Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [6]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
insetto
Pamiętnik internetowy
Biegiem po zdrowie ;)

Marek
Urodzony: 1987-07-04
Miejsce zamieszkania: Świebodzin
27 / 48


2016-12-07

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Z mapą wśród zwierząt (czytano: 1674 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://sebawojc.blogspot.com/p/mapy.html



Wilga 2016. Drugi mój start w tej imprezie. Staje się dobrą marką, o czym świadczy wzrost frekwencji. W tym roku, tak jak w zeszłym, było bardzo pozytywnie. A że tym razem wziąłem jednak długie spodnie, to nawet bezkrwawo się obeszło. Za to zwierzaków było mrowie (i to wcale nie samych mrówek)! Ale po kolei...
Choć na zawody zapisałem się szybko, to z opłatą wpisowego czekałem dość długo. Brak czasu/sił na treningi i przymusowe ponad dwutygodniowe roztrenowanie w środku listopada wzbudziło we mnie nieufność względem własnej formy i zwątpienie w sens porywania się na TP25. Ale od dawna do tego startu namawiałem koleżankę z pracy - no i się zapisała. Więc też opłaciłem start. A co tam! Spacer po lesie zimową porą może być jeszcze ciekawszy niż bieg. ;)
Organizator na stronie napisał, że lasy, w których odbywać się ma rajd, jest bogaty w roślinność z kolcami. Uwaga specjalnie do mnie? Usłuchałem, wziąłem długie spodnie, zresztą i tak było zimnawo. Wyszło na plus, bo rany na nogach dużo mniejsze niż przed rokiem. Merci! Choć tych kolców wcale tak dużo nie było, zdaje się.
Start o 8:30. Jakoś się zagapiłem i myślałem, że jest o dziewiątej, choć podobno w przeddzień omawiając plany z koleżanką (dojeżdżającą osobno) mówiłem wyraźnie o 8:30... Dotarłem na miejsce po ósmej, ledwo zacząłem się przygotować do startu (poznali mnie w punkcie wydawania numerów! Zdziwiłem się), a już mapy były rozdawane i odbywała się odprawa. O rozgrzewce mogłem zapomnieć.
Liczba punktów zaskakująca. W zeszłym roku było ich na TP25 osiemnaście, teraz dwadzieścia sześć. Łącznie trzy mapy składowe, dwie do BnO i jedna "zwykła" (link do nich powyżej). Pierwsza do BnO była wspólna z TP10, pewnie dlatego była łatwiejsza. Punkty (w kolejności: 30-27-26-21-20) znajdywały się niemalże z marszu, zero problemów, cieszyliśmy się pamiętając nasze przygody na Olędrach. Ale tam mapa była nieco mniej aktualna... ;)
Przejście na dużą mapę, dość łatwo dotarliśmy do PK17, szesnastkę zostawiliśmy na powrót i pognaliśmy (tjjaaaa...) na północ ku drugiej mapie BnO. Początkowe punkty (1-3-5-7) były łatwe, niewielkie zagubienia nadrabialiśmy szczęściem i sokolim wzrokiem współbiegaczki. Dojście na ósemkę wydawało się proste, ale parę minut tam spędziliśmy, bo pomyliliśmy zbocze. Wybiegając z PK8 pierwszy raz spotkaliśmy jelenie, sztuk dwie. Biegły prosto na nas. A że to jednak spore zwierzątka, to słychać je było na zmrożonej ziemi całkiem wyraźnie. Nie wiedzieliśmy, co robić, na szczęście łania z młodym skręciły na czas i nas nie stratowały. Parę chwil później kolejna grupka, ale już chyba saren, nie pierwsza i nie ostatnia tego dnia. Też za takie spotkania kocham bieganie po lesie!
Po analizie mapy stwierdziliśmy, że dziewiątkę zostawiamy jednak na później, natomiast teraz lecimy na dwunastkę. Punkt prosty, za to dalej się zaczęło... Coś mi się pomieszało, jakieś chwilowe zaćmienie mnie dopadło, i od złej, zachodniej strony podeszliśmy do zbiornika wodnego (!). Stosunkowo szybko się na szczęście zorientowaliśmy, bo na drugim brzegu zamajaczyły ludzkie postacie. Ruszyliśmy w ich kierunku (oczywiście otaczając jeziorko, nie w bród), spotkaliśmy się, okazali się to starzy dobrzy znajomi, którzy stwierdzili, że z PK13 trzeba uważać, bo jest w krzakach. Na miejscu się okazało, że tych krzaków to chyba całe hektary tam były, weź znajdź punkt... Po paru(-nastu?) minutach błądzenia udało się. Dobieg do PK14 prosty, dojście do grobli też.
Tam piękne widoki. Jeziorko pokryte częściowo cienkim lodem, nad nim mgła, po lewej wysoki zalesiony brzeg, ślady śniegu. Ehhh... Tam się chciało siąść i zostać na dłużej. Ale nie można było. PK15 wzywał. Był tuż obok. ;)
Do PK11 trafiliśmy łatwo, tam nagle zgromadziło się sporo przedstawicieli Homo sapiens (właściwie to też zwierzaki, nie?). Bezpodstawnie nawiązując do Wrocławia nazwałem w duchu ten punkt miejscem spotkań. Było z kim zamienić parę słów. To kolejny plus BnO.
Na dziesiątkę szliśmy na azymut. Szczerze mówiąc (pisząc) prowadziłem na wyczucie i dość szybko przestałem się orientować, gdzie jesteśmy. Za to nagle rozległ się tętent kopyt i kilkanaście metrów od nas przebiegło spore stado jeleni, z dostojnym samcem na ... nie, nie na czele, gdzieś w środku biegł, ale zrobił piorunujące wrażenie. Szkoda, że czasu na zdjęcie nie było. To był chyba jeden z najfajniejszych momentów tegorocznego rajdu.
Ochłonęliśmy i musieliśmy dalej szukać punktu. Tradycyjnie, zgodnie z poznaną już rok wcześniej zasadą "głupi ma szczęście", weszliśmy niemal w punkt, wypatrzyła go towarzyszka. Podbiliśmy się, dalej z dziewiątką nie mieliśmy najmniejszego problemu.
Szóstka napsuła nam sporo krwi. Lampion był w dole, ale większym, niż myśleliśmy, i trochę koło niego krążyliśmy nieświadomi, że mamy go pod nosem. W końcu poszliśmy za jakimiś innymi startującymi – i oto lampion! W takich chwilach człowiek sam sobie wyrzuca ... niespostrzegawczość? Zagapienie się? Sam nie wiem. Ale smutno na sercu było.
PK4 był prosty, PK2 nieco mniej, ale też szybko się znalazł. Za to wyjście z dwójki i przejście na dużą mapę sprawiło trochę problemów (zachciało się na azymut biegać). Gdy kierowaliśmy się wzdłuż rowu na SE, w pewnym momencie usłyszeliśmy gdzieś blisko charakterystyczny dźwięk kopyt. Ale nic nie było widać, więc przeszliśmy dalej parę kroków i minęliśmy jakieś malutkie zarośla. Gdy się od nich oddaliliśmy na kilka metrów, wybiegł z nich dzik! Na szczęście w przeciwnym kierunku, nie chciał nas gonić. A szkoda, może to by nas zmotywowało do szybszego biegu. ;)
W tamtych chwilach pojawił się u mnie ból kolana, nieprzyjemny i znany sprzed lat. Ale do mety było daleko, trzeba było napierać. Na szczęście rozbieganie kolana pomagało, tyle że każde zatrzymanie się "zerowało" rozbieganie i znowu trzeba było się męczyć. Ból towarzyszył mi już do końca trasy. Może jednak za duży kilometraż jak na po tak długiej przerwie - i przeciążyłem kolano?
Kolejne punkty aż do mety, czyli PK16 na dużej mapie oraz 19-22-25-29 na BnO były banalne. Sarny wciąż przebiegały nam drogę. Wbiegając do Koźla usłyszeliśmy Endomondo informujące nas, że biegniemy już 5h27m. Pognaliśmy, by zdążyć w 5h30m, czyli do 14:00. Niestety, Endomondo się myliło. Czas na mecie: 5h35m. Kilometraż – ok. 30,5km.
Ale... okazało się, że koleżanka była trzecia w klasyfikacji kobiet! Warto było ją trochę motywować do szybszego biegu gdzieniegdzie. ;) Tym bardziej, że dziesięć minut po nas dotarła czwarta kobieta, czyli różnica niewielka. Super, świetny sukces jak na niemal debiutantkę (pierwszy start na BnO był na Olędrach). I, mam nadzieję, solidna motywacja do dalszych startów.
Ból kolana mocno utrudnił powrót do domu (unikałem używania sprzęgła jak ognia). Dziś już minął, ale na kolejny trening pójdę dopiero jutro. I chciałbym na dobre wrócić do biegania. Tyle że przydałoby się do tego więcej czasu. Zimą nie zawsze ma się chęć na trening po 23:00, gdy się wstaje o świcie.
Podsumowując, na Wildze 2016 bardzo mi się podobało. Atmosfera pozytywna, organizacja na dobrym poziomie, ciekawa trasa, sympatyczne tereny, piękne widoki, i te zwierzaki... No nic, trzeba zacisnąć zęby, olać zmęczenie i częściej biegać, by móc częściej i efektywniej startować. Ale myślę już o Śnieżnych Konwaliach. A co dalej – się okaże. Wciąż tli się chęć powrotu do korzeni – czyli startu na TP100 na HARPAGAN-ie. Nie byłem tam od niemal trzech lat. A to moja ulubiona impreza, nie tylko z sentymentu.
Jednak widzę, że oprócz kompasu powinienem więcej korzystać z miarki (w końcu po to jest wbudowana w kompas). Na drugiej mapie BnO dość późno się zorientowałem się, że skala jest inna niż na tej pierwszej... Zresztą nie pierwszy raz taką wpadkę zaliczyłem, pamiętam, że na sprincie BnO w marcu 2014 na Morasku właśnie przez takie zagapienie się wybiegłem nie wiadomo gdzie zamiast do pierwszego PK. ;)
A zatem – trzeba trenować i kondycję, i orientację. Powoli do przodu – i będzie dobrze.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


delfador (2016-12-10,23:04): No to najtrudniejsze rajdy jakie trafiła koleżanka :)
insetto (2016-12-28,12:04): delfador - niby tak, ale zawsze są w zanadrzu rajdy przygodowe. ;) Tak czy siak, fajne imprezy były, i już są w planach kolejne, oby równie dobre!







 Ostatnio zalogowani
Yatzaxx
21:52
ronan51
21:42
INVEST
21:28
zmierzymyczas.pl
21:21
romangla
21:00
tete
20:56
Stonechip
20:55
Admirał
20:52
42.195
20:29
entony52
20:24
Namor 13
20:06
golus3
20:05
TomekSz
19:52
StaryCop
19:36
KKFM
18:40
kubawsw
18:24
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |