Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [117]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
gerappa Poznań
Pamiętnik internetowy
gerappa

Agnieszka
Urodzony: 1979-10-29
Miejsce zamieszkania: POZNAŃ
45 / 180


2011-10-17

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Lepiej żałować za grzechy niż za stracone okazje... (czytano: 3668 razy)

 

Chyba każdy chciałby przeżyć taki bieg jaki miałam wczoraj ja. Miało być bez łez a jednak były łzy, miała być życiówka i była życiówka. Czekałam na ten dzień ponad rok. Spełniłam mnóstwo składanych sobie przed rokiem obietnic i na trasie złożyłam następne. Spełnię je za rok :)

Zapach startu jest wyjątkowy. W powietrzu unosi się mieszanka ekscytacji, radości i niepewności. Każdy bieg długodystansowy dla takich szczawików jak ja to wielka niewiadoma. Nigdy nie wiadomo co się zdarzy na trasie. Zwykle pierwsze kilometry są beztroskie i radosne. Ludzie wesoło sobie dogadują a kilometry zostają z tyłu. Te pierwsze są lekkie i przyjemne ale im dalej w las tym więcej drzew.

W moim przypadku bolesna już była rozgrzewka . Dokuczało mi rozcięgno podeszwowe. Achillesa wtedy jeszcze nie czułam. Co ja biedna miałam zrobić ? wracać do domu? Przyjechaliśmy na start przed ósmą rano. I tu spotkało mnie to, co chyba skorpiony kochają najbardziej :) władza. Poprzedniego dnia wybraliśmy się w okolice Malty, by obczaić miejsce do zaparkowania, spodziewaliśmy się, że trwają tam remonty i nie będzie łatwo. Oblukaliśmy okolice, rozkopali ul. Krańcową jak przydomowy ogródek na wiosnę ale dowiedzieliśmy się co i jak i spokój. Tu można, tam można, będzie gdzie się ustawić. Ale kiedy my przyjechaliśmy tam zaparkować w dniu startu to już wcześniej jednak przyjechali inni, ustawili się tu i tam i przed nami autobus, to my w prawo, trzeba zrobić mu miejsce, inni za nami i się zaklinowało, sytuacja pogarszała się z chwili na chwilę… auto pcha się za autem, nikt nikomu nie ustąpi bo i po co ? wszyscy chcą zaparkować… Wysiadłam i kierowałam ruchem. Rewelacja! Stanęłam na skrzyżowaniu i rozklinowałam ten supeł komunikacyjny. Brakowało mi tylko białych rękawiczek :) Normalnie Pani Władza. Pojechaliśmy tam gdzie mieliśmy jechać, mieliśmy piękną miejscóweczkę blisko mety. W ubiegłym roku do auta szłam ponad 40 minut swymi zmęczonymi nóżkami. Teraz chciałam tego uniknąć.

...no i przebiegłam się kawałek z mety na start [1600m]. Jakoś nie wyobrażałam sobie sytuacji bym mogła zawrócić. Bo co… miałam usiąść pod ścianą i czekać na wszystkich? Wolałam cierpieć na trasie. Zresztą mogło mi np. po 5 km minąć… Fizjoterapeuta powiedział, że przebiegnę, to przebiegnę. Pocieszające było to, że znalazłam ustawienie stopy, które mnie tak mocno nie bolało… Ustawiłam się na starcie, obowiązkowe pstryk z koszulkach Drużyny Szpiku i cofnęłam się z linii startu w tył. Szłam i szłam, przebijałam się przez ludzi najpierw 3:00, potem 3:15, 3:30 itd.
Zatrzymałam się przy 4:00 w nagle z głośników dobiega głos komentatora: ‘ …ustawić się we właściwie strefie czasowej to ważne, bo jak was tłum poniesie będziecie to szybkie tempo na starcie odrabiać przez kilka kilometrów’. Cofnęłam się jeszcze troszkę i zatrzymałam się pomiędzy 4:00 a 4:15. Zabawne: w tłumie 5000 osób nareszcie spotkałam Koleżankę z Maratonów Polskich, krótka pokrzepiająca pogawędka, odliczanie i strzał! Zaczyna się! Włączyłam pulsometr… linię startu przekroczyłam 1’24 od chwili wystrzału.

Pogoda idealna. Bóg mnie kocha. Spoglądam w niebo i proszę, by nie spuszczał mnie z oka, wołam w niebo: Boże przydziel mi dziś jakiegoś fajnego Anioła.
Zaczęłam spokojnie, tak jak na treningach. Tylko, że na treningach nie bolało. Pierwszy kilometr spokojny, ale na drugim zaczęło się dziać… Zagadnęła mnie bardzo sympatyczna grupa Biegaczy… Hej Aga, jak się biegnie…? na ile biegniecie, jakie cele? a Wy mnie znacie ? a ja was nie ? nie! ty nas znasz ! co ja Was znam ? niemożliwe! z tyłu wyłania się Dziki i mówi, że on mnie też zna…. Nagle głos Danego : no pewnie, że my Cię znamy… Wszystko jasne. W tych strojach biegowych wszyscy są tacy kolorowi… chyba tylko ja ubieram się prawie tak samo na każdy bieg… Patrzę na Gościa z lewej, mówił, że mnie zna… nadal sobie nie mogę przypomnieć, biegnie sobie leciutko w koszulce budzącej respekt : Klub Maniac . Co za Oszołom! Cały czas gada, żartuje … że on w sumie to przygotował się na 3:15 ale skoro się przeziębił, to życiówka musi poczekać… no i teraz sobie truchta ! Zabić Gościa. Ja tutaj daję z siebie … no, wiele, biegnę na życiówkę, a Ten mi wiruje dookoła. Jak On mnie wkurzał… wrr! Zaczepiali go znajomi na trasie a on każdemu powtarzała to samo, że dziś to on tak sobie tylko po volvo biegnie, że życiówka musi poczekać… zabić to mało. Ale czasami mówił z sensem. Bardzo dobrze dyktował tempo. Wiedział, kiedy możemy swobodnie pobiec a kiedy zwolnić by pokonać np. podbieg. Minęliśmy 5 km – punkt żywieniowy – ja wszystko miałam przy sobie, picie w pasie, tuż przed startem wciągnęłam batona zakupionego wcześniej na targach Expo. Trzymał mnie. Poza tym …

…miałam swój osobisty support: Bartek kilka tygodni wcześniej mścił się nade mną podczas lekcji tenisa a teraz sukcesywnie odkupywał wszystkie swoje złe uczynki. Bartek na trasie pracował jako fotograf i osobiste zaopatrzenie. Czułam się dość pewnie. Widok uśmiechającego się z boku faceta, który jest do mojej ‘dyspozycji’ musi krzepić :).Czułam się mocna. Starałam się biec głową. Noga se bolała, to niech se boli. To jest trochę jak z dzieckiem… walka: kto ma rację i na czyim stanie. Ktoś w końcu musi ustąpić…. Zostawiłam ich ciut w tyle biegłam równiutko. Ucieszyłam się bo już nie słyszałam jak to Maniac był przygotowywany na 3:15 ale się rozchorował…. Uff Ok. 6 km [Żegrze] miła niespodzianka: znajome pyszczki, powietrze od razu miało inny smak: stoją Bracia Lembicz.. Bez piwa. Ale to dopiero 6 km. Piwo zamawiałam na 30sty. I biegnę dalej piękny zbieg i przede mną Starołęka [10km]. Sznur biegaczy ukazał się mym oczom wylany w Poznań jak plaga kolorowych pędzących robaczków. I co słyszę obok: znajomy głos. Myślę sobie: o kurka, znowu on … nie wytrzymam tego! Ale … On mówi: ‘… przed nami mały podbieg, weźmiemy go spokojnie, plecy wyprostowane, lekko pochylone i równiutko, lekko zwalniamy…’. No i mimowolnie robię co mówi. O bólu nie chcę myśleć, chcę zapomnieć, że jest. I znów biegliśmy razem. Trudno jakoś to wytrzymam.

Kończy się 13sty km. Tego się tu nie spodziewałam! Normalnie mam swoich Fanów! Krzyczą Aga! Aga! Dany! Aga! Dajesz, dajesz. No nie! Mam omamy! Jarka! Bracia Lembicz już nie pamiętam kto tam się jeszcze nadzierał ale Maniac był po wrażeniem Moich Kibiców. Bo ja mam Wspaniałych Ludzi dookoła siebie! Jeszcze kilka kilometrów dalej miałam w głowie okrzyki dopingu. Bartek był blisko, tankował picie, podawał jedzenie, strzelał wesołe fotki a na trasie same życzliwe mordki :) czego mi trzeba więcej? Taki tam malutki ból… dam radę. Pierwsze łzy pojawiły się tuż nad Maltą [20km]. Tak mi było przykro, że nie mogę sobie wytłumaczyć, tak jak wcześniej mówił Tomek: ‘pobiegnę pierwszą pętlę i powiem sobie, że właśnie zaczynam półmaraton’… Wszystkie próby wbicia sobie tego jakże pozytywnego i mądrego zdania do mojej opornej głowy kończyły się fiaskiem. 21km – najtrudniejszy fragment – Wiechu kibicuje jak szalony … A Maniac… znów gada [i znów mi gorzej] mówi: biegnie głowa, nie nogi, że ja ćwiczę głowę w górach… i kolejne opowieści o podobnej treści … że szczyty zdobywa, że ten podbieg przed nami to nic, że taka tam malutka góreczka, a potem to już zbieg i nawet nie zauważymy jak na minie kolejne 5 km a potem to zostanie tylko 17 o poprosiłam Kolegę, że mniej mówił… ale On nie przestał, natomiast puścił mi szybką ripostę w stylu: że on tu jest od gadania a ja od słuchania i mam nie tracić sił na gadanie tylko słuchać i biec… Ale mnie wkurzał, klęłam w myślach cały czas co mnie podkusiło z Nim biec… Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi tak jak na ból. Nie wiem co było trudniejsze.
Od 2011-10-16 12 Poznań Maraton Poznań

22km - mijamy najtrudniejszy fragment. Skręcamy w Szwajcarską. W miarę płasko. Spoglądam na pulsometr – stoi w miejscu. Zegarek stanął… No nie! przestał liczyć kilometry. Czas stanął w miejscu. A może mi tak lekko bo już umarłam ? nie! Właśnie poczułam ból w stopie … nie umarłam. Rok wcześniej też mi nie zapisał całej trasy… bo nie zwolniłam pamięci. A teraz zwyczajnie się zatrzymał. I już nie miałam miarki… i biegałam od tablicy do tablicy. A Ten ciągle gada… jakoś nie chciało mi się Go pytać jak ma na imię… 26 km za nami. Zauważałam coraz mniej. Kolejne łzy. Noga boli już mocno. Oddzielam ją od reszty ciała. Fizjoterapeuta mówił, że przebiegnę, Maciej mówił, że dam radę i zrobię życiówkę… no to robię! Zacisnęłam zęby popłakałam sobie i do przodu. Szlag mnie trafił kiedy zobaczyłam Go jak biegnie tyłem i rozgląda się za resztą ekipy… Dany , Dziki i inni zostali w tyle …W okolicach Starołęki [30] km powiedziałam do mojego Terminatora: Jeśli dobiegnę do mety, to tylko dzięki tobie, ale ja już nie mogę przyspieszyć, czasami muszę nawet zwolnić, psycha mi siada, słabnę i zrób coś z tym. Znam siebie, dużo trenowałam i obserwowałam siebie, wiem dobrze, że teraz moje ciało zaczyna się buntować… Zapytał mi się czy jadłam dobrze. Tak, jadłam. Ok. Biegniemy. I Nagle wybuchły we mnie wszystkie komórki radości: Maciej na trasie! Stoi w jednym ręku trzyma piwo, drugą odkręca kapsel! Zimy Lech! [free] Maciej! PIWO! Obiecał, że będzie! czekał i był. Już zapomniałam o tym, dwa łyki wzięłam od razu a potem zachłannie trzeci! Maniac krzyczy, że taaaaki doping nie jest dozwolony. Ha ha ha ! zazdrośnik. Takiego piwa będzie duuużo na mecie za 12 km, to już blisko. I zaczęliśmy kolejny dość duży podbieg…

… Ciut zwolniliśmy. 31 odhaczony, 32 odzyskałam siły i na 33cim AAAAAA!!! Krzyknęłam w niebogłosy! Poczułam przeszywający ból w znajdujący swoje źródło w pięcie, a idący ku łydce z tyłu na tylny piszczel. Zaklnęłąm w powietrze [k.r.w.] jak to boli! Myślałam, że to Achilles, ale mimo bólu mogłam dalej biec. Gdyby mi poszedł Achilles to by było pozamiatane. Ale nie, to nie to, zwolniliśmy. Przez ten ból zapomniałam o rozcięgnie na chwilę, ale ciągle bolało. Zwolniliśmy. Nawet z bieg z górki był trudny, inni biegli jak szaleni, wyprzedzali nas a ja wyłam w głos. Ukradkiem otarłam łzy, zacisnęłam zęby i biegłam. Na poprzedniej pętli stała tam Jarka… teraz też ktoś tam za mną krzyczał… ale ja nie wiem kto… zaczęły mnie chwytać malutkie skurcze. Starałam się ich nie zauważać. Przecież meta już tak blisko już czuć jest zapach… I ktoś pozdrowił mego Towarzysza, użył imienia Michał! No to po 35 km biegu dowiedziała się jak ma na imię. Michał odliczał kolejne kilometry, mówi ile zostało. Najpierw 9, potem siedem, ja mówię, że wolę 5 i 2 a reszta do sama pójdzie… i na 37 mówię, że kręci mi się w głowie, asfalt wibruje i zaczął mi świat zaczął mi falować, pić, pić, pić. Nadjadłam batona. Dołącza do nas inny biegacz, przedtem wesolutki teraz kiedy ja walczę, on się przypałętał i mówi że nie może: wkurzona wydobyłam z siebie dwa słowa: zamknij się. Spojrzeli się na siebie i cisza. Nareszcie. Uff. Ale nie cieszyłam się tym zbyt długo…

39 km Kościół, Michał mówi: Bóg Cię kocha! Wiem! spoglądam na transparent: wiem, że Bóg mnie kocha. Tylko dlatego tu jestem: bo mnie kocha i zesłał mi Anioła. Patrzę na Niego a On się uśmiecha. Proszę, pójdźmy kilka metrów ostrym marszem, podyktuj tempo. Michał maszeruje ostro. Ja za nim. Wymachuję rękoma bardzo ostro ale marsz mnie bardziej boli niż bieg. Powtarzam sobie: nie mam tej nogi, nie jest mi potrzebna. Przebiegliśmy Most Rocha. Przed nami Polibuda. Obiecał Gallowey’a. Skręcamy w prawo Berdychowo. Pęka 40 km. Szkoda mi zwalniać. Do mety tak blisko. Witać ją w oddali. Walczę z sobą. Przebiegamy Jana Pawła II, zaczynamy 41 km.
Od 2011-10-16 12 Poznań Maraton Poznań

Zmęczenie mięśni daje o sobie znać coraz bardziej. I nagle widzę Piotrka! Piotrek nie zatrzymuj się. Na treningach śmiał się z mojego żółwiego tempa więc pomyślałam, że trzeba pomóc Chłopakowi:) zmotywować! Piotrek chodź z nami na Galloway’a :) Galloway - to magiczne słowo podziałało. Piotrek poderwał tyłek. Potem od latarni do latarni. Pyknął 41 km. Do Wiankowej Galloway a potem trucht i powoli się rozkręcamy. Tam Wiechu szalał nadal… A finisz to finisz. I Michał odlicza: 750 metrów, dacie radę! 500 metrów! Ja krzyczę do Piotrka by nie zwalniał bo to blisko! Wanda na trasie ! robi foto! I znów kilka łatwiejszych metrów… I nagle … no nie! wyprzedza mnie Rafał Rozwadowski! Skandal ! On nie może być szybciej i wydarłam do przodu… trochę zwolniłam na zbiegu, bo nie czułam już lewej nogi, obawiałam się upadku a przede mną wrzawa na mecie, głos komentatora i ostatnia prosta: Nagle wszystko przycichło słyszałam tylko bicie swojego serca a w oddali widziałam zmieniające się cyferki na zegarze i pobiegłam do utraty tchu. Wszystko dookoła było nieme i mało ważne. Miałam mieć swój finisz… miałam finisz ze snów. Miało być bez łez… były łzy, dużo łez … ze szczęścia.

I mam przykład jak daleko jest od nienawiści do miłości: 42,195 :)

Na zdjęciu mój Anioł.

P.S. potem przyszedł sms :)czas netto 4:15:01 brutto 4:16:24


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


snipster (2011-10-17,14:25): Brawo Szefowa, dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą :) potrzebny był ci na trasie ktoś, kto odwróci uwagę od twoich własnych myśli ;) Gratulację :)
jacdzi (2011-10-17,14:27): A duzo masz powodow/grzechow do zalowania? A piwo jako jako izotonik w czasie biegu to dla mnie cos nowego, moze sprobuje.
snail (2011-10-17,14:46): Z tym Aniołem to bym nie przesadzał, mogę być najwyżej upierdliwym, osobistym pacemakerem ;-)) Cieszę się, że walczyłaś do końca i nie odpuściłaś choć widziałem, że nie było łatwo. Sukces zrodzony w bólach ponoć smakuje lepiej, jeszcze raz gratuluję :-)
golon (2011-10-17,16:39): gratuluje AGA !! wiedziałem byłem tego pewny że dasz radę :) jesteś WIELKA ! maratończyka się poznaje po tym nie jak zaczyna lecz jak kończy a TY super ukończyłaś pobiegłaś ! :)
sugar32 (2011-10-18,10:21): Brawo Aga!!Takiego anioła to tylko pozazdrościć(czas rewelacja!!)
Marysieńka (2011-10-18,19:00): Fajnie mieć ..takiego anioła. Doskonale wiem co znaczy "walczyć" z trasą i z bólem:)) Gratki:))
tdrapella (2011-10-18,20:06): Eh... co ja tu mogę napisać... Fajnie się to czyta, ale strasznie się żałuje, że się tam nie było... Jeszcze raz gratulacje
golon (2011-10-19,12:04): Aga jeszcze raz wielkie gratki ! jesteś znakomita ! tak 3maj :) dzięki za wspaniały cudowny weekend :) za sobotni wieczór z Piterem i Snipim :)







 Ostatnio zalogowani
jaro109
10:11
dejwid13
09:52
Wojciech
09:51
Januszz
09:27
Gapiński Łukasz
09:27
waldekstepien@wp.pl
09:27
marswi60
09:17
conditor
09:10
rdz86
08:58
runner
08:48
Romin
08:40
TomekSz
08:34
Jorgen P..
08:21
Admirał
08:19
Stonechip
08:12
jarecki112
07:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |