Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
156 / 292


2018-08-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
III Bieg Szlakiem Zabytków Kamienia Pomorskiego - wystartowałem dla medalu. Dwie statuetki zdobyte! (czytano: 1897 razy)

 

Nie planowałem udziału w tym biegu, ale jak zobaczyłem medal od razu się zapisałem. Co prawda dla medali i koszulek już nie biegam, bo mam ich tyle, że straciły dla mnie moc przyciągania. Czasem jednak zdarzy się coś wyjątkowego. I to coś się zdarzyło. Na rewersie medalu uwidoczniony został budynek w którym mieściło się Liceum Ogólnokształcące do którego chodziłem, więc musiałem mieć ten medal.

Tydzień treningowy przed startem: 3 dyszki, 2 szósteczki, 1 kilometr pływania, 10 km jazdy rowerem i dzień przerwy przed startem. Pierwsze i ostatnie 500 metrów starałem się pobiec jak najszybciej, bo brakuje mi szybkości, a nie chce mi się jej specjalnie trenować. Te szósteczki i dzień bez treningu to moje BPS.
Start w sobotę 4 sierpnia o godzinie 16, co było wyzwaniem, bo rzadko o tej porze startuję czy trenuję. Noc poprzedzającą bieg spędziłem w pracy, więc snu nie było. Sen zaplanowałem w sobotę rano. Przyjechałem z pracy koło 8 rano, dwie kromeczki chleba z miodem, kubek herbaty i położyłem się spać. Niestety jakoś nie mogłem zasnąć, ale przynajmniej poleżałem sobie. Tak piszę o tym śnie dużo, ale to jest bardzo ważna sprawa, mocno wpływająca na wyniki biegowe. Koło 12 zjadłem makaron z gulaszem. Niestety popełniłem błąd. Tego makaronu było za dużo, a czasu na strawienie trochę mało. Mogło to się skończyć bardzo nieprzyjemnie. Próbowałem naprawić ten błąd wypijając pół kubka herbaty (drugie pół wylałem). Okazało się później, że wszystko było OK, ale ryzyko było.
Przy ostatnim wyjeździe na morskie pływanie złapałem gumę w rowerze i jakoś nie udało mi się tego naprawić (trudności zakupowe). Wybrałem się więc na bieg busem. Mogłem samochodem, ale jakoś nie chciało mi się jechać po zatłoczonej drodze i później szukać miejsca do zaparkowania. Wyjazd 14:03. W busie spotkałem dwóch biegaczy, który mieli ten sam cel co ja. W trakcie jazdy porozmawialiśmy sobie trochę - jak biegacz z biegaczem, więc czas szybko leciał. Optymistycznie słońce przesłoniły chmury. Dojechaliśmy do Kamienia, wysiedliśmy na przystanku przy szpitalu, gdzie było bliżej do biura zawodów mieszczącego się w budynku SP 1, gdzie pracuje moja żona, a gdzie dawno temu chodziłem do liceum. Przeszedłem więc znowu trasę którą wielokrotnie pokonywałem. Doszliśmy do biura znajdującego się w sali gimnastycznej, odebraliśmy pakiety startowe. Numer startowy 111 z napisem oczywiście MARATON PO PLAŻY. Mufinkę, którą każdy dostawał oddałem jakiemuś chłopcu. Nie chciałem ryzykować sensacji żołądkowych, a trzymać na później w cieple nie było sensu. Posiedziałem trochę na sali, przysiadł się do mnie kolega ze Świnoujścia - Kazik. Przebrałem się, oddałem plecaczek do depozytu i udałem się na miejsce startu. Tutaj spotkałem oczywiście znajomych z którymi pogadało się trochę. Niestety słońce świeciło, ale od zalewu wiał optymistyczny wiaterek. Standardowa rozgrzewka i...

START
Włączam endomondo, a tutaj niespodzianka - pojawia się jakieś menu. Przecież nie stanę i nie będę klikał. Ruszyłem dosyć mocno. Tempo pierwszego kilometra gdzieś poniżej 4 minut. Biegniemy po różnej nawierzchni, sporo zakrętów. Na drugim kilometrze czuję, że nie mogę biec już tak szybko. Zwalniam, ale nie jakoś tragicznie. Wyprzedza mnie kilka osób, ale też nie jakieś tłumy. Trzeci i czwarty kilometr chyba najwolniejszy. Zbliża się meta. Staram się wydłużyć krok i dopędzić tych co mnie wyprzedzili. Nie jest to trudne, bo ja finiszuję, a niektórzy będą mieć jeszcze drugie 5 kilometrów. Ostatnia prosta do mety - po bruku i ostro pod górkę. Wreszcie...
META

Medal wręcza burmistrz Kamienia Pomorskiego. Czas - 20:43, taki mniej więcej jaki max mogłem uzyskać. Miejsce 24 na 125 startujących. Idę do biura zawodów, żeby wziąć rzeczy z depozytu. Wziąłem i wróciłem z powrotem. Poszedłem do ostatniego zakrętu do mety i kibicowałem znajomym, którzy kończyli dyszkę. Potem zjadłem zupkę pomidorową, którą organizatorzy przygotowali dla biegaczy i patrzyłem jak bity jest rekord Polski w jedzeniu arbuzów (800 kg w 1 godzinę). Jakoś mi się nie chciało uczestniczyć w tym wydarzeniu, bo po arbuzy była kolejka. Bardzo nie lubię czekać kolejce, jak nie muszę. Pokręciłem się koło mety żeby zobaczyć wyniki biegu. No i były wywieszone. Wynikało z nich zająłem 2 miejsce w kategorii, a przede mną nie zauważyłem nikogo z powiatu kamieńskiego, więc w klasyfikacji - mieszkańcy powiatu mogłem też liczyć na sukces (okazało się, że zająłem 1 miejsce w tej klasyfikacji). Tak więc trzeba było czekać na wręczenie nagród. Długo dosyć to trwało, ale się doczekałem. Stanąłem dwa razy na podium. Za 2 miejsce w kategorii K50 dostałem statuetkę - szklaną, okrągłą, z pięknie mieniącego się niebieskiego szkła. Za 1 miejsce w klasyfikacji mieszkańców powiatu kamieńskiego dostałem drugą statuetkę - szklaną, prostokątną, z takiego samego szkła, oraz torbę z odżywkami i kawą w płynie w buteleczkach (po dodaniu soku, z kostkami lodu - pyszne). Na koniec odbyło się losowanie nagród, w którym szczęścia nie miałem i trzeba było pomyśleć o powrocie. Jakoś nie znalazłem chętnego, żeby mnie podwiózł (za bardzo nie szukałem), więc musiałem spory kawałek się przejść. Dosyć szybko szedłem, a niepotrzebnie, bo musiałem trochę poczekać na busa, który odjeżdżał o 19:15. Jechał ze mną Kazik (też wybrał tę formę dojazdu), więc czas szybko minął i już Kołczewo.

Medal, dwie statuetki, numer startowy, smycz na klucze, to część trofeów przywiezionych z biegu:

hostowane

Podsumowując - czuję niedosyt. Bieg był jakiś taki drętwy w moim wykonaniu. Wysoka temperatura, dużo zakrętów, zmienna nawierzchnia, pofałdowana trasa może to trochę tłumaczyć. Jeśli chodzi o sukcesy "statuetkowe", to wynikały one głównie z tego, że były dwa biegi. Najlepsi w powiecie wystartowali na 10 km (trzech zdecydowanie lepszych), a i w mojej kategorii na dyszkę startowali lepsi ode mnie.

Największy sukces w mojej karierze biegowej, jeśli chodzi o trofea, a ja się jakoś nie cieszę za bardzo.






Zdjęcie - medal dla którego pobiegłem. W budynku uwidocznionym na rewersie mieściło się liceum do którego chodziłem w latach 1977 - 1981. Po lewej stronie była i jest sala gimnastyczna, gdzie miałem WF z panem Bogdanowiczem, na parterze historia z panem Masłowskim, na pierwszym piętrze fizyka z panem Czurakiem, wychowawcą mojej klasy. Po prawej - w piwnicy technika z panem Kołodziejczykiem, na parterze geografia z panią Roszak, na pierwszym piętrze aula w której pisałem maturę z polskiego i matematyki. Pośrodku - na parterze biologia, na pierwszym piętrze język rosyjski z panią Czuryłło. Pośrodku były drzwi, którymi wchodziło się do szkoły. Teraz już ich nie ma. Po prawej, niewidocznej stronie budynku, na parterze miałem polski z panią Janczaruk i matematykę z panią Rajnerowicz, a na pierwszym piętrze chemię. Kilkadziesiąt lat temu a jeszcze pamiętam. Jeśli chodzi o piętra, to jest to budynek z wysokim parterem i pierwszym piętrem (konsultowałem się z żoną jak to jest).

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


snipster (2018-08-06,09:46): medal ładny i zacnie wygląda ;]
Marco7776 (2018-08-07,16:36): Nagrody-nagrodami(Gratuluję :-) ale co za pamięć!







 Ostatnio zalogowani
s0uthHipHop
23:51
rdz86
23:34
soniksoniks
23:14
ula_s
22:54
mario1977
22:41
valdano73
22:29
ronan51
22:23
mieszek12a
22:12
gtriderxc
22:08
chris_cros
22:08
kostekmar
21:42
viesio
21:37
bobparis
21:37
jantor
21:23
aga74
21:23
zulek
21:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |