Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [5]  PRZYJAC. [12]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
yarek74
Pamiętnik internetowy
Biegać każdy może

Jarek K.
Urodzony: 1974----
Miejsce zamieszkania: Sosnowiec
2 / 8


2017-10-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Silesia Półmaraton 2017 (czytano: 2018 razy)

 

Silesia Półmaraton 2017 – finisz na bieżni nowo otwartego Stadionu Śląskiego... „Fajnie byłoby zrobić życiówkę na tym biegu” - taka myśl towarzyszyła mi podczas zapisywania się na bieg. Podczas wakacji i cotygodniowych wybiegań stwierdziłem jednak że na bicie życiówki na pagórkowatej trasie „Silesii” to jednak jeszcze nie czas. Pobiegnę oczywiście starając poprawić się wynik z zeszłorocznej „Silesii” ale na życiówkę przyjdzie raczej poczekać do wiosny i Dąbrowskiego Półmaratonu.
Pod koniec sierpnia i z początkiem września odpuściłem nieco bieganie na rzecz roweru. Potem otwarli mi rzut beretem od domu klub fitness więc postanowiłem się zapisać i popróbować sił pod dachem, tym bardziej że pogoda nie zachęcała do dłuższego przebywania na dworze. Wrzesień to zaledwie kilka krótkich biegów plenerowych i bieżnia – łącznie ledwo 50km. Tydzień przed Silesią postanowiłem zrobić mocniejszy trening w plenerze – to 12km dało mi w kość, na drugi dzień obudziłem się z potwornym bólem pleców. Szlag by to! Tydzień przed startem... tabletki, maść na ból pleców – chwilowa ulga, na drugi dzień to samo. Czuję że do startu nie przejdzie. Szybka korekta ambitnych planów ze złamania 1:52 na plan „byle do mety plecy wytrzymały”. W sumie bardziej bolały przy schylaniu niż chodzeniu więc może nie będzie źle -myślę sobie po cichu. Ból przy wiązaniu butów i zakładaniu skarpetek, podczas siedzenia też ale jak chodzę to tragedii nie ma, no to może w 2h się zmieszczę jak nic się nie zmieni na gorsze ;)

Niedziela 01.10.2017 – dzień startu. Pobudka 6:30, lekkie śniadanko – jak zawsze dwie maślane bułeczki z dżemem, kawa i pora się zbierać. Plecy oczywiście dały o sobie znać podczas zakładania skarpetek i getrów. Ech... ciężkie jest życie biegacza. Jedni mówią że sport to zdrowie choć kolega z pracy zmodyfikował nieco to hasło na „sport jest dla zdrowych” - hmm... czyżby miał rację?

No nic to. Jedziemy pod stadion zostawić auto i podstawionym autobusem na start pod „Silesię”. Na parkingu spotykamy jeszcze Agę i Pawła i pakujemy się do autobusu. Wierni kibice w postaci Żony, Synka i Mamy pytają o której można się mnie spodziewać na stadionie, żeby wiedzieli kiedy mnie wypatrywać... hmmm... no skoro start jest o 10:30 to pewnie tak nieco przed 12:30 ale nie martwcie się jak będę później, bo nie wiadomo jak tam plecy dadzą radę, no i ogólny brak większego przygotowania.

Pod „Silesią” spotykamy grupę Harpaganów która przybyła kibicować oraz sporo znajomych osób którzy również przyjechali czy to kibicować, czy to pobiec na wybranym dystansie. W ostatniej chwili przed startem maratonu wypatrujemy jeszcze w tłumie biegaczy Isę i Irka więc szybko się witamy, życzymy sobie powodzenia i po starcie maratonu czekamy w grupie na nasz start. Na żartach rozmowach, cykaniu wspólnych fotek czas szybko płynie i już po chwili czas ustawiać się w strefach startowych.
W tłumie biegaczy odnajdujemy się z Rafałem i Sebkiem. W sumie każdy z nas pobiegnie swoim tempem, ja Rafałowi kroku nie dotrzymam bo ten wypruje i będzie gonił pewnie zająca na 1:30h ;) Sebek debiutuje na połówce, więc zobaczymy jak mi się pobiegnie, może dotrzymam mu towarzystwa chociaż przez pewien czas.

Ostatnie odliczanie do startu... 10... 9... (…) 3... 2... 1... POOOOOOSZLI! :)

Najpierw powoli, jak żółw ociężale,
ruszyła maszyna przed siebie ospale,
lecz zaraz za bramą startową skręcamy
i luźniej się robi i z lewej i z prawej
i biegu przyśpieszam i gnam coraz prędzej,
to adrenalina zaczyna mnie pędzić....
Hej! Hola, halo... już 4:40...
to w mojej głowie nie chce się mieścić.
I plecy nie bolą i nogi tuptają, tak to to, tak to to, tak to to tak...
Po ok 300-400m ochłonąłem nieco, przekalkulowałem swoje szanse na dobiegnięcie tym tempem do mety i widząc ciągle przed sobą Rafała, który planował złamać 1:40 zwolniłem do rozsądnego tempa 5:10-5:15 widząc zbliżający się już podbieg pod ul. Olimpijską.
Stawka zaczęła się rozciągać, biegło się dosyć komfortowo. Pomimo 3000 biegaczy na trasie nie było tłoczno i rozpychania się łokciami. Po pierwszym stromym zbiegu „doczepiłem” się za dwójką osób które biegły równo w tempie ok 5:10 i tak do pierwszego punktu z wodą na którym gdzieś mi się zgubili. Potem starałem się biec własnym rytmem, nieco zwalniać na podbiegach a nadrabiać na zbiegach. Dziewiąty km – punkt z wodą, wg planu czas na pierwszy żel, spokojnie uzupełnić płyny i dalej w drogę. Na Dąbrówce widzę kolejnego kibica z naszych Harpaganów – Damian cyka foty, przybijamy piątkę i lecimy dalej jak na skrzydłach, na 11-12km spotykam kolejnego znajomego fotografa – Tomka, który jak go mijam przypomina mi, że miałem krzyknąć jak będę biegł żeby mnie uchwycił w kadrze. Wydobywam z siebie ni to śmiech ni to krzyk, i mina którą przy tym robię zostaje uwieczniona na zdjęciu HAHAHA :D Będzie z czego się śmiać :D
Zbliżając się do 15km słyszę że dochodzi mnie z tyłu jakaś liczniejsza grupka i powoli się zbliża. Łykam drugiego żela porywam kubek z wodą i... kurde, ciężko coś żela popić, trzeba poprawić jeszcze jednym kubeczkiem. Szybki łyk, płuczę usta i lecę dalej, tempo trochę spadło i mija mnie grupa z zającem na 1:50h. Trochę wybiłem się z rytmu na tym punkcie z wodą ale widzę że baloniki pacemakerki na 1:50h cały czas są jakieś 100-150m przede mną. Myślę sobie, nie jest źle, jest w takim razie szansa jednak na dobry wynik. Może 1:52h uda się złamać i poprawić wynik z zeszłego roku. Po 17km w miejscu gdzie trasa zawija w taki sposób że mija się na przeciwległym pasie biegaczy którzy wbiegają już do Parku Śląskiego, widzę znajome baloniki. Krzyczę tylko do nich z uśmiechem „Balonik! Zaczekajcie!” :) i zaczynam kalkulować, że pacemakerzy zazwyczaj starają się utrzymywać stałe tempo niezależnie czy jest zbieg czy podbieg a nas czeka dłuższy zbieg - ok 2km. To coś dla mnie! Widzę że jest szansa do nich dojść jeszcze przed stadionem. Na 18km łapię jeszcze isotonic, łykam w biegu o mało się nie krztusząc i postanawiam postawić wszystko na jedną kartę i rzucić się w pogoń za pacemakerką - Dominiką :) 19km jest najszybszym moim km na trasie (4:43), na 20km dochodzę do baloników i postanawiam się trzymać tempo choćby nie wiem co bo złamanie 1:50h na połówce (i to na Silesii!) jest w zasięgu ręki.
Wybiegamy z alejki w parku i już widać stadion, tak blisko i jednak tak daleko... czuję że jeszcze chwila i złapie mnie skurcz, chyba nieco przeszarżowałem na tym zbiegu, nogi zmęczone ale czuję że serce się rwie do boju, mówię sobie „DASZ RADĘ”. Stadion już tuż, tuż ale jakieś ostatnie 200m przed stadionem to lekki podbieg, ludzie wzdłuż trasy dopingują, jakiś bębniarz nadaje rytm, walczę z tym aby nie złapał mnie skurcz, jeszcze chwila podbiegu i będzie płasko, stadion za jakieś 100m i.... i 300m po bieżni, podobno super bieżni, szybkiej bieżni... Nie ważne, byle dobiec przed balonikami na 1:50... nie no, mijają mnie przed samą bramą stadionową.... Haaaaa! Za bramą jest z górki i dopiero bieżnia, byle się nogi nie poplątały i skurcz nie złapał.... OGIEŃ!!! kilkanaście metrów w dół i bieżnia.... o Jeeeeezu! Przecież to jeszcze ponad 300m do mety! TRZYSTA METRÓW!!! Toż to przecież niemal 1/3km – to kaaaaaawał drogi! Ale niebieska bieżnia jest moim wybawieniem, wbiegając na nią poczułem że siły wracają, zapomniałem o walce ze skurczem, niebieska bieżnia mnie niesie, przyspieszam, niebieska bieżnia lubi niebieskich Harpaganów! Mijam kolejne osoby, jedną, drugą, trzecią.... jakaś grupka na łuku... kolejne pojedyncze osoby.... ale czad!!! Co mi tam, po zewnętrznej ich bo niesie mnie ta bieżnia do mety i do nowej życiówki!!! Chwilowe tempo 4:15... 4:05... 3:55... zegarek pika mi alarmem HRMAX > 100%, a niech sobie pika :p Wpadam na metę ledwo żywy, zmęczony, spragniony ale SZCZĘŚLIWY!!! Nowy rekord życiowy – półmaraton 1:49:47! JEAH!!!

Chyba trzeba skorygować plany na wiosnę co do dąbrowskiej połówki :)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Honda (2017-10-04,12:05): Ale pięknie... Pamiętam, jak pierwszy raz łamałam 1:50:00, wtedy udało mi się zrobić 1:49:58... dwie sekundy, a tak mnie uskrzydliły, że potem w innym biegu poprawiłam się jeszcze o 2 minuty ;) nie rezygnuj z marzeń, teraz 1:52:00 to będzie wolno :)







 Ostatnio zalogowani
Leno
13:22
kryz
12:59
CZARNA STRZAŁA
12:44
gpnowak
12:41
glowas
12:41
smszpyrka
12:39
panpanda
12:37
BOP55
12:32
arco75
12:31
kmajna
12:14
kolor70
12:09
marczy
11:57
StaryCop
11:43
tete
11:28
kostekmar
11:28
conditor
11:20
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |