Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

biegofanka
Renata Sieradzka
¦widnica ¦l.

Ostatnio zalogowany
2020-02-15,22:14
Przeczytano: 245/1010231 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/1

Twoja ocena:brak


Moje pierwsze 110 km...
Autor: Renata Sieradzka
Data : 2016-08-05

Przed…
Kiedy rok temu wzbraniałam się przed zapisaniem się w tym roku na Rzeźnika, bo miałam inny priorytet, mianowicie napisanie i obronę pracy magisterskiej w lipcu tego roku (obroniłam się 8 lipca), nie sądziłam jeszcze, że zapiszę się na 110 km… A jednak? Była to decyzja, jak większość moich, spontaniczna, a jednocześnie przemyślana. Chciałam spróbować, jak biega się nocą, jak mój organizm zachowa się po nieprzespanej, biegowej nocy i w ogóle gdzie jest granica mojej fizycznej wytrzymałości… psychicznie jestem mocna, to wiem. W weekend przedstartowy przeanalizowałam swoje możliwości dobiegania na poszczególne punkty i założyłam realny dla mnie cel przebiegnięcia całego dystansu między 20 a 22 godziny.

Dzień startu… piątek, 22 lipca 2016
Wzięłam ten jeden dzień urlopu, bo przecież muszę się zorganizować, spakować i dojechać. Dzień wcześniej znowu „zabawiłam” w pracy 12 godzin. Byłam wykończona psychicznie ale cieszyłam się już na to, że przynajmniej będę miała „wolną” głowę, gdy będę biegła. Skierowałam wszystkie moje myśli na spakowanie się, żeby nie zapomnieć o niezbędnych dla mnie rzeczach na bieg, choć wiele tego nie było. Nie bałam się, przez ostatni czas wiele razy powtarzałam sobie i innym, że traktuję ten bieg, jak przygodę, jak niewiadomą, ale cieszę się na nią. Ok godz. 13-tej wyjechałam do kwatery za Lądkiem Zdroju (po drodze w Lądku odebrałam pakiet startowy), gdzie miałam zarezerwowany nocleg z soboty na niedzielę przez moją towarzyszkę biegu. Nikt mi nie towarzyszył (mąż miał pilne zajęcie), ale przyzwyczaiłam się już do tego. Może to i dobrze, mogłam pobyć sama ze swoimi myślami (co lubię). Na miejscu szybkie przebranie się, zapchanie plecaka, włożenie przygotowanych wcześniej rzeczy do worka na przepak i byłam gotowa do startu (przez moje zorganizowanie zajęło mi to niewiele czasu). Pojechałyśmy na start do Kudowy Zdroju samochodem (koleżanka stwierdziła, że po co jechać podstawionym z Lądka autobusem, jak możemy zostać podwiezione).

Tak uśmiecha się ktoś, kto właśnie pokonał bieg górski na dystansie 110 km


Start…
15 minut do startu, czekamy już w strefie startowej i nagle widzimy kobietę, która wbiegła na punkt (był przy naszym starcie) w biegu na 240 km (bohaterka!). Widząc, jak już wyglądała po pokonaniu 130 km, stwierdziłyśmy wspólnie, że tak długi dystans, to jednak zbyt wyczerpujący wysiłek dla organizmu… nam wystarczy ten, który właśnie zamierzamy pokonać. Sprawdziłam potem w wynikach, Ola niestety, drugi raz z rzędu, nie ukończyła tego biegu… szkoda, ale została sklasyfikowana na 130 km. O godz. 20.00 wystartowaliśmy.

Co było na trasie…
Przeżycie, najważniejsze było przeżycie tego biegu, przeżycie przygody, przeżycie nocy, przeżycie dnia… najzwyklejsze przeżycie. Polecam wszystkim, którzy chcą uwolnić umysł od jakichkolwiek codziennych spraw, stresu umysłu (bezsensownego, jak się okazuje w czasie takiej przygody, stresu). Rozumiem tych, co samotnie długo biegają… Choć biegłyśmy we dwie, a potem w nocy w czwórkę (przyłączyło się do nas dwóch młodych biegaczy) i choć ktoś coś mówił, to były często chwile, gdzie zostawałam sama z myślami (i właśnie w trzech takich momentach zbiegliśmy z trasy, bo tylko ja byłam wyczulona na punkcie obserwowania taśm i strzałek, na szczęście były każdorazowo do nadrobienia tylko niedługie odcinki dzięki szybkiemu refleksowi, łącznie na ok. 45 min. straty). To było to, czego potrzebowałam, ale ogólnie w nocy nie chciałabym sama biec, stwierdziłam, że chyba „umarłabym ze strachu”.

Pozytywne strony nocy: przyjemna pogoda (księżyc przyświecał, jak wybiegaliśmy z lasu), cisza i skupienie; negatywne strony: zbiegi, na których nie można się było rozpędzić z powodu ograniczonej widoczności, choć przyświecały czołówki i brak możności obserwowania przyrody (nie mam kociego wzroku). Szczeliniec okazał się dla mnie też najbardziej wymagający w całym biegu, najbardziej mnie zmęczył a zejście między skałami nocą uważam za niezbyt przyjemne, zupełnie inne przeżycie, jak swego czasu wycieczki w GS w dzień. Ten fragment biegu najbardziej odczułam. W każdym razie parliśmy dalej do przodu. Ustaliłyśmy z koleżanką, że na punktach odżywczych zatrzymujemy się tylko po to, aby coś zjeść, uzupełnić płyny i biegniemy dalej. Tak też robiłyśmy. Uwierzycie, że na całej trasie nie siadałam w ogóle, na punktach stałam poruszając ciągle nogami, bo myślałam, że jak usiądę, to nie będzie już mi się chciało wstać. Nawet na przepaku na ok. 73 km jadłam rosół na stojąco.

Kijków nie wzięłam z przepaku, choć je spakowałam, bo nie nauczyłam się z nimi chodzić. Za Bardem, jak wspinaliśmy się na Górę Bardzką (Kalwarię), śmiałam się mijając stacje drogi krzyżowej, że organizator celowo tę drogę wyznaczył, że rzeczywiście brakowało mi tylko drogi krzyżowej przy tym zmęczeniu. Od ok. 40 km zaczęłam odczuwać stawy skokowe, ale nie przejmowałam się nimi aż do ok. 90 km, kiedy to zaczęłam poważnie myśleć, że rozwaliłam je sobie. Myślałam tylko o tym, żeby usiąść ale oczywiście wzbraniałam się. Ogólnie czułam się bardzo dobrze, tylko ten ból…Koleżanka zmagała się z bólem stopy od ok. 30 km. Otrząsnęłam się z letargu, jak zobaczyłam biegaczy ze złotego maratonu (zaczęły się zbiegać nasze trasy) i ostałam „kopa”. Jeden z biegaczy krzyknął, że punkt odżywczy już blisko i zaczął się zbieg, oczywiście pobiegłam, za mną kolega, który nam towarzyszył od nocy, drugi został wcześniej w tyle. Na punkcie orzeźwiłam się i byłam już spokojna, że zostało tylko 12 km do mety, w tym ostatnie 7 km zbiegu.

Było to jednak prawie 5 km w pełnym słońcu, bez osłony drzew, za to ostatni zbieg był mój… spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że jak „polecimy”, zmieścimy się przed upływem 22 godz. Stawy skokowe „nawalały” a ja śpiewałam wymyślając słowa, dopingujące kawałki, żeby dobiec do mety. Biegłam „siłą woli”, dopingując kolegę, który „męczył się” już bardzo, zgarnęłam po drodze biegaczkę (bieg na 65 km), żeby dobiegła w limicie, jeszcze jedną parę po drodze i ciągle coś mówiłam, śpiewałam. Byłam szczęśliwa, bo wiedziałam, że za chwilę będę na mecie 110 km, wow! Jak pomyślę, jak lekko wbiegłam na metę, to nie mogę uwierzyć; czas: 21:49:11. Za metą, kiedy już spokojnie stałam, uświadomiłam sobie, że moje stawy skokowe jednak są całe, w ogóle to już dobrze się czuję, ale oczywiście nie dochodziło jeszcze do mnie, że pokonałam ten dystans.

Po…
Pojechaliśmy do pensjonatu, gdzie nocowałam. W końcu wzięłam upragniony prysznic i stwierdziłam, że nie mam żadnych otarć, buty świetnie się spisały, plecak też, mam piękne stopy bez ani jednego pęcherza czy zdarcia, ramiona też nie mają śladów po noszeniu plecaka. Idealnie. Jedząc kolację wypiliśmy z koleżanką i jej rodziną szampana z okazji pokonania dystansu, po godz. 22 poszłam spać. Rano o 08.00 już byłam na nogach, po czym zaczęłam znosić rzeczy do samochodu, żeby się trochę rozruszać i ku mojemu zadowoleniu okazało się, że zregenerowałam się w zawrotnym tempie. Nic mi już nie było, nogi nie pamiętały już chyba wysiłku z ostatniej doby. Nawet nie czułam zbytniego zmęczenia.

Spełniłam swoje kolejne marzenie. Myślałam dobiegając, że wystarczy mi ten jeden raz, że to jednak ogromny wysiłek, a co pomyślałam już w poniedziałek, siedząc w pracy? Oczywiście, napisałam do Marleny, że może pobiegniemy znowu za rok razem 110 km w lepszym czasie, że czas zacząć niedługo przygotowania. A o czym myślałam dzisiaj zbiegając ze Ślęży? Czy dałabym radę pokonać 240 km? Czy mój organizm jest w stanie wytrzymać taki wysiłek? Gdzie są granice mojej fizycznej wytrzymałości? Ziarnko zostało zasiane…

Szczególne podziękowania dla Marleny, mojej towarzyszki biegu, która mimo problemu ze stopą, ukończyła bieg (twarda kobieta) oraz dla biegacza Wojtka, który dobiegł ze mną do mety i Staszka, który w nocy „na wesoło” przerywał ciszę i który też ukończył ten dystans troszkę wolniej, spokojnie idąc do mety.



Komentarze czytelników - 15podyskutuj o tym 
 

biegofanka

Autor: biegofanka, 2016-08-09, 00:06 napisał/-a:
Marek, gratuluję ukończenia 110 z bardzo dobrym wynikiem:) znalazłam Cię;)

 

1katarzynka

Autor: 1katarzynka, 2016-08-09, 05:34 napisał/-a:
Gratulacje Renato,tylko że teraz masz już , przechlapane""jak wiadomo,pierwsza Setka to dopiero początek...to wciąga. Leciałam 130, no i ciekawa jestem drugiej części trasy. Do zobaczenia:)

 

biegofanka

Autor: biegofanka, 2016-08-09, 18:01 napisał/-a:
Kasiu, gratuluję 130!!!:)) tak, wessało mnie...;) czyli spotkamy się za rok na 230?:)

 

marek100384

Autor: marek100384, 2016-08-09, 19:38 napisał/-a:
Właśnie...apetyt rośnie w miarę... ale na 240km jeszcze się nie skuszę choć kusi. Prawdopodobnie 130km :)

 

biegofanka

Autor: biegofanka, 2016-08-09, 22:57 napisał/-a:
Kusi mnie 240 jednak, choć wiem,że to kosmos... ale zobaczę,jak potrenuje, na podjęcie decyzji jest czas...;)

 

zbyfek

Autor: zbigniewwalo1, 2016-08-11, 22:14 napisał/-a:
LINK: http://x

I na tym trzeba zakończyć ultra bo sobie zrobisz krzywdę.Masz ładne pieprzyki niech ktoś zauważy.Gdyby Lenin miał ładną żonę to byłby przy niej a nie tworzył filozofię marksizmu.Pozdrawiam!

 

biegofanka

Autor: biegofanka, 2016-08-11, 23:02 napisał/-a:
Nie należę do ryzykantow, choć lubię szybko prowadzić samochód i długo biegać:) jesli wystaruje, będzie to przemyslane:) pozdrawiam:)

 

zbyfek

Autor: zbigniewwalo1, 2016-08-11, 23:22 napisał/-a:
LINK: http://x

Głupi tego nie wymyślił baba z wozu koniom lżej.Na którym miejscu te 240 km chcesz przybiec,morze będę do czegoś przydatny.

 

zbyfek

Autor: zbigniewwalo1, 2016-08-12, 18:44 napisał/-a:
LINK: http://x

Ja bym proponował jak kobitka chce się przebiec na ultra jeszcze raz to trzeba zrobić zbiórkę,jak każdy da 10zł to mu włos z głowy nie spadnie.Trenera już ma do Szklarskiej Poręby blisko i co Wy na to.:)

 

biegofanka

Autor: biegofanka, 2016-08-12, 23:03 napisał/-a:
... w tym samym miejscu za rok;) Poradzę sobie, kobiety przecież w dzisiejszym świecie wyemancypowane;)

 



















 Ostatnio zalogowani
gpnowak
18:50
b@rtek
18:26
INVEST
18:22
jann
18:16
kubawsw
18:12
Henryk W.
18:12
Hieronim
17:59
przystan
17:39
kasjer
17:11
marczy
16:50
RobertLiderTeam
16:44
biegacz54
16:33
Citos
16:27
Darmon
16:14
mirotrans
16:11
42.195
16:05
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |