemy się dużo o sobie
jak bardzo bezmyślnie zwykle biegniemy przed siebie
goniąc innych biegaczy
zapamiętujemy tylko ich łydki i plecy
a z widoków na trasie niewiele nam pozostaje.
Gdy jednak sytuacja zmusza nas do wyostrzenia zmysłów
wyłączenia urządzeń grających
i zdania się nawet o zgrozo
na to w co sami już nie wierzymy
własną intuicję
wtedy okazuje się że stajemy się bezradni
i czujemy się oszukani.
No bo jakim prawem ktoś śmiał
zakłócić nasz błogi spokój i utrudnić nam i tak ciężkie życie biegacza?
Jednak jak się zastanowimy mocniej to szybko okaże się
że w pakiecie startowym nie chcieliśmy mieć świętego spokoju
i przyjechaliśmy na ten mocno przełajowy bieg
bo nie lubimy jak jest nam na trasie zbyt łatwo, zbyt płasko, zbyt szybko
Ot mamy więc to co chcieliśmy
Mapkę z której nic nie wynika
i która raczej odradza udział w biegu niż do niego zachęca
Emocje pełną gębą
Radość, satysfakcję, złość, poirytowanie
- w tym biegu mety nikt nie przekraczał obojętnie
i choć większość nie była zadowolona
bo znów przyszło się nam prawie wszystkim zgubić
na tej niewątpliwie pięknej trasie
to jednak tym razem znaleźli się i tacy
i trzeba to głośno powiedzieć
dla których to był dobry dzień.
Ja byłam jedną z takich osób.
Można by się teraz zastanawiać dlaczego?
Czy mam prawo chwalić bieg który wszyscy krytykują
i który sama rok temu skrytykowałam?
Co mnie napędza?
Może to że mi się udało? Odniosłam przecież w pewnym sensie zwycięstwo
Ha ha otóż to!
ale zaraz zaraz czym jest sukces?
Czy to coś na co nie mamy w ogóle wpływu?
A dla mnie to nawet okazał się być sukces podwójny
zmierzyłam się bowiem z trasą która mnie pokonała w zeszłym roku
a ja pomimo porażki rzuciłam jej rękawicę podejmując wyzwanie jeszcze raz
Pełna obaw o powtórkę z rozrywki na trasie
ostrożnie stawiałam stopy
i nie ustawałam w modlitwach
Nogi zaprawione po górach stołowych tak niosły
że wydawało mi się że wciąż biegnę z górki.
Obudziłam się na ok. 18km gdy ktoś na punkcie odżywczym zapytał
który to km?
18 odpowiedział mężczyzna
spojrzałam na zegarek i zobaczyłam 1:36!!!
i natychmiast przypomniałam
sobie że przecież rekord trasy kobiet z zeszłego roku wynosi równe dwie godziny!
Dopiero wtedy zagryzłam wargi i w myślach ostrych jak brzytwa rzuciłam się w pogoń
o pierwsze w swoim życiu zwycięstwo open kobiet
...no i właśnie to mnie zgubiło
dosłownie
Paradoksalnie przestałam widzieć znaki
moja uwaga rozproszyła się
i znów się zgubiłam.
Chwilowe zachłyśnięcie się moją dobrą passą
uśpiło mnie i dałam się pokonać innej kobiecie
która dokonała tego czego nie udało się zrobić mnie
- nie zgubiła się i wygrała bijąc rekord trasy!!!
Ja dobiegłam na metę mimo wszystko
na rewelacyjnym jak dla mnie drugim miejscu z czasem 2:01:58
W tym wszystkim miałam mieszane uczucia
bo z jednej strony
było mi żal tych zaledwie trzech straconych minut, które kosztowały mnie zwycięstwo
ale zaraz potem bardzo się ucieszyłam
że tamtej dziewczynie
pomimo zawirowań z taśmami udało się tę skromną ale zawsze premię za wynik wywalczyć
Podeszłam i pogratulowałam jej
nie wiedziała jeszcze że jest pierwsza:)
przyjemnie jest móc przekazywać dobre wiadomości
Ucieszyłam się jej szczęściem jakbym to ja zwyciężyła.
Potem długo czekałam na dekorację
rozmawiając z nowo poznanymi biegaczami
nawet nie wiem kiedy ten czas mi zleciał
wręczono mi puchar
potem wspólne zdjęcie
i zaskakująca nagroda
Pełny pakiet startowy na Festiwal w Krynicy:)
w którym przecież miałam nie biec
ale ponieważ nie wierzę w przypadki to teraz będę musiała pójść za ciosem
i ten życiowy sukces
przełożyć na życiową dychę w Krynicy:)
Widać w górach wypracowałam sobie zapas sił w nogach
który sprawił że na mecie czułam się tak świeżo
że mogłabym biec dalej i dalej.
Choć nadal jest dużo do zrobienia
czuję że jestem na dobrej drodze
i wierzę w jedność przeciwieństw Heraklita
- ostatni mogą być pierwszymi
To wyżyny trudności sprawiły
że teraz mogłam poczuć się jakbym biegła tylko w dół
i wiem że to wciąż jest ta sama droga
- moje życie na przełaj
Teraz widzę że to wszystko ma sens
i swoje konsekwencje
Czasem trzeba po prostu poczekać żeby je dostrzec
robiąc dalej swoje
Nie zrażając się porażką
pobiec jeszcze raz brzegiem tej samej rzeki
przeżyć jeszcze raz te same rozterki
wykorzystać doświadczenie by móc lepiej przeskoczyć te same problemy
schować swoją dumę do kieszeni
biec pewnie i z nadzieją
gryząc się w język na widok zerwanej więzi taśm
cieszyć się tym, że chociaż gzymsy mostów, kładki i punkty odżywcze w ogóle istnieją
Wierząc że tym razem prądy tej rzeki
będą nam przychylne, a wiatry pomyślne
i nawet jeśli nie wszystko pójdzie gładko po naszej myśli
to przecież
w życiu nie chodzi o to żeby było nam łatwiej.
A więc jeszcze tu wrócę:)
a póki co słodkich snów
rwij brzegi Świdrze.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


jacdzi (2012-07-24,23:26): No i niespodziewanie, na przelaj do Krynicy.
Patriszja11 (2012-07-25,18:49): :)







 Ostatnio zalogowani
Januszz
06:35
Bartuś
06:33
Stonechip
06:06
drago
05:59
romangla
05:39
biegacz54
05:14
42.195
04:23
Admin
03:00
krunner
01:53
andreas07
00:22
a.luc
23:46
stanlej
23:44
rolkarz
22:40
LukaszL79
22:26
kubawsw
22:20
BOP55
22:02
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |