Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
244 / 338


2015-10-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
niedopieszczenie po maratonie (czytano: 2391 razy)

 

Minęły dwa tygle po maratonie, a ja czuję się jak po przerwanym sexie, a w zasadzie, jak w trakcie, jakby mnie ktoś hmmm oderwał ze śliskich objęć.
Pierwsze dni były tym, czego się spodziewałem, czyli powrotem do pionu ze stanu mohera bez laski. Wyszedłem pobiegać dopiero 4 dni po. Na dodatek okazało się, że jednak maraton zebrał swoje żniwo w postaci jednego paznokcia z drugiego palca w lewej nodze... no cóż, nie pierwszyzna.

W ramach walki z osłabionym kręgosłupem postanowiłem przeprosić się z ćwiczeniami "core", które nie wiem czemu i jak, ale "wchodzą" jak ciasto do ust, całkiem znośnie i przyjemnie... no może czasem trochę się trzęsę jak mokra wiewióra na deszczu, jednak co parę dni czuję, jak jest coraz lepiej i lepiej...

Bieganie... tu jest dziwna sprawa.
Zawsze po maratonie jest tak, że jest inaczej.
Kiedyś ledwo chodziłem, żeby po tygodniu wykręcić życiówę w połówce, innym razem przez dwa tygodnie miałem problem, żeby usiąść bez podnosowego chrząkania na obolałe stawy i ścięgna, itp.
Teraz jest jak w reklamie zająca na baterie, który gra wibratora w niemieckim porno. Latam i biegam, niczym wolny elektron.

Tydzień po, w sobotę pobiegłem sobie do lasu, gdzie po 3km leciałem mimowolnie tempem maratońskim, w zasadzie czując się jak na rozgrzewce. Bez niczego wyszedł Drugi Zakres, z lekkim szronem jedynie na czole. Poprawiłem to niedzielnym crossem z mocniejszym kiloskiem przed domem bez jakiegoś wielkiego dyszenia, niczym odkurzacz.

Wtedy sobie przypomniałem to, o czym myślałem przed maratonem... szkoda tych kilku dni, że wszystko się złożyło tak, jak wyszło, bo jednak cel 3h byłby w zasięgu... wolałem jednak o tym za długo nie myśleć, bo co było a nie jest, sialala wiadomo.

Kolejny tydzień, zeszły, był w ogóle jakiś taki... porno. W pracy młyn, niczym w Dniu Świstaka... do tej pory czuję dłoń na swoim czole, głównie od robienia "facepalm", albo od wkurzania się na nawał pracy, który przypominał czasem walkę ze smokiem. Człowiek robi jedno, dostaje drugie, załatwia trzecie, a w międzyczasie pojawia się czwarte i piąte. Spirala i to nie kończąca :>>>

Poniedziałek potraktował bez biegowo - tylko sałning, chociaż słowo "tylko" jest lekko niedopieszczone. W saunie na początku byłem sam, jednak drugie i trzecie wejście było już w obecności niewiast, które dyskutowały z jakimś jeszcze jegomościem odnośnie "Crossfitu". Nie wiem czy tylko ja tak mam, że czuję wzrok na sobie, zresztą moc wzroku jest wielka. Zastanawiające zawsze dla mnie jest to, że lecąc, czy idąc w tłumie, spojrzę się na kogoś z daleka, gdzieś tam... i po chwili ta osoba się odwraca. Nie wiem, może mam coś z Luke Skywalkera? chociaż nie działa to na ładne kobiety, ani na dziewczyny w klubach... cóż, nikt nie jest idealny.
Leżę więc w tej saunie i wysłuchuje jaki ten crossfit jest ciężki z jednej strony, a zarazem z ust niewiast "jaki łatwy i przecież tylko dla kobiet", podnoszę wzrok i widzę wpatrzone oczy całej trójki na mojego wacka. No kierwa... nieważne :P


Wtorek nabuzowany pracowitością wyskoczyłem wieczorkiem na małe odreagowanie.
Wymyśliłem sobie, że zrobię jakiś Threshold, czy tam progówkę, jak zwał, tak zwał. Po 3km depnąłem, a w zasadzie lekko przyspieszyłem, bo prawie te 3km samo wyszły nieco wolniej, niż maraton (pewnie za sprawą, że pierwszy km na tej trasie jest lekko z górki). Kiedy Gremlin mi wskazywał, że lecę poniżej 4:00 pomyślałem sobie, że pewnie jakieś oszczerstwa i kłamliwości go złapały, leciałem więc dalej. A ten nihuhu, nie chciał zwalniać.
Lubie takie sytuacje, bardzo lubie - zjawisko tak zwanej luźnej, kręcącej się łydki :))) Jak jest fajnie, to po co zwalniać? brnąłem więc dalej i było smerfastycznie. Całość 12km, w środku 6km progówka jak nic, tylko tempo o wiele szybsze, niż powinno, tętno jednak odpowiednie.
Takie zjawiskowe bieganie miałem 3-4 lata temu, parę również było około 2 lat temu, jak się szykowałem pod Berlin. Teraz powoli znów zaczynam odczuwać wewnętrzne "good feelings". Cieszy mnie to bardzo.

W środę miałem luzować LB, jednak dałem się namówić na luźne rozbieganie. Prawie 16km po 5:17 na tętnie średnim 128 z górkami po drodze. Jakoś czułem ten wtorek...

Czwartek był kolejnym spontanem. W myślach wciąż miałem, żeby nie szaleć, bo po maratonie... odpoczywać bardziej, niż harcować powinienem... Jednak wydumałem sobie, że zaciągnę siebie na stadion, no i poleciałem. Nie wiem, ale tego, tamtego dnia, stadion był chyba pod władaniem Harrego Pottera, bo biegałem niczym zaczarowany ołówek. Wpadłem na stadion i w zasadzie z lotu od razu depnąłem. Wymyśliłem, że zrobię delikatne tysiaki na przerwie w truchcie na kolejny tysiak, tak sześć serii (6x1000/1000).

Było już lekko ciemnawo, kręciło się niewielu ludzi, jakiś jeden tylko jegomość trzaskał piorunujące czterysetki, w dodatku mnie mijał. Myślałem więc, że nie latam jakoś szybko. Gremlina nie widziałem, bo ręką jakoś tak machałem, a i nowość... po maratonie latam z Gremlinem na prawej ręce.
Pika mi więc zwierzak po dwóch kółkach z kawałkiem (8 tor), że minęło 3:35. Hmmm w pół sekundy dostałem powera, niczym dziadek w reklamie Viagry.
Szok i to spory, spodziewałem się raczej czegoś pod 4:00, a ten mi 3:35 na czuja, bez jakiegoś orania jęzorem.
W trymiga postanowiłem więc zmienić plany i zamiast 6 długich serii, postanowiłem polecieć 5 na krótszej przerwie... i w miarę tak samo szybko.
Byłem ciekaw, jak będę się czuł po trzecim, a w zasadzie w trakcie tego trzeciego, bo zawsze, ale to zawsze jak zaczynałem za szybko tysiaki, to na trzecim doznawałem ściany ;)
Po przetruchtaniu okrążenia pocisnąłem kolejny tysiak w 3:31. Kolejny szok. Kolejne okrążenie truchtu i wio. Trzeci, ten którego oczekiwałem poleciał gładko! w 3:23. Nie wiedziałem o co tutaj chodzi. Czwarty w 3:24 i ostatni postanowiłem już pocisnąć "na szybko" tego dnia. Wyszedł w 3:15 - ten już rzeźbiłem.

Po krótkim truchcie postanowiłem się zawijać, aby nie przedobrzyć ;)

W drodze powrotnej naszła mnie jedna, ciekawa myśl - szkoda, że to w tym roku nie leciałem maratonu we Frankfurcie, zamiast w zeszłym roku. Szkoda, że imprezy się nie zamieniły sobą - Poznań w tym roku i Frankfurt w zeszłym - rocznikami.
Przez chwilę nawet miałem myśl, żeby pobiec w jeszcze jakimś maratonie wkrótce... ale wyluzowałem. Biegnę w Niepodległościowej Dyszce w Wawie i to jest teraz mój główny cel. Oczywiście cel jest jeden - zakręcić się w okolicach życiówy, czyli 38:30cośtam.

Po tym kosmicznym czwartku zrobiłem powtórkę na weekend, czyli w sobotę znowu do lasu, Drugi Zakres, który wyszedł mega szybko... jak i poprawka w niedzielę crossem na Wzgórzach Piastowskich, gdzie również mnie nosiło.


Jakoś za szybko wróciłem na szybkie tory po tym maratonie. Sam już nie wiem co o tym myśleć... ale czuję się nieswojo. Po prostu dawno tak mi się nie biegało. Chyba z trzy-cztery lata temu, kiedy to zaczynałem i rozkręcałem się ze swoim bieganiem. Może to znak, że wyszedłem już z tej cholernej anemii, a może przy okazji jakaś superkompensacja, czy inne cuda jakiejś cichej zakonnicy ;)

Jest fajnie, ale przecież zawsze może być fajniej ;)
Z drugiej strony nakręcam się na tę dychę w Wawie. Trasa już znana sprzed dwóch lat, a i Tusk z ochroniarzami nie będzie biegł (chyba), więc na żadnego BORowika już nie wpadnę, czy fotografa ;)


Szkoda jedynie tego, że już tak szybko robi się ciemno, szczególnie teraz po zmianie czasu (podwójnej zmianie po niedzieli...), chociaż w takiej saunie zawsze lekki półmrok i nastrojowo ;)

Muszę jedynie wymyślić, co tu, kiedy i jak biegać, aby się nie powtarzać.


AAaaaa i czekam na dostępność nowego Gremlina, bo pojawiły się nowe modele :)
w moim obecnym już i tak gwarancja się skończyła, na szczęście działa nadal, ale dawno sobie nic nie kupiłem fajnego z zabawek... buuu ;)

nic, tylko biegać i biegać i biegać...


Aloha
pl


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Joseph (2015-10-28,15:23): Tej, też startuję 11.11 w W-wie :) Wiesz co, tak sobie patrzę na te Twoje tysiączki i myślę, że spokojnie możesz się zakręcić wyżej - co najmniej na łamanie 38:00. Co najmniej...
sz.p.szakal (2015-10-28,17:09): fajne
Mahor (2015-10-28,17:24): Niedopieszczenie odczuwam i rozumie zupełnie inaczej:-)zresztą każdy ma swoje i tego się trzymajmy :-)
snipster (2015-10-28,20:18): Dżozeff, tysiaki w ilości pięciu na jakiejś kompensacji, a zawody na dychę to trochę inna bajka, no ale kto powiedział, że nie może być podobnie, chociaż trochę... ;) pożyjemy zobaczymy ;]
snipster (2015-10-28,20:19): Mahor, o to to tak właśnie ;)
snipster (2015-10-28,20:19): Szakal, a muszę przyznać, że fajnie się biega, fajnie ;)
Bryniok (2015-10-28,20:29): hej ! też czuję niedosyt po Poznaniu... nie wyszło mi jak planowałem. (wyprzedziłeś mnie gdzieś na 25 km) Teraz latam po wsi jak wściekły i przymierzam się do dyszki. Jeśli tysiaki tak ci idą, to można śmiało powalczyć o wynik na poziomie 37" !! powodzenia !!
snipster (2015-10-28,20:41): Brynion, no widzisz, to jednak nie do końca zwariowałem i nie jestem sam ;) o wyniku jakimś konkretnym nie myślę, chociaż 37cośtam by było miłe ;)
sz.p.szakal (2015-10-29,01:59): Fajnie... to opisales , czytałem z zaciekawieniem. Szkoda że nie pociagnales wątka ze sauny.
snipster (2015-10-29,08:32): w saunie... nie, czasem lepiej nie opisywać, bo wychodzi mocny trening psychy, taka niebiegowa jednostka treningowa ;) zresztą kiedyś, dawno temu pisałem o tym :P
Truskawa (2015-10-29,14:04): Ja też tak mam. Za każdym razem inaczej po maratonie. Ale w sumie już dawno straciłam respekt. :)
snipster (2015-10-29,14:45): za każdym razem jest inaczej ;]
pkaczyn (2015-10-30,00:28): Widzimy się 11.11!
snipster (2015-10-30,10:01): Piter, będzie trochę człowieków ;]
żiżi (2015-10-30,22:10): Parę nowości Garmin wypuszcza...mnóstwo dodatkowych funkcji,tak szczerze wykorzystujesz je wszystkie?czy po prostu są tylko dodatkiem samym w sobie w zegarku?
snipster (2015-10-31,09:21): Żiżi, wszystkich funkcji nie, bo się nie da... latam głównie na samopoczucie, jednak lubię mieć obok różne takie parametry, jak chociażby pomiar tętna, a tym bardziej optyczny z ręki, który jest bardzo wygodny i pomocny (taki stosuję od wiosny)... teraz miałbym to wszystko w jednym (235). W 630 z kolei jest parę parametrów, które mogą informować o jakiś anomaliach, szczególnie na dłuższej przestrzeni czasu. Do tego dochodzi dłuższy czas działania baterii, możliwość ładowania w trakcie, powiadomienia z fona - chociaż nie biegam z telefonem, ale na dłuższe wypady może to być pomocne, i przede wszystkim rozmiar i waga. Nie chcę biegać z wielkim i ciężkim żelazkiem na łapie. Te modele akurat podobają mi się, tak samo jak Fenix3, ale ten jest już mega drogi.







 Ostatnio zalogowani
Admin
08:00
Andrzej.
07:54
michu77
07:52
mariuszkurlej1968@gmail.c
07:52
Gapiński Łukasz
07:42
biegacz54
07:30
SonnyDogg
07:28
przemekf20@wp.pl
07:20
bobparis
07:08
przemek300
06:48
Januszz
06:46
jaro109
06:38
piotrhierowski
05:35
s0uthHipHop
23:51
rdz86
23:34
soniksoniks
23:14
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |