Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [5]  PRZYJAC. [111]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
żiżi
Pamiętnik internetowy
Zmień swoje życie na lepsze :)

Angelina Woyczyńska
Urodzony: 19..-09-17
Miejsce zamieszkania: Leszno
331 / 369


2017-01-16

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Zimowy maraton:) (czytano: 484 razy)

 

Od czego tu zacząć?..że było świetnie?że chcę znowu?...
że się zakochałam w górskich -to już wiecie,że kocham zimę i śnieg-to chyba też,uwielbiam długie człapanie i jeśli wszystko to połączyć to jest to dla mnie istna mieszanka wybuchowa szczęścia biegowego :))).Dużo czasu na przygotowanie się do Zimowego Górskiego Maratonu Ślężańskiego nie miałam,ale zima,grudzień to czas nabijania kilometrów i to mi pasowało,tego potrzebowałam.Wybrałam ten bieg ,bo był najszybciej a ja nie chciałam czekać-taką miałam potrzebę biegania.
Treningi były na wyczucie,raz po raz wybierałam się na nasze pobliskie góreczki,w niedzielę dłuższe wybiegania....ale im bliżej startu tym bardziej się denerwowałam -czy to dla mnie ,czy już jest czas ,czy jestem na tyle zdrowa,ze mogę już pobiec maraton?..zawsze mogę przecież zejść z trasy ...śniło wam się kiedyś może,że nie zdążyliście na start?mi parę razy,ale nie myślałam,że może się sen spełnić:))).W przeddzień napadało śniegu,parę dni wcześniej odwilż,potem mrozik zapowiadały się trudne warunki na trasie.Można by skorzystać z raków....jak to przed startem -jeszcze szybciutko toaleta,ale u nas była taka kolejka,że zrezygnowałam(skoro Trus mogła na pustyni to ŚLęża myślę,że mi też wybaczy)...cóż muszę przyznać,że chyba lubię ryzyko bo podążaliśmy na start w ostatnich minutach,ale myslałam,że zdążymy....jakie moje było zdziwienie,gdy siedząc sobie,podczas ,gdy mężuś zakładał mi raki usłyszałam 3..2..1.. start...cholera poderwałam się ,rzuciłam-pieprzyć raki,założyłam szybko buta i pognałam na start....:)))...trzeba było się troszeczkę uspokoić-myśli krążyły w mojej głowie-będzie dobrze ,masz się bawić.Sam bieg był świetnie przygotowany,trasa otaśmowana-pomimo moich obaw -nie zabłądziłabym...punkty -nie mogłam niczego więcej sobie życzyć:cola(czy co tam było),rodzynki,żelki-czy potrzebuję czegoś więcej w tej chwili?no nie:)))....no i zupka pomidorowa,której żałowałam,ze nie skosztowałam,bo podczas drugiej pętli mój sobotni obiad(rosół) przekształcił się w pomidorową,której tak bardzo zapragnęłam:)).Nie było lekko...pierwsze 8,5 km w 1 i 15 minut????i tu na tym odcinku przeżyłam szok...korek?zator? jak kto woli,sznurek biegaczy do samego szczytu,pomiędzy widzę nawet kogoś z rowerem(!),o co kaman?.Okazało się,że za szczytem jest niebezpieczny odcinek ,dlatego tak to wolno idzie..straciłam tam 20 minut...ciepło ze mnie uleciało i dotarło do mnie jak mokro mam w butach..wrrrr.Tam miałam chyba kryzys,bo chciałam zrezygnować po pierwszej pętli...w mokrych skarpetkach,jeszcze ponad 30 km to nie mogło dobrze się skończyć.W tym momencie cieszyłam się,że mam ze sobą telefon,bo wpadłam na pomysł,że przebiorę skarpetki na mecie i pobiegnę dalej...jeden telefonik i mój skarb czekał na mnie ze skarpeteczkami-suchymi:))).Było mi dobrze:)))Cudownie:)))...2 pętla...luzniej na trasie,jestem zdana na siebie-ale podoba mi się,pepsi ,którą mam w plecaku myślę,że ratuje mi życie:))to był dobry pomysł.Zagaduję się myślami,obliczam sobie jak długo mi tu zejdzie...podczas krótkiej rozmowy z Darkiem wychodzi,że około 6 godzin-trochę długo myślę sobie.....ale biegnę,poznaję Igę,która biegnie z "gościami" na ramieniu,którzy jej mówią co ma robić w danym momencie(wiem,wiem),metoda marsz-bieg to nie dla mnie wiem,że może to się skończyć tym,że więcej pójdę niż pobiegnę,życzę powodzenia i sunę swoim wolnym tempem do przodu...doganiam następną parę-opowiadają o zeszłorocznych biegach,o upałach :)))31 kilometr,chcę punktu,w brzuchu mi burczy-jestem głodna!na 32 km jestem uratowana,pół kubeczka coli,parę żelków w kieszeń,kilka rodzynek i lecę dalej....kilometry mkną ,nawet nie wiem kiedy pika mój zegarek....zaczyna prószyć lekko śnieg...bajkowo...w mojej głowie cały czas wyliczanka,tempo moje jest coraz lepsze ,mój czas końcowy jest coraz lepszy....myślę sobie ,kurcze może uda sie poniżej 5:30 i w momencie ,gdy sobie o tym pomyślałam za zakrętem pojawia się dłuuuugi jak nie wiem co podbieg...ale przecież ja nie biegnę na rekord-nie daję się ,energicznym marszem rozprawiam się z górą i mknę do mety,42 kilometr czuję łzy w oczach ,lekki ścisk w gardle(tak to uczucie,że udało mi się),dzwonię do Darka,że kilometr do mety-zaskoczenie w Jego głosie-fajnie...nie dowierzam ,prawie 43 kilometry w nogach-euforia niesamowita..dla takich chwil warto mieć pasje i w tym momencie cieszę się,że zaczęłam biegać.
Już za metą wiedziałam,że będę chciała tu wrócić,że może będzie to rok maratonów,długich biegów...trzeba sobie urozmaicać..bieganie:))....na koniec-choć powinnam to dodać na początku-dziękuję wszystkim wolontariuszom,którzy stali na trasie...impreza godna polecenia!


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2017-01-17,08:50): dreszczyk emocji, trochę horroru a na deser euforia z pasji biegania. Skądś to znam :) Gratuluję!
żiżi (2017-01-17,10:04): Paulo,Ty zapewne większe emocje przeżywasz na tri..dziękuję:)
snipster (2017-01-17,14:23): zgadza się jeśli chodzi o suche skarpetki w zimie... zmiana z mokrych na suche jest jednym z lepszych doznań mentalnych niskiego szczebla ;) Gratki!
michu77 (2017-01-19,08:14): ech... dłuuuugie biegi ... Na ostatnią chwilę przed startem szukałem toalety, i znalazłem w tym schronisku tuż przy starcie :P Ledwo zdążyłem...
żiżi (2017-01-19,11:08): Dzięki Snipi:)
żiżi (2017-01-19,11:09): Wychodzi na to,że nie tylko ja zostawiam wszystko na ostatnią chwilę:)







 Ostatnio zalogowani
marianzielonka
22:56
mario1977
22:55
witul60
22:42
cierpliwy
22:03
Chudzik
21:58
Stonechip
21:43
przystan
21:41
Admirał
21:41
marekcross
21:36
Piotr Fitek
21:25
johnlyndon
21:24
Fred53
21:03
INVEST
20:59
jacek50
20:58
stanlej
20:43
rezerwa
20:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |