Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

27 maja 2013, 20:44, 1501/267260Igor Błachut
Marcin Świerc: nie lubię być na świeczniku

LINK 1: STRONA INTERNETOWA MARCINA ŚWIERCA



      

Z Marcinem Świercem, zawodnikiem teamy Salomon Suunto i najlepszym polskim biegaczem ultra, rozmawia Igor Błachut.

I.B. - Jest tuż po południu, nie muszę więc chyba nawet pytać, czy dzisiaj już biegałeś?

M.Ś. - Biegałem... To tak do końca nie jest oczywiste, bo mam cały czas drobne problemy z kontuzją. To się pojawiło już przed Transvulcanią – bóle w kolanie...

Potem było lepiej, sam bieg bez większych kłopotów, ale teraz znowu się odezwało i coś czuję. No, ale trenować trzeba.


I.B. - Twoje podejście do treningu każe z rezerwą traktować Twoje własne słowa, że uważasz się za amatora.

M.Ś. - Ludzie różnie to oceniają, ja tak naprawdę uważam się za pasjonata. Bo zawodowiec – to za dużo powiedziane...

I.B. - Gdzie tkwi różnica?

M.Ś. - Przede wszystkim w podejściu do biegania i możliwości wykonywania treningu, czyli niby uprawiania tego zawodu. Ci najlepsi, najbardziej znani zawodnicy, zwykle zapraszani są na duże biegowe imprezy dwa tygodnie wcześniej.

Tam sobie trenują, przygotowują się do startu. W innych krajach biegacz ultra jest na świeczniku - Kilian, Scott Jurek czy Krupicka, w naszym kraju na świeczniku są piłkarze…to boli. Także czołówka teamu Salomona była ostatnio przez dwa tygodnie na treningu wysokościowych w Stanach Zjednoczonych. Zawodowcy nie muszą się więc martwić o takie rzeczy – ja na trenowanie na wysokości na ogół nie mam za wielkich szans.

Ich życie sportowe jest skupione na najważniejszych imprezach – jeżdżą z imprezy na imprezę (patrz Kilian –wygrywa Transvulcanię a wczoraj wygrał Zegama maraton – kolejne zawody z cyklu pucharu świata). Ja teraz się przygotowuję do mistrzostw świata w biegach górskich, które odbędą się w Szklarskiej Porębie. Coś tam sobie trenuję, więc nie ma co narzekać. Byle tylko zdrowie było.


I.B. - Twoje życie kręci się wokół biegania. Ciekawe, co byś robił, gdybyś się tym nie zajął kiedyś?

M.Ś. - Nie wiem... Chociaż tak naprawdę, to zacząłem dosyć późno. Bieganie w klubie zacząłem w wieku 16-17 lat. To były zajęcia lekkoatletyczne, ale można powiedzieć, że wiek juniora to raczej przespałem.

To nie był zresztą taki bardzo profesjonalny trening. Po raz pierwszy na tartanowej bieżni miałem okazję biegać w wieku 21 lat – więc to najlepszy dowód, że trudno, żeby coś w tej lekkiej zdziałał. Już wtedy zacząłem się zastanawiać sam, jak sobie lepiej ten trening układać. Z taką też myślą poszedłem na studia – czyli AWF – żeby więcej dowiedzieć się o trenowaniu, jak to dobrze robić. Czyli dosyć późno się to zaczęło; w tym wieku to już raczej jest pozamiatane z wyczynem.

Z czasem coraz bardziej wchodziłem w biegi długie. Trudne, górskie dystanse. Pewnie zadecydowały o tym predyspozycje – ja sam uważam, że jestem jak skrzyżowanie konia z pociągiem, taki wół pociągowy. Mogę długo i dość mocno biegać.


I.B. - Same predyspozycje jednak nie wystarczą?

M.Ś. - Tak, ale tu też trzeba obalić pewne mity. Niektórzy myślą, że robię na treningach po 40 kilometrów dziennie. A ta praca treningowa nie jest prosta; trzeba to wszystko przecież jakoś wpleść w życie. Więc biegam mniej, co nie znaczy, że jest to trening lżejszy. A tak naprawdę to regeneracja jest nawet ważniejsza od samego treningu, więc trzeba jeszcze znaleźć czas na odpoczynek.

I.B. - No i na pracę jakąś?

M.Ś. - W sumie to całe moje życie kręci się wokół sportu. Prowadzę zawodników, organizuję treningi, obozy... Inne pasje, o ile można tak powiedzieć, też związane są ze sportem – jazda na rowerze na przykład.

I.B. - Nie boisz się, że kiedyś Ci się to bieganie przeje?

M.Ś. - Kiedyś sam próbowałem sobie wyobrazić, co by było bez biegania. I nie bardzo potrafiłem znaleźć odpowiedź. Zresztą – wiadomo, że nie jest z tym łatwo. Próbowałem znaleźć „normalną” pracę w swoim zawodzie, jako nauczyciel wychowania fizycznego – i nie udało się.

Perspektywy nie są nadzwyczajne, jak wiadomo... Do biegów ultra, na szczęście, nikt mnie nie zmusza. Inaczej to zupełnie nie miałoby sensu. A tak, to jest po prostu frajda – pojechać w jakieś ciekawe miejsce, podpatrzeć, jak trenują najlepsi, potem próbować się z nimi zmierzyć. Tak, jak będziemy próbowali z Piotrkiem Hercogiem na Trans-Alpine w tym roku. Powalczymy, zobaczymy...


I.B. - Gdzieś w tym wszystkim uciekasz z odpowiedzią o „normalne”, cywilne życie.

M.Ś. - No tak... ale moim zdaniem, każdy „ultras” to trochę samotnik. Poza tym, ja w ogóle nie lubię być na świeczniku i opowiadać o sobie. Czasami dobrze jest uciec gdzieś w te góry i trochę się schować. Ale, z drugiej strony, ważny jest złoty środek, żeby nie zaniedbać osobistych relacji. I dlatego fajnie jest samemu biegać, ale dobrze też po tych startach i treningach wrócić do domu.

I.B. - Dziękuję za wywiad i zapraszam na Twoją stronę itnernetową www.marcinswierc.pl

M.Ś. - Dziękuję i do zobaczenia.

Komentarze czytelników - 3podyskutuj o tym 
 

wojtek kasiń

Autor: wojtek kasiński, 2013-05-27, 23:21 napisał/-a:
Marcin,uważaj na to kolano.
Daj się zbadać jakiemuś dobremu ortopedzie.
Jak nie znajdziesz takiego to kogoś załatwię.Wiesz,najlepszy biegacz wśród lekarzy na dystansie do półmaratonu jest ortopedą i mieszka w Katowicach.w sumie niedaleko od Opola :))
Gorąco kibicuję i pozdrawiam Ci,Wojtek.

 

natalia0101

Autor: natalia0101, 2013-05-28, 07:49 napisał/-a:
A najlepszym biegającym lekarzem ultra jest mój kolega Wojtek ;) Pozdrawiam ;)

 

henry

Autor: henry, 2013-05-29, 11:56 napisał/-a:
Jeśli jest napisane najlepszy polski biegacz ultra to powinno być wyraźnie zaznaczone od Biegów górskich.

 


















 Ostatnio zalogowani
SantiaGO85
23:41
lordedward
23:25
kos 88
23:00
rokon
22:41
ryba
22:19
Andrzej_777
22:04
Artur z Błonia
21:53
perdek
21:43
knapu1521
21:21
Leonidas1974
20:59
42.195
20:52
Lektor443
20:52
maciekc72
20:46
marczy
20:42
Wojtek23
20:38
entony52
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |