Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [58]  PRZYJAC. [323]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
benek
Pamiętnik internetowy
:)

Piotr Bętkowski
Urodzony: 1987-04-25
Miejsce zamieszkania: Warszawa
622 / 631


2015-06-21

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Japońska przygoda biegowa (czytano: 2953 razy)

 

Wyprawa do Japonii była mocno spontaniczna. Promocja linii lotniczych, załatwienie krótkiego urlopu i można było planować wizytę w Tokio. Skoro już były bilety – trzeba było znaleźć tylko jakieś zawody w stolicy Japonii.

Tutaj zaczęły się pierwsze schody bo poszukiwania w Internecie szły średnio. Mało jest stron w języku angielskim, które pomogły by w znalezieniu czegoś interesującego. W języku japońskim znalezienie czegokolwiek jest niemożliwe. W końcu udało nawiązać się kontakt z przedstawicielem międzynarodowego klubu biegowego, któremu dowodził pewien Amerykanin. On pomógł znaleźć małe zawody i w końcu zapisać się na bieg na dystansie 10 km.

Zawody nosiły tytuł – dla początkujących. Niestety Bob (Amerykanin z klubu biegowego) nie był wstanie powiedzieć nam co to oznacza. Czy jest rywalizacja? Czy zakaz jest startu osób z jakimiś czasami? Itp. Wyjazd trochę w ciemno.
Wpisowe wynosiło 3000 Yen plus 500 Yen opłaty dla Japonki, która zapisała do biegu. W przeliczeniu na naszą walutę jest to ok. 130 zł. Do wyboru był też dystans 5 km o 1000 Yen tańszy. Trasa prowadziła w około pałacu cesarskiego w centrum Tokio. 1 pętla – 5 km.

Dzień przed biegiem spotkaliśmy się z Bobem (znanym tylko z korespondencji). Przekazał nam kartki pocztowe, które służyły jako potwierdzenie uiszczenia opłaty startowej i były wysyłane do uczestników. Na kartce były dane biegacza oraz mapka biegu z zaznaczonymi najważniejszymi miejscami. Bieg organizowany był przez jeden z popularnych w Japonii klubów biegacza i miał liczyć 200-300 biegaczy. Spotkanie odbyło się z kawiarni-sklepie-szatni, którą prowadziła firma Mizuno. Takie miejsce spotkań dla biegaczy ze zdrową żywnością, miejscem gdzie można się przebrać i wziąć prysznic i przy okazji niewielki sklep tej firmy.

Start przypadał na ostatni dzień 6 dniowej wizyty w Tokio. Nie odczuwało się już tak bardzo różnicy strefy czasowej. Tradycyjnie w tych rejonach doskwierała wilgotność powietrza. Ciężko to zawsze przekazać w opisach na blogu ale uczucie jest zupełnie inne, ale o tych za chwilę. Większość zawodów w tym kraju odbywa się w miesiącach zimowych z racji lepszej pogody do biegania (grudzień-kwiecień), latem odbywa się zdecydowanie mniej „ważnych” biegów.

Według mapy szybko trafiliśmy w prawidłowe miejsce. Biuro było otwarte tylko 30 minut (8:10-8:40). Start miał się odbyć o 9:30. Przybiegamy i widzimy spore grupy biegaczy i nieco starszych Japończyków w koszulkach „Staff” sugerujących, że są organizatorami. Byliśmy dla nich zaskoczeniem. Do tego trzeba dodać, że wbrew ogólnej opinii mało kto mówi tam po angielsku. Pół słówkami wytłumaczono nam, że biuro ruszy za kilka minut. Padał lekki deszcz więc ukryliśmy się w przyjaźniejszym miejscu w oczekiwaniu na odbiór pakietu wraz z pozostałymi uczestnikami. Gdy ruszył odbiór udaliśmy się do grupy organizatorów z tabliczką 10 km (były jeszcze tabliczki 5 km oraz 15 km). Podajemy kartkę i widzimy zakłopotanie w grupie organizatorów. Po chwili jesteśmy poinformowani, że to nie są te zawody.

- jak nie te? Przecież jest wpisana data, godzina i na mapce podane jest miejsce startu i biura.

- No tak. Ale to nie te zawody.

Hmmm chwila konsternacji. Patrzę na zegarek, a do zamknięcia biura zostało 10 minut. Świetna perspektywa zapłacenia wysokiego wpisowego, przejechania 10000 km i nie wystartowania w zawodach z powodu nieznalezienia biura zawodów. Przypomniała mi się podobna historia ze startu w Dani kilka lat wcześniej.

Na mapce podane było jeszcze jedno miejsce z adnotacją w j. japońskim. Na pytanie co to oznacza – Bobo powiedział, że nic istotnego. Stwierdziliśmy jednak, że może to być biuro zawodów oddalone od nas o ok 800 m. Szybko pobiegliśmy w kierunku biurowców, które wskazane były na mapie. Już z daleka było widać parę osób z numerami przypiętymi na placach i klatce piersiowej. Kilka minut przed planowaną godziną zamknięcia biura trafiliśmy do piwnicy jednego z biurowców, w którym zlokalizowali odbiór pakietów.

Weryfikacja sprawna. W pakiecie numer startowy, woda/izotonik, mapa oraz coś co wskazywało na żel lub magnez. Niewiele jak na wpisowe w wysokości 130 zł. Była też kartka z radami dla biegaczy również po angielsku. „Nie biegnij za szybko”; „Nie grupuj się aby umożliwić wyprzedzanie innym” itp. Ubiór biegaczy również wskazywał, że sporo osób nie ma doświadczenia w zawodach.

Udaliśmy się na start gdzie uczestnicy zgromadzili się na pogawędce oraz rozgrzewce. Wyglądało to tak, że jeden z liderów (organizator) mówił coś do uczestników – Ci słuchali uważnie. Szybko wyjaśniło się, że w miejscu w którym byliśmy chwilę wcześniej w tym samym momencie i o tej samej godzinie odbywa się aż 6 imprez biegowych organizowanych przez dwa niezależne kluby. Były biegi na 5 km, 10 km, 15 km oraz sztafeta 3x5 km. Liczba uczestników wszystkich biegów oscylowała w okolicach 500. Do tego trzeba dodać, że chodnik po którym mieliśmy się ścigać miał szerokość ok 3 m, a jest to jedna z najbardziej popularnych tras treningowych w Tokio więc towarzyszyły nam również grupy treningowe.

Szybko zauważyłem na rozgrzewce Japończyka z 1 numerem startowym, którego sylwetka i ubiór wskazywały, że nieźle biega. Nie wiedziałem na co mnie stać gdyż od Biegu Rzeźnika minęło niewiele ponad tydzień, a ja na treningu zrobiłem tylko 7 km odczuwając jeszcze nogi. Liczyłem, że dostosuje taktykę biegu do sytuacji na trasie.

Punktualnie o godzinie 9:30 (Garmin wskazał 9:30:01) z odliczaniem w języku japońskim ruszyliśmy na dwie pętle trasy. Po deszczu nie było już śladu, temperatura za to zaczęła wzrastać. Pierwszy kilometr biegnę już tylko z wspomnianym zawodnikiem. 3:38. Jest optymalnie i widzę, że zwalniamy. Postanawiam dostosować się do biegacza i mijamy kolejne kilometry 3:48 oraz 3:56. Ciężko było stwierdzić czy ktoś z rywali nas goni bo biegły tłumy ludzi będących na treningu, których mijaliśmy.

Nabrałem pewności siebie, że wygraną mam w kieszeni. Tempo było słabe, a ja już snułem w głowie treści na bloga po powrocie. Kolejny kilometr 3:38 i kolejny najszybciej 3:33. W tym miejscu pożałowałem swoich myśli. Zaczęło się biec bardzo ciężko. Na półmetku zacząłem tracić dystans. Chwyciłem kubek wody ponieważ czułem, że się odwadniam. Uczucie identyczne jak na półmaratonie w Nowej Zelandii. Niby dobrze się biegnie, a czujesz się fatalnie. Postanawiam trzymać się rywala jak długo się da. 6 km – 3:45; 7 km – 3:48 i pogodzony z drugim miejscem nagle zauważam, że zostawiam rywala. Szybka decyzja o próbie ucieczki i na odcinku 100 m zyskuje sporą przewagę. Biegnie mi się bardzo słabo ale w garści trzymam zwycięstwo. 8 km – 3:47 (lekko pod górkę) i długi finisz – 9 km – 3:33 i kończę po 3:22 aby nie stracić zwycięstwa na ostatnich metrach ponieważ nie jestem w stanie kontrolować jak daleko są rywale, a głupio by było jak na finiszu wyskoczyli by.

Na mecie melduje się z wynikiem 36:21, który z perspektywy obserwacji z Polski wydaje się słaby (porównując do mojego startu w Gdyni z tego roku – 33:38). Naprawdę ciężko porównywać wyniki zawodów w innych strefach geograficznych. Przewaga nad kolejnym zawodnikiem wyniosła 33 s. Miejsce trzecie dał wynik 39:54. Poziom zatem nie był zbyt wysoki. Na dystansie 5 km - 1. 17:24; 2. 17:35 , a 3. 18:33.

Wśród kobiet na dystansie 10 km – 1. 41:58, druga była Martyna – 44:58, 3. 47:49. Na dystansie 5 km – 1. 23:33; 2. 23:57, a 3. 26:18.

Otrzymaliśmy plakietki z oznaczeniem miejsca na podium (znana praktyka na zagranicznych biegach – Cypr; Pekin) z informacją udania się do biura zawodów po nagrody. Na mecie wypijam jeszcze 4 l wody. Jestem totalnie odwodniony mimo startu na dystansie tylko 10 km i temperatury w okolicach 22-24 stopni C. Nie wiem jak Suchy pokonał maraton w Azji na wysokim poziomie.

W zamian za plakietkę otrzymaliśmy odżywki niestety Japońskie więc nie mieliśmy pojęcia na co (wydaje mi się, że magnez) oraz saszetkę do biegania. Wartość nagród w cenach sklepowych ok 4000 Yen. Zostały u gospodarza u którego nocowaliśmy.

Był to mój 25 zagraniczny start. Dugi w Azji. Kolejne ciekawe doświadczenie zebrane. Japonia to kraj w którym bieganie jest sportem narodowym. Warto chociaż na chwilę wybrać się tam by zobaczyć to na własne oczy. Sklepy oferują produkty dedykowane na ten rynek pod Japońskie trendy.

Wyjazd ten traktowałem jako rekonesans przed planowanym Tokyo Marathon oraz bieg ultra Mt Fuji (160 km). Mam nadzieję, że zrealizuje te plany w niedalekiej przyszłości.

Moje zawody na Endomondo:
https://www.endomondo.com/workouts/542472978/27364

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Admin (2015-06-23,09:53): Ja chcę to Fudzi judzi 160 km !!







 Ostatnio zalogowani
Fredo
23:33
Henryk W.
22:58
marczy
22:57
Wojciech
22:42
Admin
22:39
Ty-Krys
22:27
wigi
22:10
kubawsw
22:03
Jawi63
21:49
rolkarz
21:46
Rehabilitant
21:44
entony52
21:38
valdano73
21:36
AntonAusTirol
21:24
mar_ek
21:00
conditor
20:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |