Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
111 / 151


2016-08-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Hej, góral ... (czytano: 714 razy)

 

W zawodach wystartowało 115 osób, ale nie wszyscy naraz. Najpierw juniorki na dystansie 4 km z sumą podbiegów - 495 m. Potem seniorki na dystansie takim jak i my czyli 9,5 km. z sumą podbiegów - 935 m. i sumą zbiegów - 55 m. Dziesięć minut później juniorzy oraz juniorzy młodsi a następnie my, czyli seniorzy i wytyrani.
Bardzo mi to nie pasowało, bo był to bieg w ramach Mistrzostw Polski w Biegach Górskich w Międzygórzu, w związku z czym przyjechali spece od góralszczyzny, i kto zwróci uwagę na to, że ja, to tak przy okazji? Pomyślą, że taki słaby a pcha się między „zawodowców”. Do tego kobiety puścili wcześniej, co nie dawało mi szansy na dogonienie choćby jednej, a zawsze udawało mi się z jedną wygrać (kiedyś pechowa biegaczka miała rękę w gipsie, więc ją zostawiłem w tyle). I jeszcze ten junior, którego moje wprawne oko wypatrzyło jako „słabszy element”, z nadwagą, dającą mi nadzieję na lepszy czas, ale wystartował wcześniej. Seniorzy mieli kiedyś dłuższą trasę i startowali zawsze później, dzięki czemu któryś z nich mnie nie doganiał i udawało mi się trasy nie zamykać.
Moja grupa, czyli seniorzy i wytyrani liczyła ponad siedemdziesiąt osób.
Start, dwustumetrowy zbieg i pod górę. Na trzecim kilometrze biegłem równo z facetem, który miał swoich kibiców, bo mu brawo bili. Wyprzedził nas zawodnik a za nami pozostał już tylko jeden biegacz. Trzeci kilometr! Ludzie! Ten obok na pewno mnie później wyprzedzi a ten z tyłu pewnie tylko czeka na mój słaby punkt, czyli na pierwszą ścianę. Już obmyślałem jak będę się tłumaczył, że dobiegłem ostatni. Nie przyspieszę, bo to dopiero początek a najgorsze, czyli trzecia ściana, dopiero za pięć kilometrów.
No, ale zaczął się podbieg pod pierwszą ścianę. Znaczy się, marsz. Wszyscy przede mną (w zasięgu mego wzroku) szli wyprostowani a ja byłem pochylony, opierając ręce o kolana. Inna technika.
Wcześniej biegałem treningowo z kijkami i przy ostrych podejściach podpierałem się na nich a na terenie równym i na zbiegach trzymałem uniesione. Pozwalało mi to na mniej męczące trenowanie stromych podejść.
Tu kijków nie miałem, więc ręce były namiastką podpórek. Ściana, zamiast mnie sponiewierać, pozwoliła mi oderwać się od mojego towarzysza i wyprzedzić innego. Byłem czwarty od końca. Ale to dopiero trzy kilometry z groszami, więc się zbytnio nie cieszyłem. Kilkusetmetrowy podbieg i następna ściana. Tam zobaczyłem siedzącego na pniu juniora (tego z nadwagą), z którym przelotnie rozmawiam jakiś inny biegacz po angielsku. Młody okazał się być Turkiem, który pierwszy raz biegł pod taką górę. Trudno, wyprzedziłem go i trzech innych zawodników, którzy szli wyprostowani. A ja się podpierałem.
Tabliczka przy ścieżce pokazywała, że zostały nam jeszcze 4 km. Właśnie, tabliczki informowały ile zostało kilometrów do celu a nie ile było pokonanych. Fajne.
Około kilometra przed schroniskiem wyprzedziłem idącą panią. Ja truchtałem. Tu już byłem pewny, że nie będę ostatni i to mnie trzymało przy życiu, bo sobie przypomniałem, jak któregoś roku stwierdziłem, że to był jeden z najtrudniejszych moich biegów.
Przy schronisku kupa ludzi, turyści, kibice i zawodnicy powracający z mety na szczycie Śnieżnika. Łyk wody i ostatnia ściana.
Wyprzedził mnie jakiś trzydziestolatek ale ściana nie pozwalała mu na oddalenie się ode mnie. Gdy on biegł, to i ja biegłem, a gdy szedł, to i ja szedłem. Ale nieraz oszukiwałem i podbiegałem podczas jego marszu, co pozwoliło mi na zostawienie go nieznacznie z tyłu. A do mety niecały kilometr.
Powracający z mety zawodnicy dopingowali nas a niektórzy informowali ile mi zostało.
- Ostatnie dwieście metrów, dawaj, dawaj!
Po dwustu metrach ktoś inny:
- Jeszcze tylko sto pięćdziesiąt!
Co?
Wyprzedził mnie jakiś czterdziestolatek a przed nami jeszcze sześćdziesięciolatek. Planowałem ich dojść ale ostrożnie, bo siły były na wyczerpaniu i miałem mroczki w oczach, a bałem się, że ten ostniowyprzedzony mnie dogoni. Po tych 150 m. zobaczyłem w oddali metę i ruszyłem biegiem. Pech chciał, że ten przede mną też zaczął biec, na co ten przed nim również ruszył z kopyta. Ale ten za mną już pozostał w pamięci.
W rezultacie gorszy czas ode mnie miało jedenastu zawodników i chyba dwie zawodniczki. Hurraaa! A tak się bałem na początku, a na trzecim km. byłem załamany. Czas miałem o kilkanaście sekund lepszy niż dwa lata temu, to nieźle, tym bardziej, że samopoczucie miałem też lepsze.
Potem zbieg do schroniska, gdzie czekał na mnie depozyt, w którym miałem koszulkę na przebranie i picie w plecaczku, bo do samochodu w międzygórzu ładnych parę kilometrów, nawet na skróty. Postanowiłem biec, w ramach treningu do Wałbrzyskiego Półmaratonu. W połowie drogi nogi miałem jak z waty.
Przed zawodami zadzwoniła do mnie pani z Urzędu Gminy informując, że chce mi oddać 20 zł. które wpłaciłem na bieg, bo miejscowi nie płacą. To miłe. W poprzednim roku też nie płaciłem ale wiedziałem o tym z regulaminu a w tym roku takiego zapisu nie znalazłem. Do tego, w biurze, byłem najszybciej obsłużony w historii moich biegów, bez upominania się, z uśmiechem.
Aha, Turek był ostatni, grubo po mnie. Ale dotarł, a to najważniejsze.
Wiedziałem że na niego mogę liczyć.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2016-08-05,08:44): kilkunastu zawodników wyprzedzić na ponad setkę uczestników to już jest coś :) Znaczy się forma rośnie :)
andbo (2016-08-05,11:25): "...samopoczucie też miałem lepsze." - I o to w tym wszystkim chodzi. Powodzenia na trasie...
Hung (2016-08-05,14:53): Pawle, dziękuję. Formalnie, to moja forma fory ma.
Hung (2016-08-05,14:57): Andbo, no właśnie, o to w tym chodzi, że się na biegi z radością chodzi.
Varia (2016-08-06,08:08): Niby nie wynik się liczy, tylko udział, ale... tych za nami też się liczy :)
Hung (2016-08-06,15:33): Vario, najważniejszy jest udział, ale - chodź słowa piosenki mówią: "nie oglądaj się za siebie" - dobrze, gdy jest kogo (i na kogo) liczyć za plecami.







 Ostatnio zalogowani
lordedward
23:36
orzelek
23:20
kaes
23:10
kos 88
22:56
Gregorius
22:55
Fredo
22:52
Lektor443
22:46
farba
22:43
rdz86
22:43
lachu
22:38
soniksoniks
22:29
benfika
22:12
rolkarz
22:05
Yatzaxx
21:52
ronan51
21:42
INVEST
21:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |