Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [66]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna/Wałbrzych Podgórze
72 / 89


2016-03-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Trochę inne możliwości (czytano: 2256 razy)

 

Jest dopiero luty
Okruszek ma 2 i pół miesiąca
ja wciąż jakieś 7kg nadwagi.
Każdego dnia walczę ze sobą
i z grawitacją aby najpierw
wbić się we wciąż za ciasne legginsy sprzed ciąży
następnie wprawić swoje ciało w ruch
z pomocą psa zaprzęgowego
i ostatecznie wykonać trening jaki sobie zaplanowałam
Choć biegam od wielu lat
i kilkumiesięczna przerwa na ciążę i urodzenie dziecka
nie powinna zrobić na mnie większego wrażenia
to jednak ze zdumieniem stwierdzam fakt
że szalony galop jakim biegnę
to zaledwie 6min/km
i mimo że bardzo chciałabym
jeszcze trochę przycisnąć
moje tętno sygnalizuje mi alarmująco
że dawno weszłam już w swój trzeci zakres.
No cóż w życiu nie chodzi o to żeby było łatwiej.
Z tą myślą wracam z treningu zawsze zmordowana
i zadowolona z każdego wymęczonego kilometra.
Choć wydaje mi się że codziennie
wspinam się na własne wyżyny tego
co aktualnie jest dla mnie osiągalne
i tak kombinuję co jeszcze mogłabym zrobić
aby było lepiej.
No i znajduję
Jak spadać to wysokiego konia
jak trenować to najlepiej w Falenicy.
Zimowe Biegi Górskie już się wprawdzie zaczęły
ale oto w lutym szykują się 3 kolejne starty.
Nie zastanawiając się zbyt długo zapisuję się
na swój pierwszy bieg po ciąży.
Chwila zawahania i wybieram dystans 6.6 km
Jakoś to będzie myślę sobie.
Pierwszy start wyciska ze mnie siódme poty
Pierwsze kółko jeszcze jakoś leci
ale drugie kończę na rzęsach.
Choć wokół kibicujący znajomi
mobilizują mnie do walki na każdej górce
na ostatnie dwie nie starcza mi już pary w nogach
i w płucach.
Założenie aby pobiec każde kółko w 20 minut
okazuje się być dla mnie na razie nieosiągalne
Na metę wtaczam się pół żywa z czasem 41:23.
ale czuję że żyję.
Cieszę się jak dziecko z tego biegu
ze spotkań z ludźmi
jednak po powrocie do domu
karmię Okruszka
padam na łóżko
i również jak dziecko zasypiam wyczerpana.
Dzień później przeglądając zdjęcia
przekonuję się jak bezlitośnie falenicka górka
obnaża mnie zarówno
ze słabości jak i krągłości.
Wprost nie mogę uwierzyć
że TO co widzę na zdjęciach to ja.
Refleksja jest tylko jedna
odkładam na bok słodkości
i biorę się ostro do pracy
Następnym razem ma być szybciej i lżej.
Czasu jest niewiele
następny bieg w Falenicy już za dwa tygodnie
robię więc wszystko co w mojej mocy
aby ten czas wykorzystać jak najlepiej.
100 brzuszków dziennie to za mało
zaczynam więc robić 150
do tego wbieganie po schodach
siła na nogi, plecy i pośladki
a oprócz tego treningi biegowe 5razy w tygodniu.
Wśród nich oczywiście biegi z narastającą prędkością
interwały i oczywiście moja ulubiona terenowa zabawa biegowa.
Choć od czasów gdy 600m pętelkę z dwoma podbiegami
biegałam z palcem w d...
i uśmiechem na twarzy wiele się w moim życiu zmieniło
ani myślę się teraz poddawać.
Z tej "zabawy" radość ma muszę przyznać
tylko moja czworonożna przyjaciółka Zara
która podskakuje wokół mnie i szczeka
jakby chciała powiedzieć:
no co ty nie wygłupiaj się ścigajmy się do tamtego drzewa
Dziś niestety nie dam rady
trudno może jutro będzie lepszy dzień.
Jedna rzecz która mnie cieszy
to fakt że skręcona w grudniu kostka
wydaje się być już zregenerowana.
Ćwiczenia wzmacniające i poprawiające ruchomość
które wykonuję najwyraźniej przynoszą efekt.
Na wadze też jest optymistycznie
z każdym dniem nie tylko czuję się
ale i obiektywnie widzę że jestem coraz lżejsza.
Po dwóch tygodniach
pełna nadziei i obaw staję na starcie
kolejnego biegu w Falenicy lżejsza o 1,5kg.
Czuję że będzie lepiej
zastanawiam się tylko o ile.
Podbiegi jakby mniej mnie męczą
czuję zapas mocy w nogach
choć kondycyjnie wciąż jeszcze mogłabym trochę dotrenować.
Tym razem bez problemu udaje mi się wbiec
na każdą górkę i osiągam metę
z czasem o 2min lepszym 39:13
I wszystko byłoby dobrze gdyby całej zabawy nie psuł fakt
że pod koniec pierwszego kółka
zostaję wyprzedzona przez finiszującą 7 może 8 latkę
której wcześniej zwróciłam uwagę że bucik się jej rozwiązał.
Dziewczynka zatrzymała się
zawiązała buta
i z gracją wyprzedziła mnie na kolejnej górce.
Ta sytuacja uświadamia mi boleśnie
że jeszcze dużo oj dużo muszę dotrenować
aby być sobą sprzed
i najlepiej by było dla mnie
abym do tego czasu
przestała się rozglądać wokół i porównywać z innymi.
Tak robię
Z pokorą wracam na trochę mniejszą niż falenicka
górkę w Magdalence.
Idzie mi coraz lepiej lecz wiem że tym razem
do kolejnego startu mam tylko tydzień.
Postanawiam wykorzystać ten czas do maksimum.
w tygodniu robię trzy akcenty.
Mocny bieg z narastającą prędkością
dwusetki
oraz klasycznie małą zabawę biegową w terenie.
Świątek piątek wypoczywam
i z niepokojem oczekuję dnia następnego
W sobotę rano waga łazienkowa
pokazuje wyraźnie równe 58kg
co oznacza że przez ostatni tydzień tylko
schudłam o kolejny kilogram.
Jest dobrze
To będzie mój dzień - myślę sobie
i nie mylę się.
Już od pierwszej górki
widzę i czuję że to będzie dobry bieg.
Dosłownie połykam kolejne podbiegi
z uśmiechem na twarzy
w tle słysząc głośny doping
mojej Szybszej Połowy.
Tym razem nie jestem wyprzedzana
lecz to ja wyprzedzam innych biegaczy
w pełnym przekroju kategorii wiekowych.
Przed ostatnią górką widząc jak dobry mam czas
przyspieszam by wycisnąć z tego maxa
Z żyłą na czole i miną jak z horroru wbiegam na metę
i padam zaraz za nią.
Na czworakach dłuższą chwilę łapię oddech
i odbieram gratulacje od swojej przyjaciółki
takiej jak ja Kociary z Duszą Wilczycy
Patrząc na zegarek próbuję uwierzyć w swój wynik
36:58! Poprawa o kolejne 2 min.
A w ciągu ostatnich 3 tygodni o 4 i pół.
Jednak opłaca się ciężko pracować
W tym momencie słyszę troskliwy głos pana stojącego obok
- Po takim wysiłku najlepiej się nie kłaść pionizacja jest wskazana
- A widział Pan kiedyś Justynę Kowalczyk na mecie? - pytam podnosząc głowę pana który mi nie
wygląda na biegacza
- noo Justyna Kowalczyk to co innego
- widzi Pan ja dzisiaj zrobiłam dokładnie to samo co ona tylko mam trochę inne możliwości.
Pan się już nie odzywa więc ja korzystając z okazji
umykam z tej dyskusji, aby pokibicować moim znajomym
walczącym na dystansie głównym
Bieganie z nieco innymi możliwościami
daję tę rzadką przyjemność oglądania ich w biegu.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


dziadekm (2016-03-02,18:28): Fajnie,że wracasz do biegania i do pisania bloga. Pozdrawiam, życiówki przed Tobą....:)
Patriszja11 (2016-03-02,21:22): Dziękuję :-) i mam nadzieję, że wciąż te życiówki przede mną, a nie za mną, chociaż niektóre :-)
Inek (2016-03-03,07:45): Dobrze widzieć Cię Patrycja w tak korzystnej formie, duże brawa!
Mahor (2016-03-03,14:50): Piszesz o swojej 7 kg nadwadze.Paradoksalnie podniosłaś mnie na duchu.Mam podobną nadwagę,maraton tuż tuż i skoro Ty dasz radę o czym jestem przekonany, to co ja nie dam rady schudnąć? Ustrzeliłaś mnie swoim blogiem i już spokojnie trenuję. :-)
Patriszja11 (2016-03-03,20:47): Maćku bardzo się cieszę, że mój wpis jest dla Ciebie motywacją. Myślę, że łatwo jest sobie biegać jak człowiek nie ma żadnych przeszkód w postaci nadwagi czy innych problemów zdrowotnych. Ostatnie zmagania, otworzyły mi oczy na to jaką pracę muszą włożyć ci trochę wolniejsi biegacze. Podziwiam każdego człowieka który wychodzi biegać, aby walczyć ze swoimi słabościami i mozolnie krok po kroku brnie do celu. Wierzę że i Tobie uda się pokonać te 7kg do maratonu mi jeszcze trochę z tego zostało, ale do kwietnia wciąż cały miesiąc. :-)
Patriszja11 (2016-03-03,20:48): Inku Dziękuję :-)
Joseph (2016-03-21,00:18): Długo. Oj długo się czyta Twoje wpisy, jak się tu przez dłuższy czas nie zagląda. Ta historia z ośmiolatką... Przeżyłem coś podobnego. Kilka lat temu biegłem sobie w najlepsze (też z żyłą na czole) w jakimś tam leśnym przełaju. Nawet nieźle mi szło, ale tylko do czasu gdy nie dogoniło mnie pacholę w wieku 12 lat. - Pse Pana, ma pan zegarek? Która godzina? - się mnie zapytało. - Kilometr do mety, tempo takie a takie - wychrypiałem zerkając na Garmina. - Aha, to ja dziękuję - szczyl się grzecznie ukłonił i pogalopował dalej, a ja mogłem tylko powąchać kurz wzbijany przez jego chińskie tenisówki. Także tego... ;)
Patriszja11 (2016-03-30,18:02): Ha ha uśmiałam się :-) :-) :-) A ja myślałam, że tylko mi się takie przygody przytrafiają. Dzieciaki potrafią zaskakiwać :-)







 Ostatnio zalogowani
tytus :)
15:05
FEMINA
15:00
andre 84
14:39
arco75
14:27
biegacz54
13:58
AleCzas
13:34
akaen
13:20
kostekmar
13:19
tomsudako
12:59
stanlej
12:50
Hoffi
12:38
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |